www.wolnyswiat.pl

 

 

O KATOLICKIEJ ORGANIZACJI RELIGIJNEJ... (CZ. 2)

 

 

                                                           www.wolnyswiat.pl

 
 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


BEZ DOGMATU” kwartalnik kulturalno-polityczny nr 44, wiosna 2000 r.

O BOGACH UKRZYŻOWANYCH I ZMARTWYCHWSTAŁYCH

Podstawą religii chrześcijańskiej i najważniejszym jej dogmatem jest wiara w ukrzyżowanego i zmartwychwstałego bogą, którym ma być żydowski prorok Jezus Chrystus, ukrzyżowany przez Rzymian w I w. n.e. Ilu chrześcijan wie, że na długo przed Jezusem wierzono w wielu innych ukrzyżowanych i zmartwychwstałych  bogów? 

W swojej  książce Szesnastu Ukrzyżowanych Zbawicieli Świata (The World's Sixteen Crucified Saviors) Kersey Graves dostarcza wielu dowodów na istnienie, jak wskazuje tytuł, co najmniej szesnastu takich bogów, o których teraz kompletnie zapomniano. Zdumiewające jest to, jak wiele można znaleźć podobieństw między historią ukrzyżowanego Chrystusa a tych co najmniej szesnastu przedchrześcijańskich bogów.

Quexalcote, bóg meksykański ukrzyżowany został w 587 r. przed Chrystusem jako ofiara pokutnicza za grzechy  ludzkie. Jak  mówi Graves, dowody na istnienie tego dogmatu są „dobitne, jasne i nie do zatarcia” według jednej wersji, Quexalcote został przybity do krzyża w towarzystwie dwóch złodziei, ukrzyżowanych razem z nim. W rękopisie  azteckim „Codex  Borgianus” opisane jest nie tylko ukrzyżowanie Quexalcote'a, ale również jego wstąpienie do piekieł i zmartwychwstanie  trzeciego  dnia. W innym rękopisie, „Codex Vaticanus”,  wspomniany jest  interesujący fakt, że Quexalcote poczęty został w sposób niepokalany i że jego matka, Chimalman, była dziewicą.

Hesus, bóg  druidów, został ukrzyżowany  ponad osiemset lat przed Chrystusem. Według Godfreya Higginsa, autora książki Druidzi Celtyccy (The Celtic Druids), który przez dwadzieścia lat  studiował  historię  religii, Druidzi  przedstawiali  swego ukrzyżowanego boga w towarzystwie baranka z jednej strony i słonia z drugiej. Słoń, ponieważ był największym znanym zwierzęciem, symbolizował ogrom grzechów świata. Baranek   natomiast, przysłowiowy symbol niewinności, wyrażał niewinność ofiary, jaką był bóg Hesus. I tak o to, twierdzi Graves, powstała koncepcja „Baranka Bożego, który gładzi grzechy świata”, koncepcja, która obecnie kojarzy się tylko z religią chrześcijańską O jej druidzkim pochodzeniu nie wie prawdopodobnie żaden współczesny chrześcijanin. 

Spośród wielu pozostałych  bogów dyskutowanych  w pracy Gravesa, których nie sposób tu opisać, warto wspomnieć  Mitrę, perskiego  boga, ukrzyżowanego około 600 lat  przed  erą chrześcijańską.  Niewielu chrześcijan  wie  obecnie, że Mitra, bóg  perski, był  najbardziej popularnym bogiem w okresie, gdy formowała się i umacniała religia chrześcijańska w Imperium Rzymskim w IV w. naszej ery, i że był on głównym konkurentem boga żydowskiego, Jezusa Chrystusa. Mitra miał  być urodzony 25 grudnia i  podobnie jak Chrystus został ukrzyżowany, aby odkupić grzechy świata. Jest rzeczą znamienną, jak podkreśla Graves, że pisarze chrześcijańscy pisząc o Mitrze  nie wspominają tym, że Mitra został ukrzyżowany. Czyżby obawiali się, że informacja o Mitrze i innych ukrzyżowanych bogach przedchrześcijańskich osłabi wiarę w „jedynego prawdziwego” boga chrześcijańskiego?

Ci chrześcijanie nie chcą przyjąć do wiadomości, że najważniejszy element ich wiary, dogmat o bogu ukrzyżowanym, to częsty motyw wielu innych religii.  Ale  dla  obiektywnego  historyka  religii  dogmat  o  bogu ukrzyżowanym i zmartwychwstałym jest banałem teologicznym, wskazującym na powtarzający się paradygmat w wierzeniach różnych prymitywnych ludów o tym, że żeby było dobrze, trzeba najpierw złożyć ofiarę, czyli często zamęczyć i zamordować kogoś niewinnego. W religii chrześcijańskiej nie ma w ogóle niczego, czego nie można by znaleźć w religiach przedchrześcijańskich.

Kersey Graves, The World's Sixteen Crucified, New York: The Truth Seeker Company, Publishers of Freethough Books, 38 Park Row, wydanie szóste, poprawione i rozszerzone (wyd. pierwsze w 1960 r.).

Kazimierz Dziamka

 

 

                            www.wolnyswiat.pl

 
 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


RELIGIJNOŚĆ.

Czy dyskusja z osobą ogłupioną, zastraszoną, z wypranym mózgiem, z blokadami umysłowymi: nie przyjmująca do wiadomości wyników badać, faktów, wiedzy, logicznych wniosków; umysłem zaprogramowanym na ignorowanie wszystkiego co zaprzecza wpojonym tezom (wypaczone interpretowanie wszystkiego tak, by potwierdzało z góry założone założenie), a więc osobą alogiczną, okaleczoną, upośledzoną psychicznie, w dodatku nie posiadającą, i bojącą się jej, elementarnej akademickiej wiedzy ma sens, może z niej coś rozsądnego wyniknąć...; przecież z góry wiadomo, iż nie będzie żadnych merytorycznych argumentów – bo ich nie ma i być nie może (stąd miliony torturowanych i mordowanych ofiar katolickiej org. religijnej)(dlatego trzeba słuchać tylko to, co mówią specjaliści od spraw wierzeniowych i WIERZYĆ w to co każą, a nie MYŚLEĆ, zdobywać wszechstronną wiedzę,- wiedzieć)

Oto do czego prowadzą religijne brednie - miliony ludzi, przez, łącznie, miliardy godzin, zajmują się bzdurami (wszystko dowodzi że istnieją krasnoludki/Budda/Allah/smok wawelski itp., itd... A co nie dowodzi, też dowodzi...)...! Nie dajcie się ogłupiać!

Ateiści opierają się na wynikach naukowych badań, wiedzy, dedukcji, logice (rachunku prawdopodobieństwa). Tzw. wierzący na instynkcie stadnym, tradycji, podporządkowywaniu się, pozwalaniu na praniu swojego mózgu, tzw. autorytetach (jeszcze większych ogłupiaczach, którzy za zasługi... awansowali), ignorancji (w tym nawet wiedzy o swojej religii).

 

 

„FAKTY I MITY” nr 6, 14.02.2008 r.

10 STWIERDZEŃ BEZBOŻNYCH

1. Stanowczo odrzucasz istnienie tysięcy bogów czczonych przez inne religie, ale czujesz się oburzony, gdy ktoś odrzuca istnienie twojego boga.

 

2. Czujesz się obrażony i odczłowieczony, gdy naukowcy stwierdzają, że człowiek pochodzi od zwierząt, ale nie masz problemu z biblijnym twierdzeniem, że człowiek został stworzony z prochu.

 

3. Śmieszą cię politeiści, ale wierzysz w Boga w trzech osobach.

 

4. Pąsowiejesz, słysząc o okrucieństwach przypisywanych Allachowi, ale nawet okiem nie mrugniesz, słysząc o tym jak to Bóg chrześcijan zabił wszystkie dzieci w Egipcie (Księga Wyjścia) i zarządził wycięcie w pień całych grup etnicznych (Księga Jozuego), włącznie z kobietami, dziećmi i drzewami.

 

5. Śmieszy cię hinduizm, w którym ludzie mogą być bogami, i mity greckie, w których bogowie spali z kobietami, ale wierzysz, że Duch Święty zapłodnił Maryję, która potem urodziła człowieka boga, który został zabity, zmartwychwstał i wstąpił w niebiosa.

 

6. Gotów jesteś spędzić całe życie, szukając małych dziur w naukowych twierdzeniach na temat wieku Ziemi (kilka miliardów lat), ale wierzysz na słowo w daty zapisane przez kilku gości z epoki brązu, co sobie siedzieli w namiocie i wymyślili, że Ziemia ma pewnie dopiero kilka tysięcy lat.

 

7. Wierzysz niezbicie, że cała populacja tej planety, z wyjątkiem tych, którzy wierzą w to samo co ty, będzie smażyć się w piekle po wieki. Mimo to uważasz, że twoja religia jest „tolerancyjna” i „miłosierna”.

 

8. Podczas gdy cała współczesna nauka, historia, geologia, biologia i fizyka nie zdołały cię przekonać, że Boga nie ma, paplanina jakiegoś niedouczonego pacana to wszystko, czego ci potrzeba, żeby uwierzyć w jego istnienie.

 

9. 0,001 proc „wysłuchanych modlitw” to dla ciebie wielka opatrzność boża, a nie przypadek. Uważasz, że modlitwy skutkują.

 

10. Wiesz o Biblii, chrześcijaństwie i historii Kościoła dużo mniej niż agnostycy czy ateiści – a mimo to, to siebie nadal nazywasz się chrześcijaninem.

 

Wyłowił z sieci LK

 

 

W ODPOWIEDZI NA TEZĘ ZAWARTĄ W LIŚCIE CZYTELNIKA („UWAGA, ATEIŚCI!”„FiM” nr 34, 31.08.2006 r.)

ODNOŚNIE OCZYWISTEGO KREACJONIZMU Z UWAGI NA MAŁE PRAWDOPODOBIEŃSTWO... NATURALNEGO PROCESU

NIEKIEDY DOBRYM ORĘŻEM NA TAKIE MYŚLICIELKI... JEST ICH WŁASNA BROŃ

Mam 3 krótkie pytania:

1. Z czego i jak powstał stwórca?

2. Z czego i jak stworzył świat?

3. Jakie jest tego prawdopodobieństwo?

Dodam jeszcze, że stwórca sam ustanowiłby prawa fizyki i warunki zaistnienia życia (więc nie byłoby żadnych ograniczeń, a właśnie ich istnienie dowodzi naturalności więc i przypadkowości procesu). Oprócz tego proszę wziąć pod uwagę, iż w wszechświecie jest co najmniej 200 miliardów galaktyk, a w każdej z nich może być 200 miliardów gwiazd, z których znaczna część jest obiegana przez planety (znaleziono już ich setki, mimo iż można wykryć tylko najbliższe), a wszystko to trwa miliardy lat, więc ilość kombinacji jest niemal nieskończona. A pierwsze formy życia, które pojawiły się ok. 4 mld lat temu, nie miały genetycznie obcych wrogów, stąd mogły być b. prymitywne. Więc proszę nie sugerować się ich obecną złożonością  po milionach (miliardach?) lat ewolucji (początkowy proces ewolucji był minimalny i arcyprosty, w tym możliwe było, gdyż nie było jeszcze barier, niemal dowolne mieszanie się i łączenie organizmów, ich składników, ale z biegiem milionów pokoleń, lat nabrał tempa i wyrafinowania).

 

Z wieloma osobami logiczna dysputa jest stratą czasu, gdyż oni wszystko interpretują tak, by potwierdzało to z góry założoną tezę (np. jeśli ktoś wieży w krasnoludki, to dla niego nadgryziony chleb przez mysz będzie dowodem ich istnienia nawet wtedy gdy tą mysz złapie – bo to tak naprawdę krasnoludek który zamienił się w myszkę (a zdolność do takiej cudownej przemiany dodatkowo zwiększa podziw, uznanie dla krasnoludków i dowodzi ich nadprzyrodzonych możliwości)... Proszę się też zastanowić np. ilu ludzi tysiąc lat temu uwierzyłoby chociaż w 1% współczesnych wynalazków – że będziemy je mieli i w dodatku sami je wymyślimy i zrobimy bez pomocy bóstwa (jak oszacowano by prawdopodobieństwo [Jeśli prawdopodobieństwo jakiegoś zdarzenia oszacowane jest np.: raz na miliard lat, to może się to zdarzyć za chwilę, albo nigdy, albo np. 10 razy – praktycznie.])... Tu większym problemem jest ludzka psychika i jej ograniczenia. I właściwie na tym polu powinna odbywać się dyskusja. – red.

PS

PROSZĘ SIĘ ZASTANOWIĆ.

By kogoś przekonać do oczywistego, logicznego wniosku (że np. 10 + 10 = 20), nie trzeba używać nieznanych, niezrozumiałych, tajemniczo brzmiących wyrażeń, argumentów, teorii, krzyczeć, straszyć, prać mózgu, wywierać stadnych presji, powoływać na tzw. autorytety (jeszcze większych, zasłużonych... ogłupiaczy),  ubierać się w odróżniający, robiący wrażenie strój, stawiać robiących wrażenie budowli itp. Ale jest to konieczne gdy chcemy kogoś przekonać do innego wyniku...

Lub jeszcze inaczej

Wykonujący sztuczki iluzjonista to człowiek – jest to nieprawdopodobne (bo nie wiemy jak je robi, a co niewytłumaczalne oznacza nadprzyrodzone).../to czarodziej – wielce prawdopodobne...

Członkowie katolickiej org. religijnej to zwykli ludzie parający się oszukiwaniem innych dla własnych korzyści – jest to nieprawdopodobne (gdyż mają kontakt, bo tak twierdzą, z bóstwem).../to kapłani – wielce prawdopodobne...

– Oto logika... tzw. wierzących...]

 

 

„FAKTY I MITY” nr 40, 07.10.2004 r. LISTY

BOGA NIE MA

To, że na świecie nie istnieje żaden

Bóg ani nawet filozoficzny absolut

itp., stale udowadniają coraz

to nowe odkrycia naukowe, począwszy

od oświecenia, kiedy odkryto

epokową zasadę zachowania masy

i energii. Z zasady tej wynika niepodważalny

fakt, że wszelka masa

i energia, czyli materia tworząca

nasz świat (i kosmos) „zachowuje

się” w ten sposób, że nigdy i nigdzie

nie zanika ani nigdy i nigdzie

nie powstaje z niczego. Ulega tylko

ciągłym przekształceniom w tworzeniu,

nowych form istnienia zgodnie

z poznaną później teorią ewolucji

i teorią względności w myśl

znanego wzoru E=mc2. Zgodnie

z tym, wszystko, co wokół nas powstaje

i powstało, tak w świecie organicznym,

jak nieorganicznym, powstało

tylko z przekształcenia czegoś,

co istniało już wcześniej, a to

z kolei powstało również z czegoś

wcześniejszego i tak dalej – w nieskończoność.

Nawet tzw. Wielki

Wybuch, który według religijnych

astronomów miał być „początkiem

wszechświata”, nie powstał z niczego,

tylko z materii istniejącej już

przed tym wybuchem, bo nie może

przecież wybuchnąć coś, co jeszcze

nie istnieje.

Otaczający nas kosmos nie ma

więc początku ani końca w bezwzględnej

przestrzeni i czasie, a w

związku z tym nie było tzw. początku

świata, nigdy nie nastąpi też

tzw. koniec świata, którym straszą

ciągle wszystkie religie i sekty.

A skoro kosmos jest nieskończonością,

to jako taki nie mógł być też

nigdy stworzony. Nikt, kto potrafi

logicznie myśleć, nie jest w stanie

wyobrazić sobie, że może być stworzone

coś bez początku i końca

w niekończącej się czasoprzestrzeni.

A jeśli tak, to nigdy też nie istniał

i nie istnieje żaden „Stwórca”,

czyli żaden „Wszechmogący

Bóg” ani żaden inny demiurg.

Czytelnik

 

[Poza tym, że wszechświat, jego czas istnienia i rozmiary wydają się być nieskończone. Z drugiej strony, czy bardziej logiczne by było gdyby nic nie istniało? – red.]

 

 

„POLITYKA” nr 1, 07.01.2006 r.

Steven Pinker, słynny amerykański psycholog, w rozmowie z Anetą Brzezicką i Marcinem Rotkiewiczem

ZAPISANE W MÓZGU

(...) A co z religią? Jak mogła wyewoluować, skoro według pana, nie dawała naszym przodkom korzyści adaptacyjnych?

Religia może być produktem ubocznym umysłu, tzn. takich jego funkcji jak przypisywanie myśli i uczuć innym osobom. Człowiek potrafi wyciągać wnioski na temat stanu umysłów innych ludzi, nawet jeśli nie widzi tych osób. A stąd już tylko mały krok do przypisywania zdolności myślenia rzeczom, które nas otaczają. Ponadto istnieje w nas skłonność do dostrzegania projektu – jeśli patrzymy np. na zegarek, to myślimy, że musiał go zaprojektować i wykonać jakiś konstruktor. Podobnie, gdy patrzymy na przyrodę, jesteśmy skłonni twierdzić, że stanowi ona dzieło jeszcze większego konstruktora. (...)

 

 

NIE MA ABSOLUTNIE ŻADNYCH RACJONALNYCH ARGUMENTÓW PRZEMAWIAJĄCYCH ZA ISTNIENIEM JAKIEGOKOLWIEK BÓSTWA, A WRĘCZ PRZECIWNIE; ŻADEN SAMOZWAŃCZY POŚREDNIK... NIE JEST W STANIE W ŻADEN RACJONALNY SPOSÓB UDOWODNIĆ ISTNIENIE JAKIEGOKOLWIEK BÓSTWA/SWOJE POŚREDNICTWO (ICH WYMYSŁY NICZYM SIĘ NIE RÓŻNIĄ OD BAJEK DLA DZIECI, POZA SKUTKAMI...!!!) WIĘC NA JAKIEJ PODSTAWIE DZIAŁAJĄ (CZY POWINNO SIĘ STOSOWAĆ JAKĄŚ SUBSTANCJĘ JAKO LEK SKORO NIEMOŻNA UDOWODNIĆ ŻE LECZY (WIĘC MOŻE SZKODZIĆ...))??!!... DLATEGO CZŁONKOWIE ORG. RELIGIJNYCH NAKŁANIAJĄ DO UWIERZENIA W TO, CO IM JEST NA RĘKĘ... – BO OD KIEDY TO LUDZIE TROSZCZĄ SIĘ O INNYCH?/OD KIEDY POMAGANIE, SŁUŻENIE POLEGA NA UZALEŻNIANIU OD WYMYSŁÓW, WYŁUDZANIU MILIARDÓW ZŁ ITP. (...)?!... (DLACZEGO INNYM ZALECAJĄ ZAWIERZANIE, A SAMI ZAJMUJĄ SIĘ WYŁUDZANIEM...).

PROSZĘ OCENIĆ TO, CO ONI ROBIĄ, DO CZEGO SIĘ PRZYCZYNIAJĄ, A NIE TO, CO DEKLARUJĄ, NA CO SIĘ POWOŁUJĄ.

GENEZA TZW. RELIGIJNOŚCI – OSTATECZNE ROZSTRZYGNIĘCIE

Czy osoby religijne dochodzą do swego stanu drogą dedukcji, czy też jest to naśladownictwo otoczenia – jaki kraj, region taka religia – wyznawcy... Czy tzw. wierzący (np. rolnicy) nie orzą, nie sieją, nie zbierają i nie dbają o jak najwyższą cenę swoich plonów, tylko czekają na kaszkę z nieba...; nie chodzą do lekarzy, nie biorą leków tylko zawierzają bóstwom – przyjmując z pokorą „karę boską”...; nie procesują się w sądach, nie dokonują samosądów i zdają się na osąd i ew. karę, sprawiedliwość boską (podobnie religijni terroryści)...; gdy wybuchnie pożar, nastąpi powódź itp. przyglądają się z pokorą i nie walczą z skutkami „kary boskiej”...; swoje mienie nie zamykają na 3 spusty i nie proszą jeszcze sąsiadów o doglądnięcie, zostawiając je pod boską opieką...; czy tacy uczniowie, uczestnicy kursów itp. ciężko nie wkuwają tylko czekają co bóg ześle...; kandydaci na prestiżowe, dochodowe stanowiska nie walczą o nie zaciekle posługując się niemal wszelkimi... metodami, tylko cierpliwie czekają na interwencję boską...; czy członkowie kor nie agitują za kandydatami na ważne funkcje, na rzecz partii i zawierzają w tej materii działaniom bóstwa...; nie fałszują wyników wyborów (np. stawiając dodatkowe krzyżyki... na kartach do głosowania co powoduje iż głos staje się nieważny) i zdają się na działanie bóstwa (czy to bezpośrednio na umysły głosujących czy też w urnie do głosowania)...; nie wykazują się egoizmem, pazernością zdając się na to, co bóg da...; kor w średniowieczu nie mieczem i ogniem dbała o swoje interesy, tylko zdawała się w tej sprawie na bóstwo...; nie popełniają przestępstw, grzechów, w obawie przed karą boską, w nadziei na nagrodę w niebie...; itp., itd... – Czy oni wszyscy nie wykazują się codzienną aktywnością  i czekają na to, co bóg da...

* „FAKTY I MITY” nr 15, 19.04.2007 r.: Według sondażu przeprowadzonego przez „Newsweek”, zaledwie 18,6 proc. polskich katolików zna dziesięć przykazań Bożych.

I co z tego? Ważne, że większość daje na tacę i kocha papieża.

„FAKTY I MITY” nr 30, 02.08.2007 r.: Na 90 procent katolików tylko ok. 2 procent zna katolickie credo i prawdy własnej wiary.

"FAKTY I MITY" nr 31, 09.09.2007 r.: Niemal 72 procent respondentów CBOS opowiada się za nauką religii w szkołach publicznych. Żadnej religii w szkole nie życzy sobie 24 procent Polaków (4 proc. nie ma zdania). Komentatorzy mediów nie kryli zdumienia: „Aż tak wysoki odsetek?!”.

Odpowiadamy: Oto przykład klerykalnej manipulacji! Otóż nikt nie dodał, że – według tego samiutkiego sondażu – 57 procent spośród rzeczonych 72 proc. chce, aby w szkole na tzw. religii uczyć o... różnych religiach i wyznaniach. Wyraźnie zaznaczyli, że nie chcą religii katolickiej, tylko religioznawstwa! W kraju, gdzie 92,2 proc. obywateli deklaruje się jako katolicy, zaledwie 20 procent godzi się na własną religię w szkole! To świadczy o totalnej porażce Kościoła, którą usłużne media przekuły w zwycięstwo.

– Czyli w ten sposób SIĘ DEMASKUJĄ – UDOWADNIAJĄ, IŻ ŻADNYMI WIERZĄCYMI W BZDURY I WYMYSŁY NIE SĄ, ale za to podporządkowani systemowi i owszem.

 

WIĘC CO TO WSZYSTKO ZNACZY?

Ano odpowiedzi się już Państwo domyślają: tak naprawdę to tylko gra, w której, na szczęście, najczęściej wygrywa rozsądek.

Otóż większa część społeczeństwa ma silnie wyrobiony instynkt stadny, czego skutkiem jest podporządkowywanie się innym (czy mają rację czy nie), a szczególnie stojącym wyżej w hierarchii, przywódcy, zaistniałej sytuacji, systemowi by być zaakceptowanym, zminimalizować ryzyko agresji ze strony grupy, by można było liczyć na wsparcie, pomoc, obronę, a ceną jest podporządkowanie się zasadom, regułom które w niej obowiązują, w tym uznanie hierarchii, zajmowanych pozycji, rytuałom, zwyczajom itp., a nie racjonalnym argumentom, działaniom. Co skutkuje m.in. tłumieniem racjonalnego, samodzielnego a przynajmniej głośnego myślenia, jeśli miałoby to takiej osobie zaszkodzić bo naruszałoby zastany układ – interesy stojących wyżej w hierarchii, mocniejszych. Więc wybiera się mniejsze... zło, prostsze rozwiązanie... Daje też to szanse na wykorzystanie zastanej sytuacji przez nielicznych ale z większości, która na te przywileje, luksusy, uprzywilejowanych, pracuje i ponosi inne negatywne skutki; stąd te obnoszenie się ze swoją religijnością, takie publiczne deklaracje...

Skutkiem ślepego podporządkowania - jako zawór bezpieczeństwa, by zmniejszyć stres z tym związany, by być bardziej wiarygodnym – by nie budzić podejrzeń iż można stanowić zagrożenie dla stojących wyżej w hierarchii - jest tłumienie w sobie analizowania podstaw funkcjonowania układu (deklaruje się, powtarza bezmyślnie to, co inni, w tym co chcą usłyszeć), by nie rozbudzać ew. postawy buntownika (bluźniercy, odszczepieńca, odmieńca, zakały, czarnej owcy itp.) za co może spotkać kara – zarówno ze strony hierarchii jak i współczłonków, liczących na nagrodę ze strony przywódców w obronie interesów których stanęli; dorabianie do tego tłumaczącej to emocjonalnej, argumentacji, ideologii. – Stąd tak ogromna część ludzkości myśli emocjonalnie. W takiej sytuacji warunkiem bezpieczeństwa jest postępowanie emocjonalne, czemu sprzyja, ułatwia je, takie myślenie (które jest w takich warunkach prowokowane); okazywania posłuszeństwa, zaangażowania w to, co mówią, każą stojący wyżej w hierarchii – upewniając ich, iż nie tylko nie stanowimy dla nich, ich pozycji, zagrożenia ale mało tego umacniamy ją, co stanowi podstawę awansu, polepszenia z kolei swojej własnej sytuacji, w tym zmniejszając zagrożenie dla swojej osoby ze strony osobników będących, wówczas, na niższej pozycji.

Stąd te totalne absurdy religijne, niemal wszelkie działania tzw. przywódców religijnych spotykają się z pełną aprobatą, poparciem (nikt nie chce zginąć, a niektórzy chcą awansować...). Poza tym większość ludzi jest niedoskonała, łatwo ulega pokusom, w tym możliwości wykorzystywania, degeneruje się, jest ułomna intelektualnie, leniwa, nieatrakcyjna fizycznie, więc jedyną ich szansą polepszenia swojego bytu (awansu) jest działanie na takiej emocjonalnej płaszczyźnie, gdzie intelekt (i inne atrybuty) są wadą bo prowokują buntownicze zachowania co powoduje kary, degradację, wykluczenie, a poza tym i tak takich atrybutów nie posiadają. Dlatego osoby ułomne dbają o swój interes, a pozostałych (buntowników, atakujących przenajświętsza, podważających jedynie słusznych przywódców (no przecież jeśli ktoś przewodzi stadu to wszystko co mówi, robi i każe jest jedynie słuszne i mądre...)) eliminują.

Taka sytuacja powoduje więc prosperitę ludzi ułomnych intelektualnie, etycznie, fizycznie, z szeregami wad, a pogrążanie jednostek wybitnych (czyli odbywa się, w ten sposób, selekcja negatywna).

Generalnie bilans jakości życia, w tym ekonomiczny, krajów religijnych względem normalnych jest ujemny, bo m.in. nie rozwija się, nie wykorzystuje znacznej części potencjału tkwiącego w społeczeństwie; działalność religijna pochłania mnóstwo środków i zaangażowania (jest to też raj dla homoseksualistów i pedofilów).

 

Tzw. wierzący różnią się od tzw. niewierzących tak naprawdę tylko fałszywą, acz nieuświadomioną, deklaracją religijności – wiary w religijne wymysły (oczywiście są też świadomie udający religijnych – też dobry sposób...).

Złamać to zjawisko - w tym emocjonalnym świecie - może więc praktycznie tylko silna grupa, osoby mające duży autorytet – z którymi publiczne utożsamianie się nie będzie wiązało się z zagrożeniem (można to osiągnąć mając do dyspozycji odważne, rzetelne, niezależne media...).

 

Instynkt stadny powoduje wytłumienie zdolności do racjonalnego myślenia na rzecz emocjonalnego; naśladownictwo, a więc powielanie zachowań większości; słuchanie najsilniejszego – mającego największe poważanie osobnika i jego przybocznych.

 

Jak silny jest instynkt naśladownictwa (stadny) niech świadczy fakt, iż decydujący się na zażywanie np. tn, narkotyków, alkoholu wiedzą do czego to prowadzi - uzależnienia, chorób, sporych wydatków, a niekiedy nawet śmierci - a mimo to decydują się na to...! By temu nie ulec trzeba by myśleć logicznie, racjonalnie – a więc często wbrew stadnym regułom (...).

 

NIEKTÓRE, BO EGOISTYCZNE, KRÓTKOWZROCZNE GENY POBUDZAJĄ DO DOMINACJI NIEKTÓRYCH OSOBNIKÓW KOSZTEM INNYCH PRZEDSTAWICIELI WŁASNEGO GATUNKU, A W EFEKCIE NAWET CAŁEJ POPULACJI – CZYLI WBREW JEGO INTERESOWI!

Religia (b. bezpieczne i skuteczne oszukiwanie i wykorzystywanie/wymuszanie podporządkowania, udawania wiary, w tym w pośredników od bóstwa/bóstw), oprócz agresji (religia stanowi jej pretekst-usprawiedliwienie), to kolejna, a często łącznie, szansa na awans społeczny, lepsze życie dla tych mniej obdarzonych przez naturę (bo jak inaczej mieliby to osiągnąć?), którym bez tego żyłoby się znacznie gorzej – to sposób na zdystansowanie, eliminację: inteligentniejszych, zdolniejszych, atrakcyjniejszych, wartościowszych – konkurentów, którzy mogliby obnażyć niedostatki przywódców, ich popleczników - systemu, jego destrukcyjne skutki - i ich zdetronizować. Trzeba wziąć tu pod uwagę wpływ genów – które motywują, wywierają presję, na własne powodzenie ich nosiciela kosztem innych. Stąd takie antyspołeczne działania!

 

 

Od kiedy to niedoinformowanie, w tym unikanie wiarygodnych źródeł informacji, nie przyjmowanie ich do wiadomości, słuchanie bzdur, kłamstw, wymysłów i bredni; serwujących je oszustów; podporządkowywanie się ogłupiającym, wyzyskującym, pogrążającym org. religijnym, bezmyślne uleganie instynktowi stadnemu i wynikła stąd religijność zasługuje na szacunek?! Tylko w chorym, wyznaniowym państwie – opanowanym przez org. religijną!

 

 

Ø       RELIGIJNOŚĆ.

Czy dyskusja z osobą ogłupioną, zastraszoną, z wypranym mózgiem, z blokadami umysłowymi: nie przyjmująca do wiadomości wyników badać, faktów, wiedzy, logicznych wniosków; umysłem zaprogramowanym na ignorowanie wszystkiego co zaprzecza wpojonym tezom (wypaczone interpretowanie wszystkiego tak, by z góry potwierdzało założenie), a więc osobą alogiczną, okaleczoną, upośledzoną psychicznie, w dodatku nie posiadającą, i bojącą się jej, elementarnej akademickiej wiedzy ma sens, może z niej coś rozsądnego wyniknąć...; przecież z góry wiadomo, iż nie będzie żadnych merytorycznych argumentów – bo ich nie ma i być nie może (stąd miliony torturowanych i mordowanych ofiar katolickiej org. religijnej)(dlatego trzeba słuchać tylko to, co mówią specjaliści od spraw wierzeniowych i WIERZYĆ w to co każą, a nie MYŚLEĆ, zdobywać wszechstronną wiedzę,- wiedzieć).

Oto, do czego prowadzą religijne brednie – miliony ludzi, przez, łącznie, miliardy godzin, zajmują się bzdurami (wszystko dowodzi że istnieją krasnoludki/Budda/Allah/smok wawelski itp., itd... A co nie dowodzi, też dowodzi...)...! Nie dajcie się ogłupiać!

Ateiści opierają się na wynikach naukowych badań, wiedzy, dedukcji, logice (rachunku prawdopodobieństwa). Tzw. wierzący na instynkcie stadnym, tradycji, podporządkowywaniu się, pozwalaniu na praniu swojego mózgu, tzw. autorytetach (jeszcze większych ogłupiaczach, którzy, za zasługi..,. awansowali), ignorancji (w tym nawet wiedzy o swojej religii); Ateizm jest prospołeczny. Religijność – antyludzka, antyspołeczna, bo przyczynia się do ciemnoty, nietolerancji, nienawiści, agresji, biedy, nieszczęść; podporządkowywania sobie i wykorzystywania ludzi, społeczeństw, państw przez kasty pasożytów, ludzi wypaczonych nikczemnych; ogłupionych.

Więc dlaczego propaguje się, chroni tzw. uczucia religijne, zamiast promować ateizm – czyli rozwój rozumu, myślenie, wiedzę; rozsądek, działania prospołeczne, proludzkie, by sprzyjać rozwojowi? Dlatego, że na ateizmie nie da się tak łatwo, krótkowzrocznie, egoistycznie, bezkarnie i szybko zarobić; dlatego, że ludzkość, generalnie, myśli i postępuje emocjonalnie, a nie racjonalnie (nawet, oprócz, że nie rozumie, to boi się racjonalizmu, zamiast obecnej sytuacji...); dlatego, że ludzkość nie jest odpowiednio edukowana, więc nie ma nawet wyrobionych odpowiednich zdolności, odpowiedniego potencjału, więc jest podatna na działania emocjonalne, stadne, co jest jak najbardziej wykorzystywane przez ludzi, którzy powinni być na marginesie, a nie piedestale.

 

"FAKTY I MITY" nr 27, 10.07.2008 r.: No i jeszcze jeden kłopot - nigdy nie słyszałem, aby problemy z diabłem mieli ludzie niewierzący. Oni nie bywają opętani ani dręczeni. Diabelskie tortury i pułapki męczą zawsze ludzi w jakimś stopniu religijnych. Ale się narobiło...

Marek Krak

 

„FAKTY I MITY” nr 26, 03.07.2008 r.: Z licznych sondaży przeprowadzonych wśród pensjonariuszy zakładów karnych w RParafialnej wynika, że są to w 99,9 procentach katolicy.

[Dziękujemy Ci nieomylny Ojcze Święty, Nauczycielu ludzkości, moralny Autorytecie, duchowy Przywódco itp., itd.; Kościołowi za umoralnianie społeczeństwa; politykom, państwowym urzędnikom itp. za pasienie naszymi pieniędzmi pasterzy; środkom przekazu za szerzenie katolickiej ideologii; itp. (Unia Europejska, Świat, oprócz podziwu, chyba pękają z zazdrości...) – red.]

 

„FAKTY I MITY” nr 25, 06.2008 r. ŻYCIE PO RELIGII

CO DLA IDIOTÓW?

(...) im bardziej człowiek jest inteligentny, tym mniej wierzący. (...) wśród członków elitarnego Royal Society zaledwie 3,5 proc. uczonych wierzy w Boga, podczas gdy brytyjska średnia to 68,5 proc. wierzących. Podobnie jest w USA, gdzie zaledwie 7 proc. członków Amerykańskiej Narodowej Akademii Nauk to ludzie wierzący. (...)

Marek Krak

 

 

„FAKTY I MITY” nr 6, 14.02.2008 r.

10 STWIERDZEŃ BEZBOŻNYCH

1. Stanowczo odrzucasz istnienie tysięcy bogów czczonych przez inne religie, ale czujesz się oburzony, gdy ktoś odrzuca istnienie twojego boga.

 

2. Czujesz się obrażony i odczłowieczony, gdy naukowcy stwierdzają, że człowiek pochodzi od zwierząt, ale nie masz problemu z biblijnym twierdzeniem, że człowiek został stworzony z prochu.

 

3. Śmieszą cię politeiści, ale wierzysz w Boga w trzech osobach.

 

4. Pąsowiejesz, słysząc o okrucieństwach przypisywanych Allachowi, ale nawet okiem nie mrugniesz, słysząc o tym jak to Bóg chrześcijan zabił wszystkie dzieci w Egipcie (Księga Wyjścia) i zarządził wycięcie w pień całych grup etnicznych (Księga Jozuego), włącznie z kobietami, dziećmi i drzewami.

 

5. Śmieszy cię hinduizm, w którym ludzie mogą być bogami, i mity greckie, w których bogowie spali z kobietami, ale wierzysz, że Duch Święty zapłodnił Maryję, która potem urodziła człowieka boga, który został zabity, zmartwychwstał i wstąpił w niebiosa.

 

6. Gotów jesteś spędzić całe życie, szukając małych dziur w naukowych twierdzeniach na temat wieku Ziemi (kilka miliardów lat), ale wierzysz na słowo w daty zapisane przez kilku gości z epoki brązu, co sobie siedzieli w namiocie i wymyślili, że Ziemia ma pewnie dopiero kilka tysięcy lat.

 

7. Wierzysz niezbicie, że cała populacja tej planety, z wyjątkiem tych, którzy wierzą w to samo co ty, będzie smażyć się w piekle po wieki. Mimo to uważasz, że twoja religia jest „tolerancyjna” i „miłosierna”.

 

8. Podczas gdy cała współczesna nauka, historia, geologia, biologia i fizyka nie zdołały cię przekonać, że Boga nie ma, paplanina jakiegoś niedouczonego pacana to wszystko, czego ci potrzeba, żeby uwierzyć w jego istnienie.

 

9. 0,001 proc „wysłuchanych modlitw” to dla ciebie wielka opatrzność boża, a nie przypadek. Uważasz, że modlitwy skutkują.

 

10. Wiesz o Biblii, chrześcijaństwie i historii Kościoła dużo mniej niż agnostycy czy ateiści – a mimo to, to siebie nadal nazywasz się chrześcijaninem.

 

Wyłowił z sieci LK

 

 

W ODPOWIEDZI NA TEZĘ ZAWARTĄ W LIŚCIE CZYTELNIKA („UWAGA, ATEIŚCI!”„FiM” nr 34, 31.08.2006 r.)

ODNOŚNIE OCZYWISTEGO KREACJONIZMU Z UWAGI NA MAŁE PRAWDOPODOBIEŃSTWO... NATURALNEGO PROCESU

NIEKIEDY DOBRYM ORĘŻEM NA TAKIE MYŚLICIELKI... JEST ICH WŁASNA BROŃ

Mam 3 krótkie pytania:

1. Z czego i jak powstał stwórca?

2. Z czego i jak stworzył świat?

3. Jakie jest tego prawdopodobieństwo?

Dodam jeszcze, że stwórca sam ustanowiłby prawa fizyki i warunki zaistnienia życia (więc nie byłoby żadnych ograniczeń, a właśnie ich istnienie dowodzi naturalności więc i przypadkowości procesu). Oprócz tego proszę wziąć pod uwagę, iż w wszechświecie jest co najmniej 200 miliardów galaktyk, a w każdej z nich może być 200 miliardów gwiazd, z których znaczna część jest obiegana przez planety (znaleziono już ich setki, mimo iż można wykryć tylko najbliższe), a wszystko to trwa miliardy lat, więc ilość kombinacji jest niemal nieskończona. A pierwsze formy życia, które pojawiły się ok. 4 mld lat temu, nie miały genetycznie obcych wrogów, stąd mogły być b. prymitywne. Więc proszę nie sugerować się ich obecną złożonością  po milionach (miliardach?) lat ewolucji (początkowy proces ewolucji był minimalny i arcyprosty, w tym możliwe było, gdyż nie było jeszcze barier, niemal dowolne mieszanie się i łączenie organizmów, ich składników, ale z biegiem milionów pokoleń, lat nabrał tempa i wyrafinowania).

