TO TYLKO... REALIZACJA UTOPII (plik uniwers.)(cz. 1 i 2)
„NIE” nr 32, 09.08.2001 r.
BĘDZIE JAK W RAJU
(...) A oto szczegóły o owej wymarzonej przyszłości. Za pół wieku będzie nam cholernie ciasno, gdyż ludność świata wciąż rośnie, choć, co może wydawać się dziwne, przyrost naturalny spada. Jak obliczyli eksperci ONZ w ciągu najbliższych 50 lat liczba gąb do wyżywienia zwiększy się o 50%. Teraz żyje na Ziemi 6,1
mld ludzi, w połowie stulecia będzie nas 9,3 mld. Ubogie Indie staną się za 50 lat najludniejszym krajem na świecie. Potroi się populacja 48 najbiedniejszych państw. Liczba mieszkańców Afryki wzrośnie z 800 mln do 2 mld i przewyższy liczbę Europejczyków trzykrotnie.
(...) Niedawno uczeni obliczyli, że w związku ze starzeniem się populacji świata do 2020 r. na chorobę Alzheimera – powoli i systematycznie degenerującą mózg – zachoruje 22 mln ludzi. W roku 2050 na tą chorobę Alzheimera będzie cierpiało już ponad 45 mln osób. Oblicza się, że w roku 2020 AIDS i gruźlica będą głównymi przyczynami zgonów w krajach rozwijających się.
W Rosji liczba chorych na AIDS już w przyszłym roku wzrośnie do 2 mln. W 34 krajach najbardziej dotkniętych tą chorobą w ciągu 5 lat przybędzie jeszcze 15 mln ofiar. Już teraz na świecie wirusem HIV zarażonych jest 36 mln osób. Tylko w 2000 zaraziło się nim 5,4 mln. Do tej pory AIDS zdążył zabić grubo ponad 21 mln. Blisko połowę spośród zarażonych dorosłych stanowią kobiety.
Chorób zakaźnych będzie coraz więcej. W zeszłym roku np. w USA nosicielami żółtaczki zakaźnej typu C było 4 mln ludzi. Na całym świecie w ciągu ostatnich 10 lat żółtaczką zakażonych zostało 170 mln. Co czwarta z tych osób umrze w ciągu najbliższych 20 lat na wywołanego przez tę chorobę raka wątroby.
Na malarię dla odmiany chorych jest 300 mln ludzi. Każdego roku umiera ponad 1 mln. Amerykańska Międzynarodowa Agencja Rozwoju spodziewa się, że w ciągu najbliższych lat w Afryce zachorowania na malarię wzrosną o 20 proc. Pojawiają się nowe odmiany choroby – odporne na stosowne leki.
Kogo nie wykończą zakaźne choroby, tego pogrzebie postępująca w zastraszającym tempie degradacja środowiska naturalnego. Z opublikowanego na początku tego roku raportu ekspertów CIA wynika, że w 2015 r. blisko połowa ludności kuli ziemskiej będzie cierpieć na niedobór wody.
Komisja Europejska z kolei szacuje, że w ciągu najbliższych 11 lat ilość elektrycznych i elektronicznych odpadów znajdujących się na terenie UE sięgnie 12 mln ton. Wysypiska śmieci już przepełnione są elektrozłomem zawierającym substancje szkodliwe dla otoczenia. Kraje uprzemysłowione produkują rocznie przeszło 400 mln ton odpadów toksycznych. Nie da się ich wysłać w kosmos. Około 20 proc. tego syfu wyekspediowano więc do krajów rozwijających się. Do Polski odpady toksyczne trafiają w milionach ton jako surowce do produkcji chemicznej i gdzieś przepadają.
Ludzkość ma też niezłe wyniki w produkcji „zwykłych” śmieci. Każdego roku wytwarzamy ponad 900 mln ton odpadów komunalnych. Specjalizujemy się oczywiście w tworzywach sztucznych, których niewyobrażalne stosy zostawimy po sobie dla przybyszów z innych galaktyk jako dowód osiągniętego przed samozagładą wysokiego poziomu cywilizacji.
Europejska Agencja Środowiska oceniła, że w połowie XXI w. Europa najbardziej będzie nękana właśnie odpadami, kwaśnymi deszczami, smogami w miastach i ociepleniem klimatu. Obliczono, że do 2010 r. emisja gazów cieplarnianych do atmosfery może wzrosnąć o 6 proc. dlatego przypadki występowania raka skóry będą coraz częstsze. Ich kulminacji eksperci spodziewają się w 2055 roku. Natura w ramach zemsty dorzuci też coś od siebie. Największa światowa firma reasekuracyjna Munich Re opublikowała w styczniu zeszłego roku raport, z którego wynika, że rośnie liczba kataklizmów naturalnych na świecie. W ciągu ostatnich
50 lat zwiększyła się czterokrotnie, a spowodowane nią straty finansowe – czternastokrotnie. W latach 50 każdego roku miało miejsce średnio 20 dużych katastrof naturalnych. W latach 90 było ich już ponad 80 rocznie. Główną ich przyczyną jest rozmnażanie się ludności, ale też rozwój gospodarczy terenów zagrożonych katastrofami, wzrost standardu życia oraz to, że wszyscy chcą żyć w miastach. W 1950 roku mieszkało w nich mniej niż 30 proc. populacji globu. W 2000 r. ponad połowa, czyli około 3 mld. ludzi. W 2025 r. mieszczuchy będą stanowiły już 60 proc. populacji. A więc blisko 5 mld. osób.
Połacie ziemi, których nie zdołamy przykryć odpadami i których nie dobiją kataklizmy, zabierze pustynia. Urząd ds. Ochrony Środowiska ONZ ocenił, że pustynnieniem lub erozją zagrożonych jest 3,6 mld. hektarów. To prawie jedna czwarta całej powierzchni lądów. Wizja tej klęski nie dotyczy bynajmniej tylko krajów Trzeciego Świata, ale również 12 proc. powierzchni Europy. Na razie. Zagrożone są tereny na Półwyspie Iberyjskim i wokół Krymu. Eksperci twierdzą, że w XXI w. wzrost temperatur zdewastuje rozległe pasy ziemi w południowych Włoszech i w Grecji. Każdego roku tracimy 5 do 7 mln hektarów ziemi ornej i pastwisk. Degradacja objęła już 40 proc. powierzchni lądów. W Ameryce Środkowej 75 proc., w Afryce 20 proc. w Azji 11 (dane Międzynarodowego Instytutu
Badań nad Polityką Żywnościową opublikowane w maju 2000 r.).
Oprócz rozwoju dziesiątkujących ludność chorób i degradacji środowiska urozmaici nam przyszłość rozwój nauki. Nauczyliśmy się już klonować żywe organizmy. Sklonowaliśmy myszy, owieczkę Dolly i cielęta. Ludzi podobno jeszcze nie klonujemy. Ale to tylko kwestia czasu. W Europie stale wzrastać będzie podaż narkotyków, a szczególnie kokainy. A kokaina rozregulowuje geny. Biotechnolodzy ślęczą w laboratoriach nad hodowaniem ludzkich części zamiennych. Wiedzą już, jak wyhodować skórę, ludzkie chrząstki i kości. Przeszło 3 lata temu na wystawie osiągnięć bioinżynierii w Bostonie pokazano wyhodowaną w laboratorium mysz z ludzkim uchem na grzbiecie. Amerykańscy naukowcy twierdzą, że w XXI w. będą już umieli wytwarzać żywe protezy każdego organu ludzkiego ciała.
Sprawnie nam idzie genetyczne modyfikowanie żarcia. Transgeniczne warzywka są już obecnie na rynku. W supermarketach kupujemy pomidory uzbrojone w obce geny pozwalające opóźniać ich procesy gnilne, importowane owoce, które dłużej się starzeją i ryby, które szybciej rosną. Umiejętność gmerania w genach może być przydatna, zwłaszcza jeśli jakiś gatunek podpadnie nam i zechcemy się go pozbyć. Uczeni z amerykańskiego Uniwersytetu Purdue przeprowadzili
eksperyment na Oryzias latipes – japońskiej rybce akwariowej – i stwierdzili, że organizmy zaopatrzone w ludzki hormon wzrostu w krótkim czasie potrafią doprowadzić do wyginięcia gatunku. Osiągają dojrzałość płciową szybciej niż osobniki, które nie zostały wzbogacone obcym genem. W szybkim tempie przekazują gen wzrostu innym pokoleniom i wkrótce ich gatunek składa się już tylko z ulepszonych osobników... niestety, żyją one krótko. Jeśli takie podrasowane perełki trafią z hodowli do środowiska naturalnego, to po niedługim czasie będziemy mieć gatunek z głowy.
Na razie trzebimy przyrodę tradycyjnymi metodami. W zeszłym roku Międzynarodowa Unia Ochrony Przyrody (IUCN) opublikowała listę 11 tysięcy gatunków zwierząt zagrożonych wyginięciem. Biolodzy alarmują, że z powierzchni ziemi może zniknąć 116 gatunków ssaków naczelnych. Ponad połowa ma szansę nie doczekać połowy XXI wieku. Najbliższych 20 lat mogą nie przeżyć największe małpy świata – goryle górskie z Afryki Centralnej, które obok orangutanów i szympansów są naszymi najbliższymi krewniakami. Co roku unicestwiamy około 30 tysięcy gatunków roślin i zwierząt.
Nauka sprawia też, że postęp technologiczny i automatyzacja powodują zmniejszanie zatrudnienia. Już dziś skarżymy się na bezrobocie. W XXI w. będzie ono stanowiło jeden z największych problemów społecznych.
Nowoczesna technika medyczna uszczęśliwi nas m.in. detektorami emocji oraz mikroczujnikami nadzorującymi pracę najważniejszych narządów i układów organizmu. Chodzi o sprzęt ogólnie dostępny i stosowany w warunkach domowych. Sami będziemy się badać i wsłuchiwać w swój organizm. A każde najmniejsze zachwianie temperatury ciała, częstotliwości oddechu i ciśnienia, z których teraz często nie zdajemy sobie sprawy, będzie przyprawiało nas o zawał serca. Grozi
nam powszechna hipochondria. Dopiero teraz dadzą nam w kość dzieci. W pierwszych dziesięcioleciach tego wieku przewidywane jest nasilenie się przestępczości młodocianych. Powstanie bardzo szeroki margines bezrobotnej młodzieży, której nie stać będzie na kształcenie się. Wszystko to będzie rozgrywało się w naszym
McŚwiecie podporządkowanym zasadom nieuniknionego globalizmu, w którym ogromne ponad narodowe korporacje będą zapewniały nam jednakową dla całego świata modę, przedmioty i usługi. Urzekani propozycjami reklamy, korzystając z niewymagających wysiłku intelektualnego rozrywek będziemy się objadać fastfoodowymi delicjami i głosować na lepszą przyszłość.
Dorota Pardecka
„PRZEGLĄD” nr 36, 05.09.2005 r.
PORTUGALIA W OGNIU
W ciągu trzech lat spłonęło 25% portugalskich lasów. Zdaniem ekspertów, jedynym sposobem uratowania reszty jest upaństwowienie
To było tak, jakbym znowu znalazł się na linii frontu - powiedział mi portugalski dziennikarz, Luis Ramos, którego redakcja wysłała, aby opisał walkę z ogniem w rejonie Serra da Estrela, a który przed laty był korespondentem wojennym w Angoli. - Gdy zaczął zapadać zmrok - opowiadał Luis - zdumieni mieszkańcy kilkunastotysięcznej Mirandy do Corvo niedaleko Coimbry zobaczyli, że słońce zachodzi na wschodzie. Ale szybko zrozumieli, że to łuna nie zachodu, lecz zbliżającego się pożaru lasu, na tle którego czarno rysowały się sylwetki ich domów. Bezradni ludzie patrzyli na beznadziejną bieganinę strażaków, którzy mieli do dyspozycji tyle wody, ile w cysternach ich samochodów. W miejskich wodociągach wody już dawno zabrakło z powodu suszy.
Mieszkańcy Mirandy do Corvo mieli szczęście - gdy na przedmieściach zaczęły płonąć ogrody i domki na działkach, wiatr się odwrócił.
Grozą powiało nawet w Lizbonie i na plażach miast Cascais i Estoril, gdy reklamowane w przewodnikach "niezmiennie błękitne niebo" zasnuły w ostatnich dniach sierpnia czarne dymy płonących lasów.
Bilans na pogorzelisku
Zielone Serra da Estrela, Góry Gwiaździste, rozciągające się od granicy Hiszpanii po uniwersyteckie miasto Coimbra, pokrywa dziś warstwa szarego popiołu. Wyginęły górskie orły i zające. Odtworzenie drzewostanu i roślinności w tej części kraju eksperci obliczają już nie na dziesiątki, lecz na setki lat.
Tegoroczne pożary w Portugalii strawiły 240 tys. ha lasów. To, że straty nie były większe, należy zawdzięczać jedynie ofiarności strażaków i żołnierzy oraz pomocy zagranicznych ekip lotniczej straży pożarnej. 14 osób straciło życie, wśród nich hiszpański lotnik.
Policja portugalska zatrzymała w tym roku ok. 500 osób podejrzanych o umyślne podpalanie lasów, a sprawy 50 skierowała do sądu. Zwłaszcza na atrakcyjnych turystycznie terenach nadmorskich lub takich jak park krajobrazowy Serra da Estrela wypalenie lasu to dobry sposób na ominięcie prawa i przekwalifikowanie gruntu na teren budowlany.
W ubiegłym roku spłonęło 129 tys. portugalskich lasów, a w smutnym, rekordowym roku 2003 - 425 tys. ha. Portugalska organizacja ekologiczna Quercus ocenia, że w ciągu ostatnich trzech lat ogień zniszczył 25% portugalskich lasów. Przeciętnie w ostatnich latach - jak podał lizboński dziennik "Publico" - w Portugalii wybucha co roku 25 tys. pożarów. Według sekretarza generalnego portugalskiej Ligi Ochrony Przyrody, Eugenia Sequeiry, na każde 1000 ha lasów w Portugalii przypada siedmiokrotnie więcej pożarów niż w sąsiedniej Hiszpanii i 20-krotnie więcej niż we Francji.
W Portugalii 93% lasów należy do pół miliona prywatnych właścicieli, z których 5 tys. ma 1/3 wszystkich lasów. To właśnie w prywatnej własności większość miejscowych specjalistów od gospodarki leśnej widzi główną przyczynę nieszczęścia.
Część prywatnych właścicieli eksploatuje lasy - 10% portugalskiego eksportu to papier i masa drzewna - ale mało kto reinwestuje w prowadzenie racjonalnej gospodarki leśnej.
Na miejsce odpornych na ogień, wycinanych bezlitośnie dębów i kasztanów właściciele sadzą sosny i eukaliptusy, które dają szybki przyrost masy drzewnej, ale w czasie suszy palą się jak zapałki. Z powodu procesów, jakie zaszły w rolnictwie po wstąpieniu kraju do Unii Europejskiej, opustoszało wiele gospodarstw, a 80% ludności mieszka dziś na wybrzeżu atlantyckim, gdzie pracę daje sektor turystyczny. Tzw. lasy chłopskie, działki nieprzekraczające 4 ha, ale stanowiące w sumie ponad 55% portugalskich lasów, pozostają właściwie bez gospodarza.
Prywatny teren łowiecki
Prezydent republiki, Jorge Sampaio, wobec rozmiarów klęski przerwał pod koniec sierpnia urlop i zwołał w Lizbonie konferencję prasową, na której, powołując się na raport ekspertów, obciążył odpowiedzialnością za katastrofę narodową prywatnych właścicieli lasów. Często inwestycje w lasy ograniczają oni do ustawienia na ich granicy tabliczek z napisem: "Prywatny teren łowiecki - wstęp wzbroniony".
Sampaio zapowiedział, że wystąpi z inicjatywą uchwalenia ustawy, która będzie zobowiązywała właścicieli do obowiązkowego oczyszczania terenów leśnych z łatwopalnego suszu i prowadzenia wyrębów w celu przerywania masywów leśnych korytarzami przeciwpożarowymi.
Wielu portugalskich ekspertów i stowarzyszenia ochrony przyrody domagają się radykalnej reformy ustawodawstwa dotyczącego terenów leśnych. Twierdzą, że jedynym sposobem uratowania tego, co zostało z ogromnych niegdyś leśnych bogactw kraju, jest przymusowy wykup przez państwo strategicznych obszarów leśnych.
Mirosław Ikonowicz
www.o2.pl | Niedziela [08.02.2009, 17:51] 7 źródeł, 1 wideo
NAJWIĘKSZE W HISTORII POŻARY ZABIŁY JUŻ 108 AUSTRALIJCZYKÓW
Zniszczone są całe miasta.
Najgorsze pożary buszu w historii Australii strawiły już 700 domów.
Obawiamy się, że w pożarach zginęło dużo więcej niż 96 mieszkańców. Ludzie płoną żywcem w samochodach i domach. To prawdziwy horror - mówią policjanci.
Z pożarami walczą tysiące strażaków. Ale jak mówi ich rzecznik, jest wyjątkowo sucho, są wysokie temperatury, a silne wiatry szybko roznoszą ogień.
Nie jesteśmy w stanie ugasić pożarów. Uda się to dopiero, gdy spadnie deszcz - mówią strażacy.
Dodają, że sytuacja jest jeszcze gorsza niż osławiona "środa popielcowa" z 1983 roku, gdy pożary zabiły 75 osób. | G
www.o2.pl | Poniedziałek [29.12.2008, 22:37] 1 źródło
NATURA ZABIŁA W 2008 ROKU 220 TYSIĘCY OSÓB
Katastrofy przyniosły straty rzędu 144 miliardów euro.
Katastrofy naturalne w 2008 roku należały do najbardziej niszczycielskich w skutkach. Mimo że było ich mniej niż w ubiegłym roku (750 - w 2008 i 970 - w 2007), zginęło w nich o wiele więcej osób. Większe były też szkody materialne spowodowane przez huragany, trzęsienia ziemi i powodzie.
Wzrosły także, i to znacząco, sumy wypłaconych odszkodowań z tytułu strat spowodowanych przez katastrofy naturalne. Oszacowano je na 45 miliardów dolarów. | BW
www.o2.pl | Piątek [29.05.2009, 16:05] 1 źródło
GLOBALNE OCIEPLENIE ZABIJA CO ROKU SETKI TYSIĘCY LUDZI
A państwa na całym świecie tracą z tego powodu 125 mld dol. rocznie.
Niekorzystne zmiany klimatu dotykają każdego roku niemal 300 mln ludzi na świecie, a zabijają 300 tys. z nich. To wnioski z pierwszego raportu na temat wpływu zmian klimatu na życie człowieka.
Globalne ocieplenie powoduje wzrost temperatury, powodzie, pożary lasów i wiele innych kataklizmów - stwierdził były sekretarz generalny ONZ Kofi Annan, który przedstawił raport.
Jak twierdzi sytuacja z roku na rok będzie się pogarszać. Według prognoz zmiany klimatu w 2030 roku zabiją 500 tys. osób, a dziesiątki milionów ludzi zostanie bez dachu nad głową. Państwa będą tracić wtedy blisko 600 mld dolarów rocznie.