 

Z wieloma osobami logiczna dysputa jest stratą czasu, gdyż oni wszystko interpretują tak, by potwierdzało to z góry założoną tezę (np. jeśli ktoś wieży w krasnoludki, to dla niego nadgryziony chleb przez mysz będzie dowodem ich istnienia nawet wtedy gdy tą mysz złapie – bo to tak naprawdę krasnoludek który zamienił się w myszkę (a zdolność do takiej cudownej przemiany dodatkowo zwiększa podziw, uznanie dla krasnoludków i dowodzi ich nadprzyrodzonych możliwości)... Proszę się też zastanowić np. ilu ludzi tysiąc lat temu uwierzyłoby chociaż w 1% współczesnych wynalazków – że będziemy je mieli i w dodatku sami je wymyślimy i zrobimy bez pomocy bóstwa (jak oszacowano by prawdopodobieństwo [Jeśli prawdopodobieństwo jakiegoś zdarzenia oszacowane jest np.: raz na miliard lat, to może się to zdarzyć za chwilę, albo nigdy, albo np. 10 razy – praktycznie.])... Tu większym problemem jest ludzka psychika i jej ograniczenia. I właściwie na tym polu powinna odbywać się dyskusja. – red.

PS

PROSZĘ SIĘ ZASTANOWIĆ.

By kogoś przekonać do oczywistego, logicznego wniosku (że np. 10 + 10 = 20), nie trzeba używać nieznanych, niezrozumiałych, tajemniczo brzmiących wyrażeń, argumentów, teorii, krzyczeć, straszyć, prać mózgu, wywierać stadnych presji, powoływać na tzw. autorytety (jeszcze większych, zasłużonych... ogłupiaczy),  ubierać się w odróżniający, robiący wrażenie strój, stawiać robiących wrażenie budowli itp. Ale jest to konieczne gdy chcemy kogoś przekonać do innego wyniku...

Lub jeszcze inaczej

Wykonujący sztuczki iluzjonista to człowiek – jest to nieprawdopodobne (bo nie wiemy jak je robi, a co niewytłumaczalne oznacza nadprzyrodzone).../to czarodziej – wielce prawdopodobne...

Członkowie katolickiej org. religijnej to zwykli ludzie parający się oszukiwaniem innych dla własnych korzyści – jest to nieprawdopodobne (gdyż mają kontakt, bo tak twierdzą, z bóstwem).../to kapłani – wielce prawdopodobne...

– Oto logika... tzw. wierzących...

 

„FAKTY I MITY” nr 40, 07.10.2004 r. LISTY

BOGA NIE MA

To, że na świecie nie istnieje żaden

Bóg ani nawet filozoficzny absolut

itp., stale udowadniają coraz

to nowe odkrycia naukowe, począwszy

od oświecenia, kiedy odkryto

epokową zasadę zachowania masy

i energii. Z zasady tej wynika niepodważalny

fakt, że wszelka masa

i energia, czyli materia tworząca

nasz świat (i kosmos) „zachowuje

się” w ten sposób, że nigdy i nigdzie

nie zanika ani nigdy i nigdzie

nie powstaje z niczego. Ulega tylko

ciągłym przekształceniom w tworzeniu,

nowych form istnienia zgodnie

z poznaną później teorią ewolucji

i teorią względności w myśl

znanego wzoru E=mc2. Zgodnie

z tym, wszystko, co wokół nas powstaje

i powstało, tak w świecie organicznym,

jak nieorganicznym, powstało

tylko z przekształcenia czegoś,

co istniało już wcześniej, a to

z kolei powstało również z czegoś

wcześniejszego i tak dalej – w nieskończoność.

Nawet tzw. Wielki

Wybuch, który według religijnych

astronomów miał być „początkiem

wszechświata”, nie powstał z niczego,

tylko z materii istniejącej już

przed tym wybuchem, bo nie może

przecież wybuchnąć coś, co jeszcze

nie istnieje.

Otaczający nas kosmos nie ma

więc początku ani końca w bezwzględnej

przestrzeni i czasie, a w

związku z tym nie było tzw. początku

świata, nigdy nie nastąpi też

tzw. koniec świata, którym straszą

ciągle wszystkie religie i sekty.

A skoro kosmos jest nieskończonością,

to jako taki nie mógł być też

nigdy stworzony. Nikt, kto potrafi

logicznie myśleć, nie jest w stanie

wyobrazić sobie, że może być stworzone

coś bez początku i końca

w niekończącej się czasoprzestrzeni.

A jeśli tak, to nigdy też nie istniał

i nie istnieje żaden „Stwórca”,

czyli żaden „Wszechmogący

Bóg” ani żaden inny demiurg.

Czytelnik

[Poza tym, że wszechświat, jego czas istnienia i rozmiary wydają się być nieskończone. Z drugiej strony, czy bardziej logiczne by było gdyby nic nie istniało? – red.]

 

 

„POLITYKA” nr 1, 07.01.2006 r.

Steven Pinker, słynny amerykański psycholog, w rozmowie z Anetą Brzezicką i Marcinem Rotkiewiczem

ZAPISANE W MÓZGU

(...) A co z religią? Jak mogła wyewoluować, skoro według pana, nie dawała naszym przodkom korzyści adaptacyjnych?

Religia może być produktem ubocznym umysłu, tzn. takich jego funkcji jak przypisywanie myśli i uczuć innym osobom. Człowiek potrafi wyciągać wnioski na temat stanu umysłów innych ludzi, nawet jeśli nie widzi tych osób. A stąd już tylko mały krok do przypisywania zdolności myślenia rzeczom, które nas otaczają. Ponadto istnieje w nas skłonność do dostrzegania projektu – jeśli patrzymy np. na zegarek, to myślimy, że musiał go zaprojektować i wykonać jakiś konstruktor. Podobnie, gdy patrzymy na przyrodę, jesteśmy skłonni twierdzić, że stanowi ona dzieło jeszcze większego konstruktora. (...)

 

Ø      RELIGIJNOŚĆ WYNIKA NIE Z WIEDZY, TYLKO Z EMOCJI.

Czy ktoś kto zna tylko baśnie, legendy, opowieści i mity (i to jeszcze tylko w jednym temacie) jest dobrze poinformowany, wiarygodny, i powinien zajmować się edukacją innych...

Ludzie stają się religijni z niewiedzy (dezinformacji). Czyli ludzie rzetelnie poinformowani nie są religijni i w związku z tym postępują racjonalnie.

Naukowcy nie powołują się na siły z którymi mają do czynienia, iż są z nimi w kontakcie, tylko racjonalnie interpretują zjawiska.

Kiedyś religia była sposobem na wytłumaczenie niezrozumiałych, nieznanych zjawisk, reakcją na wytłumaczenie swojej świadomości, inności w świecie przyrody, swojego bytu (umysł wpadł w własną pułapkę – osiągnął samoświadomość ale bez możliwości tego wytłumaczenia). Obecne osiągnięcia, wiedza m.in. w dziedzinie chemii, fizyki, geologii, archeologii, astronomii, biologii (neurologii, psychologii) pozwala ludziom rozumnym, którzy chcą taką wiedzę posiąść, na wytłumaczenie, poznanie istoty tych praw. Więc poprzednie, zastępcze, wytłumaczenie traci rację bytu.

PS

Wiara (w tym samoograniczenie się, stagnacja – zakładanie że wszystko już jest wiadome, nieomylności) jest przeciwieństwem nauki (w tym badania, poznawania, uczenia się na błędach – rozwoju), więc nie może być dla niej msa m.in. w szkole!

Joanna Senyszyn: „Wszak, gdzie zaczyna się wiara, tam kończy się rozum”.

Steven Pinker: „Wiara i religia nie są alternatywnymi sposobami docierania do wiedzy, obok rozumu i nauki. Wiara różni się od rozumu tak jak astrologia od astronomii czy alchemia od chemii. Astrologia była ważną dziedziną w starożytności. Nie da się zrozumieć dramatów Szekspira, jeśli się nie wie, co to jest astrologia. Ale tylko do tego jest ona potrzebna. Podobnie jest z wiarą. Ostro sprzeciwiam się więc zrównywaniu jej z rozumem. Nie ma ona żadnych zdroworozsądkowych podstaw”.

 

Ø      Wypowiedzi powinny być jasne i przejrzyste jeśliby miały być zrozumiałe przez jak najszersze grono odbiorców. Proszę oceniać ludzi po czynach, efektach, a nie deklaracjach!

Na szacunek zasługują osoby w wyniku konstruktywnych działań do których się przyczynili, a nie z uwagi na zajmowaną pozycję, deklaracje. Podobnie jest z oceną  powstań, stanu wojennego, demokracji, katolicyzmu itp. Proszę ocenić ich efekty, co przeważa: korzyści, czy negatywne skutki i na tej podstawie oceniać (bo coś może być np. teoretycznie złe, ale praktycznie może dać korzyści).

 

Ø      Wierzący nie mają własnych poglądów, one są im wpajane, nie mają więc możliwości samorozwoju, obiektywnego odbioru i oceny rzeczywistości.

„FAKTY I MITY” nr 49, 13.12.2007 r. LISTY

CUDA NA KIJU

W swoim artykule Bolesław Parma pisze między innymi: „Z ewangelii wynika, że Jezus dokonał wielu cudów, które w wystarczającym stopniu uwierzytelniły Jego mesjańską misję, a tylko niewielu tak naprawdę uwierzyło”. Panie Parma, jak tak sobie obserwuję ten Kościół rzymskokatolicki, to wydaje mi się, że ci, którzy nie uwierzyli, mieli rację.

Jeśli chodzi o cuda, to kiedyś oglądałem w telewizji Davida Copperfielda – cuda niesamowite i udowodnione!

Wiesław Szymczak

[To święty człowiek! W dodatku jego święte imię »David« jest oczywistą wskazówką Najwyższego. Czas rozpalić stosy dla głupców którzy tego nie rozumieją i uparcie trwają w niewierze – błędzie!; dla ich dobra oczywiście. A propos. Oczywiście ich wszystkie dobra mają być, jak zwykle, co oczywiste, na chwałę Chrystusa, tradycja, przekazane dla przenajświętszego Kościoła. – red.]

 

Ø      Na czym bazuje kor – co jest podstawą ich funkcjonowania: na banialukach (w tym wpajanym strachu przed tym co ma nastąpić po śmierci (tak jakby - patrząc na to, ogólnie, od strony religijnej - mieli o tym jakieś pojęcie, jakikolwiek na to wpływ – gdzie można składać ew. reklamacje...), ale jakoś sami tego się nie boją...) i emocjonalnym (nie racjonalnym, w tym strachu) podejściu do nich, które jest przekazywane z pokolenia na pokolenie; na instynkcie stadnym i wynikłym stąd naśladownictwie; na tzw. autorytetach - również opierających się na instynkcie stadnym -, ofiary tej org. uważają, że skoro tylu dorosłych ludzi tym, i tak poważnie, się zajmuje, w tym media, są słuchani, poważani, w tym przez przedstawicieli władzy, nauki, polityków itp., tzn. że na to zasługują, wszystko jest prawdą... Kolejnym b. ważnym czynnikiem jest bierność, bezmyślność, ludzi o wyższym poziomie świadomości – w znacznym stopniu wolnych, samodzielnie, niezależnie i racjonalnie myślących, a jednak ulegających instynktowi stadnemu – presji innych, większości i w efekcie nie mających odwagi być aktywnymi i pomagać innym m.in. obnażając, krytykując organizacje religijne, oswabadzając jednostki, społeczeństwa od ich destrukcyjnego wpływu, ograniczając go, dając alternatywę dla ogłupiania, wykorzystywania – destrukcji. A trzeba to robić cały czas - uświadamiać - profilaktycznie - gdyż osoby egoistyczne, destrukcyjne tylko czyhają na okazję – niedoskonałość prawa, zaniechania, bezmyślność, bierność, obojętność, konformizm, koniunkturalność, lękliwość jednostek, społeczeństwa - sprzyjające warunki - by się wybić z przeciętności kosztem innych (oczywiście z godnie z zasadą, iż organizacja o najsilniejszym lokalnie wpływie będzie najskuteczniejsza w tym celu – czyli słuszna (...)...).

PS1

Jedynym sposobem na życie wieczne, w pamięci ludzkiej, jest dokonanie rzeczy wielkich, wspaniałych, zasługujących na uznanie, szacunek.

PS2

JAKA POWINNA BYĆ REAKCJA NA AKTYWNOŚĆ LUDZI SZKODLIWYCH...! KTO POWINIEN BYĆ AKTYWNY…

Czyli nie umykanie z analizą i, w tym jawną, oceną tego co czynią np. organizacje, tylko ich RACJONALNA ANALIZA (…), A NASTĘPNIE JAWNA OCENA (na co dzień)! – TO JEST WŁAŚNIE OKAZYWANIE SZACUNKU - UŚWIADAMIANIE - ODTRUWANIE, OSWABADZANIE - DBANIE, POMAGANIE - DLA CZYJEGOŚ ZDROWIA FIZYCZNEGO, PSYCHICZNEGO, INTELIGENCJI! – RATOWANIE, DZIAŁANIE PROSPOŁECZNE, I ZASŁUGUJE NA NAJWYŻSZE UZNANIE!

 

www.ateista.pl

04.03.2008

Vacarius

Sens życia to walka o przetrwanie genu.

I o to cały sens życia. To zdanie mówi wszystko o sensie życia.

Takie proste rozwiązanie najtrudniejszego filozoficznego problemu.

 

Ø      Sprzeczność.

Jak można negować oszustów z kor, ale ich wymysły, dzięki którym funkcjonują, już nie...

PS

David Hume: „Jeśli Bóg chce ustrzec nas przed złem i nie może, to znaczy, że nie jest Wszechmocny. Jeśli może i nie chce, to znaczy, że nie jest Dobry. A jeśli chce i może, to dlaczego, i skąd, jest zło?”.

 

Ø      Wojtyłomania.

Czy ktoś, kto przewodził, promował najpodlejszą, najpazerniejszą, bazującą na kłamstwach, przeinaczeniach, wymysłach, ogłupianiu, uzależnianiu, utrzymującą się z wyłudzeń, pogrążającą intelektualnie, ekonomicznie narody od wieków, bazującą na ludzkim nieszczęściu, której poprzednicy, założyciele, mają na koncie największe w dziejach ludzkości potworności, może być wzorem, autorytetem (dla członków kor być może, dla społeczeństwa na pewno nie)!?... (do czego może doprowadzić propaganda, instynkt stadny...)

Wojtyła zawsze tylko i wyłącznie dbał o interesy swojej organizacji (mniejsza o efekty)(jeśli komunizm nie był mu na rękę to tylko z tego powodu).

PS

Są tacy, którzy zostawiają  po sobie dorobek intelektualny, inni materialny, ale są i tacy po których zostają, tylko przez jakiś czas..., pomniki.

Niektórych się słucha, a innych tylko cytuje i całuje po pierścieniach...

 

Ø      Utrapienia czynią ludzi religijnymi. Źródłem największych cierpień i nieszczęść (od blisko 2 tys. lat) jest bezpośrednio i pośrednio kor!!

PS

DZIWNY JEST TEN RELIGIJNY ŚWIAT...

Czyż to nie dziwne iż religijni głosiciele, działacze sami nie postępują według głoszonych przez siebie zasad (dbają za to o jak najwyższy poziom WYŁĄCZNIE SWOJEGO doczesnego życia) tylko zalecają  je innym (nie unikają grzechów, dobre uczynki... czynią tylko gębą; nie zależy im na pójściu do nieba; mało tego, wcale im się tam nie spieszy (za to niektórzy wysyłają tam innych...))...

 

Ø      Ciekawostką  jest fakt, iż tzw. wierzących inne bóstwa, ofiary org. religijnych śmieszą, drwią z nich, pogardzają nimi, dziwią się im, że wieżą w takie bzdury-wymysły, a własne bóstwo i współofiary, wierzenia - stan - traktują absolutnie (w tym niekiedy śmiertelnie...!!!) poważnie. Nie zdają sobie sprawy z analogii... – własnej sytuacji; w tym z faktu, iż kieruje nimi instynkt stadny. Ale najważniejsze jest to, iż tak naprawdę tzw. wierzący wcale nie są wierzącymi. Ale o tym w następnym ne.

PS1

Oczywiście obnoszący się z swoją wiarą, jej symbolami np. katolicy, muzułmanie będą się zapierali iż SWOJEJ JEDYNIE PRAWDZIWEJ RELIGII NIGDY SIĘ NIE WYPRĄ! – Naturalnie nie zdają sobie sprawy, że gdyby się urodzili w przeciwnych obozach to twierdziliby to samo...

„FAKTY i MITY” nr 50, 20.12.2007 r.: Nic dziwnego, skoro wyznań chrześcijańskich jest – jak podaje podręcznik – 20 800! A katolicyzm przez większość spośród 20 799 pozostałych nie jest traktowany (z uwagi na jawne sprzeczności z Biblią) nawet jak chrześcijaństwo.

PS2

Gdyby bóg istniał, to każdy by o tym wiedział, a Kościół byłby ostatnią organizacją mającą coś z tym wspólnego. Prawda, wiedza byłaby do niego drogą (a tak się składa, że nie jest, dlatego kor tak zaciekle walczyła i walczy z nią, eliminując, w tym mordując niejednokrotnie najwartościowszych ludzi) i nikt nigdy nikogo nie musiałby o tym przekonywać...(!!!) co było i jest pretekstem i powodem tylu nieszczęść, okrucieństw, zbrodni i potworności – po prostu nie istniałoby takie pojęcie. Tak jak nie ma wierzących czy niewierzących w grawitację, powietrze czy Ziemię.

 

Ø       To w co ty wierzysz (przecież każdy musi w coś wierzyć)?! – To pytanie b. często zadają tzw. wierzący tzw. ateistom. To tak jakby alkoholicy, nikotynowcy, narkomani pytali się abstynentów: A ty od czego jesteś uzależniony – czym się trujesz (przecież każdy musi być od czegoś uzależniony – czymś się truć)?...

 

Ø       Co jakiś czas czytam, iż dyskusja o bóstwie jest niedorzeczna bo nikt nie udowodnił zarówno jego istnienia jak i nieistnienia.

Trzeba do tego dodać tysiące innych WYMYSŁÓW LUDZKICH: bóstw, postaci (m.in. krasnoludki, czarownicy-e) bo przecież z nimi sytuacja ma się tak samo... W związku z tym należałoby je traktować równorzędnie...; uszanować czyjeś uczucia...

Na kolejny absurd, o tym, iż ludzi dzielimy na wierzących w bóstwo i wierzących w jego nieistnienie, dam kolejny przykład takiego rozumowania...: otóż ludzi dzielimy też na wierzących w krasnoludki (np. dzieci) i wierzących w ich nieistnienie...

 

Ø       Tzw. ateiści różnią się od tzw. wierzących tym, iż wszędzie mają te same racjonalne poglądy, w przeciwieństwie do wierzących, którzy mają takie, jakie są zgodne z lokalną, jedynie słuszną - prawdziwą - religią (a jest ich ponad dwieście) w przeciwieństwie do pozostałych, głupich i fałszywych...

 

Ø      TAK, JAK ZAŻYWACZE TN, NARKOTYKÓW, ALKOHOLU DORABIAJĄ SOBIE IDEOLOGIĘ DO SWOJEGO STANU, POSTĘPOWANIA – TAK SAMO ROBIĄ TO UZALEŻNIENI OD RELIGII (KTÓRA JEST UCIECZKĄ OD RYZYKOWNEGO, RACJONALNEGO MYŚLENIA I UŁATWIA POGODZENIE SIĘ Z SYTUACJĄ). I JEDNI I DRUDZY, W TYM TACY I TACY JEDNOCZEŚNIE, WCIĄGAJĄ TEŻ, ŚWIADOMIE I MIMOWOLNIE, W TO BAGNO NASTĘPNYCH.

Trzeba w coś wierzyć. Tak: w racjonalność, w tym rzeczywistość, własną inwencję, siły, zdolności – w siebie, swoje ograniczone, ale na ogół spore - rzadko w znacznej części odkryte i wykorzystane - możliwości; twórcze działanie (w tym w zdobytą, z wiarygodnych źródeł, wiedzę – ale w rozsądnym zakresie), rozsądną współpracę (ufać innym należy w ograniczonym zakresie). Zamiast w zatruwające, wypaczające i zubażające życie brednie, oferowane przez innych, nimi, zatrutych, oraz perfidnych, oszustów – pasożytniczych wyłudzaczy, wykorzystywaczy! A zamiast religijnym trzeba być rozsądnym, racjonalnym – mądrym. I takich należy ludzi cenić.

PS

Religijność ofiar org. religijnych nigdy nie była dla nich celem samym w sobie a jedynie środkiem do osiągnięcia własnych korzyści.

Jeżeli jedni dążą takie rzeczy szacunkiem, milczą na ich temat, to inni wezmą  przykład i taka postawa przyczynia się do kontynuacji takiej sytuacji!! Ci, którzy to widzą mają etyczny obowiązek pomóc pozostałym.

Społeczeństwa składają się z przeróżnych jednostek, osób pełniących różne funkcje (np. policja powinna chronić przed bezprawiem, a nie je szanować, czy tolerować, sądy karać tych, którzy działają na szkodę innych, media rzetelnie informować, w tym przestrzegać a nie zamilczać, oszukiwać, być koniunkturalne, politycy m.in. tworzyć prawo sprzyjające współpracy, rozwojowi, bezpieczeństwu itp., a nie np. organizacjom relig.).

 

Ø       Religijność okalecza, wypacza umysł tok myślenia a w efekcie postępowania! Tak powstają chore wnioski i cele życiowe. Dochodzi do patologicznych relacji międzyludzkich – postrzeganie, ocena rzeczywistości - życie - jest wypaczane! Religijność to w zasadzie choroba psychiczna (obłęd) destrukcyjnie wpływająca na jej ofiarę i otoczenie i jest zaraźliwa (podobnie jak destrukcyjne programy komputerowe dla komputerów). Następuje otumanienie, oślepienie umysłowe tego ofiar, które nie widzą, czy też widzą tylko to, co chcą widzieć – interpretacja wszystkiego jest tylko jedna: potwierdzająca religijne założenia, w tym w brew oczywistym faktom temu przeczącym (nawet niszczy się takie dowody i morduje stanowiących zagrożenie dla takich teorii ludzi).

 

Skąd się bierze religijny obłęd, fanatyzm. Bo tacy ludzie uważają iż nim są w gorszym stanie, tym lepiej – więc należy to pogłębiać...; dali się, sami się okaleczyli, tym lepiej bo bóstwo ich za to nagrodzi/obdarzyło łaską... i trzeba być wdzięcznym, posłusznym Jemu/tym, którzy się do tego przyczynili, wybrańcom – bo On tak widocznie chciał. Więc oczywiste jest iż wszelkie myśli i działanie takich ludzi są  jedynie słuszne! A sprzeciwianie się im jest sprzeciwianiem się Najwyższemu – bluźnierstwem, grzechem i zasługuje na karę!... Oczywistym jest też że „nie obdarzeni” są  gorsi, nieszczęśliwi - i nawet o tym niewiedzą... - i potrzebują  pomocy dla ich dobra.../,zasługują na współczucie/,pogardę/,nienawiść (bo widocznie są  przez bóstwo wykluczeni-ukarani) – karę (biorąc przykład z bóstwa)...

Do tego wszystkiego trzeba dodać unikanie przez takich ludzi racjonalnych odtrutek – absolutnie nie chcą niczego innego czytać, słuchać poza religijną trucizną i ew. rzeczami neutralnymi w tym temacie; co też sprzyja niedoinformowaniu, niezdolności do bardziej złożonego myślenia, rozumienia – ciemnocie (a ta z kolei sprzyja naśladowaniu innych, wykonywaniu poleceń bez rozumienia ich powodu, skutków; wykorzystywaniu takich ludzi przez egoistów, cwaniaków – osoby zdegenerowane).

Modlenie się to nic innego jak wmawianie sobie (kodowanie w umyśle) istnienie danego bóstwa - więc i jego wpływu na wszystko, w tym na swoje życie - przypisywanie zdarzeniom ponadnaturalnych przyczyn i wtedy pomyślne – jako nagroda, a niepomyślne – jako kara zdarzenia są dowodem jego istnienia... Jest to pozbywanie się zdolności do racjonalnego, zdroworozsądkowego myślenia. Wówczas, naturalną koleją rzeczy, pojawienie się kogoś (np. tzw. kapłana) czy nawet myśli (np. o zbrodni o podłożu religijnym) oznacza, że to bóstwo tak widocznie chce, a bóstwu sprzeciwiać się nie można... I za posłuszność jego woli nagrodzi, a za nieposłuszeństwo ukaże. Więc za wszystko odpowiedzialne staje się bóstwo – wykonawca „jego woli” ma czyste sumienie i jest dumny z tego co zrobił. Stąd zdolność takich ludzi do wszystkiego każdych, w tym dowolnie absurdalnych, aspołecznych działań, byleby tylko kapłanowi (bóstwu) się przypodobać.

Najlepszą modlitwą dla bóstwa mogłoby być prawe, konstruktywne życie, a nie bełkotanie w kółko (miliardy razy) wymyślonych przez ludzi zdrowasiek itp., bo byłoby to też b. nudne i niezdrowe również dla niego.

PS

Zarażający okazują się „lekarzami”, choroba „stanem wyższym”, zdrowi, „potrzebującymi leczenia chorymi”, źródła choroby „lekiem”, a obrona, leczenie „obrażaniem uczuć”, „bluźnierstwem”, absurdy „tajemnicą najwyższego” itp.! Choroby trzeba leczyć, a zarażających izolować, karać!

Gdyby bóstwo istniało i w dodatku pozytywnie reagowało na modły to nie byłoby m.in. tylu religijnych mordów w średniowieczu, obozów zagłady w czasie II wojny światowej itp. A przede wszystkim doskonałe bóstwo stworzyłoby doskonały świat, w tym ludzi bez wad.

 

Ø       Członkowie kor argumentują, chwalą się, iż ich religia trwa już 2 tys. lat (skoro tak długo to widocznie słusznie... No cóż, że Ziemia jest płaska uważano jeszcze dłużej i czy jest to powód do dumy, argument przemawiający za słusznością tej tezy...). To straszne, że ta patologia trwa tak długo i powinno dać to do myślenia... (to świadczy o ludzkości w dwójnasób...), być przestrogą; tu nie mse na triumf tylko żal, współczucie, poczucie winy i odpowiednie działania!

 

Ø       CZY JAKIEKOLWIEK BÓSTWO ISTNIEJE – OSTATECZNE ROZSTRZYGNIĘCIE.

Otóż proponuję zrobić następujący eksperyment (za jednym razem będzie wiadomo czy jakiekolwiek bóstwo istnieje, a jeśli, to które): Proszę przygotować solidną, stalową skrzynię i włożyć do niej kartkę i długopis, a następnie niech najwyżsi rangą przedstawiciele wszystkich religii zamkną ją - każdy na swoją kłódkę - po czym niech przystąpią do błagań, modłów i co tylko chcą (wraz z wszystkimi innymi wyznawcami – czyli miliardy ludzi!) by ich bóstwo tam cokolwiek napisało. Z tym że jest jeden warunek: modły muszą się zakończyć zanim skrzynię i kłódki zeżre rdza…

PS

By zmobilizować do tego eksperymentu ogłaszam iż - w razie sukcesu - zwycięska religia natychmiast staje się jedyną na Ziemi (nie będzie też ateistów), a ich najwyżsi rangą przedstawiciele Panami Świata! Jeśli jednak nie będzie chętnych to napiszę krótko do wszystkich religijnych ogłupiaczy, trucicieli, wykorzystywaczy, wyłudzaczy, pasożytów, nierobów itp.!: WON OD LUDZI ZDEGENEROWANE, BEZWZGLĘDNE GNOJE!!! A może kogoś, coś obraziłem? Tak, to proszę b. przeprowadzić takie same (codziennie zalecane, bo/jakże skuteczne), modły w intencji ukarania mnie prze bóstwo. Jeśli jednak tego nie zrobi to się mu nie sprzeciwiajcie… i PRECZ!!! Absolutnie nie mam nic przeciwko temu aby członkowie, wyznawcy jakiejkolwiek religii otrzymywali wszystko to, czego pragną  pod warunkiem iż to wymodlą, otrzymają od bóstwa! Jeśli jednak sami karzą, wywierają presję, szantażują, korzystają z normalnych sądów, domagają szczególnych praw itp. to się demaskują/sprzeciwiają wszechmogącemu a więc wszechwiedzącemu, arcysprawiedliwemu itp. bóstwu!...

PS

Czy można wierzyć w coś, czego istnienia ABSOLUTNIE NIKT I W ŻADEN SPOSÓB nie jest w stanie udowodnić, mało tego WSZYSTKO: postępowanie członków org. religijnych, ich ofiar, codzienna rzeczywistość... absolutnie przeczą interwencji, istnieniu jakichkolwiek bóstw!!; czy należy bezmyślnie, ślepo naśladować innych, podporządkowywać się ogłupionym, okaleczonym ogłupiaczom, bezwzględnym, pazernym kreaturom, tylko dlatego że ktoś coś i dawno temu wymyślił; że uległo temu wielu innych...

 

"FAKTY I MITY" nr 45, 22.11.2007 r. ŻYCIE PO RELIGII

NIEWIARA PO POLSKU

(...) Wyjaśnijmy to teraz raz na zawsze: ciężar dowodzenia czegokolwiek w sporze o Boga leży wyłącznie po stronie ludzi wierzących, bo to oni twierdzą, że istnieje coś, czego nie widać, nie słychać ani nie czuć. To nie ateiści są w kłopocie, to nie oni muszą się tłumaczyć. Zadaniem wierzących jest dowieść, że to, czego nie można w żaden sposób uchwycić zmysłami i metodami naukowej obserwacji, jest rzeczywiste. (...)

Marek Krak

[Bo inaczej ogłupieni i doprowadzeni do obłędu chorzy psychicznie; cwaniacy, oszuści, ogłupiacze i inne gnoje dalej będą wymyślać i deklarować co tylko chcą (a wymyślono już do tej pory setki bóstw, do tego dodajmy kolejne setki deklaracji o wizjach i innych kontaktach z nimi, itp.), i niech ich oponenci udowodnią że jest inaczej!... A skoro nie są w stanie (co dowodzi jakie te bóstwa są wszechmocne...), to dawać kasiorę!... – red.

PS

Aaa, bym zapomniał, ukazała mi się Matka Boska i powiedziała żebym zaczął zbierać pieniądze na budowę Schodów Do Nieba bo koniec świata się zbliża. PROSZĘ PAŃSTWA, BEZ PANIKI!, banki są czynne do 17-18-tej, 5-6 dni w tygodniu, WSZYSCY ZDĄŻĄ WPŁACIĆ (zostawcie sobie coś na jedzenie)...]

 

Ø       POLACY I... WIEDZA, ŚWIADOMOŚĆ.

Jedną z dominujących cech Polaków jest naiwność/brak rozsądku, niski poziom świadomości; egoistyczna, bezwzględna zachłanność jako rekompensata nieudacznictwa (bo niekompetencja szybko się ujawni, więc trzeba się nachapać póki się da)(a ogromne trudności podczas (prób) uczciwego dochodzenia do czegoś demoralizują; osiągnięcia czegoś konstruktywnego, mizerne efekty zniechęcają; Bo i tak będzie tylko to, co komu pisane (jak koryto, to widocznie Bóg/Los tak chciał)). Stąd apatia, a przy sprzyjających okolicznościach rzut na kasę...; Brak chęci do prospołecznej działalności, współpracy – bo to konkurencja do i tak za małego koryta...; bo to robienie na innych (inni nie chcą robić na mnie, to dlaczego ja mam robić na innych – błędne koło); po co się nad czymś zastanawiać, zdobywać wiedzę skoro religia już dawno dała odpowiedzi na wszelkie pytania; po co wykazywać się inicjatywą skoro i tak to Opatrzność o wszystkim decyduje; wszelka władza pochodzi od Boga (czyli: dzięki kor – dla kor). Więc ci, którzy się na Niego nie powołują odpadają (co to ma za znaczenie że powołujący się to często, nie mający żadnych innych argumentów, ogłupieni nawiedzeńcy, nieudacznicy, koniunkturaliści, cwaniacy, oszuści, złodzieje, kanalie i inne kreatury – nikt nie jest doskonały, za to są z mojego religijnego stada (skoro to z religijnego stada dochodzą do władzy to warto być religijnym – sam mogę, bądź ktoś bliski awansować, zyskać prestiż w środowisku, dojść do władzy (a przecież kiepeły do tego nie mamy żadnej – więc w innych okolicznościach nie mielibyśmy na to szans – czyli bycie religijnym się opłaca) i będą chronione nasze interesy – więc trzeba pielęgnować religijność, być wdzięcznym tego propagatorom (kolejne błędne koło/układ – wzajemna zależność, wspieranie się tych, którzy powinni być na marginesie, ale dzięki religii dominują – jedni jako mesjasze, a drudzy opatrznościowi mężowie narodu); widocznie tak ma być; inni też by kradli).

Przykładem mogą być interesy... z dobroczynnym... zachodem, zarówno za czasów poprzedniego jak i obecnego ustroju (w tym uważanie że Unii Europejskiej chodzi oto by dawać nam pieniądze... (nam chodzi o kasę, a im nie... (ale to naiwni głupcy)))(czyli naiwne pokładanie nadziei w kapitalizmie, więc, praktycznie, konsumpcjonizmie, współrządzeniu ludzi bogatych, najczęściej pazernych, krótkowzrocznych, egoistycznych, promujących powolnych sobie – w celu osiągania własnych korzyści (do władzy dochodzi się dzięki pieniądzom i dla pieniędzy); demokracji - czyli, praktycznie, wykorzystywaniu manipulowanych, bezmyślnych, o niskim poziomie wiedzy, świadomości, ulegających instynktowi stadnemu mas – by dać im złudę wpływania na swój los, i że sami są sobie winni, bo kto wybrał ustrój, rządzących... - jako leku na większość bolączek).

A generalnie uważanie że wszystkim chodzi o własny interes, tylko wyjątek stanowią ci, którzy zadają się z Polakami... (członkom kor też chodzi o niebo, a nie o forsę – czego dowodzą na co dzień...) A zawdzięczamy to ogłupiającej religii, org. religijnej – prowokującej myślenie emocjonalne (m.in. życzeniowe, na tym przykładzie: chcę żeby był, w dodatku nasz, lokalny Boziek (chociaż WSZYSTKO TEMU ABSOLUTNIE PRZECZY!)(bo skoro jestem osobą religijną, to nie chcę wyjść na głupca (lepiej by nimi okazywali się pozostali)), a członkowie org. relig. Jego pośrednikami, i żeby można było za ich pośrednictwem wszystko załatwić (opłacić)(bo osobiście to nie chce mi się wykonywać żadnych tych religijnych bzdur (NIKOMU SIĘ NIE CHCE, członkom kor też – trzeba im słono zapłacić żeby COŚ ZROBILI, W DODATKU NA POKAZ)...); by członkowie danej org. byli pożyteczni, dobrzy, uczciwi (a ABSOLUTNIE NIE SĄ!)) zamiast racjonalnego.

PS

Żeby czerpać korzyści trzeba najpierw trafnie zainwestować (np. w osobę która podejmuje ważne decyzje). Żeby trafnie zainwestować trzeba najpierw posiąść odpowiednią wiedzę (np. czytając wartościowe pisma (nie czytającej reszcie może to, poprzez telewizję, umożliwić odpowiednia osoba u władzy. Jednak, praktycznie, trzeba najpierw bazować na tej pierwszej grupie i jej aktywności w propagowaniu inf., wiedzy)).

Mądry Polak po szkodzie.../Polak przed szkodzą i po szkodzie głupi (Jan Kochanowski w XVI w.)...

Co Państwo sądzą o ciągłym mówieniu o życiu duchowym a następnie wyłudzaniu za to pieniędzy, zajmowaniu się biznesem i uciechami... (ciekawe do ilu Polaków to dotrze... – znaczna część zamiast rozumowego czy logicznie z doświadczenia wynikającego wniosku, wyciągnie wniosek tradycyjny...)

 

* „FAKTY I MITY” nr 23, 12.06.2008 r.: Co ciekawe, aż 40 procent Amerykanów uważa za moralnie niedopuszczalne noszenie naturalnych futer ze względu na niepotrzebne zadawanie cierpień zwierzętom. Dla Kościoła jest to kwestia moralnie obojętna, bo on nie interesuje się losem istot pozbawionych „duszy nieśmiertelnej” oraz kont bankowych i portfeli.

Marek Krak

 

* „FAKTY I MITY” nr 15, 19.04.2007 r.: Według sondażu przeprowadzonego przez „Newsweek”, zaledwie 18,6 proc. polskich katolików zna dziesięć przykazań Bożych.

I co z tego? Ważne, że większość daje na tacę i kocha papieża.

 

„FAKTY I MITY” nr 30, 02.08.2007 r.: Na 90 procent katolików tylko ok. 2 procent zna katolickie credo i prawdy własnej wiary.

 

"FAKTY I MITY" nr 31, 09.09.2007 r.: Niemal 72 procent respondentów CBOS opowiada się za nauką religii w szkołach publicznych. Żadnej religii w szkole nie życzy sobie 24 procent Polaków (4 proc. nie ma zdania). Komentatorzy mediów nie kryli zdumienia: „Aż tak wysoki odsetek?!”.

Odpowiadamy: Oto przykład klerykalnej manipulacji! Otóż nikt nie dodał, że – według tego samiutkiego sondażu – 57 procent spośród rzeczonych 72 proc. chce, aby w szkole na tzw. religii uczyć o... różnych religiach i wyznaniach. Wyraźnie zaznaczyli, że nie chcą religii katolickiej, tylko religioznawstwa! W kraju, gdzie 92,2 proc. obywateli deklaruje się jako katolicy, zaledwie 20 procent godzi się na własną religię w szkole! To świadczy o totalnej porażce Kościoła, którą usłużne media przekuły w zwycięstwo.