To duże wyzwanie dla ludzkości. Trzeba działać, by zapobiec katastrofie. Obecnie 500 mln ludzi jest zagrożonych tragicznymi skutkami ocieplania się klimatu - twierdzi Kofi Annan. | JK
„NEWSWEEK” nr 31, 07.08.2005 r.
EUROPEJSKA SAHARA
(...) Z badań prowadzonych w ramach programu "Desert Watch" Europejskiej Agencji Kosmicznej, którego celem jest obserwacja procesu pustynnienia, wynika, że ulega mu europejska część wybrzeża Morza Śródziemnego o powierzchni 300 tysięcy kilometrów kwadratowych (obszar większy niż terytorium Wielkiej Brytanii) zamieszkana przez 16,5 mln ludzi. (...)
Eric Pape; Współpraca: Mike Elkin, Santander; Jacopo Barigazzi, Mediolan
http://www.klimatdlaziemi.pl
* „Do końca wieku połowa Hiszpanii będzie leżeć na Saharze”
* „Wg rządu hiszpańskiego 1/3 kraju może zamienić się w pustynię”
* „ONZ szacuje, że ryzyko zamienienia się w pustynię dotyczy 30-60% terytorium Hiszpanii i 12% terenu Europy” „Straty spowodowane zmianami klimatycznymi we Włoszech szacuje się na 50 mld euro rocznie - oświadczył minister ds. ochrony środowiska Alfonso Pecoraro Skanio”
Opublikowany przez "Independent" raport Centrum Prognoz i Badań Klimatycznych Hadley, działającego przy Biurze Meteorologicznym Wielkiej Brytanii, przewiduje, że pustynie, stanowiące obecnie 3 proc. powierzchni naszej planety, do 2100 zajmą aż 1/3 jej powierzchni.
www.o2.pl / www.sfora.pl | Czwartek [04.02.2010, 14:00]
CZEKA NAS WIELKI GŁÓD. ZA CHLEB ZAPŁACIMY JAK ZA ZŁOTO
Wkrótce nie będzie gdzie uprawiać roślin.
Jeszcze w tym wieku na świecie zabraknie gleb, których jakość gwarantuje plony na poziomie zapewniającym wyżywienie wszystkich ludzi. Naukowcy ostrzegają, że zmiany doprowadzą do drastycznego wzrostu cen jedzenia i globalnego kryzysu żywnościowego - alarmuje "The Daily Telegraph".
Z badań biologów z University of Sydney, zaprezentowanych na międzynarodowej konferencji na temat rolnictwa, wynika, że na wszystkich kontynentach zmniejsza się ilość gleb dobrej jakości.
To efekt przemysłowego rolnictwa, złej polityki rolnej oraz stosowania zbyt wielu środków chemicznych.
Szacuje się, że co roku na świecie ponad 75 mld ton ziemi ulega erozji. Najgorzej jest w Chinach, gdzie gleby niszczone są przez rolnictwo 57 razy szybciej niż są one w stanie się naturalnie regenerować. W Europie 17 razy, a w Ameryce 10 razy szybciej. To oznacza, że za 60 lat nie będziemy mieli gdzie uprawiać roślin - twierdzi prof. John Crawford.
Eksperci twierdzą, że ten proces może zahamować jedynie globalna zmiana myślenia o rolnictwie, tak, aby gleba sama się regenerowała. Chodzi o przywrócenie dawnych zasad, które pozwalały ziemi "odpoczywać" i magazynować cenne mikroelementy. | AJ
„METROPOL” 16.09.2004 r.
3,4 MLD LUDZI BĘDZIE BEZ WODY
ONZ W 2025 roku może zacząć brakować wody kilku miliardom ludzi – ostrzegła wczoraj Organizacja Narodów Zjednoczonych. Za dwadzieścia lat od 2,4 do 3,4 miliarda mieszkańców Ziemi może nie mieć dostatecznego dostępu do wody. Dzisiaj takich ludzi jest pół miliarda. Zagrożenie, jakim jest niedobór wody, potęguje gwałtowny przyrost demograficzny. | PAP
www.o2.pl / www.sfora.pl | Piątek [30.10.2009, 18:26] 3 źródła
MILIONY LUDZI ZABIJA... BIEGUNKA
Zatrucia to prawdziwy morderca.
Ta dolegliwość zabija na świecie co najmniej trzy razy więcej osób niż wcześniej sądzono. Każdego roku umiera z tego powodu 1,1 mln ludzi - twierdzą eksperci WHO.
Z powodu zatruć pokarmowych umierają głównie mieszkańcy Afryki i Azji - powiedział Jorgen Schlundt z WHO.
Wcześniej sadzono, że na biegunkę umiera około 300 tys. osób rocznie.
Główną przyczyną zachorowań jest skażona woda i żywność. | TM
„NEWSWEEK” nr 2, 14.01.2007 r.
POMORZE POD MORZE
Gdańską starówkę woda ma zalać jak Wenecję.
Czeka nas najcieplejszy rok w dziejach – przewiduje Brytyjski Instytut Meteo. Globalne ocieplenie roztapia arktyczne lodowce i woda w morzach wzbiera. Lustro Bałtyku podnosi się o 1,5-3 mm rocznie. Na razie, bo według organizacji ekologicznej WWF do 2080 r. podniesie się aż o 97 cm. To oznacza, że morze wedrze się w głąb polskiego wybrzeża, zajmując obszar 1800 km kw., a 120 tys. ludzi czeka wyprowadzka. Już kilka lat temu polski rząd przyjął program ochrony brzegów morskich. Dokument przewiduje m.in. uzupełnianie plaż piaskiem z dna i budowę falochronów. Na ochronę wybrzeża do 2023 roku budżet państwa przeznaczy 911 mln zł. Według prof. Zbigniewa Pruszaka z Instytutu Budownictwa Wodnego PAN to 18 razy za mało. – Bez większych inwestycji Polska będzie narażona na straty sięgające 90 mld zł – ocenia Pruszak. Urzędy morskie poszukują więc rozwiązań na własną rękę. Jednym z nich jest tzw. waveblock, system ochrony brzegów, montowanych właśnie w okolicach Kołobrzegu. Został opracowany dla polskiego wybrzeża na podstawie konstrukcji chroniących kanadyjskie brzegi Wielkich Jezior, które - podobnie jak Bałtyk - charakteryzują się niewielkimi pływami. Jednak nawet najnowsze metody wzmacniania brzegów mogą nie uratować przed zalewem gdańskiej starówki. – Nikt dotąd nie wymyślił, w jaki sposób skutecznie ochronić całe miasta – mówi dr Wojciech Stępniewski z WWF. Marcin Marczak
Według raportu naukowców z PAN do końca wieku poziom wody w Bałtyku podniesie się od 30 cm do 1 metra. Urzędy morskie już dziś chronią wybrzeże, stosując m.in. system waveblock.
www.o2.pl / www.sfora.pl | Piątek [06.11.2009, 10:30] 1 źródło
POLSCE GROZI MORSKI KATAKLIZM
Co nas może uratować przed wściekłymi sztormami?
Gdyby ostatni sztorm trwał o jeden dzień dłużej, woda zalałaby ul. Długą w Gdańsku i Elbląg. Nawet setki milionów złotych na zabezpieczenie powodziowe Żuław nie wystarczą, by ochronić je przed ekstremalną pogodą. A tej możemy spodziewać się coraz częściej. Ratunkiem są tylko wrota sztormowe - przestrzega "Gazeta Wyborcza".
Ostatni sztorm na Bałtyku był największym jaki odnotowano w historii. Woda z Bałtyku wdarła się do wszystkich przymorskich rzek i zalała nawet obszary uważane dotąd za bezpieczne.
Powodem ekstremalnej pogody i podnoszenia się wód Bałtyku są zmiany klimatu i ruchy tektoniczne w Skandynawii.
Wypiętrzający się brzeg Skandynawii powoduje, że te zwiększone ilości wody morskiej przemieszczają się w przeciwległym kierunku. Na szwedzkim wybrzeżu stoją mola, pod którymi kiedyś była woda, a teraz jest ląd. W Polsce za to w wielu miejscach terenów brzegowych ubywa - mówi dr Marzenna Sztobryn z biura prognoz Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej w Gdyni.
Eksperci nie mają złudzeń: ten proces będzie się nasilał. Tymczasem Polska przygotowuje się tylko do odbudowy zaniedbanej infrastruktury przeciwpowodziowej, a nie stawiania nowych urządzeń.
Żeby zabezpieczyć region przed takim huraganem jak ostatnio, należałoby na wszystkich większych rzekach wpadających do Bałtyku wybudować tzw. wrota sztormowe. Tak jak to zrobili Holendrzy. Wrota to śluzy przy ujściu rzek, otwarte przy ładnej pogodzie, automatycznie zamykane przy sztormie - tłumaczy Halina Czarnecka z Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Gdańsku.
Budowa wrót na jednej tylko rzece to koszt około 50 mln zł. | AJ
„NEWSWEEK” nr 17, 30.04.2006 r., strona 70 ŚWIAT / BAŁKANY
OKRUTNY DUNAJ
Mieszkańcy miejscowości leżących nad Dunajem i jego dopływami nie spodziewali się tego w najczarniejszych snach. Olbrzymia, sięgająca miejscami kilkunastu metrów fala powodziowa przetacza się przez ogromne obszary - od Węgier poprzez Serbię i Rumunię aż po Bułgarię - już drugi raz w ciągu roku. Władze dotkniętych katastrofą krajów robią co mogą, by ratować mieszkańców i ich dobytek, ale dla tysięcy ludzi jedynym ratunkiem jest ucieczka. Straty i koszty walki z żywiołem mogą okazać się równie wysokie jak rok temu (wtedy sama tylko Rumunia straciła 1,5 mld dolarów), co dla ubogich państw bałkańskich jest wielkim ciosem. Niestety na tym nie koniec złych wiadomości: systematyczne wycinki lasów w Karpatach i osuszanie rzecznych rozlewisk w połączeniu z corocznymi już anomaliami pogodowymi to niemal pewna zapowiedź powtórzenia się klęski także w kolejnych latach.