 

Były ksiądz, a obecnie redaktor naczelny tygodnika „Fakty i Mity” szacuje, iż co najmniej 90% członków kor to byli wierzący, bądź od początku biznesmeni.

 

"FAKTY I MITY" nr 47, 29.11.2007 r. A TO POLSKA WŁAŚNIE

IDEOLOGIA NIENAWIŚCI

(...) Tylko kto przyniósł do Polski korupcję? Kto handlował odpustami, urzędami kościelnymi, odpuszczał grzechy za pieniądze, kto fałszował dokumenty donacyjne? Korupcję do Polski przyniósł Kościół katolicki.

(...) Aktywny udział w tegorocznej kampanii wziął Kościół. Nie dajmy się oszukać okrągłym słowom listu biskupów, w którym wzywali do udziału w wyborach, niby nie wskazując, na kogo głosować. Odczytywano go w kościołach wiernym, a później pleban z ambony głosił, że nie mówi, na kogo głosować, ale powinni to być ludzie „prawi i sprawiedliwi”. Radyjo, imperium zła bezdzietnego ojca, uprawiało jawną PiS-owską propagandę, za co dostało 15 milionów na ogrzewanie rydzykowego „uniwersytetu”.

(...) Zresztą poparcie Kościoła to tylko towar do kupienia. Kupowanie jest zaś bez sensu, bo Kościół zdradzi każdego, gdy tylko zgłosi się następny, który za poparcie z ambony zaoferuje mu więcej. Tak działa odwieczna i niezawodna kościelna maszynka wyłudzania pieniędzy i majątku narodowego. Niemal perpetuum mobile. Czy to nie jest korupcja?!

Platforma ma tylko dwie możliwości: albo poparcie Kościoła nadal kupować, albo tę potworną kościelną korupcyjną machinę okradania państwa zatrzymać. Zrobił to w katolickiej Hiszpanii, ojczyźnie inkwizycji, premier Zapatero. Ograniczył przywileje Kościoła, opodatkował jego działalność gospodarczą, a teraz zabiera się do wycofania religii ze szkół. Po ponad trzech latach rządów, mimo wysiłków Kościoła, premier cieszy się niesłabnącym poparciem społecznym.

Polacy już teraz w większości odrzucają ideologię PiS-u i popierającego go Kościoła. Notowania PiS-u spadają w oczach. Jedną z przyczyn są wieści o kolejnych milionach z naszych podatków dla imperium zła bezdzietnego ojca i szerokim wpuszczeniu kapelanów do urzędów celnych i policji. Rację miał ksiądz Tischner, mówiąc, że Polacy to naród antyklerykałów, którzy, nie wiedzieć czemu, co niedziela chodzą do kościoła. Badania wykazują, że chodzi coraz mniej. Natomiast nie ma dnia, aby kilkudziesięciu Polaków nie wypisało się z grona katolików; uczniowie z gimnazjów i liceów porzucają naukę religii. Toteż likwidacja przywilejów Kościoła i wprowadzenie podatku wyznaniowego spotkałyby się z powszechnym poparciem społecznym. Sondaże pokazują, że takie są oczekiwania 74 proc. Polaków! Tyle samo nie akceptuje wtrącania się Kościoła do polityki.

(...) Aby obiecany przez Tuska „cud gospodarczy” się ziścił, trzeba przerwać grabież miliardów z kasy państwa przez Kościół i tę rzekę pieniędzy skierować na rozwój Polski. To go przyspieszy najmniej o 2–3 proc. Sondaże i doświadczenia hiszpańskie dowodzą, że takie są oczekiwania społeczne. (...)

Lux Veritatis

 

Wzrost pozycji Kościoła i księdza zawsze dowodzi, że będzie nędza (Mikołaj Rej w XVI w.)...

 

„Schizofrenik wierzy w to, co »widzi« – katolik wierzy w to, co zobaczył schizol; schizofrenik się leczy, katolik zaraża” (z sieci)

 

Ø       O UZDRAWIANIU SPOŁECZNEGO RAKA, CZYLI CZŁONKÓW M.IN. KATOLICKIEJ ORG. RELIGIJNEJ...

To ofiary takich org. trzeba leczyć z religijnego zatrucia, i generalnie chronić przed tą trucizną; wypaczającą życie patologią! Wówczas - siłą rzeczy - zniknie i jej źródło (nie brakuje rzeczywiście prospołecznie działających organizacji, osób, a jedynie dla nich środków i warunków do pełnej działalności...; Gdy znikną religijni pseudodobroczyńcy, wreszcie będzie można racjonalnie działać na dużą szerszą skalę (m.in. też dlatego, że ew. wypaczenia będą traktowane normalnie...))

Ci ludzie, ta organizacja, NIGDY NIE MIAŁA NA CELU CZYJEGOKOLWIEK DOBRA, POZA SWOIM OCZYWIŚCIE (aczkolwiek występuje tu pewna sprzeczność – a mianowicie swoim postępowaniem jednocześnie sobie szkodzą...) – CO DOBITNIE WYKAZUJĄ OD WIEKÓW (pseudoreligijny - bo sprzeczny z tym na co ta org. się powołuje (paradoks – bo w obydwu wypadkach byłoby absurdalnie, źle) - kontekst ich działalności ma za zadanie WYŁĄCZNIE IM TO UŁATWIAĆ, I NIC WIĘCEJ!!)

PS

Więc proszę przestać się dziwić tym osobnikom (złodziejom, oszustom, kłamcom, mordercom, dewiantom seksualnym itp.), i oczekiwać rzeczywistych prospołecznych działań – bo to absurd, i to w dwójnasób, gdyż sama istota tej działalności nie służy bo nie może służyć ludzkości!; próby uzdrawiania tej chorej tkanki społecznej to wspieranie, propagowanie zatruwającej, wypaczającej ludziom życie, pogrążającej ludzkość utopi! Tak więc obnażanie tej działalności, organizacji, jej członków jest obroną konieczną!

 

Ø       NIEKTÓRE, EGOISTYCZNE, KRÓTKOWZROCZNE GENY POBUDZAJĄ DO DOMINACJI NIEKTÓRYCH OSOBNIKÓW KOSZTEM INNYCH PRZEDSTAWICIELI WŁASNEGO GATUNKU, A W EFEKCIE NAWET CAŁEJ POPULACJI – CZYLI WBREW JEGO INTERESOWI! A SPRZYJA TEMU ZJAWISKU INSTYNKT STADNY.

INSTYNKT STADNY POWODUJE WYTŁUMIENIE ZDOLNOŚCI DO RACJONALNEGO MYŚLENIA NA RZECZ EMOCJONALNEGO; NAŚLADOWNICTWO, A WIĘC POWIELANIE ZACHOWAŃ WIĘKSZOŚCI; SŁUCHANIE NAJSILNIEJSZEGO – MAJĄCEGO NAJWIĘKSZE POWAŻANIE OSOBNIKA I JEGO PRZYBOCZNYCH.

Czym się różni myślenie racjonalne od emocjonalnego (stadnego) na jednym przykładzie.

Racjonalne: nie obchodzi mnie jaką ktoś zajmuje pozycję, co inni o nim sądzą, co deklaruje, na co się powołuje, tylko co robi, do czego się przyczynia. Emocjonalne: nie obchodzi mnie (nie zastanawiam się) co ktoś robi, do czego się przyczynia, tylko jaką zajmuje pozycję, co inni o nim sądzą, co deklaruje, na co się powołuje.

Jakie są konsekwencje myślenia, postępowania, emocjonalnego. Otóż wykorzystujący te zjawisko, co też właśnie umożliwia wykorzystywanie, najpierw przygotowują odpowiednią, emocjonalną, argumentację swoich poczynań, tak by się podobała, a następnie robią co chcą...

PS

NAWIEDZENI KATOLICY ZACZNIJCIE WRESZCIE MYŚLEĆ, A NIE NAŚLADOWAĆ I SŁUCHAĆ! PRZYJMIJCIE WRESZCIE DO WIADOMOŚCI FAKTY!: iż członkowie kor mają gdzieś jakiekolwiek życie (aborcje, życia poczęte (w tym te do których sami się przyczynili...) itp. POZA WŁASNYM! A te tematy służą im tylko do odwrócenia uwagi od swojej RZECZYWISTEJ DZIAŁALNOŚCI i zwrócenia na pożądany kierunek: siebie ale W ROLI WYBITNYCH MORALISTÓW, OBROŃCÓW ITP.) bo m.in. bezpośrednio – pazernością i pośrednio – ogłupiając zabijają, pogrążają społeczeństwa! Czy jesteście już takimi skończonymi ślepcami, głupcami iż tego nie widzicie - ŻE LICZY SIĘ TYLKO ICH NIERÓBSTWO, FORSA, BEZKARNOŚĆ I NIC WIĘCEJ! - i jeszcze ich nie tylko za to szanujecie ale i w tym wspomagacie?!!

Lub jeszcze inaczej. Mam retoryczne pytanie do bezpośrednich ofiar katolickiej organizacji religijnej: Czy dzięki działalności tej organizacji jest Wam, Nam, lepiej czy gorzej...; czy działalność tych ludzi leży w naszym interesie... (czy w ich krótkowzrocznym, egoistycznym interesie leży przyznanie się do tego i zaprzestanie swej destrukcyjnej, pasożytniczej działalności (czy oszuści ujawniają swoje prawdziwe intencje...; czy oszustów należy słuchać, im ufać...)... czy też dalej będą kontynuować swoją działalność m.in. piorąc mózgi swym ofiarom m.in. twierdząc że to dla ich (A NIE WYŁĄCZNIE WŁASNEGO) dobra...) I co w związku z tym należy zrobić, jak postępować...

"FAKTY I MITY" nr 1, 10.01.2008 r. KOMENTARZ NACZELNEGO: (...) Wnioski z tego wszystkiego niech każdy wyciągnie sam. Rzymskim katolikom przypomnę jednak, że należąc do tego Kościoła, biorą na swoje sumienia wszelkie bezeceństwa, które papieski system głosi i uskutecznia, w tym działania jawnie antyludzkie i antyhumanitarne. To nie są żarty. To jest bierny współudział w bezmiarze zła i popieranie ideologii kłamstwa. (...)

Jonasz

 

 

Pole tekstowe:

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Rys. z „FiM”

 

 

"FAKTY I MITY" nr 27, 13.07.2006 r. ŻYCIE PO RELIGII

UCZUCIA LIMITOWANE

Wygląda na to, że w Europie nadchodzi powoli koniec terroru uczuć religijnych, których obraza była pretekstem do cenzurowania wypowiedzi, publikacji, a nawet wystaw artystycznych.

Tak się jakoś złożyło, że w wielu krajach Europy – mimo wycofania w XIX i XX wieku paragrafu piętnującego tzw. bluźnierstwa – zachowano przepis chroniący w szczególny sposób uczucia religijne. Uczucia owe są warte uwagi z dwóch powodów. Po pierwsze, nie wiadomo w ogóle, czym są. Bo można żywić jakieś przekonania religijne i te łatwo zdefiniować, ale czym są owe prawnie chronione „uczucia religijne” – nie sposób określić. Ponadto nie wiadomo, dlaczego godne ochrony powinny być akurat uczucia związane z religią, a nie na przykład te wynikające z niewiary lub doznań estetycznych. Dlaczego prawo miałoby karać za stwierdzenie „Budda był głupi”, a za opinię „Ateizm jest niemoralny” już nie?! Czy to nie jest rodzaj dyskryminacji? A może dla dobra wolności i demokracji nie należy w ogóle chronić żadnych uczuć, a jedynie samych ludzi?

Wiele środowisk od dawna postuluje, aby przepis o ochronie uczuć religijnych odesłać na śmietnik historii, bo nie jest on niczym innym, tylko formą cenzury, co w Polsce widać szczególnie wyraźnie. Wystarczy, że ktoś powie, że dany obraz, film czy artykuł obraża jego uczucia religijne (wszystko przecież może je urazić!), a już przerażeni urzędnicy zamykają wystawy, redaktorzy wycofują teksty, a kina zdejmują plakaty reklamowe.

W sukurs wszystkim tym, których duszą obrażone cudze uczucia religijne przyszła ostatnio Rada Europy, której Zgromadzenie Parlamentarne uznało, że wolność słowa stoi ponad ochroną uczuć religijnych. Rada Europy ogłosiła, że „wolność słowa dotyczy nie tylko idei, które są dobrze przyjmowane, ale także tych, które mogą szokować, obrażać i oburzać zarówno państwo, jak i część jego obywateli”. Jest to kapitalne stwierdzenie – dla wszystkich, a zwłaszcza antyklerykałów, tłamszonych przez bigoterię płaczącą nad swoimi skrzywdzonymi rzekomo uczuciami. W dyskusji zwrócono zresztą uwagę, że drażliwość niektórych grup wyznaniowych dziwnie ostatnio wzrasta.

Warto w tym miejscu przypomnieć, że także i nasz tygodnik był wielokrotnie straszony procesami z paragrafu o obrazę uczuć religijnych. Wprawdzie od decyzji Rady Europy do wprowadzenia jej w życie nad Wisłą droga jest bardzo daleka, ale będzie się teraz na co powoływać w dyskusjach nad wolnością wypowiedzi także w naszym kraju. Bo swoboda wypowiedzi ma fundamentalne znaczenie dla możliwości postępu i rozwoju wszelkiej światłej myśli. Gdzie byłby dzisiaj świat, gdyby kiedyś nie przebiły się uznawane powszechnie za bluźniercze i raniące uczucia religijne idee Kopernika, Galileusza, Woltera czy Martina Luthera Kinga?

Marek Krak

 

 

LINIA OBRONY W SĄDZIE PRZED ZAPRZEDANYMI, KONIUNKTURALNYMI ŚMIECIAMI POWOŁUJĄCYMI SIE NA TZW. UCZUCIA RELIGIJNE

Otóż ci osobnicy, czujący aktualny wiatr..., są absolutnie niewierzący, a tylko takich udający, bo tak naprawdę są tylko usłużni wobec aktualnego systemu - tak więc o obrazie uczuć religijnych mowy być nie może - bo:

Po pierwsze.

Zawierzyliby, zdali by się na osąd i ew. karę wszechwiedzącego, nieomylnego, arcysprawiedliwego itp. bóstwa.

Po drugie.

Jako katoliccy wynaturzeńcy, lepiej wiedzący od bóstwa czy, kto i na jaką karę zasłużył, zdaliby się na modły o ukaranie tych, którzy według nich na to zasłużyli.

A tymczasem oni sami z pełnym zaangażowaniem, mimo braku reakcji bóstwa - czyli w brew bóstwu (– to po trzecie) - zajęli się osądem i karą licząc na jak najbardziej ziemskie konfitury: szmal i przychylność aktualnej kasty, siły przewodniej – więc są to tylko fałszywi obrońcy i wyznawcy bóstwa, sprzedajne, koniunkturalne szmaty.

Podsumowanie.

Jeżeli ktoś obraził czyjeś uczucia religijne to proszę zdać się w tej sprawie na bóstwo – tak czy inaczej (inaczej się demaskujecie (...)).

PS

Wasze uczucia – Wasz problem.

Czy, generalnie, tzw. ateiści podają do sądu tzw. wierzących o obrazę np. ich inteligencji, zdrowego rozsądku, narażanie jej, jego, zdrowia psychicznego na szwank (a szczerze polecam, gdyż wyszłoby to tylko na zdrowie, i nie tylko, i jednym i drugim)?

 

Pole tekstowe: PRZED WYBORAMI...
TO PRAWDZIWY KATOLIK...

 

TO PRAWDZIWIE WIEŻĄCY KATOLIK!...
 

ON MA BOGA W SERCU!!...
 

TO SYN BOŻY!!!...
 

                www.wolnyswiat.pl
 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


"FAKTY I MITY" nr 44/2007 r. KOMENTARZ NACZELNEGO

DANIA ŻE PROSZĘ SIADAĆ

Chociaż numer ten ukazuje się w Zaduszki, będę dziś pisał o życiu, nie o śmierci. Nam trzeba „z żywymi naprzód iść, po życie sięgać nowe”.

Dania, którą odwiedziliśmy z Markiem Szenbornem przed wyborami, kojarzy mi się z właśnie z cywilizacją życia. Do Kopenhagi zaprosili nas mieszkający tam Czytelnicy „FiM”, którym jesteśmy bardzo wdzięczni i których z tych łamów serdecznie pozdrawiam. Lecąc nad chmurami do tego małego (nie licząc Grenlandii), 5-milionowego państwa, pomyślałem sobie, że zobaczę oto wzór do naśladowania dla Polski; kierunek, w którym po wyborach ma zdążać nowy rząd Tuska. Na miejscu, już po rozmowach z naszymi gospodarzami, zobaczyłem... przepaść.

Dania uchodzi za najbardziej cywilizowany kraj na świecie. Praktycznie w każdej dziedzinie. Sami Duńczycy zwykli mówić, że u nich wszystko jest już poukładane na wieki wieków. Pewnie dlatego nie pozwalają nikomu majstrować przy swoich prawach i gospodarce. Od lat wybierają tę samą partię liberalną i kombinują tylko, co by tu zrobić, żeby mniej pracować, a dłużej odpoczywać. Duńczycy szczycą się również najwyższym w świecie wskaźnikiem wzajemnego zaufania, co jest konsekwencją protestanckiego wychowania do uczciwości i powszechnej pomocy ze strony państwa. Ci ludzie czują się po prostu bezpiecznie. Nie muszą kraść, oszukiwać czy kłamać. Wielu – pomimo dużej liczby emigrantów – do dziś nie zamyka na noc domów i samochodów. Pracy jest pod dostatkiem, a jeśli zarabiasz mniej od średniej krajowej, która wynosi 23 tys. koron (11,5 tys. zł) miesięcznie, to państwo chętnie dołoży ci jeszcze parę tysięcy. Oczywiście, są tacy (głównie napływowi), którzy wykorzystują dziecinną duńską ufność. Na przykład niedawno w Kopenhadze przed zamkniętym z powodu remontu bankiem usiadł na krzesełeczku elegancki pan. Obok postawił coś na kształt urny wyborczej, na której było napisane, że bank bardzo przeprasza, ale wyjątkowo wszelkie utargi firm i sklepów należy deponować do otworu w urnie. I ludzie nawrzucali mu parę milionów dolarów. Łatwowierni są też urzędnicy, choćby skarbowi, którzy święcie wierzą deklaracjom podatkowym. A na przykład firmy ubezpieczeniowe wypłacają odszkodowania bez żadnych dochodzeń czy postępowań wyjaśniających. Do domu naszych gospodarzy było kiedyś włamanie. Mieli ubezpieczenie całego dobytku, ale bez wyszczególniania czegokolwiek. Dopiero po włamaniu zapisali w protokole, co im zginęło. Otrzymali zwrot wartości wszystkich skradzionych rzeczy, i to według własnej wyceny. Mogli dopisać jeszcze brylantową kolię i dziesięć złotych zegarków, a też dostaliby za nie odszkodowanie – aż do wysokości kwoty ubezpieczenia. To też tak ŕ propos przepaści...

Mieszkańcy Danii – podobnie jak inni Skandynawowie – płacą jedne z najwyższych podatków na świecie. Stawki podatku dochodowego wynoszą od 40 do 70 proc. Podatki obejmują wszystko: dochody, nieruchomości (katastrat), lokaty bankowe, usługi itp. Ale Duńczycy nie krzywdują sobie, gdyż mogą zawsze liczyć na państwowe dodatki i zapomogi. Poza stałymi kwotami, np. na wychowanie dziecka (ok. 20 tys. zł na rok) czy leczenie, potrzebujący zawsze może po prostu pójść do urzędu i powiedzieć, że potrzeba mu na: cieplejsze ubranie, kupno okularów (ponad 1 tys. zł!), opłaty za dom, nianię, koszty przeprowadzki itp. I zawsze dostaje kasę. Od ręki. To jest trochę niewychowawcze i rozprzęgające. W efekcie coraz więcej ludzi nie chce tam pracować, ponieważ miesięczny zasiłek dla bezrobotnego w wysokości 3.850 zł (roczny zasiłek dla osoby wychowującej dwoje dzieci to 83.500 zł!) wystarcza na godziwe, wygodne życie – utrzymanie domu, samochodu, na wycieczki. Wszyscy uczący się po 18 roku życia otrzymują stypendia, służba zdrowia jest darmowa – nawet dla turystów. Ceny w sklepach należą co prawda do najwyższych w Europie, bo 25 proc. VAT obejmuje wszystkie produkty, ale głodu w Danii nie zanotowano od średniowiecza.

Duńczykom przysługuje wiele ciekawych praw. Przede wszystkim mogą bez przeszkód poruszać się po całym kraju, łącznie z pałacami królowej, ministerstwami itp. Ochroniarzy prawie się tu nie widzi, a do niedawna policja nie nosiła nawet broni palnej. Kierowcy mogą prowadzić po kilku piwach (do 0,5 promila), mylić się w przepisach drogowych (np. skręcać nie z tego pasa co trzeba). Każdemu obywatelowi przysługuje prawo do sikania w miejscach publicznych. Podczas wielkiej migracji belon (ryba morska o kształcie węża) każdy Duńczyk może ich nałowić dowolnym sposobem i wynieść z plaży tyle, ile udźwignie. Podobnie jak Finowie, Duńczycy lubią sobie strzelić w gardło, zwłaszcza w sobotę. Zresztą wódka jest tu bardzo tania, nawet tańsza niż w Polsce, co ściąga przez cieśninę Sund (tunel kolejowy i most o długości 16 km) całe pielgrzymki Szwedów, którzy mają u siebie wielkie ograniczenia w sprzedaży alkoholi.

A teraz wróćmy do przepaści pomiędzy królestwem Danii i naszą RP. Dania tak bardzo różni się od Polski, że nie sposób nawet stawiać jej za wzór dla naszych obecnych rządów. Potrzebny jest niewątpliwie okres przejściowy, by w kraju takim jak nasz zastosować mechanizmy rodem z przyszłości, z XXII wieku. A przecież jest to ta sama Unia! W Danii panuje humanistyczny socjalizm, w Polsce – XIX-wieczny kapitalizm. I tak na przykład naszą rozwijającą się dopiero gospodarkę aż tak wysokie podatki zupełnie by stłamsiły. Tam o rozwój jest już bardzo trudno, bo wszystko jest już rozwinięte (może poza niezbyt ładnymi dziewczynami). Zbiera się więc tylko taksy od dochodu i inwestuje w i tak już świetną i rozbudowaną infrastrukturę, społeczeństwo, ekologię. Każda partia, inicjatywa obywatelska czy organizacja może liczyć na państwową dotację. Jak wspomniałem, wszystko to trochę Duńczyków rozleniwia, hamuje operatywne jednostki. Także wysokie podatki sprawiają, że oligarchowie i multimilionerzy prawie w Danii nie występują, bo niewielu chce się szarpać i ryzykować. Albo budować wielkie rezydencje, czy kupować jachty, które państwo natychmiast słono opodatkuje.

Przez cztery dni zwiedziliśmy prawie cały, niewielki kraj, w tym świetnie utrzymane potężne pałace i zamki, m.in. Kronborg w Helsingřr, gdzie Szekspir umieścił akcję „Hamleta”. Tak wielkie nagromadzenie wspaniale zachowanych zabytków widziałem wcześniej tylko w Paryżu, w Luwrze. Byliśmy również w katedrze w Roskilde, którą w 1989 roku odwiedził Jan Paweł II. Nawiasem mówiąc, polskiego papieża witała w Danii zaledwie garstka kilkuset katolików (łącznie jest ich 4–5 tys.), a „centralna” msza z jego udziałem przypominała wiejską sumę. W drugim dniu pobytu JPII parlament duński przyjął ustawę o legalizacji związków partnerskich, ale „niezłomny pielgrzym” nie śmiał się o tym zająknąć w swoich kazaniach. Watykan nie ma w Danii nawet swojego nuncjusza, zaś w całym kraju są zaledwie trzy katolickie świątynie, do których chodzą głównie Polacy. Kościół protestancki w Danii też nigdy nie odgrywał kluczowej roli. Protestanccy biskupi, ściśle związani z narodem, w przeszłości walczyli z mieczem w ręku np. przeciwko Szwedom, a wielu było wielkimi patriotami i odkrywcami, m.in. Grenlandii.

O dziwo, Bozia jednak Duńczykom wyjątkowo błogosławi. Mają jeden z najwyższych na świecie dochodów na jednego mieszkańca i, na dodatek, najwyższy wskaźnik samozadowolenia. Dobrze się dzieje w państwie duńskim, choć nikt się tam nie modli, by żyło się lepiej.

Jonasz

 

[Trzeba natychmiast wysłać im na ratunek naszych misjonarzy, polityków i innych zaradnych - sprytnych - polaków!... Ani się obejrzą, a będą pełnym katolickiej moralności Chrystusem Narodów itp., a nie materialistami goniącymi za pieniędzmi, i to za jedyne, symboliczne, kilka mld euro rocznie, 10 procent nieruchomości i hektarów gruntów dla żyjących w ubóstwie sług bożych.

To, co że pełnym przestępców, biedy, korupcji i bogatych cwaniaków, w tym w kieckach, ale za to pójdą do Nieba, gdzie będą mieli lepiej! A bogaci nie! Tak więc nie oszczędzajcie się w dawaniu kasy dla PCK (Przenajświntszego Chrystusowego Kościoła)! – red.]

 

 

APEL O ROZSĄDEK

ZAMIAST BOMB: WIEDZA – A WIĘC I WOLNOŚĆ SŁOWA. RELIGIA JAK KAŻDE IRRACJONALNE, SZKODLIWE, NAWET POTENCJALNIE NIEBEZPIECZNE, ZACHOWANIE MUSI BYĆ OGRANICZANE, PODLEGAĆ LEGALNEJ, RACJONALNEJ ANALIZIE, OCENIE, A WIĘC I KRYTYCE, BEZ OGRANICZEŃ (PRAWDA ZAWSZE SIĘ OBRONI – JEŚLI NIKT TEGO NIE ZABRONI ANI  NIE OGRANICZY. OCHRONY PRZED PRAWDĄ POTRZEBUJE TYLKO KŁAMSTWO STĄD TYLE KRWAWYCH OFIAR ORG. RELIGIJNYCH I INNYCH DYKTATUR; STĄD POTRZEBNY IM JEST TEŻ STRACH PRZED NIMI).

Celem katolickiej, islamskiej org. religijnej jest zdobycie jak największej ilości profitów, zyskanie jak największego obszaru działania zarówno terytorialnie jak i w wszelkich dziedzinach życia! Te organizacje ani myślą o samoograniczaniu się, bazowaniu na osiągniętych ustępstwach, możliwościach, które jakie by nie były zawsze okażą się za małe – nigdy na nich nie poprzestaną! Zależy im na maksymalnym rozroście, ekspansji, maksymalizacji wpływów, potędze. Im chodzi o: władzę, pieniądze i inne profity. A raz otrzymane przywileje będzie b. trudno cofnąć, bo to już będzie nie obrona przed org. relig. tylko walka z wiarą, bóstwem...

Są to bezwzględni egoiści, pazerne prymitywy; fanatyczne, okaleczone ofiary.

Ich członkowie to w zwykłym, normalnym życiu szaraczkowie, nieudacznicy. Dopiero działalność religijna daje im możliwość bezkarnego zaspokojenia egoistycznych ambicji, potrzeb, pazerności, awansu, prosperity bo tam wystarczy tylko cytować pismo napisane przez ich poprzedników, religijnie zawoływać, robić odpowiednie miny, odp. się ubierać itp. - grać na emocjach, nie wykazywać się intelektem, racjonalizmem – czego po prostu nie posiadają - i już są poważani, słuchani, żyją w dobrobycie itp. jako kapłani, wybrańcy, pośrednicy, czujący powołanie, ludzie poświęcający się, nauczający, głoszący itp. a nie chciwi, leniwi, bezwzględni karierowicze; ogłupieni, uzależnieni - okaleczeni - wykorzystywani i wykorzystujący fanatycy.

Przed takimi org. trzeba społeczeństwa bronić, m.in. obnażając je, ograniczając ich wpływy, możliwości rozrostu, szkodzenia, a nie obdarzać przywilejami, okazywać szacunek, poważanie, uznanie itp.

Wprowadzanie zakazów, rygorów ograniczających, uniemożliwiających, w tym intelektualną obronę, w tej materii, okazywanie szacunku org. relig. to jest zakładanie pętli na szyję naszej cywilizacji: przekazywanie im inicjatywy; usankcjonowanie indoktrynacji religijnej to legalizacja ogłupiania kłamstwami i wymysłami, uzależniania a następnie wykorzystywania. Bezkarność takiego postępowania. jest notorycznie wykorzystywana. Opływanie w dobrobycie (w nieróbstwie), poważaniu, znacznej bezkarności itp. jest b. silną pokusą dla jak najnikczemniejszych, zdegenerowanych osobników – wystarczy iż pokrzyczą o ataku na przenajświętszą wiarę, bóstwo zrobią obłąkańczą, groźną minę i już otoczenie truchleje i często spełnia zachcianki. Później ilość ofiar takich org. jest też argumentem za poszerzaniem ich wpływów (jest nas tak dużo tzn. że mamy rację; działa też wtedy instynkt stadny, w wyniku czego dołączają do niej następni, w tym karierowicze, tacy współpracownicy; nie podskakujcie bo...!). A przecież w normalnej - zdroworozsądkowej - sytuacji takie postępowanie, pogrążanie ludzi, społeczeństw powinno być karane z pełnym racjonalnym uzasadnieniem (a więc i obnażaniem takich osobników i ich ideologii (...)). Ich ofiar ma ubywać a nie przybywać, przywileje wpływy, zawłaszczane obszary powinny maleć a nie rosnąć. Bo inaczej jest to bezmyślność w imię jak najgorzej pojmowanej tolerancji. Dlatego też - jak widać - ofiar takich org. przybywa, zarówno jako wyznawców jak i pozostałych... krwawych! To b. realnie przybliżą, zamiast oddalać, prawdopodobieństwo totalnej, krwawej rzezi (kto by uwierzył że pod koniec XX wieku może dojść do krwawego ludobójstwa między ludnością  jednego kraju, a jednak w Rwandzie 2 plemiona z powodu/pod pretekstem? śmierci jednego człowieka, prezydenta, doszło do krwawej rzezi setek tysięcy ludzi, w tym dzieci, kobiet – wszystkich, którzy byli z innego plemienia. I do tej pory odbywają się  jeszcze walki!) a następnie rządów brodaczy...! Jako skutek ustępstw, uważania na słowa by tylko nie zaszkodzić w interesach – przepraszam... nie urazić pośredników od bóstwa. Podobnie było z inną org., przed II wojną światową, też były ustępstwa, uważanie na słowa, przymykanie oczu, milczenie, a nawet okazywanie szacunku i współpraca, a skutkiem była wojenna rzeź, której skutki, reperkusje ponosimy do dziś. Więc w ten sposób można doprowadzić do kolejnej katastrofy!

 

Gdzie instynkt samozachowawczy, perspektywiczne, racjonalne myślenie, rozsądek?! Od kiedy kłamstwa, wymysły, ogłupianie, uzależnianie i wykorzystywanie ludzi, społeczeństw zasługują na szacunek, pomoc ze strony rządów itp.?!

Na braku wolności słowa i wynikłej stąd krytyki, a w efekcie bezkrytycznego podejścia, bazują przecież dyktatury (kor w średniowieczu też dzięki temu tak się rozrosła i dalej ma się nieźle, w tym w niektórych... krajach wręcz b. dobrze). Więc tą drogą doprowadzimy do szerzenia się dyktatury religijnej i po pewnym czasie może okazać się, iż jej ofiar (np. islamskiej) może być więcej niż pozostałych ludzi, więc zgodnie z zasadami demokracji/instynktu stadnego to ONI zaczną decydować o wszystkim, rządzić wszystkimi.

Proszę się też zastanowić: czy organizacje religijne dają  jakieś korzyści czy wręcz przeciwnie (nawet te już... pokojowo nastawione, generują zagrożenia, problemy)...; w związku z czym mają być nie tylko uprzywilejowane, ale w ogóle tolerowane?!! Czy potrafią P. przemóc trwactwo - instynkt stadny - i to obiektywnie ocenić, i na tej podstawie rozsądnie postępować?

Oblicze przyszłego kryzysu ogólnoświatowego może przyjąć różny, pod względem zasięgu i natężenia, w tym połączony, kombinowany, obraz. A przeważyć o jego powstaniu/przyczynić się do niego może lekceważony jeden czynnik. A przecież możliwości jest kilka.

 

         www.wolnyswiat.pl

 
 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


ŻEBY REDAKCJA „FAKTÓW I MITÓW” NABRAŁA KATOLICKIEGO ROZUMU...
A TE ZE „FAKTÓW I MITÓW”

to so tak łogupione przeze jakonś sekte, że piszo, że ksiundzy so ze jakienś wsi! A przeca każdy normalny katolik wi, że łone som ze chmurek czy skondeś tam – no łode Bozi w każdym razie!

Tu mam jeszcze parę uwag żeby zmondrzeli:

1. W katolickiej Polsce jezd 100% katolików (tylko 10% ło tym nie wie)!!! No!

2. Pedofilii by w Polsce nie było gdybyśta ło tym nie pisali, zamiast jakie ksiundzy som świnte! Wy diabły jedne!!!

3. A jakie wy niekulturalne – ciągle tylko: kuria to, kuria tamto. Kuria! Jak tak można!?

4. Zaczeli by Wy chodzić do przenajświntszego kuścioła, słuchać ksiundzów, przenajświntszego Maryjowego Radia, czytać świnty „Nasz Dziennik” i inne mondre, piszonce katolicko prawde przenajświntsze pisma – to zara by Wy zmondrzeli i zaczeli płacić przenajświntszym ksiundzom i ich słuchać. Przejrzeli by Wy na oczy i zaczeli wreszcie nienawidzić tych przebrzydłych Żydów, masonów i komunistów!

5. Na szczynście ksiundzy nauczajom już maluczkie dzieci (bo na szczynście mondre, katolickie rodzice jim pozwalajom na to), żeby atejisty jim nie poprzewracali w głowach, i już niedługo bendzie tylko powszehny celibat, modlenie siem, poszczenie i czekanie na koniec świata! A wtedy wreszcie Was przepytajom... (ludziska wreszcie poznajom prawde!) i spalom!!! Ha!

A poza tym za pedofilię winny jezd internet, za śmierć pieszych winny jezd alkohol, producenci zbyt szybkich samochodów i same piesi, którzy zamiazd sie modlić w kościele to sie szwendają, a za wyłudzenia, kłamstwa itp. szatan – a nie świnte ksiundzy, które so niewinne jak baranki!

Myślałech i myślałech (ale myśliwym jescem nie został), no bo skoro mam tako role (rolnikiem tyz nie), że każdy normalny katolik wi, że jak włoży kartke do Biblii i bendzie sie 50 lat modlił by Pan Bucek coś tam napisał, i nie napise – to znaczy że istnieje!; czy by spadł dyscz, a bendzie susza – to całkowicie potwierdza jego istnienie!!; albo o wyzdrowienie i ktonś umże TO TYZ CAŁKOWICIE ZNACZY, ŻE ISTNIEJE!!! Tylko te gupce ateisty nie chcom nabrać rozumu i tego nie rozumiejom!

 

No i na koniec wymyślujem tako pinkno piosenecke:

Jesce Ksiundzy nie zgineli,

Kiedy my żyjemy,

Co my pozarabiali,

Ksiundzom my oddali.

 

Marsz, marsz, Prezydencie,

Z ziemi polskiej do Watykanu,

Za twoim przewodem

Staniem się watykańskim narodem

 

Przejdziem z myślenia na wierzenie,

Będziem Katolikami,

Dał nam przykład Prezydent,

Jak zaprzedać się mamy.

 

Marsz, marsz, katolicy do kuścioła,

Matka Boska Was tam o pieniundzy woła.

 

Jak prezydenci do Watykanu

Po radzieckim zaborze,

Dla ksiundzów ratowania

Nawrócim się jak możem.

 

Marsz, marsz, katolicy...

 

Już tam ojciec do swej Krzyźi

Mówi zapłakany -

„Słuchaj jeno, pono nasi

Nabijają kabzę w kościelne skarbony.”

 

Marsz, marsz, katolicy...

 

Zatkało Was, co?! A Wy niby takie mondre!

Wiecie kto...  

PS

Nawrućta sie na prawdziwom wiarę, póki jeszcze czas, albo bendzieta smażyć sie w piekle!!!

Mudlta sie to Łojca Świntego, który jezd w Watykanie (a najlepiej całej Przenajświntszej Trójcy: Łojca Świntego który jezd w niebie Jana Pawła II, Łojca Świntego B16 i Łojca łode Radyja).

 

         www.wolnyswiat.pl

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 
 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


BÓSTWO SPRZYJA...

 

„FAKTY I MITY”:

 

"FAKTY I MITY" nr 32, 17.08.2006 r. MITY KOŚCIOŁA

ZGUBA NASZA W RZYMIE (CZ. 1)

O Polsko! (...)

Krzyż twym papieżem jest – twa zguba w Rzymie!

Tam są legiony zjadliwe robactwa:

Czy będziesz czekać, aż twój łańcuch zjedzą?

Juliusz Słowacki, „Beniowski”

 

Kler szczyci się zasługami Kościoła dla narodu i państwa polskiego. Owe „zasługi” to zastępy świętych, katolizatorów polskich ziem oraz liczne tzw. cuda, np. cud nad Wisłą lub cudowna obrona Jasnej Góry. Tymczasem watykańczycy tak naprawdę mają jedną, największą zasługę – uczynienie z Polski biednego, zacofanego kraju, skansenu Europy i pośmiewiska całego świata.

 

Publikujemy wybrane (i znane!) wydarzenia oraz decyzje, które kompromitują kler rzymskokatolicki w Polsce.