"NEWSWEEK" nr 36, 05.09.2004 r.
PASAŻEROWIE NA GAPĘ
Biologiczni najeźdźcy przemierzają oceany przyczepieni do naszych statków, aby potem dokonać desantu na obcy teren i naruszyć panujący w przyrodzie porządek.
Służby porządkowe są przyzwyczajone do wykonywania niewdzięcznych zadań. Ale gdy na początku tego roku pracownicy techniczni zeszli do maszynowni w hydroelektrowni Sergio Motta na rzece Paraná, ujrzeli - a raczej poczuli - coś niebywałego. Wszystko było pokryte tysiącami zgniłych, wydzielających okropny smród małży Limnoperna fortunei. Ten niewielki, złocisty mięczak bywa niezwykle niebezpieczny, bo bardzo szybko się rozmnaża. Pozostawiony sam sobie w błyskawicznym tempie mógłby więc zatkać rury chłodnicze, powodując przegrzanie turbin, spowodować ogromne szkody i w końcowym efekcie doprowadzić do zamknięcia elektrowni. A przecież Sergio Motta to jeden z najważniejszych producentów energii w regionie, dostarczający prądu dla 60 proc. mieszkańców Sčo Paulo.
Złociste małże Limnoperna fortunei, pochodzące z Azji, to typowy przykład biologicznego najeźdźcy. Gdy pod koniec lat 90. po raz pierwszy pojawiły się u brzegów Brazylii, nikt się nimi nie przejął. Były przecież znacznie mniejsze od małży jadalnych i nie potrafiły nawet pływać. Ale Limnoperna fortunei to niezwykle uparty i wytrzymały gatunek. Mięczaki wpompowywane wraz z wodą do komór balastowych statków towarowych rozmnażają się podczas podróży transoceanicznych, a potem są wyrzucane z komór w odległych portach. Stamtąd dotarcie w głąb lądu jest dla nich dziecinnie proste. Przywierając do statków, małże wdarły się na terytorium Brazylii, Argentyny, Paragwaju i Urugwaju. Rozprzestrzeniają się tak szybko, że z łatwością mogłyby zakłócić łańcuchy pokarmowe jezior, rzek i terenów podmokłych. Mogłyby doprowadzić do wymarcia ryb na łowiskach lub zablokować przepływ wody w oczyszczalniach ścieków.
Wiatr i prądy morskie od dawna pomagały organizmom przenosić się w odległe miejsca na Ziemi. Jednak w ostatnich latach migracja ta nabrała gwałtownego przyspieszenia. Powód: wzmożony handel międzynarodowy i podróże. Według statystyk w ostatnich 50 latach transport morski zwiększył się 10-krotnie. Dziś 90 proc. wszystkich towarów na świecie jest przewożone właśnie tą drogą.
Jednak gwałtowny rozwój transportu morskiego sam w sobie nie stanowi tak dużego problemu, jak zmiany w sposobie balastowania statków. Niegdyś, by zapobiec przechyłom jednostek wypływających na pełne morze, ich ładownie wypełniano skałami, piaskiem lub stalą. W ostatnich latach wszyscy przerzucili się na wodę morską. W porcie załadunku do komór balastowych wpompowuje się wodę, która zostaje wylana dopiero w porcie docelowym. W ten sposób statki stały się biologicznymi końmi trojańskimi: każdego dnia przemycają około 7 tys. gatunków roślin i zwierząt ukrytych w jedenastu miliardach litrów wody balastowej. Międzynarodowa Organizacja Morska, nadzorująca transport morski, jest zdania, że "przewożenie fauny i flory przez statki to jedno z najpoważniejszych zagrożeń dla oceanów".
Taka wymiana gatunków między odległymi kontynentami lub zbiornikami wodnymi może okazać się dobrodziejstwem i przyczynić do zwiększenia światowych zasobów żywności, tak jak to było w przypadku ziemniaka pochodzącego z południowoamerykańskich Andów. Zazwyczaj jednak jest bardzo niebezpieczna i może doprowadzić do znacznego lub całkowitego zniszczenia lokalnych ekosystemów. Na przykład za sprawą mangusty indyjskiej wyginęło 12 gatunków ptaków na Hawajach i w zachodnich Indiach. Racicznica zmienna, małż zamieszkujący Bałtyk, który w latach 90. pojawił się w Wielkich Jeziorach Ameryki, rozprzestrzenił się aż po deltę Missisipi i spowodował straty przemysłu rybnego i turystycznego w wysokości 3,1 mld dol. Meduza Bolinopsis infundibulum, żyjąca w wodach wschodniego wybrzeża obu Ameryk, dotarła w latach 80. do Morza Czarnego, zjadając zooplankton, którym żywiły się dziesiątki gatunków ryb, i rujnując tym samym lokalne rybołówstwo. Stworzenie to dotarło potem do Morza Kaspijskiego, gdzie zagraża jesiotrom. - Egzotyczne szkodniki doprowadziły do wyginięcia 40 proc. gatunków roślin i zwierząt na Ziemi - mówi David Pimentel z Cornell University.
Kontrolowanie "pasażerów na gapę" jest wyjątkowo trudne. Większość tych stworzeń bez problemów pokonuje najlepsze systemy ochrony granicznej. Co roku w portach USA wykrywa się 13 tys. chorób roślin - mimo że kontroluje się zaledwie 2 proc. wszystkich przychodzących ładunków. W krajach rozwijających się, które zajmują się transportem morskim, problem jest jeszcze większy. Dlatego Indie i Brazylia utworzyły specjalne komisje rządowe do spraw wody balastowej. W kwietniu tego roku w Brazylii ruszyła wielka kampania obywatelska, mająca na celu powstrzymanie ekspansji złocistych małży Limnoperna fortunei. Na razie Brazylijczycy nasycają wodę hydroelektrowni chlorem, który zapobiega przywieraniu mięczaków do rur, i zdrapują je z turbin. Ale są to niezwykle kosztowne i czasochłonne procedury, które mogą wpływać niekorzystnie na jakość wody.
Choć większość krajów jest świadoma niebezpieczeństwa, nie ma zgody co do tego, jak mu przeciwdziałać. Statki mogłyby wymieniać wodę balastową po wypłynięciu na pełne morze, gdzie gatunki przybrzeżne nie miałyby szansy na przetrwanie, ale wiązałoby się to z kosztownymi opóźnieniami w transporcie oraz zwiększało ryzyko zatonięcia. Brazylijski koncern paliwowy Petrobras opracował bardzo obiecującą metodę, dzięki której statki mogłyby stopniowo opróżniać swoje zbiorniki balastowe, wymieniając wodę pobraną w porcie na lokalną. Na świecie specjaliści zajmujący się transportem morskim testują różne sposoby oczyszczania wody balastowej: od promieni ultrafioletowych po ozon. Jednak większości tych eksperymentalnych metod nie stosowano jeszcze w praktyce.
Ten brak rozwiązań niepokoi ekologów, cieszy za to co bardziej wytrzymałe zwierzaki, które będą mogły nadal bez trudu przemierzać morza i oceany w poszukiwaniu nowego eldorado.
Mac Margolis
Współpraca: Tom Masland, Sudip Mazumdar, Liat Radcliffe
www.o2.pl | Piątek [17.07.2009, 16:21] 2 źródła
STATKI WYCIECZKOWE ZAGRAŻAJĄ BAŁTYKOWI
Ścieki i odpady zrzucają wprost do morza.
Liczba olbrzymich wycieczkowców, które odwiedzają Morze Bałtyckie wzrasta co roku o 13 procent. Tymczasem tylko dwa porty: w Sztokholmie i Helsinkach, właściwie przygotowane są do ich obsługi - alarmuje portal thelocal.se.
Serwis przedstawia raport przygotowany przez organizację WWF, który ujawnia, że ścieki i odpady statki wycieczkowe najczęściej zrzucają do wody, bo w portach brakuje właściwych instalacji.
Grozi to znacznym pogorszeniem jakości wody w Bałtyku, częstszym występowaniem sinic oraz chorobami ryb i roślin morskich.
W tym roku Morze Bałtyckie odwiedzi ponad 350 dużych statków z turystami. Każda jednostka średnio zawija do sześciu portów - także Gdańska, Gdyni i Świnoujścia. WWF podkreśla, że ruch tych statków wzrasta rocznie o 13 procent, ale nikt nie inwestuje w urządzenia do ich obsługi. | AJ
www.o2.pl | Środa [01.07.2009, 16:28] 5 źródeł
GROŹNE GLONY ZAATAKOWAŁY BAŁTYK
Sprawdź, gdzie się nie wykąpiesz.
Sanepid zamknął większość kąpielisk w Trójmieście. Nie wykąpiemy się w Sopocie, w Gdyni tylko w Babich Dołach i na Oksywiu. W Gdańsku natomiast zamknięte jest kąpielisko w Brzeźnie i Jelitkowie.
Wysoka temperatura i brak wiatru sprzyjają namnażaniu sinic. Tak silne zakwity toksycznych glonów zawdzięczamy też nawozom, które trafiają do Bałtyku - powiedział Marian Piaskowski z gdyńskiego Sanepidu.
Jeśli woda z sinicami dostanie się do ust, może to spowodować nieżyt przewodu pokarmowego i skórne alergie.
Kontakt z glonami jest wyjątkowo niebezpieczny dla dzieci | TM
BĘDZIE JAK W RAJU
(...) A oto szczegóły o owej wymarzonej przyszłości. Za pół wieku będzie nam cholernie ciasno, gdyż ludność świata wciąż rośnie, choć, co może wydawać się dziwne, przyrost naturalny spada. Jak obliczyli eksperci ONZ w ciągu najbliższych 50 lat liczba gąb do wyżywienia zwiększy się o 50%. Teraz żyje na Ziemi 6,1
mld ludzi, w połowie stulecia będzie nas 9,3 mld. Ubogie Indie staną się za 50 lat najludniejszym krajem na świecie. Potroi się populacja 48 najbiedniejszych państw. Liczba mieszkańców Afryki wzrośnie z 800 mln do 2 mld i przewyższy liczbę Europejczyków trzykrotnie.
(...) Niedawno uczeni obliczyli, że w związku ze starzeniem się populacji świata do 2020 r. na chorobę Alzheimera – powoli i systematycznie degenerującą mózg – zachoruje 22 mln ludzi. W roku 2050 na tą chorobę Alzheimera będzie cierpiało już ponad 45 mln osób. Oblicza się, że w roku 2020 AIDS i gruźlica będą głównymi przyczynami zgonów w krajach rozwijających się.
W Rosji liczba chorych na AIDS już w przyszłym roku wzrośnie do 2 mln. W 34 krajach najbardziej dotkniętych tą chorobą w ciągu 5 lat przybędzie jeszcze 15 mln ofiar. Już teraz na świecie wirusem HIV zarażonych jest 36 mln osób. Tylko w 2000 zaraziło się nim 5,4 mln. Do tej pory AIDS zdążył zabić grubo ponad 21 mln. Blisko połowę spośród zarażonych dorosłych stanowią kobiety.
Chorób zakaźnych będzie coraz więcej. W zeszłym roku np. w USA nosicielami żółtaczki zakaźnej typu C było 4 mln ludzi. Na całym świecie w ciągu ostatnich 10 lat żółtaczką zakażonych zostało 170 mln. Co czwarta z tych osób umrze w ciągu najbliższych 20 lat na wywołanego przez tę chorobę raka wątroby.
Na malarię dla odmiany chorych jest 300 mln ludzi. Każdego roku umiera ponad 1 mln. Amerykańska Międzynarodowa Agencja Rozwoju spodziewa się, że w ciągu najbliższych lat w Afryce zachorowania na malarię wzrosną o 20 proc. Pojawiają się nowe odmiany choroby – odporne na stosowne leki.
Kogo nie wykończą zakaźne choroby, tego pogrzebie postępująca w zastraszającym tempie degradacja środowiska naturalnego. Z opublikowanego na początku tego roku raportu ekspertów CIA wynika, że w 2015 r. blisko połowa ludności kuli ziemskiej będzie cierpieć na niedobór wody.
Komisja Europejska z kolei szacuje, że w ciągu najbliższych 11 lat ilość elektrycznych i elektronicznych odpadów znajdujących się na terenie UE sięgnie 12 mln ton. Wysypiska śmieci już przepełnione są elektrozłomem zawierającym substancje szkodliwe dla otoczenia. Kraje uprzemysłowione produkują rocznie przeszło 400 mln ton odpadów toksycznych. Nie da się ich wysłać w kosmos. Około 20 proc. tego syfu wyekspediowano więc do krajów rozwijających się. Do Polski odpady toksyczne trafiają w milionach ton jako surowce do produkcji chemicznej i gdzieś przepadają.
Ludzkość ma też niezłe wyniki w produkcji „zwykłych” śmieci. Każdego roku wytwarzamy ponad 900 mln ton odpadów komunalnych. Specjalizujemy się oczywiście w tworzywach sztucznych, których niewyobrażalne stosy zostawimy po sobie dla przybyszów z innych galaktyk jako dowód osiągniętego przed samozagładą wysokiego poziomu cywilizacji.
Europejska Agencja Środowiska oceniła, że w połowie XXI w. Europa najbardziej będzie nękana właśnie odpadami, kwaśnymi deszczami, smogami w miastach i ociepleniem klimatu. Obliczono, że do 2010 r. emisja gazów cieplarnianych do atmosfery może wzrosnąć o 6 proc. dlatego przypadki występowania raka skóry będą coraz częstsze. Ich kulminacji eksperci spodziewają się w 2055 roku. Natura w ramach zemsty dorzuci też coś od siebie. Największa światowa firma reasekuracyjna Munich Re opublikowała w styczniu zeszłego roku raport, z którego wynika, że rośnie liczba kataklizmów naturalnych na świecie. W ciągu ostatnich
50 lat zwiększyła się czterokrotnie, a spowodowane nią straty finansowe – czternastokrotnie. W latach 50 każdego roku miało miejsce średnio 20 dużych katastrof naturalnych. W latach 90 było ich już ponad 80 rocznie. Główną ich przyczyną jest rozmnażanie się ludności, ale też rozwój gospodarczy terenów zagrożonych katastrofami, wzrost standardu życia oraz to, że wszyscy chcą żyć w miastach. W 1950 roku mieszkało w nich mniej niż 30 proc. populacji globu. W 2000 r. ponad połowa, czyli około 3 mld. ludzi. W 2025 r. mieszczuchy będą stanowiły już 60 proc. populacji. A więc blisko 5 mld. osób.
Połacie ziemi, których nie zdołamy przykryć odpadami i których nie dobiją kataklizmy, zabierze pustynia. Urząd ds. Ochrony Środowiska ONZ ocenił, że pustynnieniem lub erozją zagrożonych jest 3,6 mld. hektarów. To prawie jedna czwarta całej powierzchni lądów. Wizja tej klęski nie dotyczy bynajmniej tylko krajów Trzeciego Świata, ale również 12 proc. powierzchni Europy. Na razie. Zagrożone są tereny na Półwyspie Iberyjskim i wokół Krymu. Eksperci twierdzą, że w XXI w. wzrost temperatur zdewastuje rozległe pasy ziemi w południowych Włoszech i w Grecji. Każdego roku tracimy 5 do 7 mln hektarów ziemi ornej i pastwisk. Degradacja objęła już 40 proc. powierzchni lądów. W Ameryce Środkowej 75 proc., w Afryce 20 proc. w Azji 11 (dane Międzynarodowego Instytutu
Badań nad Polityką Żywnościową opublikowane w maju 2000 r.).
Oprócz rozwoju dziesiątkujących ludność chorób i degradacji środowiska urozmaici nam przyszłość rozwój nauki. Nauczyliśmy się już klonować żywe organizmy. Sklonowaliśmy myszy, owieczkę Dolly i cielęta. Ludzi podobno jeszcze nie klonujemy. Ale to tylko kwestia czasu. W Europie stale wzrastać będzie podaż narkotyków, a szczególnie kokainy. A kokaina rozregulowuje geny. Biotechnolodzy ślęczą w laboratoriach nad hodowaniem ludzkich części zamiennych. Wiedzą już, jak wyhodować skórę, ludzkie chrząstki i kości. Przeszło 3 lata temu na wystawie osiągnięć bioinżynierii w Bostonie pokazano wyhodowaną w laboratorium mysz z ludzkim uchem na grzbiecie. Amerykańscy naukowcy twierdzą, że w XXI w. będą już umieli wytwarzać żywe protezy każdego organu ludzkiego ciała.
Sprawnie nam idzie genetyczne modyfikowanie żarcia. Transgeniczne warzywka są już obecnie na rynku. W supermarketach kupujemy pomidory uzbrojone w obce geny pozwalające opóźniać ich procesy gnilne, importowane owoce, które dłużej się starzeją i ryby, które szybciej rosną. Umiejętność gmerania w genach może być przydatna, zwłaszcza jeśli jakiś gatunek podpadnie nam i zechcemy się go pozbyć. Uczeni z amerykańskiego Uniwersytetu Purdue przeprowadzili
eksperyment na Oryzias latipes – japońskiej rybce akwariowej – i stwierdzili, że organizmy zaopatrzone w ludzki hormon wzrostu w krótkim czasie potrafią doprowadzić do wyginięcia gatunku. Osiągają dojrzałość płciową szybciej niż osobniki, które nie zostały wzbogacone obcym genem. W szybkim tempie przekazują gen wzrostu innym pokoleniom i wkrótce ich gatunek składa się już tylko z ulepszonych osobników... niestety, żyją one krótko. Jeśli takie podrasowane perełki trafią z hodowli do środowiska naturalnego, to po niedługim czasie będziemy mieć gatunek z głowy.
Na razie trzebimy przyrodę tradycyjnymi metodami. W zeszłym roku Międzynarodowa Unia Ochrony Przyrody (IUCN) opublikowała listę 11 tysięcy gatunków zwierząt zagrożonych wyginięciem. Biolodzy alarmują, że z powierzchni ziemi może zniknąć 116 gatunków ssaków naczelnych. Ponad połowa ma szansę nie doczekać połowy XXI wieku. Najbliższych 20 lat mogą nie przeżyć największe małpy świata – goryle górskie z Afryki Centralnej, które obok orangutanów i szympansów są naszymi najbliższymi krewniakami. Co roku unicestwiamy około 30 tysięcy gatunków roślin i zwierząt.
Nauka sprawia też, że postęp technologiczny i automatyzacja powodują zmniejszanie zatrudnienia. Już dziś skarżymy się na bezrobocie. W XXI w. będzie ono stanowiło jeden z największych problemów społecznych.