1267 r. – „katolickie ustawy norymberskie”. W odpowiedzi na statut kaliski z 1264 r., w którym książę Bolesław Pobożny nadał przywileje Żydom, synod duchowieństwa archidiecezji gnieźnieńskiej obradujący we Wrocławiu nakazał utworzenie gett żydowskich, noszenie przez Żydów spiczastych czapek, zakazał kupowania żywności od kupców żydowskich, zakazał im pełnienia urzędów, wezwał chrześcijan do zaprzestania towarzyskich kontaktów z Żydami. Kler katolicki 670 lat przed ustawami norymberskimi Hitlera zgotował Żydom w Polsce podobny los;

1315 r. – biskup wrocławski Henryk z Wierzbna spalił na stosie w Świdnicy 50 heretyków wraz z ich żonami i dziećmi;

1319 r. – Rada Miejska Wrocławia – na wniosek biskupa – ogłosiła Żydów winnymi klęski głodu i wygnała ich z miasta;

1334 r. – biskup krakowski Jan Grot wyklął Kazimierza Wielkiego, gdy król opodatkował kościelne dobra. Klątwę zdjął dopiero w roku 1343;

1399 r. – w Poznaniu ruszył pierwszy w Polsce proces przeciwko Żydom o profanację hostii, połączony z pogromem i prześladowaniami (Kronika Długosza );

1424 r. – Władysław Jagiełło, pod naciskiem papieża, edyktem wieluńskim uznał herezję za zbrodnię równą obrazie majestatu, co karano konfiskatą mienia, a nawet śmiercią. Ruszyły prześladowania husytów: konfiskata majątków, stosy. M.in. w Wielkopolsce spalono żywcem siedmiu duchownych husyckich ze Zbąszynia;

1439 r. – rzeź husytów w bitwie pod Grotnikami. Papież Marcin V skierował do Władysława Jagiełły słowa pełne katolickiego miłosierdzia: „(...) nadajemy Ci wolność i władzę napadania zbrojno w Naszym i Kościoła imieniu na ich miasta, miasteczka, wsie i włości, zabierania ich w niewolę i wedle brzmienia ustaw kanonicznych prześladowania aż do zagłady...”;

1440 r. – pod wpływem papieża i kardynała Oleśnickiego przyjęto koronę Węgier dla króla Władysława III bez możliwości jej dziedziczenia. Węgry prowadziły wówczas wojny z Turcją. Polska została w nie wciągnięta przez papieża i musiała ponosić ich koszty. Skończyło się klęską pod Warną, śmiercią młodego króla i kwiatu rycerstwa oraz zrujnowaniem skarbu państwa, który później na krótko odbudowała królowa Bona. Po Warnie Polska przez wieki nie miała pieniędzy na prowadzenie polityki zagranicznej i wojen. Królowie dla zdobycia pieniędzy musieli nadawać coraz to nowe przywileje szlachcie, osłabiając władzę królewską i państwo;

1455 r. – papież Kalikst III rzucił klątwę na Związek Pruski i jego sojuszników (a więc i na Polskę!) za bunt przeciwko Krzyżakom i poddanie się Polsce. Utrudniło to wojnę o odzyskanie Pomorza Gdańskiego. Ciągnęła się aż 13 lat. A klątwa rzucona na Polskę do dziś nie została zdjęta (!);

1495 r. – wypędzenie Żydów z Litwy. Aleksander Jagiellończyk nie był w stanie spłacić pożyczek zaciągniętych u Żydów, wobec tego – idąc za podszeptem kleru i wzorem katolickiego króla Hiszpanii – wypędził Żydów, a swoje długi anulował. Wskutek upadku gospodarczego Litwy – w r. 1503 zezwolił Żydom na ponowne osiedlenie, ale za zezwolenie musieli słono płacić (tzw. powrotne);

XVI–XVIII w. – na ziemiach polskich spalono na stosach 10–15 tysięcy kobiet w procesach „czarownic”. Procesy inkwizycyjne organizowali głównie dominikanie. Spalono też wielu mężczyzn. Każdy niepokorny wobec władzy kościelnej mógł stracić wszystko, łącznie z życiem;

1511 r. – w Waliszewie k. Poznania pierwsza w Polsce „czarownica” została spalona na stosie;

1520 r. – Zygmunt Stary wydał w Toruniu edykt zabraniający sprowadzania do Polski pism M. Lutra, a także setek innych pism protestanckich, łącznie z tymi, które traktowały o kulturze rolnej i wynalazkach. Kościół rozpoczął publiczne palenie książek – ulubioną rozrywkę księży aż do rozbiorów;

1523 r. – Zygmunt Stary wydał kolejny edykt, grożący luteranom konfiskatą dóbr i śmiercią na stosie oraz zezwalający na poszukiwanie książek luterańskich w domach prywatnych;

1529 r. – w Krakowie spalono na stosie Katarzynę Wajglową za przejście na judaizm;

1550 r. – król swoim edyktem oddał innowierców pod jurysdykcję katolickich sądów duchownych. W procesach „o wiarę” innowierców ogłaszano heretykami i konfiskowano ich majątki, po czym zabijano lub wypędzano z kraju;

1556 r. – w Sochaczewie odbył się proces przeciwko Żydom o rzekomą profanację hostii. Spalono żywcem czterech Żydów i Polkę. Większość pozostałej społeczności żydowskiej uciekła z miasta w obawie przed pogromem. Takie procesy wytaczano też protestantom. Do rozbiorów odnotowano w Polsce ok. 120 procesów o mord rytualny i profanację hostii. Takie oskarżenia rzucali księża, bo była to okazja do wymuszania od Żydów łapówek i okupów, pozbycia się żydowskiej konkurencji (powstają m.in. biskupie browary, wyszynki i karczmy) i do pogromów połączonych z rabunkami;

1564 r. – sprowadzono do Polski jezuitów, którzy stali się motorem kontrreformacji. Przejęli wychowanie młodzieży szlacheckiej, a poziom nauczania – po zniszczeniu konkurencyjnych protestanckich szkół o bardzo wysokim poziomie – spadł katastrofalnie. Szkoły jezuickie i inne kościelne „uczelnie pacierzy” ponoszą odpowiedzialność za trwałe opóźnienie cywilizacyjne Polski. Fanatyczni uczniowie szkół jezuickich wykorzystywani byli do wzniecania licznych rozruchów religijnych i pogromów. Nastąpił koniec względnej tolerancji religijnej. Repertuar jezuickiego terroru to m.in. cenzura i palenie książek, prowokowanie pogromów innowierców połączonych z morderstwami, profanacją i niszczeniem kościołów i cmentarzy protestanckich, wykopywanie i profanacja zwłok, napady na szkoły, kondukty pogrzebowe oraz znaczących członków społeczności protestanckiej;

1574 r. – pierwsze zburzenie kościoła protestanckiego w Krakowie w czasie pogromu protestantów. Sprowokowali go jezuici. Odbudowany zbór burzono jeszcze w czasie kolejnych pogromów w latach 1587 i 1591, profanując przy okazji cmentarz.

W 1591 r. zbór zburzono na oczach króla Zygmunta III Wazy. Sprawcy nie ponieśli kary;

1577 r. – biskupi na synodzie w Piotrkowie Trybunalskim rzucili klątwę na akt konfederacji warszawskiej, uchwalonej przez sejm w roku 1573. Ten akt tolerancji zaprzysięgał każdy elekcyjny król w Artykułach henrykowskich. Thomas Jefferson przyznał, że konstytucję USA wzorował m.in. na konfederacji warszawskiej. W 2003 r. jej tekst został wpisany na listę „Pamięć Świata” UNESCO;

1596 r. – unia brzeska inspirowana przez papieża. Jednak unici byli dyskryminowani i pogardzani – m.in. nie dopuszczono ich do senatu, podczas gdy wszyscy biskupi katoliccy zasiadali w senacie z urzędu. Zygmunt III uznał Kościół unicki za jedyne przedstawicielstwo chrześcijan wschodnich. Prześladowania prawosławia doprowadzały do stałego konfliktu z Rosją. Cerkwi prawosławnej odbierano klasztory, majątki, cerkwie, rugowano popów. To początek wielkich nieszczęść Rzeczypospolitej;

1596–1657 – występujący w obronie prawosławia Kozacy szukają wsparcia u kniaziów Rosji. Katolicyzacja Ukrainy i prześladowanie prawosławia doprowadziły do wojen kozackich, powstania Chmielnickiego, wojen z Rosją, utraty Zadnieprza i trwałego osłabienia Rzeczypospolitej;

1606 r. – w Poznaniu pogrom protestantów i zburzenie zboru przez tłum podburzony przez jezuitów;

1606–1607 – rokosz Zebrzydowskiego, fanatycznego katolika, przeciwko absolutystycznym dążeniom Zygmunta III, wszechwładzy jezuitów i podporządkowaniu Polski polityce Habsburgów. Szlachta domagała się odebrania królowi prawa rozdawnictwa urzędów oraz wygnania jezuitów i cudzoziemców. Wobec postępowania króla, który pod wpływem jezuitów otwarcie eliminował innowierców z życia publicznego, obsadzał urzędy wyłącznie katolikami, faworyzował jezuitów i po cichu sprzyjał pogromom protestantów, część protestanckiej szlachty przystąpiła do rokoszu. Rokoszanie ponieśli klęskę w 1607 r. pod Guzowem;

1607–1610 – mściwi jezuici wykorzystali klęskę rokoszan i sprowokowali w całej Polsce falę terroru przeciwko protestantom – dochodziło do morderstw, burzenia kościołów, napadów na szkoły i profanacji cmentarzy. Spalono, zburzono lub odebrano protestantom 2/3 świątyń, zbezczeszczono cmentarze. Kościół wykorzystał udział części protestanckiej szlachty w rokoszu Zebrzydowskiego do rozprawy z protestantami. Król Zygmunt III Waza, fanatyczny katolik, łamiąc zaprzysiężoną wolność religijną, pozwalał na cichą wojnę religijną, w Polsce. Sprawcy pogromów i zabójstw pozostawali bezkarni;

1609 r. – podburzony przez księży tłum zburzył meczet w Trokach;

1609 r. – papież pobłogosławił wyprawę na Moskwę i ogłosił ją krucjatą przeciwko prawosławiu;

1611 r. – w Bielsku Podlaskim odbyła się kaźń arianina Iwana Tyszkowica za bluźnierstwo. Po torturach ścięto go i spalono zwłoki. Jako arianin nie chciał złożyć przysięgi na krucyfiks ani na Świętą Trójcę, tylko na Boga żywego. Donosiciel zagarnął jego majątek;

1612 r. – Prusy oddano w lenno Hohenzollernom brandenburskim, mimo że sejm pruski opowiedział się za przyłączeniem do unii polsko-litewskiej na prawach Litwy. Wobec otwartego faworyzowania katolików przez króla Zygmunta III Wazę postawiono warunek, aby urzędy w luterańskich Prusach obsadzano tylko ewangelikami. Kościół i jezuici w obawie przed równouprawnieniem protestantów w Polsce woleli oddać Prusy Niemcom, bo świeży triumf nad protestantami po rokoszu Zebrzydowskiego mógł zostać zaprzepaszczony,

1613 r. – uczniowie szkół jezuickich zniszczyli w Wilnie dwa kościoły – luterański i braci czeskich,

1614 r. – jezuici sprowokowali pogromy protestantów, zburzenie kościołów ewangelickich, a także szkół w Poznaniu i w Lublinie. Kościół ewangelicki w Lublinie do r. 1633 był burzony pięć razy w czasie kolejnych pogromów protestantów. Profanowano też cmentarz;

1632 r. – zakazano budowy świątyń protestanckich w miastach królewskich...

Część druga za tydzień

 

Zebrał Lux Veritatis

 

 

nr 13, 05.04.2007 r. PRZEMILCZANA HISTORIA

PLAGI CZĘSTOCHOWSKIE

W umysłach (?) niektórych posłów pojawił się pomysł ogłoszenia Jezusa królem Polski. Zdaniem LPR-u są po temu argumenty teologiczne i historyczne.

Zajmijmy się historycznymi, a szczególnie „opieką”, jaką już nad Polską roztacza Matka Boska Częstochowska Królowa Polski.

Jakież to łaski spłynęły na naszą ojczyznę od czasu oddania się pod jej opiekę?

Zaczęło się 1 kwietnia 1656 r. (na prima aprilis!) we Lwowie, kiedy Jan Kazimierz złożył słynne „śluby lwowskie”. Wkrótce po powierzeniu Polski opiece N. Marii Panny spadło na naszą ojczyznę tyle nieszczęść, że można by nimi obdzielić pół Europy. Wspomnę tylko główne „łaski”, takie jak:

* liczne wojny domowe począwszy od rokoszu Lubomirskiego i późniejsze konfederacje;

* zaraza 1707–1712, która zabiła 1/3 ludności Polski;

* wojny: tureckie, północna, sukcesyjna, siedmioletnia, bunty chłopskie w 1755 r. i konfederacja barska oraz wojny z Rosją w 1791 r.;

* grabież kraju przez stale stacjonujące i maszerujące obce wojska;

* rozbiory i utrata na 123 lata niepodległości;

* trzy przegrane powstania narodowe okupione żniwem śmierci i wywózkami na Sybir;

* germanizacja i rusyfikacja;

* dwie wojny światowe;

* okupacja hitlerowska;

* 50 lat komunizmu;

* w finale utrata 3/4 terytorium Rzeczypospolitej (w porównaniu z obszarem z XVII wieku).

A ostatnio także m.in.:

* największe na świecie zadłużenie na jednego mieszkańca;

* największa bieda wśród krajów Unii Europejskiej;

* rządy Kaczorów lustratorów do spółki z katonacjonalistami i kryminalistami od Leppera.

 

Plag egipskich było tylko siedem. Na Polskę spadło ich, licząc po kolei, kilkadziesiąt, a większość długotrwałych – z ponadwiekową niewolą na czele. Za co? A gdzie pomniejsze lokalne plagi – pożary nawet całych miast, zarazy, klęski głodu, powodzie, powstania kozackie, kontrybucje i pobór rekruta przez obce wojska? Drobnica wspomnienia niewarta przy lawinie ogólnonarodowych klęsk. A może „łask”? Co to za „opieka”?! Po każdej z tych klęsk Kościół wmawiał Polakom, że to kara za grzechy, rzucał ich na kolana, aby modlili się o kolejne łaski. I rozstawiał skarbonki, i podsuwał pod glacę tacę... W tym samym czasie shizmatyckie sąsiednie państwa, takie jak luterańska Szwecja, czy prawosławna Rosja, rosły w siłę, pomimo jawnych błędów teologicznych! Kto im błogosławił?!

Zajmijmy się genezą ślubów lwowskich. To przecież Jan Kazimierz ściągnął na Polskę szwedzki potop. Ten jezuita i kardynał zamienił kapelusz kardynalski na koronę. Ożenił się z wdową po swoim bracie Władysławie IV (który skarb państwa przepuścił na kochanki), cudzołożył z żoną Hieronima Radziejowskiego i doprowadził do skazania go na infamię (pozbawienie szlachectwa i praw), konfiskatę majątku oraz banicję. Radziejowski uszedł do Szwecji. Jako niedawny podkanclerzy znał słabość Rzeczypospolitej po wojnach kozackich i zarazie, która w latach 1652–1654 wybiła 30 proc. ludności, a trwał już wówczas najazd rosyjski. Przekonał Karola Gustawa do najazdu na Polskę, bo z zemsty chciał króla pozbawić korony. Potop szwedzki na Polskę ściągnęła moralna zgnilizna byłego księdza i jego propapieska i prohabsburska polityka. Okoliczności tych primaaprilisowych ślubów są więc dla Polski tragiczne i moralnie odrażające.

Heroizm obrony Częstochowy to historyczny fałsz, a Kordecki to typ co najmniej dwuznaczny – chciał poddać klasztor Szwedom, byle tylko nie zrabowali skarbów zgromadzonych przez mnichów. Oblężenie było wówczas nic nieznaczącym epizodem wojny. Ubarwił je sam Kordecki w „Nowej Gigantomachii” w trzy lata po oblężeniu, a później Sienkiewicz „ku pokrzepieniu serc”. Obrona była tak „heroiczna”, że poległo wśród obrońców czterech cywilów i jeden żołnierz, podobno zabity pomyłkowo przez swoich. Inne straty to 3 ubite konie, 16 wybitych szyb i zniszczone koło od armaty. „Cudownego” obrazu w klasztorze wówczas nie było, bo go wywieziono zawczasu do Głogówka! Widać Kordecki wiedział, że cudów nie ma, a liczy się tylko kasa. Na tym kłamstwie o „cudzie” Kościół wspaniale się obławia do dziś. Kto by nie bronił takiej Jasnej Góry Złota?

A wśród oblegających klasztor więcej niż Szwedów było... Polaków! Był wśród nich, według pamiętnikarza Jana Łosia, Jan Sobieski, przyszły król Jan III. Skoro Sobieskiemu udział w oblężeniu klasztoru po stronie Szwedów nie przeszkodził zostać królem, to też dowód, że był to tylko marny epizod. W ślubach lwowskich Jan Kazimierz o obronie klasztoru nawet się nie zająknął. Zaś siedem lat po potopie, w czasie rokoszu Lubomirskiego, Kordecki zatrzasnął bramy klasztoru także przed wojskami samego króla. On po prostu nie wpuszczał żadnych wojsk, bo wiedział, jak potrafią rabować. Nawet kiedy w czasie konfederacji barskiej Rosjanie zdobyli klasztor, przeszło to zupełnie bez echa, nikt w Polsce nie kiwnął palcem w bucie.

Powstania przeciw Szwedom nie wywołała obrona klasztoru. Wybuchło z tych samych powodów, dla których Rosjanie w 1612 r. powstali przeciwko Polakom i wyrżnęli naszych w Moskwie, czyli z powodu niesamowitego okrucieństwa i grabieży najeźdźców. Szwedzi rabowali nawet groby i żyzną ziemię, a żadna napotkana kobieta nie uszła gwałtom. To samo robili Polacy. Rosjanie wierzyli, że pomogła im Matka Boska, i w podzięce postawili jej w Moskwie Sobór Kazański. Ale to chyba niemożliwe: nasza obecna Królowa i Opiekunka pomogłaby wyrżnąć Polaków niosących do Rosji jedynie słuszną katolicką wiarę?!

Śluby lwowskie były natomiast zapowiedzią wzmożenia już szalejących prześladowań ludzi innych wyznań.

Z katolickiej miłości terror nasilono, wygnano z ojczyzny arian, a nawet pozbawiono innowierców, także prawosławnych, praw publicznych. Czy Rosjanie i Niemcy mieli kochać Polskę za zgotowanie im piekła? Konfederację barską zawiązano m.in. przeciwko przywróceniu praw prawosławnym i protestantom. Ich sytuacja poprawiła się dopiero w dobie rozbiorów – mogli wówczas uczestniczyć w życiu publicznym i odprawiać nabożeństwa. Zniesiono także upokarzające ich opłaty na rzecz katolickich proboszczów i poniżający przymus uczestniczenia w katolickich obrzędach.

Tragiczna zbitka Polak-katolik i związane z nią piekło, które Kościół zgotował obywatelom innych wyznań we własnej ojczyźnie, obrzydziły im polskość, a nawet odrzuciły od niej unitów. Przez 60 lat po I rozbiorze nie było germanizacji, rusyfikacji. Wynaradawianie rozpoczęło się po powstaniu listopadowym, a rozszalało po styczniowym. Tak więc pośrednio zbrodni odrzucenia od polskości milionów obywateli innych wyznań dokonali nie zaborcy, a Kościół katolicki.

Śluby lwowskie nie pomogły również samemu Janowi Kazimierzowi, bo nadal waliła na Polskę taka lawina klęsk, że król miał dosyć i 11 lat po ślubach abdykował! Nawał nieszczęść był taki, że inicjały króla – ICR – odczytywano jako Initium Calamitatis Regni, tj. Początek Nieszczęść Królestwa.

Zresztą ślubów tych król nie dotrzymał. Może to wszystko dlatego, że złożył je na prima aprilis?!

A może dlatego, że N. Maria Panna była także patronką krzyżackich morderców, których spadkobiercy, Prusacy, dobili Polskę? Żeby było jeszcze ciekawiej, śluby te były ze strony króla aktem wiarołomstwa, bo obejmując tron, w „Artykułach henrykowskich” przysiągł strzec wolności religijnej. Nie dziwi, że do dziś sławi się śluby niedotrzymane i wiarołomne, bo zwyczajem naszych polityków nie jest dotrzymywanie obietnic, lecz raczej mamienie obywateli.

Przyznać trzeba, że „podopieczni” Maryi mają pecha: Krzyżacy stracili potężne państwo i zdeptani zostali do roli małej kongregacji zakonnej. Polska straciła niepodległość, a w finale – 3/4 terytorium. Została zdegradowana z potęgi do roli lokalnego średniaka i drugi raz w swoich dziejach stała się pośmiewiskiem Europy.

W XVIII w., gdy inni budowali imperia, nasi przodkowie modlili się, odprawiali egzorcyzmy, palili książki, czarownice i chlali na umór, wedle zasady: za króla Sasa jedz, pij i popuszczaj pasa. Nieodparcie nasuwa się myśl, że to jakaś kara, bo cześć według Biblii należy oddawać jedynie Bogu: „Jestem Bogiem zazdrosnym...”. Gdyby nie łaskawe przyjęcie do bezbożnej Unii, przyszłość byłaby czarna. Przecież bez finansowego wsparcia Unii nie powstaje w Polsce NIC. Każdą możliwą złotówkę zagrabia Kościół.

Iście diabelska lawina plag częstochowskich spadłych na Polskę każe zadać pytanie: dlaczego? Czy to kara za odrażające moralnie i wiarołomne śluby oraz detronizację Boga? Warto jeszcze przypomnieć postać księcia Władysława Opolczyka, który założył klasztor i sprowadził „cudowny” obraz do Częstochowy. Opolczyk był to arcyzdrajca i szubrawiec, jeden z największych zdrajców w historii Polski. Można go postawić w jednym szeregu z kanaliami miary św. Stanisława, Radziejowskich i biskupa Młodziejowskiego. Chciał oderwać od Polski Ruś Halicką, Krzyżakom zastawił Kujawy i Ziemię Dobrzyńską i planował z nimi rozbiór Polski! Nawet spowodował trzyletnią wojnę z zakonem. I już wiemy, dlaczego doszło do rozbiorów: jeżeli założyciel klasztoru częstochowskiego, inicjator kultu NMP, planował rozbiór Polski z Krzyżakami, których patronką była właśnie Najświętsza Maria Panna, to do rozbiorów dojść musiało! Chyba jasno wykazaliśmy, że ten kult właśnie w Polsce uzasadnienia nie ma. Chyba że wyłudzanie pieniędzy...

Jaka jest moralność ludzi, którzy tę lawinę sprowadzonych przez siebie nieszczęść nazywają „opieką” i każą za nią dziękować? Którzy zdradę, wyłudzanie pieniędzy i ogłupienie nazywają „zasługami”, zdrajców robią patronami Polski? Cel religii od przedszkola jest jasny: ogłupić Polaków tak, żeby w to uwierzyli. Historia dowodzi, że Polska była potęgą tylko w okresach względnej tolerancji. Także wtedy w Polsce szukali schronienia ludzie wykształceni, rozkwitała nauka i literatura. Prymat Kościoła katolickiego zawsze doprowadzał Polskę do upadku.

Zresztą Kościół sam przecież głosi, że nie można budować przyszłości na kłamstwie. Warto przypomnieć słowa Jana Pawła II do młodzieży: „Nie zgubcie pamięci, bo człowiek bez pamięci jest osobą pozbawioną przyszłości”. To i było trochę prawdy. Ku pamięci, dla przyszłości.

U źródeł wszystkich nieszczęść Polski oraz straconych szans zawsze stał i stoi Kościół katolicki. I to nie jest demagogia, tylko FAKTY!

Dlatego z przerażeniem trzeba patrzeć na pielgrzymki polskich parlamentarzystów do Częstochowy. Jakie tym razem nieszczęście ściągną na Polskę? Rządy katooszołomów już mamy... Żeby nam tu jeszcze jaka brudna bomba atomowa nie wybuchła...

Lux Veritatis

 

 

nr 42, 25.10.2007 r. PRZEMILCZANA HISTORIA

HISTORIA NOŻA W PLECACH (CZ. VI)

Po raz trzydziesty pierwszy Kościół katolicki wbił nóż w plecy Polsce na „sejmie hańby” w Grodnie w 1793 r., pomagając Rosji i Prusom zalegalizować II rozbiór.

Po klęsce Polski w wojnie w 1792 r. i zaprowadzeniu rządów targowicy Rosja przysłała do Warszawy ambasadora Sieversa z zadaniem doprowadzenia do II rozbioru i ratyfikacji traktatów rozbiorowych przez polski sejm. Koszty, czyli łapówki, pokrywała do spółki z Prusami.

Kościół był wdzięczny targowicy i Rosji za obalenie jakobińskiej Konstytucji 3 maja, przywrócenie mu edukacji młodzieży i majątków zabranych przez Sejm Wielki na odbudowę wojska polskiego. Toteż wśród głównych aktorów „sejmu hańby” byli biskupi: Skarszewski, targowicki podkanclerzy, ten sejm organizował; Kossakowski rosyjskim złotem przekupywał i dobierał posłów (67 dukatów od głowy!); Massalski wygłaszał prorosyjskie mowy „o nieograniczonej ufności we wspaniałomyślność cesarzowej”. W kościołach warszawskich czytano list pasterski bpa Okęckiego z 2.09.1792 r., w którym wzywał do modłów, „ażeby Bóg błogosławił pracom konfederacji generalnej dla dobra ojczyzny podjętym”.

Kiedy już po II rozbiorze uproszony przez króla Stanisława Augusta kardynał protektor Polski Antici błagał papieża Piusa VI o interwencję na rzecz Polski, papież odpowiedział, że uważa ją za nieodpowiednią w obecnych okolicznościach, i radził kapitulację przed zaborcami. Ważniejsze dla Kościoła było utopienie we krwi rewolucji francuskiej.

Trzydziesty drugi nóż wbity przez Kościół tkwił w plecach Polski przez 800 lat – od chrztu do rozbiorów. To potworna grabież dziesięciną, świętopietrzem, annatami, iura stolae (opłaty za chrzty, śluby i pogrzeby; musieli je płacić proboszczom także innowiercy), opłatami sądowymi w sądach kościelnych (także odwołań do Rzymu), łapówkami za korzystne wyroki, haraczami za zdjęcie klątw, opłacaniem „przychylności” urzędników papieskich. Bogatych otaczały sfory darmozjadów i wyłżygroszy w sutannach – kapelani, spowiednicy i kaznodzieje, wyłudzający pieniądze i nadania „za pokutę” czy różne ślubowania.

Oprócz tego naszych przodków okradano takimi opłatami jak: meszne, iura menta (za udział duchownego w sądach), mortuarium (odumarszczyzna), podzwonne (za dzwonienie na pogrzebie), pokropki, poświęcenia. A pańszczyzna w majątkach kościelnych, przymus picia alkoholu, kary pieniężne, pokuty i chłosta za byle co? No i taca!

Kościół bogacił się jeszcze, pożyczając Żydom pieniądze na lichwę, wydzierżawiając ziemię i nieruchomości, a nawet... sprzedając chłopów jak zwykłych niewolników! To wszystko było złodziejom w sutannach mało, więc mnożyli sanktuaria, handlowali relikwiami i odpustami. Jeden z ciekawszych numerów: jezuici w czasie częstych wtedy epidemii handlowali... pigułkami na zarazy. Jak pacjent umarł, to nie reklamował; jak przeżył, to dziękował. Czy to nie analogia do nadziei zbawienia, na której opiera się to całe oszustwo?

Równocześnie Kościół praktycznie nie płacił podatków, nawet na obronę Polski. Wysilał się tylko czasem na subsidium charitativum, czyli podatek dobrowolny. Zawsze były to ochłapy. W roku 1775 (już po I rozbiorze) Kościół zaczął płacić 600 tys. zł rocznie. Zmusił ich do tego... rosyjski ambasador Stackelberg!

Tu ukazała się głupota nienasyconej bestii. Pazerność odjęła jej rozum: skarby, których się nałykała... zagrabili jej w czasie potopu Szwedzi. Bestia była tak tępa, że to doświadczenie niczego jej nie nauczyło. Nachapała się ponownie, ale nadal nie chciała płacić podatków na obronę Polski i... znów obrabowali ją podczas III wojny północnej Szwedzi, Rosjanie i Sasi.

Bestia znowu zabrała się do wyłudzania pieniędzy od ogłupionych Polaków, nachapała się i... Dwie lekcje powinny wystarczyć – płaciła wreszcie podatki? Ale przecież to Kościół katolicki, to i trzeci raz ją oskubali – tym razem zaborcy! Potem jeszcze bolszewicy i hitlerowcy. Coś strasznie tępa ta bestia. Bestia przywilejami podatkowymi cieszy się nadal...

Trzydziestym trzecim nożem Kościół katolicki wiercił w plecach Polski także 800 lat: to oświata. Kościół przez wieki miał monopol w edukacji Polaków, tylko na krótko przerwany epizodem wspaniałych szkół ewangelickich doby reformacji. Hasło „Raków” jest w każdej liczącej się światowej encyklopedii. Kościół zdegradował ten kwitnący europejski ośrodek myśli, kultury i nauki do rangi wioski. Raków to symbol: zakłamana bestia ze wszystkiego zrobi wiochę.

„Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie” – proroczo napisał Jan Zamojski w akcie fundacyjnym swojej Akademii. To Kościół był piewcą złotej wolności, obrońcą wolnej elekcji i liberum veto. Potrzebował ich, aby utrzymać Polskę w stanie anarchii, by móc ją grabić bez przeszkód. To Kościół katolicki wychowywał polską młodzież, zaszczepiał jej fanatyzm katolicki, kołtuństwo i anarchię. To Kościół katolicki zamordował Polskę. Pamiętajmy, że najwięksi zdrajcy w naszej historii to m.in. kardynał Radziejowski, biskupi: św. Stanisław, Kossakowski, Massalski, Młodziejowski, Ostrowski, Trzebicki. Cywilni zdrajcy: Hieronim Radziejowski, Adam Poniński, Ksawery Branicki, Szczęsny Potocki i inni byli wychowankami szkół katolickich, w ogromnej większości jezuickich. To Kościół siał nietolerancję, pogardę, uczył donosicielstwa i lizusostwa.

Efekt tego katolickiego ogłupiania był taki, że Polska od połowy XVII wieku nie wniosła do kultury europejskiej NIC! Nie mówiąc o nauce, zlikwidowanej zupełnie, wyciętej równo z trawą, czego dowodem był brak naukowej terminologii w języku polskim! Stworzyła ją dopiero Komisja Edukacji Narodowej.

Wydarto załganej bestii edukację właściwie przypadkiem: papież w 1773 roku skasował zakon jezuitów. Z dnia na dzień w polskiej oświacie powstała pustka. Wykorzystał to król Stanisław August i doprowadził do powołania przez sejm Komisji Edukacji Narodowej. Opór i sabotaż ze strony Kościoła przedstawimy w osobnym artykule. Dzieło KEN cofnęła targowica, która w 1792 roku zwróciła edukację Kościołowi. Trochę tego ziarna jednak wykiełkowało, mimo wysiłków kleru, by wszelką wolną myśl wytępić.

Odrębna kwestia to oświata ludu. Nawet KEN nie zrobiła tu wiele, bo nie zajmowali się nią jezuici, ale proboszczowie, a w praktyce organiści, często niepiśmienni. Katolicki program nauczania dla ludu to wkuwanie na pamięć katechizmu i śpiew kościelny. Jedynym awansem społecznym dla przywiązanego do ziemi pańszczyźnianego chłopa była... ministrantura, potem „stanowisko” kościelnego lub organisty. Toteż analfabetyzm wśród ludu w połowie XVIII w. sięgał 95 proc.! Polski robotnik potrafił wykonać tylko prace proste, a na stanowiska techniczne sprowadzano Niemców, Czechów, nawet Holendrów, niemal zawsze ewangelików. Zaś o edukacji dziewcząt nie było w ogóle mowy!

Taki sam „program edukacyjny” był w Ameryce dla... niewolników murzyńskich! Trudno się dziwić, że polscy emigranci do USA w XIX w., ogłupieni przez Kościół analfabeci, zapracowali na słynne „Polish jokes”.

Dlatego budzi przerażenie, że mimo tych doświadczeń wpuszczono dzisiaj Kościół do szkół. Ogłupiony lud ma wierzyć w cuda, cudów oczekiwać, znosić kasę do kościołów, sanktuariów i całować szamanów po rękach. Jak w afrykańskim bantustanie. Katolicki kamień u szyi, który topił polską oświatę przez wieki i opóźniał rozwój kraju, znowu nam przywiązano.

Przedstawiliśmy największe klęski w naszej historii do czasu rozbiorów. Do sprowadzenia tej katastrofy na Polskę walnie przyczynił się Kościół katolicki. Fałszerze historii w sutannach czynią wszystko, by wymazać z pamięci narodu rolę Kościoła w rozbiorach. Wymazać, że umundurowani funkcjonariusze Kościoła (bo sutanna to przecież mundur) sterowali polską polityką i podporządkowywali ją interesom obcego państwa – Państwa Kościelnego. Przecież kanclerzem lub podkanclerzym zawsze był duchowny, prymas przewodniczył senatowi i był interreksem, a kościelne awanse zależały od wysługiwania się interesom Kościoła i cesarzy niemieckich.

Kościół kierował nie tylko polską polityką: wszystkich królów otoczył szczelnym murem kapelanów, spowiedników, kaznodziei, sekretarzy. Także królowe. Wychowawcami dzieci władców byli prawie zawsze duchowni; tak samo u magnatów. Pasożyty zlatywały się do władzy i pieniędzy. Przed każdym sejmem wszyscy znaczący senatorowie katoliccy otrzymywali papieskie brewe ze wskazówkami! Do tego Kościół dzierżył oświatę i jedyne wówczas masowe medium – ambonę. Spowiednicy sączyli jad do uszu klęczących przed nimi ludzi. Kościół miał w Polsce władzę absolutną!

Jak daleko sięgają ich macki, świadczy fakt, że odkrywcza książka prof. Łukasza Kurdybachy „Dzieje Kodeksu Andrzeja Zamoyskiego”, wydana w 1951 r. w skromnym nakładzie, dotąd nie doczekała się drugiego wydania. Niemal ślad zaginął po dziele prof. Wacława Sobieskiego „Nienawiść wyznaniowa tłumów za rządów Zygmunta III”, nie wznawianej od... 1902 r.! Od 105 lat! Przykłady można mnożyć. Pod rządami katoprawicy pojawiło się coś znacznie gorszego od cenzury – to autocenzura.

Każdy Czytelnik fakty tu podane może sprawdzić. Byle w źródłach rzetelnych, niepochodzących od fałszerzy historii w sutannach. Namacalnymi dowodami ich fałszerstw są katedry i kościoły wypełnione nagrobkami i epitafiami zdrajców w sutannach.

Po lekturze tego cyklu trudno mieć wątpliwości, że gdyby nie Kościół, nie byłoby rozbiorów, Polacy nie musieliby przelewać krwi w walkach o niepodległość. Nie byłoby więc wywózek na Sybir, krwawych narodowych powstań. Nikt nie śmiałby urządzić nam Katynia. A oni jeszcze wyciągają łapy po kasę za „opiekę”...

Większość z tych „zasług Kościoła dla Polski” z uwagi na objętość cyklu ujęliśmy skrótowo. W przyszłości przedstawimy je w szerszych opracowaniach.

Lux Veritatis

 

 

nr 45, 15.11.2007 r. PRZEMILCZANA HISTORIA

„ŁASKI” POLSKICH WOJEN DOMOWYCH

W rocznicę odzyskania niepodległości diabły ogonami na msze dzwonią i łżą o „opiece” i „zasługach Kościoła dla Polski”. Tylko jak to możliwe, że Polska pod „opieką Matki Bożej, Królowej Polski” na prawie półtora wieku straciła niepodległość i cierpiała pod butem heretyków: prawosławnej Rosji i luterańskich Prus?!

Ta „opieka” tym bardziej cuchnie oszustwem, gdy zestawić „deszcz łask”, jaki spada na Polskę od powierzenia jej w 1656 r. opiece NMP, patronki krzyżackich morderców. Te „łaski” będziemy przypominać uparcie, aż do świadomości Polaków ta wiedza dotrze. Prawda Was wyzwoli! Bo dla umundurowanych (sutanna to przecież mundur) funkcjonariuszy obcego państwa – Watykanu, nie jest ważna prawda, ale władza i pełne skarbony.

Tak ŕ propos, czy dowodem oszustwa z „opieką Królowej” nie jest fakt – poza utratą niepodległości – że Lwów, w którym Jan Kazimierz śluby składał, Polska straciła na zawsze? Może to oświeci ogłupionych? Tu zajmiemy się „najtwardszym” po rozbiorach Polski dowodem kłamstwa o „opiece” – wojnami domowymi. Bo przecież krzywdy i śmierć ludzi są podwójnie tragiczne, gdy zadają je ręce rodaków w czasie wojen domowych.

Od kiedy król wiarołomca, ku...arz, były jezuita i kardynał, primaaprilisowymi (1 kwietnia) ślubami lwowskimi powierzył Polskę opiece NMP, spłynął „deszcz łask” w postaci ośmiu wyniszczających wojen domowych. Albo jest „opieka” i „łaski”, albo plagi i klęski. Te osiem „łask” przedstawiamy w skrócie.

--------------------------------------------------------------------------------

Pierwszą wojną domową był rokosz Lubomirskiego. Wybitny wódz Jerzy Lubomirski pozostał wierny Janowi Kazimierzowi w czasie potopu, był bohaterem walk ze Szwedami i Rosją i to on odwetowym najazdem zniszczył Siedmiogród. Kiedy król – zrażony polityką arcykatolickich Habsburgów, którzy po układach z czasów potopu traktowali Polskę jak swoją własność – zmienił orientację na francuską i planował elekcję vivente rege kandydata francuskiego, Niemcy znaleźli drogę do dumnego hetmana.

Silny poparciem niemieckim – habsburskim i brandenburskim – oraz ich złotem na łapówki, Lubomirski blokował na sejmach plany dworu. Oskarżono go więc o spisek z obcymi mocarstwami, podżeganie wojska i szlachty do buntu i wytoczono proces. Sąd sejmowy w 1664 r. pozbawił go urzędów, skazał na banicję i infamię. Lubomirski uszedł na Śląsk pod opiekę Habsburgów, ale jego stronnicy nadal rwali sejmy i torpedowali reformy.

Szybko wrócił i wzniecił rokosz w obronie wolności szlacheckich, których piewcami byli jezuici i Kościół. Porwał tym masy szlacheckie, fanatycznych wychowanków jezuitów. W 1665 r. pobił wojska króla pod Częstochową, a w 1666 r. pod Mątwami w bratobójczej rzezi zginęła większość bohaterów potopu i wojen z Rosją. Po roku hetman zmarł, a król abdykował.

Druga wojna domowa to konfederacje: gołąbska (w obronie króla Michała Korybuta) i szczebrzeszyńska, przeciwko królowi. Stronnictwo katolickich Habsburgów (królewskie), dążąc do ograniczenia władzy hetmana Jana Sobieskiego, nie dopuszczało do uchwalenia podatków na wojsko nawet w obliczu zagrożenia tureckiego. Francuska partia Sobieskiego dążyła do detronizacji króla, Kościół zaś – do wciągnięcia Polski do wojny z Turcją w interesie Habsburgów.

Szlachta zwołana w 1672 r. na pospolite ruszenie przeciwko najazdowi tureckiemu zawiązała konfederację w Gołąbiu; ich przeciwnicy, głównie wojsko – w Szczebrzeszynie. Obyło się bez regularnych bitew, ale bezlitośnie łupiono majątki przeciwników. Ofiarą padli najsłabsi – chłopi i mieszczanie. Rozdarta kłótniami i nieprzygotowana Polska straciła Podole z Kamieńcem i została wciągnięta w wyniszczającą 27-letnią wojnę z Turcją w interesie Kościoła i Habsburgów.

Trzecia to wojna domowa na Litwie z Sapiehami w 1700 r. Byliśmy z Litwą jednym państwem, ginęli tam również Polacy, więc nie można jej pominąć. Szlachta litewska zbuntowała się przeciw absolutnej dominacji Sapiehów. Cały rok jedni bezlitośnie niszczyli majątki drugich, aż 18 listopada w bratobójczej bitwie pod Olkiennikami padło kilka tysięcy ludzi. Po bitwie szlachta rzuciła się grabić i niszczyć majątki pokonanych Sapiehów. Gwałty na mieszczanach i chłopach były niewyobrażalne. Przed zimą ograbiano ich ze wszystkiego, skazując na śmierć z głodu i zimna.

Wojna trwała dalej, a jej „bohaterem” był „krwawy ksiądz” Białłozor (patrz: „Zdrajcy w sutannach” cz. I). Ten łotr sprowadził na Litwę wojska rosyjskie.

Czwarta to konfederacje warszawska (przeciw Augustowi II Mocnemu) i sandomierska (w jego obronie), zawiązane w 1704 r. Niemiec wciągnął Polskę w katastrofę III wojny północnej. Przez kraj maszerowały i bezkarnie go łupiły wojska szwedzkie, rosyjskie, saskie i pruskie. Własne – polskie – nie były wcale lepsze.

Toteż zawiązano konfederacje, Niemca zdetronizowano, a z łaski Szwedów królem został Stanisław Leszczyński. Wojna domowa potęgowana udziałem obcych wojsk szalała od 1704 do 1709 roku. Bałagan był niebotyczny, wszyscy zdradzali wszystkich, co zobrazowało powiedzenie „od Sasa do Lasa”. Upadek gospodarczy był zupełny, ludność uciekała do sąsiednich krajów, „w lutry i kalwiny przechodząc”. Jakby tych „łask” było mało, obce wojska przywlokły zarazę, która wybiła 1/3 ludności. Polska została zrujnowana gorzej niż za potopu. Dzięki, o Królowo, za opiekę!

Piąta wojna domowa to konfederacja tarnogrodzka. Zdetronizowany August II wrócił na tron dzięki Kościołowi i Rosji, która de facto okupowała Polskę. W 1713 roku Niemiec wprowadził do Polski wojska saskie, które poczynały sobie jak okupanci. Utrzymywały się ze ściąganych gwałtem kontrybucji, co szlachta uznała za nielegalne nałożenie podatków, a więc złamanie praw.

W 1714 r. od Małopolski zaczęła się wojna domowa, 26 listopada 1715 r. zawiązano konfederację. Żądano wycofania wojsk i urzędników saskich. Trwały zacięte walki. W patowej sytuacji z inicjatywy biskupa Szaniawskiego i hetmana Pocieja poproszono o mediację... cara Piotra I, który w 1716 r. wprowadził wojska rosyjskie do Polski i narzucił porozumienie.

Pod rosyjskimi bagnetami zatwierdził je w roku 1717 sejm niemy, na którym żadnego posła nie dopuszczono do głosu. „Łaski” tego sejmu porównuje się z sejmami rozbiorowymi: m.in. ograniczono liczebność wojsk polskich, zakazano publicznych nabożeństw ewangelickich i prawosławnych. Gwarantem porozumienia został car, co uczyniło z Polski rosyjski protektorat.

Szósta to konfederacja dzikowska w obronie tronu Stanisława Leszczyńskiego, wybranego królem w 1733 r. Przeciwko niemu wystąpił Kościół i Rosja, której wojska wkroczyły do Polski. W obozie wojsk carskich biskupi Lipski i Hozjusz w obecności garstki szlachty przeprowadzili „elekcję” Augusta III Sasa. Biskup Lipski pospiesznie pod rosyjskimi i niemieckimi bagnetami koronował Niemca.

W obronie prawowitego króla szlachta skonfederowała się w Dzikowie w 1734 r. Konfederaci ponieśli szereg klęsk w walkach z regularnymi wojskami rosyjskimi i saskimi, które bezlitośnie grabiły Polskę. Wojna trwała aż do 1736 r.

Siódma to konfederacja barska 1768–1772. Ta ultrakatolicka, iście faszystowska ruchawka aż pięć lat dewastowała Polskę. Kościół nie pogodził się z równouprawnieniem ewangelików i prawosławnych przez sejm „repninowski” w 1768 r. Katoliccy fanatycy – szczuci przez jezuitów i nuncjusza papieskiego Duriniego – skonfederowali się w Barze „w obronie wiary katolickiej”, przeciwko królowi i Rosji. Przywódcą duchowym był „ksiądz Marek” Jandołowicz, politycznym biskup Krasiński, szef „generalności”, czyli rządu. Już pierwsze zdanie aktu konfederacji ukazywało źródło szaleństwa: „My, prawowierni chrześcijanie, katolicy rzymscy, naród polski, wierny Bogu i Kościołowi...”.

Poczynania konfederatów wywołały powstanie chłopów ukraińskich (koliszczyzna), którzy wyrżnęli 200 tys. Polaków i Żydów. Odwetowe rzezie były zwykłym ludobójstwem. Zajęcie Jasnej Góry przez Rosjan nie poderwało katolickiego narodu, ale wraz z próbą porwania króla przyspieszyło upadek konfederacji. Zginęły setki tysięcy ludzi, kilkanaście tysięcy konfederatów Rosjanie wywieźli na Sybir lub wcielili do swego wojska. Konfederacja dała pretekst do obrony praw innowierców i do I rozbioru Polski.

Ósma wojna domowa to konfederacja targowicka. Targowiccy zdrajcy też nie zostawili wątpliwości co do źródła obłędu i zdrady: „(...) konfederujemy się i wiążemy się węzłem nierozerwalnym konfederacji wolnej przy wierze świętej katolickiej rzymskiej...”. Rosja dla arcykatolickich targowiczan to „(...) sąsiadka nasza najlepsza, najdawniejsza z przyjaciół i sprzymierzeńców naszych...”. Zdrajcy wkroczyli w 1792 r. do Polski wraz z armią rosyjską, która napadła na Polskę. To gorzej niż PPR-owcy w 1944 roku, bo sowieci przynajmniej byli sojusznikami i działali na podstawie sojuszniczych układów. Czy katolicy mają wobec tego prawo opluwać polskich komunistów? Chyba nie...

Targowiczanie wraz z Rosją pacyfikowali kraj z całą bezwzględnością. Wielu biskupów należało do targowicy, inni z nią współpracowali, wielu było na rosyjskim żołdzie. Zniweczyli dzieło Konstytucji 3 maja, zwrócili Kościołowi oświatę i majątki (był to warunek poparcia Kościoła dla Rosji), na „sejmie hańby” w Grodnie ratyfikowali II rozbiór Polski. Konfiskowano majątki patriotom, którzy musieli uciekać z kraju. Jak w 1945...

--------------------------------------------------------------------------------

Znamienne, że za tymi wojnami domowymi stoi Kościół katolicki. Za każdym wkroczeniem obcych wojsk – także. To te „zasługi Kościoła dla Polski”. To głównie dzięki tym „zasługom” Polska straciła niepodległość. Tylko gdzie ta „opieka Królowej”?

Lux Veritatis

 

 

"FAKTY I MITY" nr 27, 12.07.2007 r.                          

PRAWDZIWA HISTORIA KOŚCIOŁA W POLSCE (44)

WŁODARZE SUMIEŃ

O niecnych obyczajach kleru opinia publiczna – z braku „Faktów i Mitów” – dowiadywała się z obfitej literatury staropolskiej. Dostęp do archiwów kościelnych potwierdził, że dawny antyklerykalizm w literaturze był w pełni uzasadniony.

Przez całe stulecia poziom umysłowy duchowieństwa w Polsce był bardzo niski. Dotyczyło to nie tylko proboszczów, wikarych, kleryków czy organistów, ale również biskupów. Zostać księdzem nie było trudno. Wystarczyło, jeżeli kandydat na księdza nauczył się czytać po łacinie, a już rozumieć tego, co czyta, nie musiał. Księża przypominali ministrantów, którzy – wyuczywszy się łacińskiej ministrantury – „wyklepywali ją” przy ołtarzu, nic z tego nie rozumiejąc. Nawet w Krakowie, siedzibie biskupstwa i uniwersytetu, pełno było wśród kleru analfabetów. Duszpasterstwo w parafiach wiejskich, mniej rentownych, stało na jeszcze niższym poziomie. Życie na odludziu nie należało do przyjemności. Ulubionym miejscem rozrywek była karczma, a najlepszym przyjacielem gorzałka. W niejednej parafii karczma była częścią majątku kościelnego, a dochody z szynkowania wódki były uposażeniem plebana. W karczmie pili wszyscy. Z uchwał synodów kościelnych wynika, że znudzeni proboszczowie dzień i noc wysiadywali w karczmach, pili i grali w kości z chłopami. Każdy wyjazd księdza – czy po kolędzie, czy do chorego – kończył się libacją w karczmie. Często w szkółkach parafialnych i na plebaniach mieściły się wyszynki wódki, przeciwko czemu w 1641 r. interweniował biskup kujawski Maciej Łubieński. Często proboszcz uzależniał udzielenie ślubu od urządzenia w jego karczmie zabawy weselnej. Pijackie orgie wyprawiano też z okazji chrztu, czy po prymicji świeżo wyświęconych kleryków. Kończyły się one częstokroć karczemnymi bójkami, co zmuszało władze kościelne do interwencji. Świadczą o tym zachowane uchwały synodów. Przekupni wizytatorzy diecezjalni pobierali od plebanów i wikarych łapówki, a jeśli pleban odmówił, archidiakon „obsmarowywał” go przed biskupem. Ksiądz, który umiał chodzić koło swej sprawy, niełatwo mógł być pociągnięty do odpowiedzialności za swoje występki. Jeśli osądził go surowo biskup, to apelował do arcybiskupa, a potem do nuncjusza; niejedna sprawa obiła się nawet o Rzym. Niejednego księdza „sprawy sercowe”, na skutek celibatu – bardzo powikłane, sprowadziły do więzienia biskupiego.

Na podstawie zbadanych w krakowskim konsystorzu aktów wizytacji biskupich wiadomo o różnych grzechach i występkach, o jakie oskarżała się wzajemnie sama elita parafialna (S. Kot, „Szkolnictwo parafialne w Małopolsce XVI–XVIII wieku): proboszczowie, wikarzy, diakoni i bakałarze (kierownicy szkółek parafialnych) z różnych parafii w diecezji krakowskiej. Oto niektóre z nich:

W Skale klecha oskarżył proboszcza z Mironic, że tamtejszy kierownik szkoły zastał go na grzesznym uczynku z konkubiną. Jeszcze gorsze sprawki ujawnił proboszcz z Gostynina, donosząc o córce bakałarza i proboszczu w Krzyżanowicach. Ona ukrywała martwe niemowlę w garnku, a proboszcz, wiedząc o tym, nie dopuścił do śledztwa, bo sam był współwinny zabójstwa. W Bodzęcinie biskup kazał wydalić klechę jako tęgiego rozpustnika i pijaka. Za te występki biskup skazał go na cztery tygodnie więzienia (co sobota o chlebie i wodzie), które miał odsiedzieć w dzwonnicy przy kościele. Były przypadki, że proboszczowie i wikarzy wydawali swoje konkubiny za mąż za organistów. W Lipniku proboszcz wypędził wikarego, przejął jego dochody, a obowiązki powierzył dwóm synom, które miał z konkubiną. Przy ołtarzu zaś zamiast ministranta usługiwały mu córki. Późniejszy proboszcz w Lipniku, Kędzierski, też nie był lepszy. Gdy przyjechał biskupi wizytator, ukrył w szkole 4-tygodniowe niemowlę, które miał z konkubiną. Nie wiadomo, ilu oskarżonych siedziało w księżym więzieniu na zamku biskupim w Lipowcu. Na pewno siedział w nim ksiądz Janowski z Kościelca. Karcer ten dostał za to, że miał dzieci z zamężną córką kierownika szkoły. Jednak nawet groza przymusowej odsiadki nie odstraszała kleru od seksu. Nienajgorzej też musiało się wieść więźniom lipowieckim. Świadczą o tym słowa pewnego wikarego, który stwierdził: „Będę w Lipowcu, nic to, nie dadzą mnię przecie ani utopić, ani ściąć”.

Obyczaje w wiejskiej parafii nie mogły być inne, skoro nawet z samej góry, ze szczytów hierarchii, dochodziły gorszące wieści. Zachowała się kronikarska zapiska Jana Chryzostoma Paska na temat arcybiskupa gnieźnieńskiego – prymasa Mikołaja Prażmowskiego (1617–1673). Był to człowiek znienawidzony przez szlachtę, a nienawiść ta uwidoczniła się w poczynaniach konfederacji w Gołębiu w roku 1672. Konfederacja ta wydała wyrok, mocą którego Prażmowskiego pozbawiono urzędu prymasa, skazano na zamknięcie w klasztorze i konfiskatę dóbr. W swoich „Pamiętnikach” Pasek uczynił Prażmowskiego odpowiedzialnym za wzniecenie krwawej wojny domowej między wojskami hetmana Lubomirskiego a armią króla. Pomstując na prymasa, wspomniał również o jego sekretnym liście miłosnym do jednej z mężatek: „Wątpię, żeby cię tam zasłoniły te francuskie talery, których na machinacje nabrałeś, a potem kurwom rozdałeś (...). Do kogoś to pisał, przypominij sobie te słowa: »Twoje śliczne i oczom moim milusieńkie pozdrawiam drobiażdżki i one jak najprędzej pocałować życzę«. Co to za drobiażdżki? Wytłumacz mi, czy to oczy, czy palec, czy coś innego? (...) O księże kurzeju, gdybym ja był mężem tamtej żony, a wiedział o takich amicycjach, znalazłżeby ja na ciebie sposobu, żebym z ciebie uczynił prawdziwego kapłana i potrafił w to, żebyś był namieśnikiem mądrego Orygenesa [poddał się kastracji], co się to cudzymi delektujesz drobiażdżkami”.

Jakim sposobem Pasek przejął i zatrzymał list arcybiskupa – pierwszego po królu dostojnika państwowego – powierzony przez tegoż celem oddania „damie” – nie wiadomo.

Artur Cecuła

 

 

"FAKTY I MITY" nr 38, 27.09.2007 r. NASI OKUPANCI

PRAWDZIWA HISTORIA KOŚCIOŁA (55)

TRUCICIELE CIAŁ I DUSZ

Przez wiele stuleci kler osiągał wielkie dochody propinacyjne. „Święta propinacja” służyła ogłupianiu chłopów, zamroczeniu dusz poddanych i wyzyskiwaniu dorobku ich pracy.

Narodziny propinacji w Polsce sięgają daleko w średniowiecze. Ta trucicielska instytucja przeżyła w Polsce prawie 900 lat i dotrwała do początków XX wieku. Propinacja (łac. propinatio od propinare – „częstować trunkiem”) była wyłącznym prawem właścicieli ziemskich do produkcji i sprzedaży napojów alkoholowych poddanym chłopom zamieszkującym ich dobra, a także wiązała się z obowiązkiem kupowania przez nich w określonym czasie określonej ilości trunków w pańskiej karczmie. „Święta propinacja” służyła duchowieństwu i szlachcie do ogłupiania umysłów, deprawowała charaktery chłopów i wyzyskiwała dorobek ich pracy. Była instytucją, w której zniewolonemu chłopu pozostawiono jedyną „wolność” – picia i zatruwania się alkoholem – a wolność ta leżała w interesie dochodowym szlachcica, plebana i klasztoru. Interes ten nie miał wiele wspólnego z uczciwością, lecz był mierzony kupiecką miarą.

Już Bolesław Chrobry, fundując około 1000 r. arcybiskupstwo gnieźnieńskie, uposażył je także w dziesięcinę karczm. Rozmaite starodawne spisy posiadłości klasztorów i kościołów wymieniają karczmy jako darowizny złożone od książąt lub szlachty. Często było tak, że karczma lub część jej dochodów została oddzielona od dóbr książęcych czy pańskich, aby przyczyniać się do utrzymania klasztoru lub probostwa. Jan Długosz, który w roku 1470 spisywał „Księgi uposażeń”, uwidocznił w nich, gdzie, przy jakim kościele i ile znajdowało się karczm kościelnych. Duchowni byli nie tylko producentami alkoholi, ale też szynkarzami, czyli tabernatorami. Z aktów wizytacji biskupich wynika, że proboszczowie mieli w zwyczaju, zamknąwszy po nabożeństwie tabernaculum w ołtarzu, odmykać tabernę w budynku plebańskim, w której służba piwo, miód i okowitę sprzedawała albo czynili to sami. Kupowanie alkoholu i picie w obcych karczmach zabronione było najsurowszymi karami. Plebani surowo karali wiernych za kupowanie trunków u Żydów, których uważali za morderców Chrystusa i bluźnierców. Alkohol można było kupować tylko w karczmie należącej do księdza proboszcza, choć z reguły było w niej drożej, a i trunki nie tak dobre. Jak świadczy pochodzący z XVII wieku „Lament chłopski”, piwo sporządzano z pszenicy, a dla chłopów wyrabiano je z owsa, tatarki, jeżyny. Były to piwa tak liche, że autor „Lamentu” powiada ironicznie, iż sporządzano je z sieczki. W XVI wieku pojawiła się gorzałka, zwana też „prostą”, „przepalanką”, „okowitą”, a jeszcze powszechniej „śmierdziuchą”, „szmorgawicą”. Znalazł się w Polsce propinator, który wykazywał się dokumentem, według którego nadano mu prawo palenia gorzałki jeszcze wtedy, gdy... gorzałka w ogóle nie była znana. Oszustem tym był – a jakżeby! – duchowny, proboszcz w Marcyporębie Jan Franciszek Krzeczkowski. W roku 1633 złożył on do aktów oświęcimskich podrobiony dokument z roku 1176, mający rzekomo pochodzić od Marka z Poremby herbu Radwan, fundatora kościoła i probostwa w Marcyporębie. Według tego falsyfikatu, Marek z Poremby miał już w 1176 r. uposażyć proboszcza przywilejem „do paleni horułki y wareni piwa”, a zarazem zobowiązaniem karczmarza pod kościołem do brania i sprzedaży kościelnej gorzałki. Odtąd proboszcz mógł tym śmielej narzucać parafianom swoją gorzałkę, skoro wywodził swoje prawo od tego starego przywileju, który mu sporządził jakiś fałszerz.

Uprzywilejowany stan duchowny nie tylko prowadził działalność propinacyjną, ale też sam w najlepsze uczęszczał do karczm, gdzie z chłopami, mieszczanami i szlachtą pił, grał w kości i bawił się. Nad obyczajami tymi przez długi czas bezskutecznie starały się zapanować władze kościelne. Już legat papieski Filip w roku 1279 przywiózł do Polski zakaz szynkowania na plebaniach. Synod uniejowski w roku 1326 zakazał duchownym pociągać innych własnym przykładem do pijatyk. Za picie w karczmie groziła duchownemu kara trzech grzywien albo miesięczny areszt w klasztorze. Według statutów włocławskich, wstąpienie duchownego do karczmy uwarunkowane było „słuszną przyczyną”, a za taką uchodziło na przykład zaproszenie przez poważną osobę. Łatwo więc było pijatykę usprawiedliwić. W diecezji przemyskiej wstępu do karczm dozwolił synod w 1415 r. jedynie prałatom. Duchowni wykorzystywali jednak każdą sposobność, by nawiedzić karczmę. Asystowali przy zawieraniu małżeństw w karczmach, tam też odbywały się niejednokrotnie sądy kościelne, czego surowo zakazywały synody. Gdy i to stało się niemożliwe, przenosił się kler z karczm do domów prywatnych, a okazji ku temu też nie brakowało, jak choćby tych związanych z zaopatrywaniem chorych sakramentami.

Ustawodawstwo kościelne wyparło z czasem kler z karczm i zlikwidowało jego propinacyjną działalność. Jednak jeszcze w XVIII wieku i później czerpał „oświecony” stan duchowny dochody z upijania wiernych. Obserwujące regułę św. Augustyna norbertanki ze Zwierzyńca (znane między innymi z palenia czarownic) posiadały w księstwie zatorskim wieś Mucharz, gdzie zbudowały w połowie XVIII wieku wspaniałą karczmę z łamanego kamienia, podobną do małego zamku. Lud nazwał ową karczmę Czartakiem, gdyż stanęła ona w miejscu strażnicy książęcej, a może z tej racji, że widział w niej siedlisko czartów – sprawców nieszczęść. Czart bowiem siedział w klasztornej okowicie, która niejedno życie chłopskie zrujnowała i niejednej chłopskiej rodzinie piekło zgotowała za życia. Ciekawe, że fantazja poetów i artystów malarzy przypisała ów czarci przybytek... arianom. Na wniosek konserwatorów otoczono „Czartak” opieką jako rzekomą zabytkową świątynię ariańską. I tak oto niechcący ochroniono na pewien czas przed zagładą ponure szczątki klasztornej „świętej” karczmy – niechlubny pomnik propinacyjnej działalności sióstr zakonnych św. Norberta. Podczas II wojny światowej Niemcy rozebrali „Czartak”, a kamienie zużyli do budowy fabryki amunicji w Mucharzu. Dziś po „Czartaku” nawet ślad nie pozostał.

Artur Cecuła

 

 

nr 11, 22.03.2001 r. PIELGRZYMKOWE PROBLEMY

(...) W 1979 r. miałem wątpliwą „przyjemność” uczestniczyć, jako funkcjonariusz ROMO MSW (ówczesny odpowiednik ćwiczeń rezerwy MON), w zabezpieczeniu „nawiedzenia” naszej Ojczyzny przez imperatora z Watykanu i widziałem (upały do 30 stopni C w cieniu) przypadki wielu zasłabnięć w trakcie spotkań z naszym przedstawicielem obcego państwa. Po całej pielgrzymce nasi przełożeni poinformowali nas o ponad 50 śmiertelnych ofiarach zadeptań zasłabniętych osób przez ogarniętą ekstazą katolickiego uniesienia gawiedź (w Gnieźnie, w Częstochowie i Krakowie sam widziałem 4 takie wypadki). Rannych było kilka tysięcy. Przypuszczam, że w trakcie wszystkich „nawiedzeń” naszego kraju przez tego ŻYWEGO CZŁOWIEKA, a nie żadnego świętego, było tyle ofiar i rannych, że nikt nie odważył się o tych faktach poinformować naszego zdewociałego (na szczęście nie całego) społeczeństwa.

Marek z Podkarpacia

 

 

nr 7, 19.02.2004 r.

AGATA STRASZY

W Katanii na Sycylii w czasie

uroczystej procesji z relikwiami

świętej Agaty dwadzieścia osób odniosło

rany, a jedna zmarła. Wszyscy

poszkodowani zostali stratowani

przez spanikowany tłum. Zamęt

wywołał człowiek, który – niosąc

święte szczątki – zwyczajnie

potknął się i upadł. Wierni zapewne

pomyśleli, że Agata kopnęła go

w tyłek. Ciekawe swoją drogą, jak

potraktować tragiczną śmierć? Jako

męczeńską? Czyli nowe relikwie

i tak w kółko...

A.C.

 

 

nr 1, 10.01.2008 r.

PIEKŁO ZWIERZĄT

Do królików, gęsi, kurczaków rzuca się kamieniami, aby je zabić. Katolickie zakonnice trudnią się produkcją strzałek i kolorowych przyrządów do zabijania i znęcania się nad zwierzętami.

Co roku na hiszpańskich fiestach, organizowanych z okazji święta lokalnych patronów zabija się i torturuje tysiące zwierząt. Zrzucenie żywej kozy z wieży kościelnej, a potem dobijanie zwierzęcia pod kościołem zakonnymi strzałkami to „uświęcona tradycja”. Procederom takim przewodniczą nierzadko księża, a biorą w nich udział nawet małe dzieci. Podpalanie rogów żywego zwierzęcia nie należy do rzadkości. Rozszalałe z bólu i strachu zwierzę dobija się, uderzając jego głową w mur. Rozbawieni katolicy ciągną np. byka za ogon i po jakimś czasie zabijają już i tak ledwo żywe zwierzę. Często byki – jako synonimy rogatego szatana – oślepia się, podpala, rzuca w nie strzałkami – oto katolicka zabawa. Młode zwierzęta są często torturowane, a potem topione np. w morzu. Osiołki, szczególnie w okresie Wielkanocy, są kamienowane i torturowane.

Hierarchowie katoliccy, mimo licznych protestów – np. WSPA (Światowa Organizacja Zwierząt), czy IFAW (Międzynarodowy Fundusz Pomocy Zwierzętom) – nie interesują się tą sprawą, mimo iż wiele zwierząt zabijanych jest w okolicy kościoła lub na ich terenie.

Między innymi naukowcy Uniwersytetu Jagiellońskiego wystąpili kilka lat temu do papieża Jana Pawła II z listem i prośbą o pomoc zwierzętom w Hiszpanii, apelując, aby wpłynął na kler. Niestety, papież nic nie zrobił w tej sprawie.

Dlaczego Kościół nie robi nic, aby pomóc zwierzętom? Dlaczego ich nie szanuje? Bo według doktryny katolickiej mają one dusze śmiertelną, inaczej niż „wspaniały” człowiek. Hipokryzja Kościoła w tych dniach nabiera szczególnego oblicza. Miłość i szacunek do żywych istot to takie same bajki jak humanitarny ubój zwierząt. Prawda jest taka, że z winy ludzi każdego roku giną miliardy zwierząt, więc powiedzenie „wesołych świąt” nabiera jeszcze bardziej groteskowego charakteru.

Filip Barche

wieloletni inspektor ds. zwierząt

Empathy for Animals

http://barche.blog.onet.pl

 

 

nr 25, 28.06.2007 r.

JP II SZANTAŻOWANY

We Włoszech dobiegł końca proces pięciu związanych z mafią podejrzanych, oskarżonych o zabójstwo „bankiera Pana Boga” – byłego dyrektora Banco Ambrosiano, Roberto Calviego.

Calviego znaleziono powieszonego pod londyńskim mostem w czerwcu 1982 r. Początkowo stwierdzono, że to samobójstwo, potem okazało się, że bankierowi ktoś pomógł rozstać się ze światem. Prokurator utrzymywał, że Calvi został zamordowany na polecenie mafiosa Pippo, a była to ponoć kara za defraudację mafijnych funduszy. Zabójstwo miało również zapobiec szantażowaniu przez Calviego wysoko postawionych osób z finansjery i świata polityki Włoch, zwłaszcza członków antykomunistycznej loży masońskiej P2, której bankier był członkiem. Ale nie tylko ich. W jego aktówce znaleziono dokumenty dowodzące, że osobiście szantażował on papieża Jana Pawła II, grożąc ujawnieniem informacji mogących skompromitować Kościół. W liście do Karola Wojtyły z 5 czerwca 1982 roku Calvi pisze: „Mogę ujawnić, że dostarczałem broni oraz innego ekwipunku pewnym południowoamerykańskim reżimom, by pomóc im w walce z naszymi wspólnymi wrogami. Mogę również wyjawić, że zaopatrywałem w fundusze »Solidarność« oraz przekazywałem pieniądze i broń innym organizacjom w Europie Wschodniej”.

Prokurator powołał na świadka mafijnego bossa Antonio Giuffrego, którego aresztowano w roku 2002. Powiedział on sądowi, że Calvi oraz szef Banco Ambrosiano, arcybiskup Marcinkus, prali pieniądze mafii Cosa Nostra. Bank Watykański aktywnie uczestniczył w walce z komunizmem. Calvi i Marcinkus blisko współpracowali w tajnych politycznych operacjach, prowadzonych przy użyciu funduszy wysyłanych na konta zamorskich firm. Inny świadek, amerykański biznesmen Terence Byrne, dyrektor firmy zbrojeniowej Allivane International, sugerował, że jedną z przyczyn upadku Banco Ambrosiano był udział w eksporcie broni dla... Saddama Husajna.                                                                                                                                                                                            PZ

 

 

nr 30, 02.08.2007 r.

CHWAŁA PANU!

Kościół ma problem w ustaleniu, czy za tragiczną śmiercią pielgrzymów stoi Bóg czy szatan. Tymczasem francuska prokuratura twierdzi, że to księża organizatorzy...

Zginęło 26 osób, a 24 odniosło obrażenia – część z nich wciąż walczy o życie. „Pojechali szukać Boga i znaleźli go...” – zapewniał podczas mszy żałobnej wikariusz generalny Biskupa Polowego WP, ksiądz pułkownik Sławomir Żarski. To nieszczególna zachęta dla następnych pielgrzymek... Obecni na tej smutnej uroczystości przedstawiciele najwyższych władz państwowych z prezydentem Lechem Kaczyńskim na czele usłyszeli też, że ludzie, którzy rankiem 22 lipca zginęli we francuskich Alpach koło Grenoble, wracając z pielgrzymki po sanktuariach maryjnych w Europie, „jechali po to, by spotkać Boga. I oni go znaleźli, on wyszedł im na spotkanie. Oni są w niebie i chwała Panu, że w ten czas powołał ich do siebie” – pocieszał zebranych klecha.

– To byli święci, ludzie gotowi na spotkanie z Oblubieńcem. Są już w niebie, bo Boga odnaleźli, kończąc swoją pielgrzymkę na Ziemi – powiedział o zmarłych ks. Żarski, sugerując, że ci, którzy przeżyli wypadek, byli mniej godni...

Tymczasem francuska prokuratura szuka winnych i przesłuchała jednego z kierowców (drugi z nich, prowadzący pojazd w chwili wypadku, zginął) oraz kilku lżej rannych pasażerów.

Z wstępnych zeznań świadków oraz rekonstrukcji przebiegu wypadku wynika, że:

* kierowca absolutnie nie miał prawa znaleźć się na tej drodze. Ten wyjątkowo stromy jej odcinek jest wyłączony dla transportu publicznego, o ile pojazdy nie mają specjalnego pozwolenia;

* stan techniczny autokaru wciąż jest badany, ale wiadomo już, że podczas długiego i ostrego zjazdu hamulce nie wytrzymały obciążenia;

* objazd byłby o 30 kilometrów dłuższy, ale siedzący z przodu księża wymogli na kierowcy, żeby pojechał krótszą, górską trasą, bo chcieli zobaczyć szlak, którym w 1815 roku cesarz Napoleon wracał z Elby. Kilku pielgrzymów natychmiast to podchwyciło. Zresztą parafianie wiedzą, kto rządzi, zwłaszcza na pielgrzymce...

--------------------------------------------------------------------------------

Premier Jarosław Kaczyński zapowiedział, że przeznaczy po 100 tys. zł dla każdej z rodzin osób poszkodowanych w wyniku wypadku autokaru we Francji.

– Wesprzemy ich dodatkową kwotą, przekraczającą 10 tysięcy złotych – obiecuje szef gabinetu prezydenta Maciej Łopiński.

Polacy na forach internetowych zaczynają pytać:

* „Czy ofiary zawalenia się hali w Katowicach i rodziny górników z Halemby też tak zostały docenione jak pielgrzymi?”;

* „Czy rodziny ofiar wypadków na polskich drogach, matki okaleczonych dzieci i sieroty, które straciły rodziców, będą dostawać porównywalne kwoty?”.

Odpowiadamy: 2 x NIE!

* „Czy Watykan, Episkopat lub parafia organizująca wyjazd też zabezpieczą potrzeby bytowe rodzin pielgrzymów?”.

Odpowiadamy: TAK! Modlitwą.

* „Na ile ta nadzwyczajna hojność polskiego rządu jest związana z przewidywanymi, przyspieszonymi wyborami parlamentarnymi?”.

Odpowiadamy: odpowiedzcie sobie sami!

--------------------------------------------------------------------------------

Przypomnijmy jeszcze:

* wrzesień 2005 r. – dziewięciu maturzystów z Białegostoku plus dwaj kierowcy autobusu wiozącego ich na pielgrzymkę do Częstochowy. Spłonęli żywcem. Zginął też kierowca tira, z którym zderzył się pojazd z pielgrzymami. 40 dziewcząt i chłopców zostało rannych. „Pan tak chciał” – wytłumaczyli tragedię kościelni organizatorzy;

* czerwiec 2002 r. – nieopodal węgierskiego jeziora Balaton zginęło 20 polskich pielgrzymów do Medjugorie. Ok. 30 osób doznało obrażeń. „To szatan nie chciał pozwolić, by dotarli do Medjugorie! Chciał, żeby wszyscy zginęli!” – wyjaśnił na łamach Rydzykowego „Naszego Dziennika” światowej sławy egzorcysta, ks. Gabriel Amorth.

Francuska prokuratura upiera się, że to jednak księża wymogli na kierowcy przejazd zakazaną trasą...

Dominika Nagel

 

 

nr 36, 11.09.2003 r. WYRZUCILI PAPIEŻA

Kilkanaście obrazów z Matką Boską i papieżem Janem Pawłem II, szarfy powitalne sławiące papieża oraz różańce znaleziono na wysypisku śmieci w Jaroszewie koło Żnina (woj. kujawsko-pomorskie). Okazało się, że przedmiotów kultu i dewocjonaliów w bezceremonialny sposób pozbyli się księża ze żnińskiego kościoła pw. NMP Królowej Polski. Postępowanie w tej sprawie prowadzi żnińska Straż Miejska. A mieszkańcy miasta są oburzeni. Dopiero teraz się im, biedakom, oczy otworzyły. Do tej pory nie wiedzieli, że dla ich duszpasterzy religia to biznes, a nie wiara.

R. Kraw.

 

 

CUDOWNA PRZEMIANA

Widziałem na własne oczy, jak podczas pielgrzymki z Rzeszowa do Częstochowy księża w jakieś knajpie jedli w piątek schabowego i udko. Wykonali przedtem znak krzyża, mówiąc: „było świnią, niech stanie się rybą”.                                               

marekxyz15@poczta.onet.pl

 

 

nr 44, 08.11.2007 r. FAKTY

Włoski historyk Sergio Luzzatto dowodzi (przytaczając relacje świadków i dokumenty), że ojciec Pio – „święty stygmatyk” kanonizowany przez JPII – był zwykłym oszustem, a jego krwawiące rany to efekt potajemnego stosowania kwasu fenolowego. Co więcej, zakonnik nader często uprawiał seks z kobitkami. Lecz co tam fakty... Watykan już zawył z oburzenia, a organizacje katolickie zapowiadają procesy sądowe przeciwko autorowi publikacji, bo, ich zdaniem, ojciec Pio cierpiał za miliony. Pewnie. A następnym w kolejce do świętości powinien być Rydzyk. On też cierpi. Za miliony!!!

 

 

OŚWIECONE NIEWINIĄTKO

W Aleksandrowie Łódzkim podczas rutynowej inspekcji latarni ulicznych pracownicy zakładu energetycznego odkryli niezidentyfikowane kable, które poprowadziły ich do... potężnych reflektorów zamontowanych na kościele śś. Rafała i Michała Archaniołów. Oświetlały one cały wielki kościół w centrum miasta przez 11 godzin na dobę. Kable natychmiast odcięto, a burmistrz miasta złożył na proboszcza Norberta Rudzkiego doniesienie do prokuratury. (...)                                                                                                                                                                                                                                               RK

[Teraz ksiądz ICH oświeci..., kto tu rządzi, donosząc na burmistrza do kurii. – red.]

 

 

PIĄTA KOLUMNA:

(...) Piorunujący proboszcz. (...) Pół roku temu grom z nieba walnął  w proboszczowy przybytek  i uszkodził znajdujący się na wieży zegar. (...) Niedawno kolejny piorun uderzył w kościelną wieżę i uszkodził, trzy sterowane elektronicznie dzwony. (...)

 

 

KRZYŻ ZABIJA

Giewont – góra z najsłynniejszym polskim krzyżem – jest jednocześnie szczytem najbardziej narażonym na wyładowania atmosferyczne. Wielka stalowa konstrukcja ściąga prąd z nieba niczym elektroda. Od 1906 r. zanotowano aż 76 zgonów od pioruna, a w 1935 roku pięć osób zginęło tam jednocześnie w Święto Wniebowzięcia NMP. W 2001 r. potężna burza rozgoniła także procesję idącą na szczyt, żeby uczcić rocznicę postawienia krzyża.                                          AC

[Wersja kor PEWNIE jest taka: widocznie Bóg tak chciał! Moje: ironiczna – radujmy się, były kolejne wniebowzięcia... (a może by tak ci członkowie kor, którzy prowadzą tam ogłupione „barany” poczekali pod krzyżem na wniebowzięcie...); śmiertelnie poważna – oczywiście w tym ciężko chorym - opanowanym przez kor - kraju nikt go nie zdemontuje!!! – red.]

 

 

ZABÓJCZA BROŃ

67-letnia Maddalena Camillo, mieszkanka małego miasteczka na południu Włoch, została zabita przez trzymetrowy krucyfiks, który spadł jej na głowę. (...)

 

 

nr 7, 15-21.02.2008 r.

NA DROGACH OPATRZNOŚCI

W wypadku samochodowym w Grabcu koło Zawiercia zginęły trzy osoby, a trzy inne odniosły poważne obrażenia. Ofiary poniosły śmierć na skutek zderzenia z... przydrożną kapliczką. To feralne spotkanie z sacrum poddajemy pod rozwagę zwolennikom budowy Świątyni Opatrzności Bożej oraz pilotom awionetek.

AC

 

 

nr 34, 30.08.2007 r.

ŁASKA NIEBIESKA

Kolejny dowód braku opatrzności ze strony watykańskiego Boga – w katolickim Peru podczas trzęsienia ziemi zginęło przeszło 500 osób. W tym ponad 300 wiernych modlących się w kościele w miejscowości Isa.