Nowoczesna technika medyczna uszczęśliwi nas m.in. detektorami emocji oraz mikroczujnikami nadzorującymi pracę najważniejszych narządów i układów organizmu. Chodzi o sprzęt ogólnie dostępny i stosowany w warunkach domowych. Sami będziemy się badać i wsłuchiwać w swój organizm. A każde najmniejsze zachwianie temperatury ciała, częstotliwości oddechu i ciśnienia, z których teraz często nie zdajemy sobie sprawy, będzie przyprawiało nas o zawał serca. Grozi
nam powszechna hipochondria. Dopiero teraz dadzą nam w kość dzieci. W pierwszych dziesięcioleciach tego wieku przewidywane jest nasilenie się przestępczości młodocianych. Powstanie bardzo szeroki margines bezrobotnej młodzieży, której nie stać będzie na kształcenie się. Wszystko to będzie rozgrywało się w naszym
McŚwiecie podporządkowanym zasadom nieuniknionego globalizmu, w którym ogromne ponad narodowe korporacje będą zapewniały nam jednakową dla całego świata modę, przedmioty i usługi. Urzekani propozycjami reklamy, korzystając z niewymagających wysiłku intelektualnego rozrywek będziemy się objadać fastfoodowymi delicjami i głosować na lepszą przyszłość.
Dorota Pardecka
„PRZEGLĄD” nr 36, 05.09.2005 r.
PORTUGALIA W OGNIU
W ciągu trzech lat spłonęło 25% portugalskich lasów. Zdaniem ekspertów, jedynym sposobem uratowania reszty jest upaństwowienie
To było tak, jakbym znowu znalazł się na linii frontu - powiedział mi portugalski dziennikarz, Luis Ramos, którego redakcja wysłała, aby opisał walkę z ogniem w rejonie Serra da Estrela, a który przed laty był korespondentem wojennym w Angoli. - Gdy zaczął zapadać zmrok - opowiadał Luis - zdumieni mieszkańcy kilkunastotysięcznej Mirandy do Corvo niedaleko Coimbry zobaczyli, że słońce zachodzi na wschodzie. Ale szybko zrozumieli, że to łuna nie zachodu, lecz zbliżającego się pożaru lasu, na tle którego czarno rysowały się sylwetki ich domów. Bezradni ludzie patrzyli na beznadziejną bieganinę strażaków, którzy mieli do dyspozycji tyle wody, ile w cysternach ich samochodów. W miejskich wodociągach wody już dawno zabrakło z powodu suszy.
Mieszkańcy Mirandy do Corvo mieli szczęście - gdy na przedmieściach zaczęły płonąć ogrody i domki na działkach, wiatr się odwrócił.
Grozą powiało nawet w Lizbonie i na plażach miast Cascais i Estoril, gdy reklamowane w przewodnikach "niezmiennie błękitne niebo" zasnuły w ostatnich dniach sierpnia czarne dymy płonących lasów.
Bilans na pogorzelisku
Zielone Serra da Estrela, Góry Gwiaździste, rozciągające się od granicy Hiszpanii po uniwersyteckie miasto Coimbra, pokrywa dziś warstwa szarego popiołu. Wyginęły górskie orły i zające. Odtworzenie drzewostanu i roślinności w tej części kraju eksperci obliczają już nie na dziesiątki, lecz na setki lat.
Tegoroczne pożary w Portugalii strawiły 240 tys. ha lasów. To, że straty nie były większe, należy zawdzięczać jedynie ofiarności strażaków i żołnierzy oraz pomocy zagranicznych ekip lotniczej straży pożarnej. 14 osób straciło życie, wśród nich hiszpański lotnik.
Policja portugalska zatrzymała w tym roku ok. 500 osób podejrzanych o umyślne podpalanie lasów, a sprawy 50 skierowała do sądu. Zwłaszcza na atrakcyjnych turystycznie terenach nadmorskich lub takich jak park krajobrazowy Serra da Estrela wypalenie lasu to dobry sposób na ominięcie prawa i przekwalifikowanie gruntu na teren budowlany.
W ubiegłym roku spłonęło 129 tys. portugalskich lasów, a w smutnym, rekordowym roku 2003 - 425 tys. ha. Portugalska organizacja ekologiczna Quercus ocenia, że w ciągu ostatnich trzech lat ogień zniszczył 25% portugalskich lasów. Przeciętnie w ostatnich latach - jak podał lizboński dziennik "Publico" - w Portugalii wybucha co roku 25 tys. pożarów. Według sekretarza generalnego portugalskiej Ligi Ochrony Przyrody, Eugenia Sequeiry, na każde 1000 ha lasów w Portugalii przypada siedmiokrotnie więcej pożarów niż w sąsiedniej Hiszpanii i 20-krotnie więcej niż we Francji.
W Portugalii 93% lasów należy do pół miliona prywatnych właścicieli, z których 5 tys. ma 1/3 wszystkich lasów. To właśnie w prywatnej własności większość miejscowych specjalistów od gospodarki leśnej widzi główną przyczynę nieszczęścia.
Część prywatnych właścicieli eksploatuje lasy - 10% portugalskiego eksportu to papier i masa drzewna - ale mało kto reinwestuje w prowadzenie racjonalnej gospodarki leśnej.
Na miejsce odpornych na ogień, wycinanych bezlitośnie dębów i kasztanów właściciele sadzą sosny i eukaliptusy, które dają szybki przyrost masy drzewnej, ale w czasie suszy palą się jak zapałki. Z powodu procesów, jakie zaszły w rolnictwie po wstąpieniu kraju do Unii Europejskiej, opustoszało wiele gospodarstw, a 80% ludności mieszka dziś na wybrzeżu atlantyckim, gdzie pracę daje sektor turystyczny. Tzw. lasy chłopskie, działki nieprzekraczające 4 ha, ale stanowiące w sumie ponad 55% portugalskich lasów, pozostają właściwie bez gospodarza.
Prywatny teren łowiecki
Prezydent republiki, Jorge Sampaio, wobec rozmiarów klęski przerwał pod koniec sierpnia urlop i zwołał w Lizbonie konferencję prasową, na której, powołując się na raport ekspertów, obciążył odpowiedzialnością za katastrofę narodową prywatnych właścicieli lasów. Często inwestycje w lasy ograniczają oni do ustawienia na ich granicy tabliczek z napisem: "Prywatny teren łowiecki - wstęp wzbroniony".
Sampaio zapowiedział, że wystąpi z inicjatywą uchwalenia ustawy, która będzie zobowiązywała właścicieli do obowiązkowego oczyszczania terenów leśnych z łatwopalnego suszu i prowadzenia wyrębów w celu przerywania masywów leśnych korytarzami przeciwpożarowymi.
Wielu portugalskich ekspertów i stowarzyszenia ochrony przyrody domagają się radykalnej reformy ustawodawstwa dotyczącego terenów leśnych. Twierdzą, że jedynym sposobem uratowania tego, co zostało z ogromnych niegdyś leśnych bogactw kraju, jest przymusowy wykup przez państwo strategicznych obszarów leśnych.
Mirosław Ikonowicz
www.o2.pl | Niedziela [08.02.2009, 17:51] 7 źródeł, 1 wideo
NAJWIĘKSZE W HISTORII POŻARY ZABIŁY JUŻ 108 AUSTRALIJCZYKÓW
Zniszczone są całe miasta.
Najgorsze pożary buszu w historii Australii strawiły już 700 domów.
Obawiamy się, że w pożarach zginęło dużo więcej niż 96 mieszkańców. Ludzie płoną żywcem w samochodach i domach. To prawdziwy horror - mówią policjanci.
Z pożarami walczą tysiące strażaków. Ale jak mówi ich rzecznik, jest wyjątkowo sucho, są wysokie temperatury, a silne wiatry szybko roznoszą ogień.
Nie jesteśmy w stanie ugasić pożarów. Uda się to dopiero, gdy spadnie deszcz - mówią strażacy.
Dodają, że sytuacja jest jeszcze gorsza niż osławiona "środa popielcowa" z 1983 roku, gdy pożary zabiły 75 osób. | G
www.o2.pl | Poniedziałek [29.12.2008, 22:37] 1 źródło
NATURA ZABIŁA W 2008 ROKU 220 TYSIĘCY OSÓB
Katastrofy przyniosły straty rzędu 144 miliardów euro.
Katastrofy naturalne w 2008 roku należały do najbardziej niszczycielskich w skutkach. Mimo że było ich mniej niż w ubiegłym roku (750 - w 2008 i 970 - w 2007), zginęło w nich o wiele więcej osób. Większe były też szkody materialne spowodowane przez huragany, trzęsienia ziemi i powodzie.
Wzrosły także, i to znacząco, sumy wypłaconych odszkodowań z tytułu strat spowodowanych przez katastrofy naturalne. Oszacowano je na 45 miliardów dolarów. | BW
www.o2.pl | Piątek [29.05.2009, 16:05] 1 źródło
GLOBALNE OCIEPLENIE ZABIJA CO ROKU SETKI TYSIĘCY LUDZI
A państwa na całym świecie tracą z tego powodu 125 mld dol. rocznie.
Niekorzystne zmiany klimatu dotykają każdego roku niemal 300 mln ludzi na świecie, a zabijają 300 tys. z nich. To wnioski z pierwszego raportu na temat wpływu zmian klimatu na życie człowieka.
Globalne ocieplenie powoduje wzrost temperatury, powodzie, pożary lasów i wiele innych kataklizmów - stwierdził były sekretarz generalny ONZ Kofi Annan, który przedstawił raport.
Jak twierdzi sytuacja z roku na rok będzie się pogarszać. Według prognoz zmiany klimatu w 2030 roku zabiją 500 tys. osób, a dziesiątki milionów ludzi zostanie bez dachu nad głową. Państwa będą tracić wtedy blisko 600 mld dolarów rocznie.
To duże wyzwanie dla ludzkości. Trzeba działać, by zapobiec katastrofie. Obecnie 500 mln ludzi jest zagrożonych tragicznymi skutkami ocieplania się klimatu - twierdzi Kofi Annan. | JK
„NEWSWEEK” nr 31, 07.08.2005 r.