Tymczasem w Świnoujściu, na pogrzebie pielgrzymów ofiar katastrofy autokarowej we Francji, biskup powiedział, że ich nagła śmierć była tak naprawdę... łaską, bo szybko poszli do nieba. Nie życzymy nikomu takich łask, nawet ks. biskupowi, który powinien się zdecydować, czy nadal modlić się w kościele o „wybawienie od nagłej i niespodziewanej śmierci”, czy może... rzucić z mostu.

RK

 

 

nr 6, 8-14, 02. 2008 r.

Kilkadziesiąt osób zginęło w Kongu i Rwandzie podczas trzęsienia ziemi. Większość to uczestnicy niedzielnych mszy, np. w Rwandzie 20 osób zmarło pod gruzami w zaledwie jednym kościele. To kolejny dowód na działanie opatrzności bożej, która oszczędziła setki tysięcy wiernych.

 

 

nr 21, 27.05.2004 r.

WYSŁANNICY BOGA

Pobożne Polki zbliżały się do Boga,

bijąc swoje ciało do krwi

skórzanymi biczami. Pewien

święty prorok ogłosił się plenipotentem

Chrystusa na Polskę. Kościół uznał

ich za godnych naśladowania.

Kościół katolicki w XVI–XVIII

wieku prowadził – jakbyśmy to dziś

powiedzieli – intensywną kampanię

promocyjną, aby opromienić

sławą wszelakich mistyków, ascetów

i dewotów. W niedługim czasie

kościelni bohaterowie stawali

się popularni w całej Polsce i usunęli

w cień wielkich świeckich reprezentantów

zarówno odrodzenia,

jak i pozytywizmu. Księża głosili,

że ludzie, którzy wyrzekali

się wszelkich przyjemności życia

i umartwiali swoje ciało postem

i biczem, są godni naśladowania,

bowiem mieli wizje, które zbliżają

do Boga. I tak na przykład aurą

niezwykłości oraz wielką czcią

cieszyła się Zofia z Kostków

Ostrogska, która po śmierci męża

ślubowała czystość i żyła tak

przez 32 lata. Ks. Jaroszewicz pisze

w wydanej w 1767 roku pracy

„Matka świętych Polska...”, iż owa

pobożna kobieta, kiedy ją niezbyt

poczciwe myśli naszły, „ciało swoje

dyscyplinami szpiczastemi aż do

krwi siekła, a w chorobie, kiedy sił

własnych nie stawało, której białogłowie

bić się kazała. Używała

i włosiennicy, nie tylko ostremi węzełkami,

ale i szpilkami natkanej”.

Pod względem samobiczowania

z pewnością przebiła ją inna ulubienica

kościelnych hagiografów.

Była nią Elżbieta Gostomska.

Uważano, że z boskiego daru była

wolna od pokus erotycznych, ale żeby

wzmocnić swe siły duchowe, na

swoim łożu kładła krucyfiks, a sama

na gołej ziemi spała. Biła się

skórzaną dyscypliną cztery razy na

tydzień i odmawiała sobie posiłków.

Któregoś dnia skatowała się ku

chwale Bożej tak okrutnie, że jej

spowiednik – mocno już przerażony

– schował bicze w obawie, że

straci dobrze płatną „robotę”, kiedy

Gostomska się zabije. I cóż wtedy

zrobiła świątobliwa niewiasta?

„(...) nie mając się czym biczować,

pięściami się tłukła, ciało na sobie

szarpała, włosy targała, ręce o ziemię

tak mocno biła, że jej aż palce

popuchły” (op. cit.).

W czasach saskich nastąpił istny

wysyp dewotek. W nadziei spotkania

z Wiekuistym, bogate dewotki

(przeważnie wdowy) dawały się

bezlitośnie oszukiwać zakonnikom.

Bogobojni jezuici bezczelnie wykorzystywali

dewocję i naiwność swoich

podopiecznych. Podam przykłady

najbardziej typowe dla jezuickiego

cwaniactwa.

Otóż bogata kanclerzyna koronna

Szembekowa z Babic ślubowała,

że wybierze się z pielgrzymką do Jerozolimy

– do Grobu Pańskiego. Zakonnicy

tłumaczyli jej, że może nie

wytrzymać trudów tak intensywnej

podróży, szczególnie morskiej, i że

mają inną koncepcję. Obiecali załatwić

w Rzymie dyspensę

od ślubu i zezwolenie na

zamianę Jerozolimy na

podróż do dowolnie wybranej

miejscowości. Warunek

jednak był taki, żeby

Szembekowa przekazała

im wszystkie pieniądze,

które wydałaby na podróż

zamorską. Naiwna

wdowa zgodziła się.

Wówczas przebiegli mnisi

wyliczyli odległość z Babic

do Jerozolimy i wyrachowali,

że Szembekowa powinna

podróżować około pięciu

lat, ale... w Babicach.

I tak kanclerzyna przez pięć

lat w pokutnych szatach, w towarzystwie

czterech zakonników,

„podróżowała”, obchodząc w kółko

aleje babickiego parku, gdzie

mieściła się jej rezydencja.

W tym samym czasie liczna grupa

jezuitów, zmienników czwórki „pielgrzymującej”

z kanclerzyną, ostro

balangowała w jej pałacu. Przez pięć

lat mieli wikt, opierunek, dziewki

folwarczne i wypchaną kiesę.

Jeszcze inny przykład bezczelności

zakonników podaje Zbigniew

Kuchowicz: „Podobnie peregrynowała

podkomorzyna poznańska

Czartoryska, z tym że spacery odbywała

nie po parku, lecz po... pokoju!

Niezrównani jezuici postarali się

jednak, by otrzymała takie odpusty,

jak gdyby istotnie pielgrzymowała

do Jerozolimy”.

A ile zapisów pokutnych

poczynili wówczas

dewoci straszeni

smażeniem na piekielnym

ruszcie? Ich liczbę można próbować

ogarnąć, rachując majątki

odbierane obecnie od państwa

przez Kościół.

Bywali też właściciele

czterech klepek: wysłannicy

Boga. W połowie XVIII

wieku furorę robił podolski

szlachcic, niejaki Komorowski

(Komornicki). Ogłosił się

prorokiem, jedynym, który głosi

słowo bezpośrednio przekazane

mu przez samego Boga. Objeżdżał

wsie i miasteczka na wózku

zaprzężonym w... kozy i budził sensację

swoim wyglądem (długa broda,

zapuszczone włosy, przeraźliwie

chudy, bo odżywiał się tylko

kozim mlekiem) i medytacjami na

temat marności tego świata. Ponieważ

atakował również duchownych

za chciwość i gromadzenie

bogactw, jego kazania zdenerwowały

w końcu księży i wymogli na

biskupie Krasińskim, aby uspokoił

nawiedzonego. Biskup tak

skutecznie postraszył go więzieniem

na ziemi i ogniem piekielnym

po śmierci, że „prorok” zabrał

swój wózek z kozami i zaszył

się na jakiejś zapadłej wsi.

Nie brakowało też szalbierzy

i hultai, którzy w celu wyłudzenia

od naiwnych prostaczków hojnej jałmużny

lub choćby kilkudniowego

utrzymania udawali, że doznają cudownych

wizji albo obcują z Matką

Bożą i Chrystusem. Do najbardziej

znanych należał szlachciura

Wołyniecki, oszust i pijak. Znalazł

dosyć liczną grupę adoratorów, którzy

uznali go za „plenipotenta Chrystusa

na ziemiach polskich”. Wołyniecki

czynił „cuda” i uzdrawiał,

a miewał też wizje religijne. Kościół

ogłosił go godnym naśladowania,

ale w końcu wydało się, że jest zwykłym

naciągaczem.

Należy przypuszczać, że wśród

tych „wysłanników Boga” nie wszyscy

byli szalbierzami. Część z nich

z pewnością cierpiała na chorobę

psychiczną. I rzeczywiście w niektórych

tego rodzaju chorobach występują

iluzje, wizje i słyszy się głosy.

Tak to tłumaczy T. Bilikiewicz, autor

„Psychiatrii klinicznej”: „W środowisku

sfanatyzowanym może dojść

do zamroczeń treści religijnej z przeżyciami

zachwytu (ekstazy). Dezorientacja

w miejscu i otoczeniu może

się przejawiać jako pobyt w niebie

z nie dającymi się sprawdzić przeżyciami

wizyjnymi”.

Jest to możliwe szczególnie wtedy,

gdy „wizje” popierane są przez

autorytety kościelne i to nie tylko

w dobie kontrreformacji i później,

ale i dzisiaj. Krk nadal „promuje”

miejsca słynące cudami, gdzie „ukazała”

się Matka Boża, ślepi odzyskali

wzrok, chromi władzę w nogach,

gdzie działają siły nadprzyrodzone...

Promuje niepiśmiennych

pastuszków, którym Dziewica przekazywała

swe posłanie do ludzi. Dlaczego?

Zgrabna opowiastka wystarczy,

aby zbudować wystawne sanktuarium

(vide: Licheń), zwabić stada

naiwnych owieczek i doić z nich

szmal. I o to właśnie chodzi!

Andrzej Rodan

 

 

nr 4, 02.02.2006 r.

KRYMINOGENNA RELIGIA

Państwa z silnymi wpływami religii mają znacznie więcej rozmaitych problemów społecznych i gospodarczych niż kraje mniej religijne – wynika z badań przeprowadzonych przez Gregory’ego S. Paula, amerykańskiego naukowca z Baltimore.

Gregory S. Paul przeprowadził badania w 18 krajach uważanych za demokratyczne i badał zależność pomiędzy religijnością a nasileniem takich zjawisk jak morderstwa, kradzieże, choroby przenoszone drogą płciową, rozwody, liczba aborcji, rozwodów itp. Amerykanin analizował natężenie poszczególnych nieszczęść oraz religijność społeczeństwa m.in. w USA, Kanadzie, Nowej Zelandii, Japonii, w Danii i pozostałych krajach skandynawskich oraz w kilku europejskich. Ponad wszelką wątpliwość wyszło mu, że im więcej w danym państwie osób deklarujących się jako wierzące i praktykujące i im silniejsze wpływy religii na życie kraju, tym większe występują problemy społeczne, głównie jeśli chodzi o przestępczość.

„Journal of Religion and Society” opublikował pełny raport S. Paula. Stoi tam in extenso, że społeczeństwa, w których jest wielu agnostyków, ateistów i osób bezwyznaniowych, mają o wiele mniejsze problemy – m.in. z przestępczością – niż kraje, które w większym stopniu kierują się tzw. wartościami. Najlepszym przykładem są tu kraje skandynawskie, w których religia ma marginalne znaczenie, kościoły nie mają żadnego wpływu na politykę i gospodarkę, a mimo to poziom przestępczości, w tym także korupcji, jest najniższy na świecie.

Na tle Skandynawii raport negatywnie wyróżnia USA – kraj, w którym wiele osób uważa się za głęboko religijne i w którym pod rządami Busha szybko wzrasta wpływ religii na życie i funkcjonowanie całego państwa. Okazuje się, że skala rozmaitych problemów społecznych oraz przestępczości w USA jest też zdecydowanie większa niż w Skandynawii oraz innych krajach demokratycznych. Gregory S. Paul porównywał jedynie tzw. kraje chrześcijańskie.

Z. Dunek, Kopenhaga

 

 

nr 12, 21-27.03.2008 r.

NO TO POD JAJECZKO!

ŚWIĄTECZNA ZAGŁADA

W niektórych rejonach świata konsekwencją kultywowania katolickich tradycji związanych ze świętami ku czci zmartwychwstania Chrystusa jest poważna dewastacja środowiska naturalnego.

I tak w Nikaragui wyginięcie grozi objętej ścisłą ochroną iguanie (jaszczurka), ponieważ gotowana z niej zupa uważana jest przez tamtejszych katolików za tradycyjną potrawę postną i spożywana powszechnie w czasie Wielkiego Tygodnia. Jeszcze większe spustoszenie w przyrodzie powodują katolicy w Kolumbii. Co roku z okazji Niedzieli Palmowej wycinają tysiące olbrzymich liści palmy woskowej tylko po to, by pomachać nimi podczas tzw. procesji Niedzieli Palmowej oraz udekorować kościoły. Przy okazji przyczyniają się do wyginięcia znajdującej się pod ochroną papugi żółtouchej, dla której owe palmy stanowią jedyne środowisko życia. W poście spożywają iguany, a także jaja wydobywane... z żywych żółwi, które w ten sposób skazują na śmierć w męczarniach w wyniku infekcji. I na nic zdają się protesty ekologów, bo przecież katolicka tradycja – rzecz święta.

SK

 

 

nr 16, 26.04.2007 r. ZERO TOLERANCJI

Ona ma 4 latka, a on 75. Ona nie chciała na jego rozkaz modlić się w kościele, a on za karę zamknął to dziecko w ciemnej, wilgotnej piwnicy; sam zaś udał się do świątyni bić pokłony przed Bożą Rodzicielką. To nie opowieść z mroków średniowiecza. To się działo kilka dni temu. W Polsce. W Suwałkach.

Histeryczny płacz dziewczynki usłyszeli na szczęście sąsiedzi i powiadomili policję. Drzwi garażu-piwnicy strażacy musieli forsować za pomocą specjalnego sprzętu. Staremu draniowi (został aresztowany) grozi teraz pięć lat więzienia. O ile Roman Giertych nie uzna, że represje na dziecku za brak skupienia w kościele to bardzo interesująca i innowacyjna forma wprowadzania programu „Zero tolerancji” dla „bezbożników”.

MarS

 

 

nr 19, 17.05.2007 r. RODZONA CÓRKA

Antyklerykalny sąd 24-godzinny w Rybniku skazał 70-letnią staruszkę za to, że za głośno słuchała Radia Maryja. Sąsiedzi mają z kobitką przechlapane, bo oprócz tego, że serwuje im studecybelowe „Rozmowy niedokończone”, rzuca w bawiące się dzieci workami z wodą i wyzywa je od bękartów z nieprawego łoża. Policjanci nie mieli lekko z krewką staruszką – najpierw rzuciła w nich inwalidzką kulą, krzycząc przy tym na całe gardło: „Agape satany!”. Kiedy w końcu udało się ją okiełznać i trafiła przed sąd, wyrok skomentowała jako spisek żydo-komunistyczno-masoński. Ojciec dyrektor powinien być dumny z takiej córy!

 

 

OFIARA SZATANA

Inżynier Waldemar W., bezkonfliktowy mieszkaniec Olsztyna, przyjaciel miejscowego proboszcza, parafialny aktywista… (...) ze szczególnym okrucieństwem zabił własną matkę, brata, 2,5-rocznego synka, sąsiadkę i konkubinę, z którą zamierzał wkrótce zalegalizować związek. Zabił, bo... na ich twarzach zauważył szatański grymas. (…)

Zabójca stawia opór. Sześciu funkcjonariuszy z trudem zakuwa go w dwie pary kajdanek i krępuje kaftanem bezpieczeństwa. Wewnątrz porzuconego pod domem fiata rzuca się w oczy medalik z wizerunkiem Matki Bożej. W świetle kodeksu karnego Waldemar W. jest praktycznie bezkarny. Chorobowe podłoże zdarzenia i ograniczona poczytalność nie pozwalają go nawet nazwać przestępcą. Trafi do szpitala psychiatrycznego o zaostrzonych środkach ostrożności. Co pół roku biegli psychiatrzy będą opiniować stan jego zdrowia. Gdy diagnoza specjalistów wypadnie pozytywnie, decyzją sądu zostanie... zwolniony do domu. – Społeczeństwo powinno w takich przypadkach wykazać się tolerancją i wybaczeniem takiego czynu – podkreśla psychiatra Lech Gądecki.

Czy gdyby pan Waldek odpowiednio wcześnie skorzystał z pomocy kasty egzorcystów, tak ostatnio modnej w Katolandzie, pięć osób żyłoby nadal? Jedno jest pewne – medalik nie zadziałał.

Damian Pluta

 

 

nr 14, 08.04.2004 r.

KSIĄDZ ZABIŁ KSIĘDZA

Ksiądz i seminarzysta zostali

aresztowani w brazylijskim mieście

Goiania pod zarzutem popełnienia

morderstwa. Ks. Moacir Bernardino

da Silva (l. 60) i kleryk

Darian Pinto de Freites (l. 28) są

oskarżeni o otrucie innego księdza

Adriana Moreira Curada, który

groził zdemaskowaniem ich romansu

oraz finansowych przekrętów.

Policja znalazła magazyny pornograficzne

i takież taśmy wideo

ukazujące dobrodzieja da Silva na

plaży w towarzystwie chłopaków

– w tym wspomnianego seminarzysty.

Nie byli w habitach ani... w czymkolwiek.

Organa ścigania podsłuchały

także rozmowy telefoniczne

prowadzone ze służbowego numeru

księdza, podczas których umawiał

się na homoseksualne randki

z przyjaciółmi.

TN

 

 

nr 5, 08.02.2007 r. NIELUDZCY BISKUPI

W roku 2002 ktoś zastrzelił dyrektora zakładu pogrzebowego w Hudson w stanie Wisconsin oraz jego współpracownika. Kiedy po dwóch latach śledztwa policja przybyła do kościoła w Hurley, by zapytać ks. Ryana Ericksona, który w międzyczasie został tam przeniesiony z Hudson, czy jest on sprawcą morderstwa, duchowny powiesił się.

Jak się okazało, był on pedofilem recydywistą, a 39-letni dyrektor zakładu pogrzebowego Dan O’Connell był jedną z jego ofiar. Erickson zabił go, by uniknąć dekonspiracji. Drugiego człowieka duchowny zastrzelił, gdy tamten – zwabiony hałasem – przyszedł sprawdzić, co się dzieje. (...)                                      

PZ

 

 

nr 40, 11.10.2007 r. W IMIĘ OJCA I SYNA...

Ksiądz Daniel Corogeanu z Alba-Iulia (Rumunia) – w asyście czterech zakonnic – ukrzyżował ich koleżankę z klasztoru Świętej Trójcy, 23-letnią siostrę Irinę Cornici.

Ofiara została zakneblowana, przytwierdzona łańcuchami do krzyża i przez szereg dni pozbawiona wody i pożywienia, w wyniku czego zmarła.

Kapłan został skazany na 14 lat więzienia, zaś zakonnice dostały po 8 lat. Corogeanu utrzymuje, że wszyscy są niewinni. Ukrzyżowanie było częścią egzorcyzmów mających wyzwolić siostrę od złego.

Obecnie łaskawy sąd zredukował wyrok dla księdza o połowę, także zakonnicom zmniejszono kary o 2 lata. Ukarano przy tym ortodoksyjną diecezję Husi – musi wpłacić 3 tys. euro rodzinie ukrzyżowanej. Sprawa wywołała emocje i protesty przeciw „średniowiecznym praktykom” tolerowanym przez Kościół ortodoksyjny, do którego należy większość Rumunów.

CS

 

 

nr 49, 09.12.2004 r.

ZABÓJCZE RADIO

Dziennikarz Parmenio Medina,

który przygotowywał krytyczną książkę

o kostarykańskim Radiu Maryja

z Gwadelupy, został zabity trzy lata

temu. Zgromadzone przez prokuraturę

dowody pozwoliły postawić

księdzu Minora de Jesús Calvie,

szefowi rozgłośni, zarzut zaplanowania

morderstwa i współudziału

w zbrodni. Ksiądz Calvo czeka na

rozprawę. Tymczasem włodarze Krk

– w tym arcybiskup z San José,

Hugo Barrantes – publicznie sprzeciwiają

się „atakom, jakie media przypuściły

na Kościół”, rozdmuchując

sprawę Mediny. Księża czują się dyskryminowani

i obrażani.

Biedaczyska!

MW

 

 

nr 17, 03.05.2007 r.

KATOLICKA HISTERIA

Co najmniej kilkaset dziewcząt z ubogich rodzin, uczących się w jednej ze szkół katolickich na obrzeżach stolicy Meksyku, padło ofiarą zaburzeń psychicznych. Szkoła prowadzona przez zakonnice słynie z silnego rygoru. Zaburzenie jest nazywane przez lekarzy histerią i objawia się m.in. atrofią mięśni. To kolejny dowód na to, że Kościół szkodzi zdrowiu!

MaK

 

 

„SUPER EXPRESS” nr 138, 14-15.06.2006 r.

OKRUTNE ZAKONNICE CHOWAJĄ TWARZ

– Żadnej skruchy! Wszystkiego się wypierają. Zachowują się bezczelnie! (...)

Matka Karolina (Zofia J., 53 l.) przełożona klasztoru i dwie jej pomagierski: siostra Barbara (Danuta K., 47l.) i siostra Łucja (Mirosława G., 47 l.) oskarżone są o głodzenie innych zakonnic, bicie i znęcanie się nad nimi. (...)

Małgorzata Janczewska

 

 

nr 28, 19.07.2007 r.

MIŁOŚĆ BRATERSKA

48 zatrzymanych i setki rannych to bilans zamieszek pomiędzy chrześcijańskimi koptami a muzułmanami w Egipcie. Do tego rodzaju rozruchów – pod byle pretekstem – dochodzi nad Nilem niemal co roku. Do rozdzielenia skaczących sobie do gardeł wyznawców miłości bliźniego policja musiała w tym roku użyć aż 35 specjalnych pojazdów opancerzonych.

AC

 

 

NIEBO W WODZIE

LaShuan Harris miała wobec swoich dzieci jak najlepsze intencje. Utopiła je w Zatoce San Francisco, bo... wierzyła, że posyła dzieci do nieba.

Kiedy szamotała się ze starszymi synami (6 i 12 lat), najmłodszy, 16-miesięczny, zaśmiewał się do rozpuku, bo myślał, że to taka zabawa.

Zanim doszło do tragedii, matka Harris ostrzegała opiekę społeczną, że córka może skrzywdzić dzieci – niestety, zlekceważono ją. Dzieciobójczyni jest bardzo religijną schizofreniczką. Teraz grozi jej dożywocie. Tak bywa, gdy zamiast terapii medycznej dostaje się wyłącznie religijną.                                               ST

 

 

PRZED SĄDEM

Kolejna afera odkryta przez „FiM” znalazła swój finał w sądzie! Katecheta ksiądz Franciszek Wróbel, który znęcał się psychicznie i fizycznie nad dziećmi („FiM” 26/2002) stanie przed sądem 4 lutego 2003 roku. Proboszczowi z Pielgrzymki koło Złotoryi grozi od 3 miesięcy do pięciu lat pozbawienia wolności.             A.C.

 

 

NIE MA CUDÓW

W 6 amerykańskich szpitalach przeprowadzono najpoważniejsze i najbardziej kompleksowe badania, mające na celu ustalenie wpływu modlitwy na stan chorych. (...) Po 30 dniach zespół lekarzy porównał wyniki, które wykazały niezbicie, że modlitwy nie odniosły żadnego pozytywnego skutku. W dwu grupach, które nie wiedziały, czy ktoś będzie prosił Boga o ich powrót do zdrowia, odnotowano 52 proc. komplikacji pooperacyjnych, a w grupie chorych, którzy wiedzieli, że za ich pomyślność odprawiane są modły, było 59 proc. powikłań.

MW

 

                                                                                                                                                                                                                      

„BÓG MNIE URATUJE!”...

...krzyknął w niedzielne popołudnie mieszkaniec Kijowa i po linie spuścił się do wybiegu dla lwów w miejskim zoo. Do tego zapewnienia sceptycznie podeszła lwica. Nieszczęśnik z przegryzionym gardłem już na zawsze stracił zapal religijny. (...)

JG

[Ale idiota. Wszystko na darmo – gdyby zrobił to w Polsce to już byłby świętym, który zginął za wiarę. Żeby członkowie kor byli tak ofiarni..., ale oni... tacy głupi nie są. – red.]

 

 

nr 49, 08-14.12.2006 r.: Mniej szczęścia do Biblii miała 48-letnia Linda Long z London w stanie Kentucky. Jej kościół, Holiness Church, praktykuje zabawy z jadowitymi wężami jako część rytuału mszy. Jest to wprawdzie zakazane pod karą studolarowej grzywny, ale Kentucky leży w sercu „pasa biblijnego” i liczy się tylko Pismo Święte, a nie prawo. Tym bardziej że motywem jest ustęp biblijny stwierdzający, że ci, którzy naprawdę wierzą, mogą dotykać i brać w ręce jadowite węże bez żadnej dla siebie szkody, bo gady nie mogą ukąsić bożego człowieka.

Niestety, okazało się, że pani Long – mimo wielkiej nadziei – z wiarą była na bakier. Została ukąszona i mimo pomocy szpitalnej po 4 godzinach była już w drodze do królestwa niebieskiego lub gdziekolwiek indziej, gdzie została pośmiertnie skierowana.

ZW

 

 

O NAŚLADOWANIU JEZUSA...

(...) ...stała się ortodoksyjną katoliczką, przestrzegając skrupulatnie wszelkich kanonów wiary. To właśnie natchnęło ją pragnieniem przeprowadzenia – na wzór Chrystusa – 40 dniowej głodówki. W 23 dniu wyłącznie wodnej diety organizm odmówił posłuszeństwa jej pobożnemu duchowi. Rodzina, która przed zgonem dodawała jej animuszu, utrzymując w przekonaniu, że przetrwanie o modlitwie i wodzie jest możliwe, oświadczyła, iż Rosaline zmarła, poświęcając się Panu, „Mówiła, że jest dzieckiem Boga” – wspomina siostra... Materiał na świętą gotowy.                                                                                                             ST

[Oto wyższość ducha nad ciałem... Jak dobrze mieć katolicką rodzinę..., która dodaje otuchy. A jakby tak wszyscy poświęcili się dla Pana... – red.]

 

 

MAŁA WIARA Niepowodzeniem zakończył się pokaz chodzenia po wodzie zorganizowany przez pewnego pastora zielonoświątkowego z Gabonu. Młody duchowny na oczach grupy wiernych oczekujących cudu wszedł do rzeki i... utonął. Pomoc z nieba nie nadeszła... (...)

[Też mi problem. Za kilkaset lat okaże się że nie tylko chodził, ale jeszcze uratował 12 tonących, którzy następnie zostali jego uczniami, później apostołami. A sam On poświęcił się i dał się utopić, po czym wypłynął, wpłynął itd. – red.]

 

 

TRUPIE PACIORKI

Wiara w cuda o mały włos doprowadziłaby do wybuchu epidemii w Lichnowach koło Chojnic. Krewni zmarłego 39-letniego mężczyzny trzymali w domu jego zwłoki przez 59 dni, czyli tyle, ile jest paciorków w różańcu, i wierzyli, że trup zmartwychwstanie. (…)                                                           Roman Krawiecki

 

 

TEMU PANU PODZIĘKUJEMY

(...) W ubiegłym roku potężny krzyż jakby za karę upadł na proboszcza, ale mimo połamanych nóg wielebny nie odpuścił ani jednej mszy, a forsiaste chrzty celebrował nawet z wózka inwalidzkiego (...)                                                                                                                                                              PR

 

 

W USA – DEKLARATYWNIE NAJBARDZIEJ RELIGIJNYM (OPRÓCZ POLSKI!) KRAJU ŚWIATA – ROŚNIE LICZBA OSZUSTW, WYŁUDZEŃ I KANTÓW NA TLE RELIGIJNYM. (...) W przedziale czasowym 1998-2001 przewalono już 2 miliardy. (...) Aby zorientować się, jak to kościelne nauczanie realizuje się w praktyce, wystarczy spojrzeć, gdzie mieszkają i czym jeżdżą  proboszczowie. Nie tylko w USA... (...) Nawet gdy defraudacje wychodzą na światło dzienne, poszkodowani często odmawiają współpracy z policją, bo wciąż wierzą, że tacy religijni ludzie nie mogli ich oszukać.                 ST                                                                                        

 

 

nr 38, 23.09.2004 r.

DORADCA PAPY – KRYMINALISTĄ

Doradca prawny papieża i redaktor periodyku dotyczącego

prawa kanonicznego – monsinior (prałat) Emilio Colagiovanni

– został skazany przez sąd federalny w USA na grzywnę 15 tys.

dolarów za pranie pieniędzy i udzielanie pomocy oszustowi Martinowi

Frankelowi w defraudacji kilkuset milionów dolarów należących

do amerykańskich firm ubezpieczeniowych.

84-letni oskarżony przyznał

się do winy i wyraził skruchę:

„Bardzo mi przykro, jeżeli kogoś

skrzywdziłem”. Karę ma zapłacić

w ciągu 30 dni i do tej pory

nie wolno mu opuszczać USA.

Groziło mu do 10 lat więzienia.

Sędzia złagodził karę ze względu

na wiek i marny stan zdrowia

monsiniora.

Frankel założył pod egidą

Watykanu lewą fundację św.

Franciszka z Asyżu („FiM”

27/2004) i odpalał Stolicy Apostolskiej

kasiorę za używanie jej

szyldu. Kupował firmy ubezpieczeniowe,

które następnie rujnował,

wydając pieniądze na swe

wystawne życie. Wiarygodność

oszustwom zapewniał Colagiovanni,

który potwierdzał, że

Frankel posiada zabezpieczenie

w wysokości 1,2 mld dolarów

w Banku Watykańskim. W rzeczywistości

Frankel wpłacił tam

40 tys. dolarów. Gdy sprawa się

wydała, Frankel zbiegł z USA

i został ujęty po kilku miesiącach

w Niemczech. Ma zostać

skazany w przyszłym miesiącu.

Watykan utrzymuje, że nic

o defraudacji nie wiedział i nie

odniósł żadnych korzyści materialnych.

Niepodważalne dowody

śledztwa mówią jednak zupełnie

coś innego. Władze czterech

stanów usiłują pociągnąć

Watykan do odpowiedzialności,

posługując się paragrafem stworzonym

specjalnie do ścigania

przestępczości zorganizowanej:

odpowiedzialność za współudział

w przestępstwie ponosi każdy jego

uczestnik, niezależnie od tego,

czy miał korzyść majątkową. TN

 

 

DOLCE... VITA (...) Ukradli oni co najmniej 8,6 mln dolarów z pieniędzy, które parafianie (Palm Beach to siedlisko milionerów) przekazali Kościołowi na cele charytatywne. (...)

CS

 

 

nr 10, 16.03.2006 r.

SZWECJA Wybuchł skandal wokół szwedzkiego oddziału katolickiego Caritasu. Księża zdefraudowali wielkie rządowe pieniądze przeznaczone na pomoc dla Iraku. Szwecja, która dla krajów ubogich przeznacza równowartość ok. 10 mld. złotych rocznie, finansuje projekty realizowane przez organizacje pozarządowe.

 

 

ZŁODZIEJ ZAKONNY

Z biblioteki zakonu o.o. franciszkanów na warszawskim Nowym Mieście zginęło 231 książek, m.in. niezwykle cenne starodruki niemieckie i łacińskie, encyklopedie pisane cyrylicą, księgi kanoniczne, dekrety cara Piotra I, a nawet antyczny zegar i stolik o dużej wartości. Po dwóch latach policja wykryła, że złodziejem był ówczesny... przełożony zakonu, ojciec Stanisław C. Ukradł, bo potrzebował na „dostatni” tryb życia ze swoją konkubiną Ewą B. Panienka próbowała starodruki sprzedać w Muzeum Narodowym i wpadła. Obecnie garuje w pierdlu, a jej franciszkański ojciec wolno lata po Warszawie.

 

 

nr 7, 23.02.2006 r.

INTERES ŻYCIA

Ksiądz Randal Radic przez 10 lat odprawiał nabożeństwa w najstarszej amerykańskiej świątyni w miasteczku Ripon.

Wreszcie mu się znudziło. wpadł na pomysł, żeby kościół sprzedać. Sfałszował więc dokumenty i uczynił się właścicielem budynku. kupiec się znalazł, dał 525 tys. dolarów, za które duchowny kupił sobie bmw. (...)

TW

 

 

nr 29, 27.07.2006 r.

UCZUCIA RODZINNE

300 tysięcy dolarów – tyle zdefraudowała obrotna zakonnica, pracująca w Biurze ds. Rodziny w archidiecezji Omaha.                                                    WZ

 

 

EUROENTUZJASTA

Dziesięć lat więzienia grozi księdzu, który rozprowadzał fałszywe euro. Policja nie wyklucza, że pleban był kurierem mającym przetestować polski rynek zbytu. Euroentuzjasta zamiast czekać w areszcie na wyniki prokuratorskiego śledztwa, spędza ten czas w domu swej przyjaciółki – rzecz oczywista. (…)

 

 

KOŚCIELNE TUCZY

Prokuratorzy Watykanu mają coraz więcej pracy. Z roku na rok rośnie liczba przestępstw popełnianych zarówno przez turystów, jak i jego obywateli. W roku 2002 padł rekord: papiescy urzędnicy prowadzili 239 spraw. W ciągu ostatnich dwudziestu lat przeciętnie wszczynano 118–138 spraw rocznie. Większość aktów oskarżenia dotyczy okradania turystów. Ciekawe, że złodzieje najczęściej „pracują” podczas audiencji papieskich, kiedy – z uwagi na tłok – możliwość kradzieży jest ułatwiona. Czyżby bliskość setek konfesjonałów tak ośmielała złodziei?                                                                                                                             MP

 

 

PRZEWAŁ CHARYTATYWNY

Prokuratura bydgoska oskarżyła Henryka M. – przewodniczącego Katolickiego Stowarzyszenia Służby Charytatywnej im. Błogosławionej Urszuli Ledóchowskiej – o zdefraudowanie 1,5 mln złotych z konta stowarzyszenia. Katolicka firma okazała się maszynką do oszustw podatkowych: ofiarodawcy wpłacali jedynie 10 proc. deklarowanych kwot, a potwierdzenie i odpis od podatku (100-procentowy!) otrzymywali na całość. Przez konto stowarzyszenia miało przewinąć się w sumie 9 mln złotych! Każdy proboszcz w Polsce może robić takie przewały...                                                                                                         MaK

 

 

OSZUST W IMIĘ BOŻE

(…) Temida rozliczyła już wszystkich kapłanów, którzy usiłowali szybko zarobić furę kasy. Głównemu oskarżonemu – księdzu Bolesławowi Jewulskiemu (61 lat) z Połczyna-Zdroju – zarzucono wyłudzenie z Agencji Rynku Rolnego i Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa ponad 800 tys. złotych. (…)                                                                                                                                                                                                                       Piotr Sawicki

 

nr 6, 15.02.2007 r. SIÓDME PRZYKAZANIE

(…) Amerykański Uniwersytet Villanowa ogłosił wyniki przeprowadzonych badań. Okazuje się, że w 85 proc. diecezji katolickich w USA miało miejsce sprzeniewierzenie funduszy, czyli pogwałcenie przykazania „nie kradnij” i przestępstwo kryminalne. Zdefraudowane kwoty przekraczały każdorazowo pół miliona dolarów. (…) Tylko w jednym miesiącu – październiku 2006 r. – wykryto 3 afery dotyczące kradzieży ogromnych sum. W Delray Beach na Florydzie dwaj księża zdefraudowali 8,6 mln dolarów; pieniądze przepuścili m.in. na wycieczki do Las Vegas. Kradli przez 40 lat i nie zwróciło to niczyjej uwagi.                           ZW

 

 

nr 8, 01.03.2007 r.: (…) Doprawdy, kwota ta jest doprawdy symboliczna w porównaniu z tym, czego dokonał 5 miesięcy wcześniej kapłan tej samej diecezji, ks. Bob Ascolese, który buchnął prawie milion. (…)                                                                                                                                                             JF

 

 

nr 10, 15.03.2007 r. KSIĄDZ SKOMPLIKOWANY

(…) Szanowany przez parafian Randal Radic ukradł i sprzedał całą 90-letnią świątynię.

Najpierw podrobił dokumenty tak, że stwierdzały, iż jest jej właścicielem. Następnie pod zastaw swej świątyni zaciągnął pożyczkę na 200 tys. dolarów. Potem za 100 tys. kupił sobie luksusowe BMW. W końcu opchnął kościół małżeństwu inwestorów za 525 tys. dolarów. (…)                                                                TN

 

 

nr 45, 15.11.2007 r.

DUCHOWNI W BIZNESIE

Idee wolnego rynku i związanego z nim cwaniactwa przeniknęły do mas kleru. W ubiegłym roku przymknięto dwóch sędziwych, irlandzkich księży katolickich – Johna Skehana (80 lat) i Francisa Guinana (64 lata).

Oskarżono ich o defraudację 8,6 mln dolarów należących do Kościoła.

Okazało się, że afera ma wymiar międzynarodowy: dwaj kapłani irlandzcy kradli w porozumieniu z księdzem z Florydy, Michaelem Hickeyem, dobrze znanym organom ścigania z notorycznych jazd po pijaku (po piątym zatrzymaniu w 1999 r. odebrano mu prawo jazdy na dobre). Prócz wydatków na dziewczyny, hazard, podróże zagraniczne i wykwintne życie trójka postanowiła łupy zainwestować. W tym celu utworzyła korporację o nazwie Shag Inc., która miała przynosić dochody, udzielając pożyczek na zakup nieruchomości.

Niestety, Shag Inc. zbankrutował. Duchownych irlandzkich zatrzymano, a teraz są na wolności za kaucją i czekają na rozprawę. Rozgrzeszanie i prowadzenie owieczek do Królestwa Niebieskiego jest jednak łatwiejsze niż prowadzenie dochodowej firmy.                                                                       PZ

 

 

"FAKTY I MITY" nr 32, 17.08.2006 r.

BISKUP W JAJO ZROBIONY

ŁOWICKI BISKUP POMOCNICZY PORĘCZYŁ 300-TYSIĘCZNY KREDYT DLA JEDNEGO Z PROBOSZCZÓW, A TEN ZNIKNĄŁ Z KASĄ, BO TERAZ KOŚCIÓŁ TO MU LOTTO.

Wraz z upływem czasu poznajemy coraz więcej szczegółów dotyczących ucieczki z kraju 65-letniego ks. Franciszka Augustyńskiego – proboszcza parafii Świętego Ducha w Łowiczu. Pisaliśmy o tym skandalu w „FiM” 22/2006, sugerując już kilka miesięcy temu, że powodem zniknięcia sutannowego były pieniądze, a być może także niekonwencjonalne upodobania seksualne.

W łowickiej kurii nikt wówczas nie chciał potwierdzić naszych przypuszczeń.

Ksiądz Augustyński zniknął 17 marca br. Prawdopodobnie wyjechał do któregoś z zachodnich krajów (według naszych ustaleń – do Anglii). Na lotnisku Okęcie odnaleziono jego samochód. Z parafialnej kasy znikły wszystkie pieniądze (proboszcz zbierał kasę na odrestaurowanie jednego z ołtarzy, a parafianie nie szczędzili grosza).

Teraz okazało się, że ks. Augustyński w jednym z banków wziął kredyt wysokości 300 tys. zł, poręczony przez samego Józefa Zawitkowskiego – biskupa pomocniczego łowickiej kurii. Tak wysoki kredyt był wzięty pod zastaw... łowickiej świątyni. Po ucieczce proboszcza parafii Świętego Ducha pieniądze musiała zwrócić łowicka kuria. Zgodnie z kościelnymi przepisami, bp Zawitkowski nie miał prawa udzielać poręczenia – mógł to zrobić jedynie biskup ordynariusz i to po zasięgnięciu opinii m.in. diecezjalnej rady ekonomicznej (Kościół jest w sprawie pieniędzy bardzo ostrożny). Biskup Zawitkowski żałuje swojej decyzji i wyjaśnia, że poręczył kredyt, gdyż parafia prowadziła szeroko zakrojone prace remontowe.

Prokuratura dopiero pod presją mediów wszczęła śledztwo w sprawie kradzieży pieniędzy i zaginięcia kapłana. Zdaniem ks. kan. Stanisława Plichty, kanclerza łowickiej kurii, przez kilka miesięcy była to „wewnętrzna sprawa Kościoła”. Pewnie tak, bo duchownym koło tyłków lata fakt, że skradzione pieniądze w przeważającej części pochodziły od parafian.

Przed kilku laty w łowickiej kurii milczeniem skwitowano także podobnie tajemnicze zniknięcie ekonoma diecezjalnego – ks. Krzysztofa Malczyka.

RP

 

 

PŁOMIENNE HOBBY RATUSZA

(...) W styczniu 2003 roku fanaberie rządców miasta skończyły się tragicznie, gdyż stajenkę – wraz z żywym inwentarzem – strawił ogień. (...) Wieczorem 15 lipca br. [2004 – red.] elementy [kolejnej (za 70.000 zł) – red.)] złożonej w LKJ szopki uległy spaleniu. (...)                                                  Kazimierz Ciuciurka

 

 

HOJNI ZA NASZE

W Gdańsku sfajczył się dach kościoła św. Katarzyny. Mówi się że straty są ogromne. (...)                                                                                               MSZ

 

U CZARNYCH NA CZARNO

(...) Okazało się, że w seminarium policja dorwała Henryka P., zabójcę poszukiwanego listem gończym, a ten zeznał, iż pracował tam przez 4 lata... (...)  MarS

 

 

CZEKAM NA KANONIZACJĘ

(...) przez ponad 30 lat swojego zawodowego życia miałem stygmaty na dłoniach. Dość regularnie, z częstotliwością co najmniej raz na tydzień, pękała mi do mięśni skóra na wewnętrznych częściach dłoni, w msh, w których - według świętych obrazków - Jezus z Nazaretu miał wbite gwoździe przy krzyżowaniu. Z ran wyciekała krew i było to bolesne. (...) ...że jest to uczulenie na kredę. (...) Moja „świętość” skończyła się definitywnie po dwóch latach całkowitego zaprzestania działalności nauczycielskiej. (...)

 

 

„NIE” nr 15, 12.04.2001 r.:

„Woda święcona, służąca do kropienia święconki, zawiera bakterie z grupy coli (norma przekroczona od 24 do 240 razy), oraz kolonie bakterii badane na agarze odżywczym (norma przekroczona od 9.5 do 28 razy) – wg analiz sporządzonych na zlecenie tygodnika „NIE” z marca 1994 r. („NIE” nr 15, z 1994 r.)

 

 

„FAKTY I MITY” 20.06.2002 r.

Z RĘKĄ W... KLOACE

Przebadaliśmy próbki wody z [przenajświntszych (jak oni się wyrażają, bezbożnicy jedni!... – red.] kropielnic na Jasnej Górze

(...) Bakterii grupy coli mamy w „naszej” wodzie całe 20 kolonii, a w wodzie, z którą mają styczność ludzie, pod żadnym pozorem nie może być ani jednej. Prawdziwym „hitem” okazuje się jednak obecność enterokoka  o nazwie paciorkowiec kałowy. Liczba jego kolonii, jest tak wielka, że biologom w ogóle nie udało się tego policzyć (stąd zapis „niepoliczalny”). Ogólna ilość wykrytych w święconej wodzie paskuctw jest taka, że wielokrotnie przekracza dopuszczalne normy i urąga elementarnym zasadom higieny. (...) – „To jest  jakaś okropna woda. Nie pamiętam , abyśmy mieli kiedyś tak fatalną próbkę. Właściwie to nie woda, ale jakaś chorobotwórcza mieszanina strasznych jadów” – powiedziała w rozmowie z dziennikarzem „FiM” pracująca przy próbkach laborantka. (...) ... dowiedzieliśmy się, że paciorkowce (nie mają nic wspólnego z różańcem, choć – jak się okazuje – nie do końca...) mogą powodować zapalenie skóry, zapalenie zatok, szkarlatynę, ciężkie biegunki, gorączkę, wielodniowe wymioty, zmiany ropne w tkankach, zapalenie osierdzia. Zarazki coli zaś to takie „przyjemniaczki”, które są w stanie wywołać ostre zatrucia pokarmowe, ciężkie zapalenie płuc, a nawet trwałe uszkodzenie nerek mogące się skończyć dożywotnią dializą pacjenta lub koniecznością przeszczepu. Epidemia wywołana przez bakterie coli spowodowała kilka lat temu w Japonii śmierć kilkudziesięciu osób. (...) Tymczasem co dzień, co godzina, dziesiątki tysięcy ludzi: zdrowych i ciężko chorych, czystych i brudnych, wprost z trasy pielgrzymkowej: czasem tuż po podtarciu się w polowych warunkach, wkładają swoje dłonie do kropielnic wszystkich polskich kościołów. Rąk tych potem nie myją, bo zazwyczaj nie mają gdzie. Chwilę później podają prawicę przyjaciołom, wycierają buzię dzieciom, jedzą lody i hamburgery, przeliczają i puszczają w obieg banknoty. A paciorkowiec aż piszczy z radości i tylko czasem martwi się w ukryciu czy nie wyprzedzą go w dziele zniszczenia koleżanki – bakterie coli. Te zaś spokojnie rozmnażają się w brzuszkach. (...)

                                                                                                                                                                                                                       Marek Szenborn 

 

 

„FAKTY I MITY” nr 30, 29.07.2004 r.

BIEGUNKA CUD

Pod drewnianą kapliczką

w Krasnobrodzie bije naturalne

źródełko, z którego woda

miała podobno przywrócić zdrowie

Marii Zamoyskiej, późniejszej

Marysieńce Sobieskiej.

Wprawdzie kłam powszechnej legendzie

o nadprzyrodzonych właściwościach

zdroju zadają ekspertyzy zamojskiego

sanepidu, który regularnie

(ostatnio w czerwcu) w „cudownej

wodzie” wykrywa bakterie kałowe,

ale mało kto wierzy sanepidowi...

Mimo informacji – wielokrotnie zamieszczanych

we wszystkich lokalnych

mediach – o tym, że woda nie

nadaje się do picia, nikt nie przejmuje

się ostrzeżeniami. Zwłaszcza

w niedzielę do kapliczki „na wodzie”

tłumnie ściągają pielgrzymi z całej

Zamojszczyzny. Moczą nogi, przemywają

oczy i nałogowo piją skażoną

wodę. Rekordziści potrafią robić zapasy

na cały tydzień, napełniając wodą

nawet po kilkadziesiąt trzylitrowych

butelek. Spożycie wody z pałeczkami

coli nie jest specjalnie groźne

dla osób dorosłych, grozi co najwyżej

bólami brzucha i biegunką. Może

być natomiast bardzo poważnym

zagrożeniem dla dzieci.         AK

 

[Co na to - i od czego jest - sanepid. Czyżby „święcone bakterie” nie szkodziły?!! Jeśli okaże się, że szkodzą to pewnie Bóg tak chciał... Więc niech tą „świętą wodę” spożyją ci, którzy tak twierdzą! – red.]

 

 

"FAKTY I MITY" nr 45, 15.11.2007 r. PIĄTA KOLUMNA

KAPOTA SZYMONA

Do kościoła Ojców Bernardynów w Krakowie sprowadzono (po konserwacji) płaszcz św. Szymona z Lipnicy. Z wielką czcią wniesiono go do świątyni i umieszczono w klimatyzowanej gablocie. No i od razu tłumy wiernych zaczęły nawiedzać kościół i modlić się do strzępu „świętości”, adorując przy okazji pojemniczek z kostką zakonnika.

Kolejka wiernych na klęczkach, podchodzi do relikwiarza, pokornie go śliniąc. W ten sposób jedni zlizują śliny innych... Co gorsza, do tej celebry – wołającej o pomstę sanepidu – ciągane są też dzieci.

Braciszkowie chcieli również przyciągnąć wiernych, reklamując tryskające w przyklasztornym ogrodzie cudowne źródełko, rzekomo odkryte przez Szymona. Jednak jak szybko je udostępnili, tak szybko musieli zamknąć – po kontroli sanepidu właśnie.

Szymon żył w XV wieku i umarł na cholerę (nie pomogła mu cudowna woda) właśnie dlatego, że w tych czasach przestrzeganie higieny było czymś abstrakcyjnym. Jak widać, przykład świętego niczego „ślinotoków” nie nauczył.                                                                                                                            PP

 

 

„FAKTY I MITY” nr 8, 27.02.2003 r.

LUX WYJŚCIE

Szanowny Księże Prymasie.

Postawmy sprawę jasno: Jonasz

i Ksiądz Prymas macie ten sam interes

(w sensie polityczno-ekonomicznym,

rzecz jasna...). Spieszę

tedy wybawić obu moich chlebodawców

z owego kłopotu kolosalnego,

a jak wiemy, na imię mu „Trwam”.

Najpierw podsumujmy stan posiadania:

po stronie Radia Maryja (którego

„Trwam” ma być klonem) jest

11 milionów słuchaczy i „Nasz Dziennik”

na dodatek. Po stronie Jego

Ekscelencji jest natomiast całe g....

o nazwie Radio Józef, mające tyluż

słuchaczy, ilu członków liczą rodziny

jego pracowników. „Zawsze dziewica”

nie tyle wygrywa z Józkiem,

ale – bądźmy szczerzy – nie ma

w nim żadnego konkurenta. Teraz

dojdzie „Trwam” i to już będzie bardzo

niedobrze, bo socjologowie

przewidują, iż pojawienie się takiej

telewizji może o 30 procent zmniejszyć

liczbę wiernych w kościołach,

a co to oznacza – Ksiądz Prymas

wie najlepiej. Poza tym, w dobie

wszechwładzy mediów, to już nie

Wasza Ekscelencja, ale Tadeusz Rydzyk

będzie de facto prymasem. Już

nim niemal jest – o czym obaj doskonale

wiemy.

Ale od czego ksiądz ma swojego

ulubionego felietonistę... Oczywiście,

że pospieszę z pomocą swojemu ukochanemu

prymasowi, oświadczając:

TELEWIZJA TRWAM dostała

koncesję od Krajowej Rady Radiofonii

i Telewizji bezprawnie,

co JE może łatwo sprawdzić i wykorzystać

dla własnych celów. Otóż

koncesje radiowe i telewizyjne mogą

(zgodnie z ustawą) otrzymywać

jedynie podmioty o nieposzlakowanej

opinii i przejrzystych finansach.

W celu sprawdzenia wiarygodności

ubiegającej się o częstotliwość firmy

X angażuje się często nawet

ABW (dawny UOP). Nikt tego jednak

nie zrobił w odniesieniu do tworu

o nazwie Lux Veritatis, który to

właśnie ma emitować programy

„Trwam”. Dziwne!

Ale jak się nie pofatygowała

ABW, to ja się pofatygowałem.

Otóż Lux Veritatis jest fundacją

(o czym już pisaliśmy) działającą

w całkowitej sprzeczności z polskim

prawem. Ustawa z 6 kwietnia

1984 roku stanowi bowiem jasno,

że fundacje mają obowiązek

składać coroczne sprawozdania finansowe

właściwemu ministrowi

(właściwemu ze względu na rodzaj

działalności fundacji). W przypadku

LV jest to minister kultury. Ta

sama ustawa mówi, że jeśli fundacja

takie sprawozdanie zwyczajnie

sobie oleje, to sąd (na wniosek

ministra) ma obowiązek zawiesić

zarząd fundacji i powołać

zarząd komisaryczny, czyli swój.

Wydaje się jednak, że LV jest

w tym przypadku jakąś świętą (nomen

omen) krową, bowiem polskie

prawo ma dokładnie tam, gdzie kończą

się plecy Księdza Prymasa. Oto

bowiem mamy niezbite dowody (na

piśmie), że LV uporczywie i od lat

wzdraga się przed przedstawieniem

ministerstwu sprawozdań ze stanu

swojej kasy. Wiem, że ministerstwo

kilkadziesiąt (sic!) razy zwracało się

do LV z monitami, ponagleniami

i przypomnieniami w tej sprawie. Istniejąca

od 1998 roku Lux Veritatis

przysłała dopiero 1 lutego 2003 r.

dwa sprawozdania za lata 2000 i 2001

(widocznie ktoś się już tam trochę

spietrał). Na co szła gigantyczna kasa

katolickiej fundacji (setki poważnych

darczyńców) przez dwa poprzednie

lata – minister już się raczej

nigdy nie dowie. W biurze prasowym

Ministerstwa Kultury potwierdzono

nam, że LV ma gdzieś ministerialne

ponaglania (czytaj błagalne

prośby) i sprawozdań za lata 1998

i 1999 już nie nadeśle. – A dlaczego

MK nie skierowało wobec tego

sprawy do sądu, choć miało taki obowiązek?

– indagowaliśmy. – Trudno

powiedzieć – wieloznacznie stwierdziło

ministerstwo.

No więc jakby tak Ksiądz Prymas

wezwał na dywanik swojego ministranta

Millera, a ten później walnął

pięścią w stół ministra od kultury,

to w trymiga Lux Veritatis miałaby

zarząd komisaryczny – a w konsekwencji

samorozwiązanie. Wasza

Ekscelencja też miałaby samorozwiązanie

problemu z „Trwam”. O czym

donosi zawsze niewierny, choć do

usług...                      Marek Szenborn

 

Pole tekstowe:

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

„FAKTY I MITY” nr 41, 10.10.2003 r.

PRAWO

PIERWOKĄPIELI

Józef Kardynał Glemp cieszy się

świetnym zdrowiem m.in. dzięki

kuracjom w Busku Zdroju (chociaż

podobno trochę popuszcza...).

Za sprawą tych prymasowskich,

zdrowotnych kąpieli, tryskają wigorem

całe zastępy wiernych!

W najstarszym budynku uzdrowiska

Busko Zdrój – znanym i ekskluzywnym

sanatorium „Marconi”,

jest częstym gościem. Czeka na niego

mnóstwo ludzi. Prymas – prawdziwy

HIT uzdrowiska!

ON przyjeżdża tu, by zażyć kąpieli

w (chronionym tajemnicą technologiczną)

jakimś roztworze siarki.

Ona, ta siarka, pełni wszak

w nauczaniu Kościoła istotną rolę.

Najbardziej cenne dla bezcennego

przecież zdrowia jest poznanie daty

przyjazdu świątobliwego męża.

Z najwyższą niecierpliwością czeka

więc stale kilkadziesiąt pań, które

skłonne są za tę wiadomość zapłacić

każde pieniądze.

A czemuż to? A temuż, że owe

damy robią wszystko, aby przyjechać

do Buska w tym samym terminie co

kardynał. Potem warują pod drzwiami

gabinetu, gdzie ON pluszcze się

w wannie (w pieszczocie pian...).

Licytacja zaczyna się, nim zdąży

osuszyć swe pół boskie a pół ludzkie

ciało. Chodzi o prawo „pierwokąpieli”

po prymasie – kosztuje ono sporo.

Prawo „drugokąpieli” można już

kupić za dobry koniak. Taniocha!

Wprawdzie sanatoryjne przepisy

BHP zabraniają wpuszczania do tej

samej kąpieli kolejnych amatorów, ale

przecież ordynarne spuszczenie w kanał

roztworu świętych olejów i błogosławionego

potu byłoby stratą niepowetowaną

i, rzecz prosta, zwykłym

marnotrawstwem. Nawet gdy eminencja

trochę popuści, to bakteriobójcze

działanie siarki załatwia sprawę.

A zresztą – bądźmy szczerzy – czyż

prymasowskie siki już same w sobie

nie są święte? Nie wiemy też, jak siarka

działa na małe, ogoniaste żyjątka,

które nawet męskość glempowa powinna

produkować. Na wszelki wypadek

można by choć raz zrobić słabszy

roztwór, a wtedy... kto wie, może

Pan Bóg pobłogosławi w kąpieli niepokalanym

poczęciem!

Rozmodlone panie (z dziennikarskiego

obowiązku dodajmy, że określane

są przez niewiernych pensjonariuszy

niesłusznym mianem „zidiociałych

dewotek”), zawiązały nieformalny

komitet czcicielek glempowych popłuczyn,

którego zadaniem jest m.in.

pilnowanie kolejki do Glempowego

Zdroju – źródła łask wszelakich.

Teraz, już jako niemal legalna

organizacja, wystąpiły do zdumionych

członkiń personelu sanatorium

„Marconi” z bardzo interesującą

inicjatywą. Chodzi o to, by kąpano

GO w większej wannie (ekstremistki

przebąkują nawet o basenie). Ponieważ

wciąż świętokradztwem byłoby

wylewanie do ścieków siarkowego

roztworu z Glempa, nawet po

wymoczeniu w nim choćby 50 pań,

kobitki wymyśliły, by zużyty roztwór

przelewać na koniec do butelek.

„Święta woda” z Buska Zdroju

sprzedawana w parafiach całego Katolandu

łacno wspomoże budowę

Świątyni Glempowej Opatrzności!

No i mamy kolejną relikwię...

pierwsze jednak były „siki świętej Weroniki”.

                                       Anna Tarczyńska

                                          Marek Szenborn

PS – Jaja sobie robicie, wszak to

nawet w Polsce nie jest możliwe! – zakrzyknie

ten i ów Czytelnik „FiM”.

Nic podobnego! Otóż opisaliśmy (co

prawda żartobliwie) NAJŚWIĘTSZĄ

prawdę.

 

 

„FAKTY I MITY” nr 20,25.05.2006 r. Z DZIEJÓW KOŚCIELNEJ GŁUPOTY

DZIADY KALWARYJSKIE

Newton wykrył prawo grawitacji, Franklin ujarzmił piorun, Laplace dociekał powstania świata, Darwin – powstawania gatunków, astronomia udowodniła wielkość zamieszkałych światów, fizyka i chemia – prawidłowość w przyrodzie, a chłop polski wali co roku na Kalwaryę, bije się w piersi i oczekuje cudu. I tak od trzystu lat!

„Naprzód” (sierpień 1902) tak pisał o pielgrzymkach do „cudownego obrazu i kaplic” przy klasztorze Bernardynów w Kalwarii:

„Trzysta lat Kalwaryi! Dojeżdżamy do stacyi. Z wagonów wysypują się na peron nieprzejrzane tłumy, strojne w barwne suknie. Tłum kłębi się i faluje. Z wagonów wynoszą ludzi chorych, ułomnych, sparaliżowanych; i oni spodziewają się uzdrowienia, gdy odmówią przepisaną liczbę pacierzy lub wypiją wodę z cudownej sadzawki w Betsaidzie. Twarze kobiet, mężczyzn i dzieci ogorzałe, oczy zamglone i zapatrzone w dal, usta rozchylone, twarze wykrzywione potężną sugestyą, jednem słowem – ekstaza religijna.

Same miasteczko Kalwarya, położone u stóp świętej góry, przypomina o tyle Palestynę, że gości w swoich, powiedzmy eufemistycznie, murach, kilkadziesiąt rodzin żydowskich, trudniących się tak samo jak mieszczanie maści chrześcijańskiej, handlem i uprzyjemnianiem pielgrzymom chwil pobytu. Naokoło rynku rozłożyły się sklepy, kramy, hotele i domy zajezdne.

Masowy śpiew rozprasza wszelkie wątpliwości, porywa ze sobą w górę, t.j, do klasztoru OO. Bernardynów. Po 15 minutach wspinania się w górę stajemy wreszcie u bram klasztoru. Przed nami wzniesiona jest brama tryumfalna z napisem witającym pielgrzymów. Poza bramą rozpościera się olbrzymi plac, na którym koncentruje się całe życie handlowe i umysłowe Kalwaryi. Pod względem konstytucyjnym panuje na placu przed kościołem absolutna swoboda. Sprzedawane są setkami tysięcy cudowne bibułki Matki Boskiej z Campocavallo i pierścionki srebrne, które leżały rzekomo przy cudownym pierścieniu ametystowym w Perugii. Z jaką łapczywością konsumują pielgrzymi literaturę odpustową, świadczy fakt, że cudowne bibułki ks. Siedleckiego połykane bywają w niezliczonej ilości. Biedak, który całe życie głodował, połyka zamiast chleba bibułkę, która jest tańszą, łagodniejszą w smaku i jak zapewnia ks. Siedlecki, o wiele skuteczniejszą.

Właściciele kramów są rozgoryczeni z powodu praktyk zarządu klasztoru. Kramarze wynajęli miejsca pod swoje kramy za stosunkowo znaczne pieniądze. Mimo to ks. Bernardyni głoszą wprost z ambon, aby pątnicy nie kupowali u kramarzy, tylko u nich, przy ich stolikach. Kalwarya jest wielkim przedsiębiorstwem i walczy ze swymi słabszymi konkurentami w sposób przyjęty w świecie kapitalistycznym.

Silne wrażenie na pątnikach wywołuje obraz przedstawiający morderstwo rytualne. Na obrazie widać grupę żydów ubranych w strój rytualny i uzbrojonych w ostre narzędzia. Na miednicy zaś znajduje się ciało dziecka, któremu krew bucha z rozmaitych miejsc. Dziecko spogląda boleśnie i łagodnie ku niebu, co jednak nie wzrusza okrutnych żydów.

Przed obrazem gromadzą się tłumy ludzi i słuchają objaśnień przewodników, którzy nie żałują czarnych kolorów, ażeby morderców dziecka przedstawić we właściwem świetle. Słuchacze, a zwłaszcza kobiety, są wzruszone opowiadaniem i wybuchają płaczem... Wiele cudów dzieje się przy cudownej sadzawce w Betsaidzie – tak zapewnia kronika klasztorna.

Do sadzawki tej, dość szczupłej, cisną się liczni pielgrzymi. Chorzy obmywają w niej swoje rany; inni znów czerpią z niej konewkami i dzbankami, piją cudowną wodę na miejscu, a nadto zabierają ją do domu. Piszący te słowa oglądał naocznie i słyszał zapewnienia od wiarygodnych osób, że wodę z sadzawki, zanieczyszczoną odpadkami chorych, pije ludność okoliczna. Władze sanitarne patrzą na to wszystko obojętnie – jakkolwiek nie jest obojętnem roznoszenie bakteryj chorobotwórczych po całej zachodniej Galicyi! Stosunki zdrowotne na Kalwaryi są wprost przerażające. Ani zarząd klasztoru, ani władze sanitarne nie poczyniły żadnych przygotowań, aby setki, tysiące ludzi przybyłych z rozmaitych stron uchronić od wybuchu jakiejś zakaźnej choroby. Noc przebyta w Kalwaryi, wśród śpiących pątników, wywołuje wprost potworne wrażenie. Po lasach otaczających klasztor, po norach mieszkalnych, szopach leży w nocy gęsto obok siebie tysiące ludzi, tak mężczyzn, jak kobiet i dzieci. Na tem samem miejscu śpią i załatwiają swoje potrzeby naturalne. Fetor, który unosi się nad tem całem obozowiskiem, jest nie do zniesienia. Że i moralność nie jest przytem zbyt ściśle obserwowaną, rozumie się samo przez się. Dziwną, a jednak bardzo częstą jest ta kombinacja podniecenia religijnego i seksualnego”.

Zachowano pisownię zgodną z oryginałem.                                                                                                                                                   Dysten

 

 

"FAKTY I MITY" nr 25, 28.06.2007 r. MROCZNE KARTY HISTORII KOŚCIOŁA (61)

WSZYSCY ŚWIĘCI BALUJĄ W NIEBIE?

Oto dalsza część wykazu katolickich świętych, wśród których znajdziemy masochistów, zabójców, ludzi z zaburzeniami psychicznymi. Po prostu idealne wzory do naśladowania dla wiernych...

Św. Ferdynand III Kastylijski. Król Kastylii zmarły w 1252 r. był, jak powiadają, człowiekiem głębokiej wiary, ufundował wiele biskupstw, kościołów i katedr, co – według papieża Klemensa X, który kanonizował króla ponad czterysta lat po jego zgonie – wyczerpywało wszystkie znamiona człowieka świętego. Ksiądz Stanisław Musiał zauważył jeszcze, że „był tak pokorny, iż własnoręcznie nosił szczapy drewna na stosy, na których palono heretyków”.

Św. Angela z Folingo (1248–1309) piła wodę po myciu trędowatych. „Nigdy nie piłam z taką rozkoszą – mówiła. – Pewnego razu kawałek strupiastej skóry trędowatego utknął mi w gardle. Zamiast go wypluć, zadałam sobie wiele wysiłku, żeby go przełknąć i udało mi się. Miałam wrażenie, że przyjęłam komunię. Nigdy nie potrafię wyrazić rozkoszy, jaka mnie ogarnęła”.

Św. Katarzyna ze Sieny (ok. 1347–1380), włoska mistyczka i stygmatyczka, tercjarka dominikańska; doktor Kościoła; orędowniczka idei krucjaty, w 1939 r. ogłoszona patronką Włoch. Biczowała się trzy razy dziennie: raz za grzechy swoje, drugi raz za grzechy cudze, trzeci raz – za grzechy umarłych. W ekstazie zaręczyła się z Jezusem (utrzymywała, że dostała od niego nawet ślubny pierścień) i twierdziła, że zdarzało się jej pić mleko z piersi Maryi. Odegrała znaczącą rolę polityczną. Tak pisał o niej Rajmund z Kapui (jej spowiednik): „Byłem świadkiem, jak została przekształcona w mężczyznę z małą bródką, a ta postać, w którą została nagle przemieniona, była postacią samego Jezusa Chrystusa”. A tak w swych „Żywotach świętych” pisał Piotr Skarga, dla zbudowania i zachęcenia wiernych do naśladownictwa: „Żelaznego na gołym ciele pasa używała. Trzykroć się na dzień żelaznym łańcuszkiem, na wzór św. Dominika, biczowała tak, że krew z ramion ściekała na nogi... Chcąc jednak matka nieco jej przerwać on ostry żywot, wzięła ją ze sobą do cieplic; lecz ona tam w gorącą wodę siarczystą, czego nie widziała matka, kładła się i więcej ucierpiała, aniżeli od wszystkiego biczowania...”.

Bł. Dorota z Mątowów (1347–1394), mistyczka; córka kolonistów holenderskich; w 1393 r. na własne życzenie została zamurowana w celi przy katedrze w Kwidzynie.

Św. Jan Kanty, patron Uniwersytetu Jagiellońskiego, Jan z Kęt (1390–1473), filozof, teolog; w 1767 roku kanonizowany; w latach 1421–1429 kierował szkołą bożogrobców w Miechowie; od 1429 roku był profesorem filozofii, a następnie teologii w Akademii Krakowskiej; relikwie Jana Kantego spoczywają w konfesji w krakowskim kościele akademickim św. Anny (wzniesiony po jego beatyfikacji w 1680 r.). W XVIII wieku, skutkiem pokłosia walk z jezuitami (którzy chcieli zlikwidować Akademię Krakowską), władze uniwersytetu uznały, że uczelnia powinna mieć swojego świętego patrona. Zapewne w celu lepszej na przyszłość protekcji przed zakusami duchowieństwa... Któż mógł się nadawać? Oczywiście Jan Kanty – profesor. Rozpoczęły się starania o kanonizację. Ciągnęły się bardzo długo i kosztowały majątek. Wreszcie trybunał kanonizacyjny zażądał jeszcze dodatkowych pism Jana Kantego, świadczących o jego świętości (tzn. spolegliwości względem Kościoła). Wysłano je czym prędzej do Rzymu. I tu nastąpiła katastrofa – okazało się, że pretendent nie dość, że nie jest świętym, to jeszcze okrutny zeń heretyk. Dlaczego? Wywiedziono z nadesłanych pism, że Kanty był zwolennikiem koncyliaryzmu. Niestrudzeni profesorowie znowu wysupłali pieniądze, opłacili sowicie adwokata w Rzymie, a ten doradził im, żeby senat napisał do trybunału kanonizacyjnego wyjaśnienie, że zaszła pomyłka, że niby wysłano pismo... innego Jana. Tak też zrobiono. Nowe „pisma” Jana ukazywały go gorącym zwolennikiem wszechwładzy papieża. W ten właśnie sposób Jan Kanty został świętym uniwersyteckim. Symboliczna była procesja kanonizacyjna, która maszerowała, kiedy w Krakowie stały już obce wojska. „Uniwersytet traci majątek, żeby kanonizować swojego profesora, a jednocześnie Rzeczpospolita przestaje istnieć” – napisał Aleksander Krawczuk.

Św. Pedro Arbules – Hiszpan, morderca, okrutny inkwizytor, zginął w 1485 r. Kanonizowany w 1867 roku przez Piusa IX, a fakt ten stanowił rodzaj wyzwania rzuconego przeciwko wszelkim postępowym siłom. W roku 2000 inny papież – Jan Paweł II – uczynił to samo, kanonizując Piusa IX.

Św. Teresa. Jak pisze o niej Reinach (cytując często Woltera), była to „młoda, przystojna wdowa, pani Guyon, która zechciała zostać francuską świętą Teresą”. Odrzucona przez Kościół w swoim czasie pozyskała jednak wielu zwolenników,

w tym biskupa Fénelona, a ów „wychowawca dzieci królewskich zabrał się do kochania Boga w towarzystwie pani Guyon (...). Dziwnem było, że został uwiedziony przez kobietę z objawieniami, z proroctwami i z galimatjasem, która dusiła się od łaski wewnętrznej, którą trzeba było rozsznurowywać i która się opróżniała (jak to mówiła) z nadmiaru obfitości łaski, żeby nią napuchło ciało wybrańca, siedzącego obok niej (...). Fénelon poradził pani Guyon, aby roztaczała swe pisma orzeczeniu Bousseta, biskupa z Meaux. Ten je potępił i dama obiecała już nie dogmatyzować (...). Mimo swej obietnicy pani Guyon wcale nie milczała; król kazał ją wtedy zamknąć w Vincennes. (...) umarła w zapomnieniu w 1717 po 15 latach odosobnienia koło Blois. Wiek i samotność uśmierzyły nerwy tej uczciwej kobiety rozstrojonej, która poślubiła Jezusa Chrystusa w jednej ze swych ekstaz i od tego czasu nie modliła się już do świętych, mówiąc, że pani domu nie powinna się zwracać z prośbami do służby”.

Św. Teresa od Dzieciątka Jezus, Teresa z Lisieux, Mała Teresa (1873–1897), francuska karmelitanka bosa, mistyczka; doktor Kościoła; kanonizowana w 1925 r.; od 1888 roku zakonnica w karmelu w Lisieux (Normandia); patronka Francji i misji katolickich; oprócz Antoniego Padewskiego najpopularniejsza święta Kościoła katolickiego, przedstawiana z bukietem róż w dłoniach. W swej autobiografii napisała m.in.: „A przede wszystkim życzyłabym sobie zostać męczennicą! Męczeństwo! Było to marzenie mojej młodości i to marzenie w mojej malutkiej karmelitańskiej celi przybierało na sile. Nie tęsknię do jednej odmiany męczeństwa. Żądam dla siebie wszystkich. Podobnie jak Ty (…) mój boski Oblubieńcu, chciałabym być chłostana i ukrzyżowana (…). Tak, jak uczyniono to św. Bartłomiejowi, chciałabym, aby obdarto mnie ze skóry; a podobnie jak uczyniono to ze św. Janem, chciałabym zostać zatopiona we wrzącym oleju; jak św. Ignacy Antiocheński chciałabym zostać rozszarpana przez zęby dzikich zwierząt – tak, bym została uznana za godną dostąpienia chleba Bożego. Wraz ze św. Agnieszką i św. Cecylią życzyłabym sobie położyć kark pod topór kata i wraz z Joanną d’Arc móc na płonącym stosie szeptać imię Jezusa”.

Jan Paweł II w 1997 r. uczynił z tej wariatki... doktora Kościoła.

W końcu lat sześćdziesiątych XX wieku watykańska Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych postanowiła zweryfikować całą listę świętych. Zakupiono w tym celu „mózg elektronowy” (komputer), w którym gromadzono informacje o świętych. W wyniku tego przedsięwzięcia wielu świętym zdjęto aureolki. Nie obyło się przy tym bez zgrzytów i ostrych protestów.

W początkach chrześcijaństwa, kiedy „żyło” najwięcej świętych, nie było żadnych kryteriów – takich jak dziś – do zaliczania danej osoby w poczet świętych. Nie było procesów beatyfikacyjnych i kanonizacyjnych. Wystarczyło, że kogoś ukamienowano, i taką osobę uznawano za świętą. Jeśli pamięć o danej śmierci męczeńskiej utrzymywała się do średniowiecza, to wpisywano ją na listę świętych i do kalendarza liturgicznego. Były to czasy, kiedy ścisłość faktów nie miała żadnego znaczenia. Nie było też wielkich wymogów moralnych w kwestii zostania świętą osobą. Komisja weryfikacyjna dokonała istnej rzezi na liście świętych. Setki imion musiało zniknąć z kalendarza liturgicznego. Byli to przeważnie tacy święci, co do których było wiele podstaw, aby sądzić, że nigdy nie istnieli, że byli tylko odbiciem jakiejś legendy. I tak dostało się św. Jerzemu smokobójcy, św. Barbarze, jednemu ze świętych Mikołajów, a święty Szymon Słupnik okazał się chorym na katatonię. Współcześni lekarze specjalizujący się w historii medycyny, studiując dostępne życiorysy Szymona, doszli jednogłośnie do wniosku, że był on po prostu chory psychicznie. Katatonia objawia się zmianami napięcia mięśniowego oraz zredukowaniem funkcji psychomotorycznych aż do stanów osłupieniowych. Jej najczęstszym objawem jest znieruchomienie, czasami całkowite. W społeczeństwach prymitywnych, które nie znały istniejących chorób psychicznych oraz możliwości leczenia „nawiedzonego”, ludzie tacy uważani byli (i są) za „nawiedzonych przez Boga”. Na liście świętych gościło więc wielu mniej lub bardziej chorych psychicznie, których choroba poczytywana była za działanie sił nadprzyrodzonych.

Nie obyło się bez licznych protestów. I tak np. ludność Neapolu oburzyła się na wiadomość o skreśleniu ich świętego Januarego, patrona grobu pod Wezuwiuszem. W miejscowej katedrze znajduje się ampułka z ciemnym, krwawobrunatnym proszkiem, który uznawany jest za krew świętego. Regularnie dwa razy w roku, w ściśle określonych dniach i godzinach, proszek zmienia się w płyn, który się burzy. W uroczystości związanej ze wzburzeniem krwi świętego Januarego biorą udział, obok tłumów wiernych, członkowie miejscowej hierarchii kościelnej oraz przedstawiciele arystokratycznych rodzin, które od wieków mają tradycyjne prawo ustalania, czy krew wzburzyła się, czy też nie. Tradycja głosi, że jeśli to nie nastąpi, na Neapol lub całe Włochy spadną klęski i nieszczęścia. Liczne komisje stwierdziły ponad wszelką wątpliwość, że rzeczywiście proszek w ampułce zmienia się w określonych dniach roku w musujący płyn. Eksperci kościelni doszli jednak do wniosku, że fenomen, który powtarza się z dokładnością szwajcarskiego zegarka, nie jest cudem. Jedyny cień na ten cud rzuca pewne wydarzenie z przeszłości. Otóż po zajęciu Neapolu przez wojska Napoleona, który niezbyt był przyjazny wobec Kościoła i papiestwa, w oznaczonym dniu krew świętego Januarego nie wzburzyła się. Wywołało to głębokie zaniepokojenie ludności miasta. Sądzono powszechnie, że bezbożni rewolucjoniści ściągną na Włochy przerażające kataklizmy. Marszałek Murat, mianowany później przez Napoleona królem Neapolu, dowiedziawszy się, że niespełnienie się cudu wywołało napięcie w mieście, wezwał arcybiskupa i zakomunikował mu, że albo krew się w katedrze wzburzy w ciągu 24 godzin, albo ekscelencja zostanie rozstrzelany. Święty okazał dbałość o życie dostojnika kościelnego, ponieważ cud spełnił się już po kilku godzinach...  

Mariusz Agnosiewicz

www.racjonalista.pl

 

 

"FAKTY I MITY" nr 48, 06.12.2007 r. CZYTELNICY DO PIÓR

KORZENIE GŁUPOTY

„Bóg was kocha i ciągle na was patrzy. Wie o każdej waszej myśli i uczynku. Wie, co będziecie robić jutro i za miesiąc. Wie także o krzywdach, które się wam dzieją, bo w ten sposób was doświadcza, podobnie jak biblijnego Hioba. Bóg jest wszechmogący i miłosierny. Może dać, ale także zabrać. Nic na świecie nie dzieje się bez Jego wiedzy i zgody”.

Tak niewiele tych słów, a tyle w nich niedorzeczności i kłamstw! Od dzieciństwa jesteśmy karmieni taką właśnie papką. Szczególnie w szkole, o co zadbał i robi dalej watykański Kościół, wymuszając na rządzących, by religia była wliczana do średniej ocen. Kłamstwa te niezwykle łatwo udowodnić. Wystarczy bowiem odrobina zdrowego rozsądku i logicznej analizy tej papki oraz trochę odwagi, by zrezygnować z biernej postawy, którą narzuca nam Kościół.

Jeśli bowiem Bóg (którego wyobrażamy sobie jako osobę, co jest oczywistym błędem) jest „miłosierny”, to po co aż tak gnębił tego biednego Hioba?! Jeśli natomiast wszystko wie, bo jest „wszechmogący”, to przecież wiedział, co Hiob zrobi, a więc po co go sprawdzał?! Czyżby diabłu chciał zaimponować?! A może po prostu lubi znęcać się nad słabszymi od siebie istotami, które stworzył?!

Jeśli w ogóle istnieje, to albo nie interesuje się nami, albo nie jest „miłosierny”, lecz wręcz nieludzki i sadystyczny, a wszelkie zło, które w nas siedzi, pochodzi właśnie od niego, bowiem stworzył nas na swój obraz i podobieństwo – jak mówi Biblia.