EUROPEJSKA SAHARA
(...) Z badań prowadzonych w ramach programu "Desert Watch" Europejskiej Agencji Kosmicznej, którego celem jest obserwacja procesu pustynnienia, wynika, że ulega mu europejska część wybrzeża Morza Śródziemnego o powierzchni 300 tysięcy kilometrów kwadratowych (obszar większy niż terytorium Wielkiej Brytanii) zamieszkana przez 16,5 mln ludzi. (...)
Eric Pape; Współpraca: Mike Elkin, Santander; Jacopo Barigazzi, Mediolan
http://www.klimatdlaziemi.pl
* „Do końca wieku połowa Hiszpanii będzie leżeć na Saharze”
* „Wg rządu hiszpańskiego 1/3 kraju może zamienić się w pustynię”
* „ONZ szacuje, że ryzyko zamienienia się w pustynię dotyczy 30-60% terytorium Hiszpanii i 12% terenu Europy” „Straty spowodowane zmianami klimatycznymi we Włoszech szacuje się na 50 mld euro rocznie - oświadczył minister ds. ochrony środowiska Alfonso Pecoraro Skanio”
Opublikowany przez "Independent" raport Centrum Prognoz i Badań Klimatycznych Hadley, działającego przy Biurze Meteorologicznym Wielkiej Brytanii, przewiduje, że pustynie, stanowiące obecnie 3 proc. powierzchni naszej planety, do 2100 zajmą aż 1/3 jej powierzchni.
www.o2.pl / www.sfora.pl | Czwartek [04.02.2010, 14:00]
CZEKA NAS WIELKI GŁÓD. ZA CHLEB ZAPŁACIMY JAK ZA ZŁOTO
Wkrótce nie będzie gdzie uprawiać roślin.
Jeszcze w tym wieku na świecie zabraknie gleb, których jakość gwarantuje plony na poziomie zapewniającym wyżywienie wszystkich ludzi. Naukowcy ostrzegają, że zmiany doprowadzą do drastycznego wzrostu cen jedzenia i globalnego kryzysu żywnościowego - alarmuje "The Daily Telegraph".
Z badań biologów z University of Sydney, zaprezentowanych na międzynarodowej konferencji na temat rolnictwa, wynika, że na wszystkich kontynentach zmniejsza się ilość gleb dobrej jakości.
To efekt przemysłowego rolnictwa, złej polityki rolnej oraz stosowania zbyt wielu środków chemicznych.
Szacuje się, że co roku na świecie ponad 75 mld ton ziemi ulega erozji. Najgorzej jest w Chinach, gdzie gleby niszczone są przez rolnictwo 57 razy szybciej niż są one w stanie się naturalnie regenerować. W Europie 17 razy, a w Ameryce 10 razy szybciej. To oznacza, że za 60 lat nie będziemy mieli gdzie uprawiać roślin - twierdzi prof. John Crawford.
Eksperci twierdzą, że ten proces może zahamować jedynie globalna zmiana myślenia o rolnictwie, tak, aby gleba sama się regenerowała. Chodzi o przywrócenie dawnych zasad, które pozwalały ziemi "odpoczywać" i magazynować cenne mikroelementy. | AJ
„METROPOL” 16.09.2004 r.
3,4 MLD LUDZI BĘDZIE BEZ WODY
ONZ W 2025 roku może zacząć brakować wody kilku miliardom ludzi – ostrzegła wczoraj Organizacja Narodów Zjednoczonych. Za dwadzieścia lat od 2,4 do 3,4 miliarda mieszkańców Ziemi może nie mieć dostatecznego dostępu do wody. Dzisiaj takich ludzi jest pół miliarda. Zagrożenie, jakim jest niedobór wody, potęguje gwałtowny przyrost demograficzny. | PAP
www.o2.pl / www.sfora.pl | Piątek [30.10.2009, 18:26] 3 źródła
MILIONY LUDZI ZABIJA... BIEGUNKA
Zatrucia to prawdziwy morderca.
Ta dolegliwość zabija na świecie co najmniej trzy razy więcej osób niż wcześniej sądzono. Każdego roku umiera z tego powodu 1,1 mln ludzi - twierdzą eksperci WHO.
Z powodu zatruć pokarmowych umierają głównie mieszkańcy Afryki i Azji - powiedział Jorgen Schlundt z WHO.
Wcześniej sadzono, że na biegunkę umiera około 300 tys. osób rocznie.
Główną przyczyną zachorowań jest skażona woda i żywność. | TM
„NEWSWEEK” nr 2, 14.01.2007 r.
POMORZE POD MORZE
Gdańską starówkę woda ma zalać jak Wenecję.
Czeka nas najcieplejszy rok w dziejach – przewiduje Brytyjski Instytut Meteo. Globalne ocieplenie roztapia arktyczne lodowce i woda w morzach wzbiera. Lustro Bałtyku podnosi się o 1,5-3 mm rocznie. Na razie, bo według organizacji ekologicznej WWF do 2080 r. podniesie się aż o 97 cm. To oznacza, że morze wedrze się w głąb polskiego wybrzeża, zajmując obszar 1800 km kw., a 120 tys. ludzi czeka wyprowadzka. Już kilka lat temu polski rząd przyjął program ochrony brzegów morskich. Dokument przewiduje m.in. uzupełnianie plaż piaskiem z dna i budowę falochronów. Na ochronę wybrzeża do 2023 roku budżet państwa przeznaczy 911 mln zł. Według prof. Zbigniewa Pruszaka z Instytutu Budownictwa Wodnego PAN to 18 razy za mało. – Bez większych inwestycji Polska będzie narażona na straty sięgające 90 mld zł – ocenia Pruszak. Urzędy morskie poszukują więc rozwiązań na własną rękę. Jednym z nich jest tzw. waveblock, system ochrony brzegów, montowanych właśnie w okolicach Kołobrzegu. Został opracowany dla polskiego wybrzeża na podstawie konstrukcji chroniących kanadyjskie brzegi Wielkich Jezior, które - podobnie jak Bałtyk - charakteryzują się niewielkimi pływami. Jednak nawet najnowsze metody wzmacniania brzegów mogą nie uratować przed zalewem gdańskiej starówki. – Nikt dotąd nie wymyślił, w jaki sposób skutecznie ochronić całe miasta – mówi dr Wojciech Stępniewski z WWF. Marcin Marczak
Według raportu naukowców z PAN do końca wieku poziom wody w Bałtyku podniesie się od 30 cm do 1 metra. Urzędy morskie już dziś chronią wybrzeże, stosując m.in. system waveblock.
www.o2.pl / www.sfora.pl | Piątek [06.11.2009, 10:30] 1 źródło
POLSCE GROZI MORSKI KATAKLIZM
Co nas może uratować przed wściekłymi sztormami?
Gdyby ostatni sztorm trwał o jeden dzień dłużej, woda zalałaby ul. Długą w Gdańsku i Elbląg. Nawet setki milionów złotych na zabezpieczenie powodziowe Żuław nie wystarczą, by ochronić je przed ekstremalną pogodą. A tej możemy spodziewać się coraz częściej. Ratunkiem są tylko wrota sztormowe - przestrzega "Gazeta Wyborcza".
Ostatni sztorm na Bałtyku był największym jaki odnotowano w historii. Woda z Bałtyku wdarła się do wszystkich przymorskich rzek i zalała nawet obszary uważane dotąd za bezpieczne.
Powodem ekstremalnej pogody i podnoszenia się wód Bałtyku są zmiany klimatu i ruchy tektoniczne w Skandynawii.
Wypiętrzający się brzeg Skandynawii powoduje, że te zwiększone ilości wody morskiej przemieszczają się w przeciwległym kierunku. Na szwedzkim wybrzeżu stoją mola, pod którymi kiedyś była woda, a teraz jest ląd. W Polsce za to w wielu miejscach terenów brzegowych ubywa - mówi dr Marzenna Sztobryn z biura prognoz Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej w Gdyni.
Eksperci nie mają złudzeń: ten proces będzie się nasilał. Tymczasem Polska przygotowuje się tylko do odbudowy zaniedbanej infrastruktury przeciwpowodziowej, a nie stawiania nowych urządzeń.
Żeby zabezpieczyć region przed takim huraganem jak ostatnio, należałoby na wszystkich większych rzekach wpadających do Bałtyku wybudować tzw. wrota sztormowe. Tak jak to zrobili Holendrzy. Wrota to śluzy przy ujściu rzek, otwarte przy ładnej pogodzie, automatycznie zamykane przy sztormie - tłumaczy Halina Czarnecka z Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Gdańsku.
Budowa wrót na jednej tylko rzece to koszt około 50 mln zł. | AJ
„NEWSWEEK” nr 17, 30.04.2006 r., strona 70 ŚWIAT / BAŁKANY
OKRUTNY DUNAJ
Mieszkańcy miejscowości leżących nad Dunajem i jego dopływami nie spodziewali się tego w najczarniejszych snach. Olbrzymia, sięgająca miejscami kilkunastu metrów fala powodziowa przetacza się przez ogromne obszary - od Węgier poprzez Serbię i Rumunię aż po Bułgarię - już drugi raz w ciągu roku. Władze dotkniętych katastrofą krajów robią co mogą, by ratować mieszkańców i ich dobytek, ale dla tysięcy ludzi jedynym ratunkiem jest ucieczka. Straty i koszty walki z żywiołem mogą okazać się równie wysokie jak rok temu (wtedy sama tylko Rumunia straciła 1,5 mld dolarów), co dla ubogich państw bałkańskich jest wielkim ciosem. Niestety na tym nie koniec złych wiadomości: systematyczne wycinki lasów w Karpatach i osuszanie rzecznych rozlewisk w połączeniu z corocznymi już anomaliami pogodowymi to niemal pewna zapowiedź powtórzenia się klęski także w kolejnych latach.
"NEWSWEEK" nr 36, 05.09.2004 r.
PASAŻEROWIE NA GAPĘ
Biologiczni najeźdźcy przemierzają oceany przyczepieni do naszych statków, aby potem dokonać desantu na obcy teren i naruszyć panujący w przyrodzie porządek.
Służby porządkowe są przyzwyczajone do wykonywania niewdzięcznych zadań. Ale gdy na początku tego roku pracownicy techniczni zeszli do maszynowni w hydroelektrowni Sergio Motta na rzece Paraná, ujrzeli - a raczej poczuli - coś niebywałego. Wszystko było pokryte tysiącami zgniłych, wydzielających okropny smród małży Limnoperna fortunei. Ten niewielki, złocisty mięczak bywa niezwykle niebezpieczny, bo bardzo szybko się rozmnaża. Pozostawiony sam sobie w błyskawicznym tempie mógłby więc zatkać rury chłodnicze, powodując przegrzanie turbin, spowodować ogromne szkody i w końcowym efekcie doprowadzić do zamknięcia elektrowni. A przecież Sergio Motta to jeden z najważniejszych producentów energii w regionie, dostarczający prądu dla 60 proc. mieszkańców Sčo Paulo.
Złociste małże Limnoperna fortunei, pochodzące z Azji, to typowy przykład biologicznego najeźdźcy. Gdy pod koniec lat 90. po raz pierwszy pojawiły się u brzegów Brazylii, nikt się nimi nie przejął. Były przecież znacznie mniejsze od małży jadalnych i nie potrafiły nawet pływać. Ale Limnoperna fortunei to niezwykle uparty i wytrzymały gatunek. Mięczaki wpompowywane wraz z wodą do komór balastowych statków towarowych rozmnażają się podczas podróży transoceanicznych, a potem są wyrzucane z komór w odległych portach. Stamtąd dotarcie w głąb lądu jest dla nich dziecinnie proste. Przywierając do statków, małże wdarły się na terytorium Brazylii, Argentyny, Paragwaju i Urugwaju. Rozprzestrzeniają się tak szybko, że z łatwością mogłyby zakłócić łańcuchy pokarmowe jezior, rzek i terenów podmokłych. Mogłyby doprowadzić do wymarcia ryb na łowiskach lub zablokować przepływ wody w oczyszczalniach ścieków.
Wiatr i prądy morskie od dawna pomagały organizmom przenosić się w odległe miejsca na Ziemi. Jednak w ostatnich latach migracja ta nabrała gwałtownego przyspieszenia. Powód: wzmożony handel międzynarodowy i podróże. Według statystyk w ostatnich 50 latach transport morski zwiększył się 10-krotnie. Dziś 90 proc. wszystkich towarów na świecie jest przewożone właśnie tą drogą.
Jednak gwałtowny rozwój transportu morskiego sam w sobie nie stanowi tak dużego problemu, jak zmiany w sposobie balastowania statków. Niegdyś, by zapobiec przechyłom jednostek wypływających na pełne morze, ich ładownie wypełniano skałami, piaskiem lub stalą. W ostatnich latach wszyscy przerzucili się na wodę morską. W porcie załadunku do komór balastowych wpompowuje się wodę, która zostaje wylana dopiero w porcie docelowym. W ten sposób statki stały się biologicznymi końmi trojańskimi: każdego dnia przemycają około 7 tys. gatunków roślin i zwierząt ukrytych w jedenastu miliardach litrów wody balastowej. Międzynarodowa Organizacja Morska, nadzorująca transport morski, jest zdania, że "przewożenie fauny i flory przez statki to jedno z najpoważniejszych zagrożeń dla oceanów".
Taka wymiana gatunków między odległymi kontynentami lub zbiornikami wodnymi może okazać się dobrodziejstwem i przyczynić do zwiększenia światowych zasobów żywności, tak jak to było w przypadku ziemniaka pochodzącego z południowoamerykańskich Andów. Zazwyczaj jednak jest bardzo niebezpieczna i może doprowadzić do znacznego lub całkowitego zniszczenia lokalnych ekosystemów. Na przykład za sprawą mangusty indyjskiej wyginęło 12 gatunków ptaków na Hawajach i w zachodnich Indiach. Racicznica zmienna, małż zamieszkujący Bałtyk, który w latach 90. pojawił się w Wielkich Jeziorach Ameryki, rozprzestrzenił się aż po deltę Missisipi i spowodował straty przemysłu rybnego i turystycznego w wysokości 3,1 mld dol. Meduza Bolinopsis infundibulum, żyjąca w wodach wschodniego wybrzeża obu Ameryk, dotarła w latach 80. do Morza Czarnego, zjadając zooplankton, którym żywiły się dziesiątki gatunków ryb, i rujnując tym samym lokalne rybołówstwo. Stworzenie to dotarło potem do Morza Kaspijskiego, gdzie zagraża jesiotrom. - Egzotyczne szkodniki doprowadziły do wyginięcia 40 proc. gatunków roślin i zwierząt na Ziemi - mówi David Pimentel z Cornell University.
Kontrolowanie "pasażerów na gapę" jest wyjątkowo trudne. Większość tych stworzeń bez problemów pokonuje najlepsze systemy ochrony granicznej. Co roku w portach USA wykrywa się 13 tys. chorób roślin - mimo że kontroluje się zaledwie 2 proc. wszystkich przychodzących ładunków. W krajach rozwijających się, które zajmują się transportem morskim, problem jest jeszcze większy. Dlatego Indie i Brazylia utworzyły specjalne komisje rządowe do spraw wody balastowej. W kwietniu tego roku w Brazylii ruszyła wielka kampania obywatelska, mająca na celu powstrzymanie ekspansji złocistych małży Limnoperna fortunei. Na razie Brazylijczycy nasycają wodę hydroelektrowni chlorem, który zapobiega przywieraniu mięczaków do rur, i zdrapują je z turbin. Ale są to niezwykle kosztowne i czasochłonne procedury, które mogą wpływać niekorzystnie na jakość wody.
Choć większość krajów jest świadoma niebezpieczeństwa, nie ma zgody co do tego, jak mu przeciwdziałać. Statki mogłyby wymieniać wodę balastową po wypłynięciu na pełne morze, gdzie gatunki przybrzeżne nie miałyby szansy na przetrwanie, ale wiązałoby się to z kosztownymi opóźnieniami w transporcie oraz zwiększało ryzyko zatonięcia. Brazylijski koncern paliwowy Petrobras opracował bardzo obiecującą metodę, dzięki której statki mogłyby stopniowo opróżniać swoje zbiorniki balastowe, wymieniając wodę pobraną w porcie na lokalną. Na świecie specjaliści zajmujący się transportem morskim testują różne sposoby oczyszczania wody balastowej: od promieni ultrafioletowych po ozon. Jednak większości tych eksperymentalnych metod nie stosowano jeszcze w praktyce.
Ten brak rozwiązań niepokoi ekologów, cieszy za to co bardziej wytrzymałe zwierzaki, które będą mogły nadal bez trudu przemierzać morza i oceany w poszukiwaniu nowego eldorado.
Mac Margolis
Współpraca: Tom Masland, Sudip Mazumdar, Liat Radcliffe
www.o2.pl | Piątek [17.07.2009, 16:21] 2 źródła
STATKI WYCIECZKOWE ZAGRAŻAJĄ BAŁTYKOWI
Ścieki i odpady zrzucają wprost do morza.
Liczba olbrzymich wycieczkowców, które odwiedzają Morze Bałtyckie wzrasta co roku o 13 procent. Tymczasem tylko dwa porty: w Sztokholmie i Helsinkach, właściwie przygotowane są do ich obsługi - alarmuje portal thelocal.se.
Serwis przedstawia raport przygotowany przez organizację WWF, który ujawnia, że ścieki i odpady statki wycieczkowe najczęściej zrzucają do wody, bo w portach brakuje właściwych instalacji.
Grozi to znacznym pogorszeniem jakości wody w Bałtyku, częstszym występowaniem sinic oraz chorobami ryb i roślin morskich.
W tym roku Morze Bałtyckie odwiedzi ponad 350 dużych statków z turystami. Każda jednostka średnio zawija do sześciu portów - także Gdańska, Gdyni i Świnoujścia. WWF podkreśla, że ruch tych statków wzrasta rocznie o 13 procent, ale nikt nie inwestuje w urządzenia do ich obsługi. | AJ
www.o2.pl | Środa [01.07.2009, 16:28] 5 źródeł
GROŹNE GLONY ZAATAKOWAŁY BAŁTYK
Sprawdź, gdzie się nie wykąpiesz.
Sanepid zamknął większość kąpielisk w Trójmieście. Nie wykąpiemy się w Sopocie, w Gdyni tylko w Babich Dołach i na Oksywiu. W Gdańsku natomiast zamknięte jest kąpielisko w Brzeźnie i Jelitkowie.
Wysoka temperatura i brak wiatru sprzyjają namnażaniu sinic. Tak silne zakwity toksycznych glonów zawdzięczamy też nawozom, które trafiają do Bałtyku - powiedział Marian Piaskowski z gdyńskiego Sanepidu.
Jeśli woda z sinicami dostanie się do ust, może to spowodować nieżyt przewodu pokarmowego i skórne alergie.
Kontakt z glonami jest wyjątkowo niebezpieczny dla dzieci | TM
Ostatnio zmieniony wt cze 22, 2010 4:13 pm przez admin, łącznie zmieniany 2 razy.
Wróć do „POLITYKA/PRAWO/GOSPODARKA”
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 8 gości