Według niej, Bóg gnębił człowieka od samego początku. Najpierw wypędził go z raju, a przecież już przed zerwaniem jabłka przez Ewę musiał wiedzieć („jako wszechmogący”), że ona to zrobi. Był to więc z jego strony podstęp. To on przemawiał do niej ustami węża, bo przecież „nic się nie dzieje bez jego wiedzy i zgody”.

Potem rękami Kaina z premedytacją zabił Abla i całą winę zwalił na niego, zadając mu jeszcze dziwne pytania –„Gdzie jest twój brat, Abel?”; „Cóżeś uczynił?”.

Wymordował ludzi w Sodomie i Gomorze, a przecież byli jego dziełem. Jego dziećmi.

Powinien się więc na siebie wściekać, że stworzył takich „zboczków”.

Następnie (choć jako „wszechmogący” musiał wiedzieć, że to nic nie da) zesłał potop, mordując w ten sposób wszystkich mieszkańców ziemi oprócz Noego i jego rodziny. Cóż za wspaniałomyślność z jego strony!

Wniosek, jaki się sam narzuca, jest oczywisty – Bogiem kierowała niepohamowana wręcz żądza zabijania, którą stosuje do tej pory. Zmienił jedynie system, bowiem w Biblii często działał osobiście, a teraz wybiera sobie pełnomocników do wykonywania wyroków, a ci bardzo często z jego imieniem na ustach i napisami na sztandarach: Bóg – Honor – Ojczyzna, dokonywali (i dokonują) rzezi. Zbiera więc żniwa na wojnach, w katastrofach i wypadkach drogowych oraz siejąc różnego rodzaju epidemie, pożary i powodzie.

Tak właśnie wygląda żydowski Bóg w wersji oryginalnej, którego funkcjonariusze Kościoła rzymskokatolickiego ucywilizowali, przerabiając na własne kopyto. Stworzyli nową religię (i cały czas w niej grzebią), by zawłaszczać świat w sposób nie tylko duchowy, lecz nade wszystko materialny, czego dowody widzimy u nas na każdym kroku. Kultura chrześcijańska, o korzeniach której ciągle mówi prawica, to kultura śmierci, co wyżej udowodniłem na kilku przykładach wyjętych z Biblii, a w praktyce potwierdził to rzymski katolicyzm, będący motorem napędowym krzyżowych wojen, świętej inkwizycji, pogromu amerykańskich Indian, słynnej nocy św. Bartłomieja oraz tysięcy innych krwiożerczych epizodów.

Nic dziwnego zatem, że kraje Unii nie wyobrażają sobie w preambule konstytucji europejskiej jakiegokolwiek zapisu odwołującego się do tych krwawych korzeni. Zresztą tak naprawdę to wszelkie pozytywne wartości Europa wyniosła ze starożytnej kultury Greków i Rzymian. Ale niby skąd nasza prawica, wychowana w katolickim (za)duchu, ma to wiedzieć! Dlatego cała Europa (i nie tylko) uznała nas za ciemniaków i dewotów. Tylko my spośród 27 krajów Unii Europejskiej chcemy Boga w jej konstytucji, co wyraża się stosunkiem 26:1. Kolejna kompletna klapa świadczy o tym, że korzenie naszych wiodących prawicowców sięgają raczej do starożytnej Abdery – miasta słynącego z głupoty jego mieszkańców. Wypada zatem współczuć polskiej młodzieży, wychowującej się na takich wzorcach, gdyż wyjdzie ona z tego podobnie okaleczona, jak jej niewątpliwie zakłamane autorytety, mające wpływ na obecny kształt polskiej edukacji.

Patrząc na nasz kraj z ciągle rosnącą liczbą watykańskich meczetów, na zasoby Kościoła pęczniejące dzięki prezentom kolejnych rządów po 1989 roku, na lawinową zmianę nazw ulic, placów, budynków i prawie wszystkiego, co nas otacza; obserwując wyprzedaż niemal całego majątku narodowego (niejednokrotnie za złotówkę) Watykanowi i innemu obcemu kapitałowi, musimy dojść do wniosku, że już tylko z nazwy i koszmarnych długów jesteśmy Rzecząpospolitą Polską.

Witold Pater

 

 

„FAKTY I MITY” nr 9, 06.03.2003 r.

PROŚBA

W związku z pomysłem duszpasterza

środowisk twórczych w Warszawie,

ks. Niewęgłowskiego, postawienia

w centrum Warszawy na placu

Teatralnym posągu przedstawiającego

ANIOŁA STRÓŻA NARODU

POLSKIEGO („FiM” Nr 40/2002 r.),

zwracam się do szanownego pomysłodawcy

z uprzejmą prośbą.

Tak się składa, że jestem rzeźbiarzem

i osobą wierzącą w Boga. Ponieważ

mieszkam w Austrii, mam

okazję spotykać się tu z setkami moich

rodaków, którzy dręczeni biedą,

bezrobociem i beznadziejnością życia

w swej ojczyźnie musieli wyjechać,

by na obcej ziemi ciężko pracować.

Pragnę oddać tym ludziom swój hołd

poprzez przekazanie tutejszej Polonii

takiego osobiście wyrzeźbionego

„Anioła Stróża Narodu Polskiego”.

Prośba moja jest natury moralnej.

Rzeźbiąc postać tego anioła,

nie chciałbym popełnić grzechu bałwochwalstwa

i pychy. Zależy mi na

pokazaniu jego zgodnego z prawdą

wyglądu. Zwracam się do inicjatora

i pomysłodawcy, ks. Wiesława Niewęgłowskiego,

który z racji pełnionej

funkcji mógł mieć osobisty kontakt

z Aniołem pełniącym służbę Stróża

Narodu Polskiego i zapewne konsultował

z nim swój pomysł oraz uzyskał

jego zgodę na postawienie mu

w Warszawie jego pomnika, o przekazanie

mi opisu jego wyglądu lub

fotografii ze wspólnego spotkania.

Z góry serdecznie za pomoc dziękuję.

Z poważaniem

M. Pogodziński, Wiedeń

 

 

nr 49, 09.12.2004 r.

RAKOTWÓRCZE ŚWIECE

Chodzenie do kościoła jest szkodliwe, wpływa destrukcyjnie

na rozum, ale nie tylko...

Badania przeprowadzone

przez naukowców holenderskich

z uniwersytetu w Maastricht wykazały,

że specjalny nastrój tworzony

przez świece, o którym

można powiedzieć, że jest zdrowy

dla duszy, jest jednocześnie

bardzo niezdrowy dla ciała.

Uważają oni, że dym z kościelnych

świec i kadzideł zawiera alarmująco

dużą ilość rozmaitych rakotwórczych

substancji: „Jeżeli

w kościele przez cały dzień pali się

kilkadziesiąt lub nawet jedynie kilkanaście

świec, to pod koniec dnia

ilość rakotwórczych substancji

w powietrzu prawie dwudziestokrotnie

przewyższa ilość tych samych

substancji, jaką można

stwierdzić w centrum dużego miasta

na skrzyżowaniu ulic o wielkim

natężeniu ruchu. Stężenie rakotwórczych

substancji w kościołach

okazało się tak duże, że uznaliśmy

za konieczne natychmiastowe

poinformowanie opinii publicznej

o tym zjawisku” – poinformował

Theo de Kok, który w minionym

tygodniu przedstawił wyniki

badań swojej grupy w specjalistycznym

medycznym „European

Respiratory Journal”.

Holenderscy naukowcy

uczestniczyli w kilkunastu

mszach w budynkach kościelnych

w Maastricht, po czym badali

skład pobranych próbek powietrza.

Okazało się, że zawierało

ono m.in. ponad 20 razy więcej

rakotwórczych drobin PM10, niż

dopuszczają to unijne normy.

„Uzyskane przez nas wyniki są

bardzo niepokojące. Może nie tyle

dla osób odwiedzających kościoły

od czasu do czasu, ile dla

osób w nich zatrudnionych lub

z innych powodów często albo

długo w nich przebywających, jak

np. księża, kościelni chórzyści itp.

I dlatego zachęcamy kościoły do

zainstalowania odpowiednich wyciągów

powietrza lub innego rodzaju

skutecznych systemów wentylacyjnych.

Ponadto należałoby

palić zdecydowanie mniej świec”

– powiedział Theo de Kok.

Zapowiedział też, że jego

grupa zajmie się obecnie zakrojonymi

na szerszą skalę badaniami

stanu zdrowia księży i zakonników.

Celem tych badań będzie

potwierdzenie lub wykluczenie

zależności między ich zawodem

i wynikającym z niego bardziej

lub mniej regularnym wystawianiem

organizmu na działanie dymu

świec i kadzideł a częstotliwością

występowania raka płuc

w tej grupie społecznej.

Z. Dunek

 

 

W ZWIĄZKU Z SUGESTIĄ DLA P. JOANNY SENYSZYN ODNOŚNIE PASIENIA I DOJENIA KRÓW

Niektórzy oceniają innych swoją miarą...

Są tacy którym wszystko kojarzy się z ogłupianymi, durnymi i wykorzystywanymi „bydlętami” i uważają że inni też powinni zajmować się taką profesją (w grupie raźniej, a jak coś robi odpowiednio dużo i długo ludzi, to staje się normalne, a następnie prawidłowe – i znajduje tego uzasadnienie (stąd zalecane i innym))...

PS

A oto odpowiedź P. Joanny (w skrócie, interpretacja pozostawiająca sens wypowiedzi): To Wy mieliście paść a nie doić owieczki! Może wreszcie m.in. biskup Pieronek zająłby się czymś pożytecznym i uczciwie zapracował na swoje utrzymanie, np. pasieniem krów (mam nadzieję że chociaż do tego się nadaje, bo niczego innego, pożytecznego, nie potrafi) i mógłby je też doić (co tak bardzo lubi...)[i mówić im dowolne głupoty – red.], a ludzi, ich pieniądze, społeczny dorobek zostawić w spokoju – trzymać swoje pazerne, nieróbskie łapska od nich z daleka!

 

 

Pamiętajcie: Antyklerykalizm to obrona - WALKA - przed-, z KLERYKALIZMEM, czyli zawłaszczaniem państwa, podporządkowywaniem społeczeństwa, jego kosztem, dla własnych (i pomocnych w tym celu klerykałów) korzyści!

 

 

OGŁASZAM KONKURS NA NOWE WIERZENIA

A OTO MOJE PROPOZYCJE:

 

KACZOR DONALD

Wyznawcy jedynie słusznej i prawdziwej wiary w Kaczora Donalda domagają się prawa do nawrócenia na swoją zbawienną wiarę - dla dobra ludzkości (wszelkie absurdalne pogłoski że dla własnego mają być duszone w zarodku napalmem, czołgami i nalotami dywanowymi! – przy życiu mają pozostać tylko ci, którzy wierzą w święte intencje, słuszność kaczyzmu!) - mordując, torturując, grabiąc itp. miliony ludzi (później przeproszą. W końcu katolicy wyrżnęli dziesiątki mln, a przecież wtedy żyło na świecie kilkadziesiąt razy mniej ludzi). No i oczywiście na okrągło w środach masowego przekazu ma być o świętym, jedynie słusznym Kaczorze Donaldzie itp.! Naturalnie wszyscy mają też przestrzegać kaczych wartości! A z budżetu mają być przeznaczane miliardy dla Kaczora Donalda, któremu przekażą  je, żyjący w ubóstwie, kapłani!  

 

 

MŁOTNIKOWCY

I wtedy Wielki Młotnikowiec się zamyślił, a ponieważ nic mu do głowy nie przyszło to stuknął się młotem w czoło (dlatego ludzie mają  je, na pamiątkę, płaskie i ukazują im się gwiazdy gdy dostaną w głowę), aż mu się gwiazdy pokazały. I tak gwiazdy powstały. A kto, mimo perswazji, by w to nie uwierzył to należy go, dla jego dobra oczywiście, za pomocą młotka nawrócić!

 

 

SCHODY DO NIEBA

Posiadanie pieniędzy to grzech, a poza tym są szkodliwe dla zdrowia, podobnie jak myślenie!

By ten biznes, tzn. przenajświntsza wiara, była głoszona i ludzie się nawracali. Trzeba kupić działkę w środku jakiegoś dużego miasta - bo taką mieliście przenajświętszą wizję - i to w takim msu, gdzie absolutnie nie można jej będzie powiększyć (np. w Warszawie, koło Pałacu Kultury). A następnie buduje się tyle schodów ile się zmieści (najlepiej kupić małą działkę). I wtedy można zacząć zbierać kasę, tzn. ofiary... A gdy jelenie, tzn. wierni, zaczną marudzić, że nie buduje się dalszych schodów to trzeba zacząć lamentować, że: bezbożnicy nie chcą by ludzie poszli do nieba, walczą z Chrystusem (to, co tam, co jakiś czas, nadają członkowie kor) bo nie zgadzają się na powiększenie działki. Więc musicie pokazać Bogu jak wam zależy na dotarciu do Niego i wpłacajcie, a zostaniecie zbawieni od pieniędzy – pomyliłem się: no wiecie tajemnica wiary itd., te tam dyrdymały. Po za tym machnijcie: posiadanie pieniędzy to grzech, i że są szkodliwe dla zdrowia! No ale gdyby jakieś bydlę zgodziło się zburzyć (ale jak dobrze posmarujecie... to nie powinni) Pałac Kultury no to już - niech to szlag - trudno, część kasy trzeba będzie wybulić na te schody. Ale na szczęście dalej jest Dworzec Centralny (na wszelki wypadek trzeba jednak postarać się, by ci ludzie, którzy mogliby dać, mimo to, zgodę na kontynuację budowy byli zdeklarowanymi - nie koniunkturalnymi - ateistami). A wtedy to, ho ho, latami można zbierać szmal i lamentować – roboty starczy jeszcze dla dzieci, a może i wnuków (oczywiście 10% dla mnie...). Tylko trzeba dzieci ostrzec, że jakby wszyscy byli już nawiedzeni i chcieli dalej budować Przenajświntsze Schody do Jezusa to zawsze mogą dyplomatycznie polecieć - po wybraniu forsy z banku oczywiście - na tą, no jak jej tam, no... a pielgrzymkę do ciepłych krajów – gdzie b. ciepło przyjmują ludzi z kasą. A i nawrócić tubylców przy okazji by nie zaszkodziło (w końcu wnuki też będą mieć dzieci).

 

 

LENIN ŻYJE!!!

Towarzysz Ilicz Lenin, tak jak przepowiadali prorocy: „Lenin wiecznie żywy”, zmartwychwstał. – No i spełniło się proroctwo.

Gdy pracownicy Mauzoleum przyszli do pracy, gablota była uchylona a tow. Lenina w niej nie było.

Odpowiedź na bluźnierstwo podważające wiarygodność tego komunistycznego wydarzenia.

Wy to się nie znacie na prawdziwej wieże! Trzeba uwierzyć w to, że tak było! Przecież na tym - jak samo określenie wskazuje - polega wiara. Wy walczący z prawdziwym komunizmem kontrrewolucjoniści!!! Na szczęście damy Wam jeszcze szansę na uwierzenie na Sybirze. I pamiętajcie: komunizm jest wieczny i zapewnia życie w dobrobycie, szczęśliwości i jest to jedynie słuszny ustrój!

 

 

PRAWDZIWIE PRAWDZIWA WIARA – DAWANIE ŚWIADECTWA PRAWDZIE/TEST PRAWDY

Biznes, tzn. prawdziwie prawdziwa wiara, polega na napadaniu i obrabowywaniu ludzi by sprawdzić czy bóstwo je ochroni. Jak nie tzn., że to była kara i postąpiliśmy słusznie za co otrzymaliśmy nagrodę. Żeby mieć spokój z prawem trzeba opanować rząd (w sejmie powiesić nad drzwiami pałkę i siekierę) i śr. przekazu (opornych można by testować poza kolejnością). Gdy tylko minie jedno pokolenie niemal nikt nie będzie sobie wyobrażał innej sytuacji (media również...)).

PS

Zadowolę się 1% prowizją...

 

 

Tylko Homo Nał zapewni wam szczęście!

OPAMIĘTAJCIE SIĘ I ZOSTAŃCIE HOMOSEKSUALISTAMI, ALKOHOLIKAMI, NIKOTYNOWCAMI, NARKOMANAMI!!

Każdy tak naprawdę, tylko jest tego niekiedy nieświadomy, potrzebuje być gejem, alkoholikiem, nikotynowcem, narkomanem i trzeba to, w tym takie uczucia, uszanować oraz chronić je prawnie (w tym uprzywilejowując tych, którzy to szerzą, tracąc przy tym swoje pieniądze, zdrowie, życie (w dodatku w męczarniach, za nałóg) – czyli postępując bohatersko, z najwyższym poświęceniem! – to prawdziwi męczennicy!), ułatwiać realizację takich potrzeb. Tak nam dopomóż odwieczny i wszechobecny Homoseksualizm, Nałóg.

Tylko gejostwo, alkohol, nikotyna, narkotyki zapewnią ci szczęście. Jeśli spotkasz geja, alkoholika, nikotynowca, narkomana to jest Znak że powinieneś też Nim zostać – nie sprzeciwiaj się Woli Losu!; to nie przypadkowo – to Przeznaczenie wskazało Ci właściwą drogę, i od ciebie zależy czy posłuchasz głosu rozsądku. Jeśli będziesz tego naprawdę i szczerze pragnął to zostaniesz prawdziwym gejem, alkoholikiem, nikotynowcem, narkomanem; rozwiążą się twoje problemy, znajdziesz odpowiedź na wątpliwości; sens, pełnię życia. Jeśli odczuwasz smutek, pustkę to tylko seks homoseksualny, alkohol, nikotyna, narkotyki ci pomogą – wskażą właściwą drogę życia! Każdy ma szansę znalezienia drogi do prawdziwego homoseksualizmu, alkoholizmu, nikotynizmu, narkomanii.

Heteroseksualni i abstynenci są nieszczęśliwi i trzeba im pomóc; błądzą!

Zostań homo nałem już dziś! Poznasz jedyną prawdę o człowieku, uwolnisz się od wszelkich leków, problemów, poznasz prawdziwych przyjaciół i zaznasz pełnię szczęścia, wolności – życia.

Homonalizm łączy ludzi, podtrzymuje więzi międzyludzkie; zapewnia pracę, dochód państwu. Bez homonalizmu nasze życie byłoby pozbawione sensu i jałowe. Więc państwo powinno wspierać tą niezbędną działalność (m.in. zwalniając ją z podatków); oraz leczenie heteroabstylności (dzieci takim dewiantom, degeneratom powinny być odbierane i trafiać do ośrodków homonalizujących); obrażanie uczuć homonalskich powinno być karalne.

Bez homonalizmu Europa moralnie i gospodarczo by się stoczyła! Więc trzeba wartości homonalskie wpisać do Eurokonstytucji (chyba nikt nie zaprzeczy iż stanowią one historyczne korzenie Europy); wprowadzić lekcje homonalizmu do szkół, a ocenę z tego przedmiotu wliczać do średniej.

Homo Nał prawdziwym: Patronem sejmu, Królem Polski, Cesarzem Europy, Panem Świata!

 

Homo Nał jest wszędzie.

Homo jest w dwójcy (może być w dwóch postaciach), Nał w trójcy (może być w trzech postaciach), acz może być w pięciocicy i w jednej osobie zarazem.

 

PRZYKAZANIA

1. Nie będziesz heterosił.

2. Nie będziesz pożądał zdrowia, abstynęcił (nie popełniaj grzechu abstynencji; nie opuszczaj się w nałogu).

3. Nie umawiaj się na daremno.

4. Nie kupuj na daremno.

5. Nie kradnij – kupuj alkohol, papierosy, narkotyki.

6. Nie dawaj fałszywego świadectwa o homoseksualizmie, nałogach – tylko homoseksualizm, nałogi zapewniają szczęście.

7. Kochaj partnera swego jak siebie samego.

8, Kochaj nałóg swój jak siebie samego.

9. Kochaj patronów swoich.

10. Kochaj producentów i dostawców swoich.

 

Proszę o zgłaszanie się przebudzonych, nawróconych, na nowo narodzonych. Chcę zarejestrować związek wyznaniowy oraz wystąpić o ulgi, przywileje, realizację, oczywistych, postulatów. Niech Homo Nał będzie z nami.

 

* Tekst sponsorowany... przez: gejów-aktywistów, producentów alkoholu, papierosów, narkotyków oraz grabarzy.

 

 

„FAKTY I MITY” nr 37, 22.09.2005 r. TYLKO DLA ATEISTÓW...

UWIERZYĆ W HENRYKA

Katolicy twierdzą, że Bóg istnieje, choć nikt przy zdrowych zmysłach go nie widział. Mimo to niektórzy są za całowaniem nieistniejących osób w tyłek.

Tego poranka ktoś zapukał do mych drzwi. Kiedy je otworzyłem, ujrzałem zadbaną, ładnie ubrana parę ludzi.

Mężczyzna odezwał się pierwszy:

– Cześć! Ja Jestem Jan, a to jest Maria.

Maria: – Cześć! Przyszliśmy zaprosić cię, byś pocałował z nami tyłek Henryka.

Ja: – Przepraszam?! O czym wy mówicie? Kim jest Henryk i dlaczego miałbym chcieć całować jego tyłek?

Jan: – Jeśli pocałujesz Henryka w tyłek, da ci milion dolarów; a jeśli nie, spierze cię na kwaśne jabłko.

Ja: – Co? Czy to jakieś wariackie rozruchy?

Jan: – Henryk jest miliarderem i filantropem. Henryk zbudował to miasto. Henryk posiada je całe. On może zrobić wszystko, co zechce, i chce ci akurat dać milion dolarów, ale nie może, póki nie pocałujesz go w tyłek.

Ja: – To zupełnie bez sensu. Dlaczego...

Maria: – Kim jesteś, by poddawać w wątpliwość dar Henryka? Nie chcesz miliona dolarów? Czy nie są one warte małego pocałunku w tyłek?

Ja: – No cóż, może, jeśli to prawda, ale...

Jan: – A więc choć z nami pocałować tyłek Henryka!

Ja: – Czy często go całujecie?

Maria: – O tak, cały czas...

Ja: – I dał wam już ten milion dolarów?

Jan: – Nie... Nie można dostać pieniędzy, póki nie wyjedzie się z miasta.

Ja: – A więc czemu jeszcze z niego nie wyjechaliście?

Maria: – Nie możesz wyjechać, póki Henryk ci nie pozwoli, bo inaczej on nie da ci pieniędzy i stłucze na kwaśne jabłko.

Ja: – Czy znacie kogokolwiek, kto pocałował Henryka w tyłek, wyjechał z miasta i dostał milion dolarów?

Jan: – Moja matka całowała Go w tyłek całe lata. Rok temu wyjechała i jestem pewien, że dostała pieniądze.

Ja: – Nie rozmawiałeś z nią od tamtej pory?

Jan: – Oczywiście, że nie, Henryk nie pozwala na to.

Ja: – Dlaczego więc sądzicie, że ktokolwiek dostaje pieniądze, skoro nigdy z nikim takim nie rozmawialiście? Przykro mi, ale pachnie mi to jakimś monstrualnym oszustwem.

Jan: – Ale to przecież milion dolarów... Czy możesz przepuścić taką szansę? Poza tym pamiętaj, że jeśli nie pocałujesz Henryka w tyłek, zbije cię na kwaśne jabłko!

Ja: – Może gdybym mógł zobaczyć Henryka, pogadać z nim, uzyskać więcej bezpośredniej informacji...

Maria: – Nikt nie widział Henryka, nikt z nim jeszcze nie rozmawiał.

Ja: – A więc jak całujecie go w tyłek?

Jan: – Czasem posyłamy po prostu całusa, myśląc o jego tyłku. Czasem całujemy w tyłek Karola, a on przekazuje to dalej.

Ja: – Kim jest Karol?

Maria: – Naszym przyjacielem. To on nauczył nas wszystkiego o całowaniu tyłka Henryka.

Ja: – I tak po prostu uwierzyliście na słowo, kiedy powiedział, że jest Henryk, że Henryk chce, byście pocałowali go w tyłek i że zostaniecie za to wynagrodzeni?

Jan: – O nie, Karol miał list, który Henryk wysłał mu wiele lat temu i w którym wszystko zostało wyjaśnione. Tutaj jest kopia, sam zobacz.

Jan podał mi kserokopię ręcznie zapisanej kartki, w której nagłówku stało: „Z notatnika Karola”. Było tam wypisanych 10 punktów.

1. Pocałuj Henryka w tyłek, a dostaniesz milion dolarów, gdy opuścisz miasto.

2. Używaj alkoholu ze wstrzemięźliwością.

3. Bij na kwaśne jabłko każdego, kto jest inny od ciebie.

4. Zdrowo jadaj.

5. Henryk osobiście podyktował ten list.

6. Księżyc jest zrobiony z zielonego sera.

7. Wszystko, co Henryk powiedział jest prawdą.

8. Myj ręce po skorzystaniu z toalety.

9. Nie pij.

10. Pocałuj Henryka w tyłek, bo inaczej zbije cię on na kwaśne jabłko.

Ja: – Ale to wygląda na napisane w notatniku Karola.

Maria: – Henryk akurat nie miał papieru.

Ja: – Mam wrażenie, że gdybyśmy sprawdzili, okazałoby się, że to pismo Karola.

Jan: – Oczywiście, ale to Henryk to podyktował.

Ja: – Mówiliście przecież, że nikt Henryka nie widział...

Maria: – Teraz nie, ale wiele lat temu przemawiał on do niektórych ludzi.

Ja: – Mówiliście, że jest on filantropem. Co za filantrop bije ludzi na kwaśne jabłko tylko za to, że są inni?

Maria: – Tego chce Henryk, a on ma zawsze rację.

Ja: – Skąd to wiecie?

Maria: – Punkt 7 mówi, że wszystko, co Henryk powiedział jest prawdą. To mi wystarczy!

Ja: – Może wasz przyjaciel Henryk po prostu zmyślił to wszystko?

Jan: – Nie ma mowy! Punkt 5 mówi: „Henryk osobiście podyktował ten list”. Poza tym punkt 2 mówi: „Używaj alkoholu ze wstrzemięźliwością”, punkt 4: „Zdrowo jadaj”, i punkt 8: „Myj ręce po skorzystaniu z toalety”. Każdy wie, że te stwierdzenia są dobre i prawdziwe, a więc i reszta taka musi być.

Ja: – Ale punkt 9 stwierdza: „Nie pij”, co nie pasuje zbytnio do punktu 2. Punkt 6 zaś mówi: „Księżyc jest zrobiony z zielonego sera”, a to jest totalna bzdura.

Jan: – Nie ma sprzeczności między 9 i 2; 9 po prostu uściśla 2. A co do 6, to przecież nigdy nie byłeś na księżycu, a więc nie możesz wiedzieć na pewno.

Ja: – Naukowcy udowodnili przecież, że Księżyc jest zrobiony ze skał...

Maria: – Ale nie wiedzą, czy z głębi kosmosu, więc równie dobrze może to być zielony ser.

Ja: – Naprawdę, nie jestem tu ekspertem, ale wydawało mi się, że teoria, iż Księżyc powstał z fragmentów Ziemi, została obalona. Poza tym niewiedza, skąd skała przybyła, nie czyni jej jeszcze zielonym serem.

Jan: – Aha! Właśnie przyznałeś, że naukowcy często się mylą, lecz my wiemy, że Henryk zawsze ma rację!

Ja: – My wiemy?

Maria: – Oczywiście, że tak. Punkt 5 przecież tak mówi.

Ja: – Mówicie, że Henryk zawsze ma rację, ponieważ tak mówi list, a list jest prawdziwy, ponieważ Henryk go podyktował, ponieważ tak mówi list. To okrężna logika, w niczym nie różniąca się od stwierdzenia: „Henryk” ma rację, ponieważ powiedział, że ma rację”.

Jan: – Wreszcie zaczynasz rozumieć! To takie radosne widzieć kogoś przybliżającego się do Henryka.

Ja: – Ale... Eh, nieważne. A co z parówkami?

Maria zarumieniła się, Jan zaś odpowiedział mi: – Parówki w bułkach, bez dodatków. To po Henrykowemu. Każdy inny sposób jest zły.

Ja: – A co jeśli nie mam bułki?

Jan: – Nie ma bułki, nie ma parówki. Parówka bez bułki jest zła!

Ja: – Bez przypraw? Bez musztardy?

Maria zamarła porażona. Jan krzyknął: – Jak ci nie wstyd używać takich słów! Wszelkie dodatki są złe!

Ja: – A więc wielki stos kiszonej kapusty z kawałeczkami parówek jest nie do przyjęcia?

Maria zatkała sobie uszy palcami, mrucząc: Nie słyszę tego, la la la, la la, la la la.

Jan: – To obrzydliwe, Tylko jakiś potworny zboczeniec mógłby to jeść...

Ja: – To dobrze! Ja jem to bardzo często.

Maria omdlała. Jan zdążył ją pochwycić i wysyczał: – Jeślibym wiedział, ż jesteś jednym z tych, nie marnowałbym swego czasu. Kiedy Henryk zbije cię na kwaśne jabłko, ja tam będę, licząc swe pieniądze i głośno się śmiejąc. Na razie jednak pocałuję Henryka w tyłek za ciebie, ty bezbułkowy, parówkokrojący pożeraczu kapusty! Mówiąc to, pociągnął Marię do czekającego samochodu i odjechał.

Robert Anton Wilson (tłumaczenie: Eimi Kion)

 

[Z tą parówką z bułką to jest chyba jakieś oszustwo. Jem i jem (aż mi się odbija), bez dodatków, całuje Henryka w tyłek i nic!? Chyba dodają czegoś do niej podczas produkcji?! Może Szanowna Redakcja zajmie się tą sprawą, bo inaczej podam producentów do sądu o obrażanie moich uczuć religijnych... – red.]

 

 

www.racjonalista.pl Forum: 02-07-2007 20:18, waldmarc

A może wiara w twardy orzech do zgryzienia?

Orzech by był jeden, ale w trzech łupinach, a w środku miąższ nienarodzony przez orzecha, w orzechu i z orzechem. Podczas obrzędów w gaju orzechowym następowałoby przeistoczenie orzecha w purchawkę, której zjedzenie odmładzałoby w sposób niewidzialny o 150 lat. Na czele religii stałby Wielki Dziadek do Orzechów. Wierni wiary orzechowej pewnie by się z czasem podzielili na odłamy: orzechów laskowych, włoskich i ziemnych i radośnie wycinaliby się w imię wyższości swojej odmiany orzecha. Objęto by ochroną prawną uczucia orzechowe. Dla wiernych przestrzegających zakazu drapania się lewą ręką i uczęszczających na orzechowe nabożeństwa czekałby po śmierci raj w którym orzechy nie miałyby skorup. Oto wielka tajemnica orzechowej wiary!

 

www.racjonalista.pl Forum: 02-07-2007 22:09, Kuczyński Sebastian

Bruuum...!

Nie ma boga! Jest MOTÓR!!!

Niech Łaska i Chwała Najświętszego MOTÓRA spłynie na to miejsce, a Jego Przenajświętszy Bieżnik niech chroni umysły Wasze przed wszelkim skażeniem i błędem z motoryzacyji przeklętej swoje źródło mającym.

 

Błogosławieni wszyscy świętej Motórowej benzyny pragnący bo oni ją w swych bakach posiadać będą!

 

Szczęśliwi porzucający swoje auto, rikszę, rower, muła, teściową dla MOTÓRA bo oni w cieniu Jego wypoczywać będą!

 

Błogosławieni śladów Jego na polach szukający bo oni rzeźbą Bieżnika Motórowego oczy swe dniem i nocą sycić będą!

 

Szczęśliwi których dzisiaj lżą i przeklinają ze względu na dwa koła i MOTÓRA Imię ponieważ oni paść się na Motórowej Stacji Benzynowej po wsze czasy będą!

 

Mnie jako zrodzonego z Obcowania MOTÓRA i Najczystszej Przyczepy Zawsze Dziewicy obdarzył MOTÓR Mocą Swą i światłość o Nim nieść jakoż i zabobon wszelaki plenić nakazał.

 

Jamże to pierwszy piewca Chwały Motórowej którem mocen.

Jedyny Słuszny Kościół Motórowy na chwałę MOTÓRA założyć.

Przyjdźcie dziatki po skrzydła moje a nie lękajcię się. Oto wskażę Wam drogę do zbawienia i ukojenia w Motórowej Stacji Benzynowej, gdzie złodziej nie kradnie ani rdza nie zżera, a MOTÓR Przeczysty swą Lampą Najjaśniejszą nieboskłon oświeca. Wasze serca odnajdą spokój, Wasze ciała odpoczynek, aż wszyscy w jedności z MOTÓREM zjednoczeni będziemy na kształt szprych z piastą złączonych w Kole Jego Mocarnym.

Zaprawdę długa i kręta jest droga wiodąca do MOTÓRA.

Natomiast szeroka i wielopasmowa jako autostrada jest droga na zatracenie wiodąca a jakże wielu nią jedzie. Porzućcie ją grzesznicy! Obmyjcie serca niewierni. Zwróćcie się ku MOTÓROWI z błaganiem, a On Poznanie i Wiarę na Was zleje.

Droga nasza wieść będzie pośród lęku i gniewu, ale Imię MOTÓRA strach rzuci blady na wrogów i prześmiewców i skruszy wszelkie okowy.

Ufajcie! Oto MOTÓR Ognisty nadchodzi a z nim kres wszelkiego zła i niegodziwości!

Wychwalajmy MOTÓRA z radością w swych sercach i warkotem pochwalnym na ustach!

 

A Wy heretycy ze swoimi czterokołowymi automobilami bądźcie przeklęci po wsze czasy! Niech Was OPEC, przewrotna baryłka ropy i rdza nieustająca nęka za to żeście czci należnej MOTÓROWI Najmocniejszemu nie oddali i od praktyk swych plugawych odejść skłonni nie byli!

A plugawców onych cyklistami zwanych, co to machiny przewrotne na obraz i podobieństwo MOTÓRA poczynili aby nimi ludzkość na manowce sprowadzić i bezcześcić Kształt Jego Dwukołowy sam MOTÓR Rurą swoją Płomienistą karać będzie i trzewia ich na swych Kołach Mocarnych owinie!

 

Teraz i na zawsze...Bruuum...!

Nie ma boga! Jest MOTÓR!!!

 

(Jeżeli chcesz dowiedzieć się więcej o MOTÓRZE lub wstąpić do naszego Jedynego Słusznego Kościoła Motórowego zamów broszurkę informacyjną lub zadzwoń pod numer 999-M-O-T-Ó-R.)

 

Dziękuję mesjaszom Orzechowemu oraz MOTÓROWEMU! za oświecenie mnie swoją jedynie słuszną wiarą. Dodałem Wasze Święte Słowa do mojej kolekcji. Niech Jedyna Prawda Waszych tekstów oświeci umysły nieświadomych; błądzących!

Niech Orzechowy MOTÓR będzie z Wami! – red.

 

   www.wolnyswiat.pl

 
 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


"FAKTY I MITY" nr 51/52, 03.01.2008 r.

ŚWIĄTECZNA ŁAMIGŁÓWKA LOGICZNA

CIĘŻKA PRZEPRAWA

Osiem osób wybiera się na pielgrzymkę. Siedem z nich to: biskup, ksiądz z dwoma ministrantami oraz zakonnica z dwiema dziewczynkami z ochronki. Ósmą jest incognito dziennikarz „Faktów i Mitów”, który chce to wszystko opisać.

Niestety, nic w życiu nie jest proste, a problemy tej grupy piętrzą się wprost niemiłosiernie.

Oto na ich drodze znalazła się spiętrzona rzeka – bynajmniej nie pieniędzy na tacę. Na brzegu stoi łódka. Jednak niewielka. Akurat taka, aby zmieściły się w niej dwie osoby. No i tu zaczynają się „schody”, gdyż wiadomo, że:

¤ ksiądz dobrodziej za żadne skarby nie może przebywać na jednym brzegu z dziewczynką (lub dziewczynkami), gdy obok nie ma przyzwoitki zakonnicy. Powodów nie musimy chyba podawać;

¤ wiecznie wyposzczonej zakonnicy nie wolno pozostawać na brzegu z ministrantami, gdy baczenia na nich nie ma ksiądz. Niech lepiej chłopcy jeszcze trochę pozostaną niewinni;

¤ biskup pod żadnym pozorem nie powinien mieć na brzegu kontaktu (choć aż się ślini, tak bardzo chce) ani z księdzem, ani z zakonnicą, ani z żadnym z dzieci, jeśli nie pilnuje go bacznie dziennikarz „Faktów i Mitów”.

Aby było jeszcze ciekawiej, sterować łódką potrafią jedynie ksiądz, zakonnica no i – rzecz jasna – redaktor.

Jakim sposobem ta gromadka ma bezpiecznie przeprawić się przez spienione odmęty, nie molestując, nie gwałcąc i nie deprawując się wzajemnie?

UWAGA! Ta zagadka logiczna wcale nie jest łatwa. Zatem dla 20 osób, które jako pierwsze prześlą na adres redakcji prawidłowe rozwiązania, mamy nagrody: plecaczki z logo „Faktów i Mitów”. Czekamy do 15 stycznia (liczy się data stempla pocztowego).

 

 

Jasiu - zwraca się ksiądz - powiedz, czy będąc księdzem, a tym bardziej biskupem wyrzekłbyś się wartości, których nauczył Cię Kościół? – Księdzem, a tym bardziej biskupem? Nie, nigdy! – Brawo! A teraz wymień kilka z nich. – Gruba  forsa, aprobata, bezkarność, wille, tzn... plebanie, super samochody, podróże, dziewczynki, całowanie po rękach...

 

 

PRAWO KATZA: LUDZIE I NARODY BĘDĄ DZIAŁAĆ RACJONALNIE WTEDY I TYLKO WTEDY, GDY WYCZERPIĄ JUŻ WSZYSTKIE INNE MOŻLIWOŚCI...

 

www.wolnyswiat.pl   WBREW ZŁU!!! 

PISMO NIEZALEŻNE – WOLNE OD WPŁYWÓW JAKICHKOLWIEK ORGANIZACJI RELIGIJNYCH, PARTII, UGRUPOWAŃ I STOWARZYSZEŃ ORAZ WYPŁOCIN REKLAMOWYCH. WSKAZUJE PROBLEMY GOSPODARCZE, POLITYCZNE, PRAWNE, SPOŁECZNE I PROPOZYCJE SPOSOBÓW ICH ROZWIĄZANIA

 

OSOBY ZAINTERESOWANE WSPARCIEM MOJEGO PISMA, MOICH DZIAŁAŃ PROSZĘ O WPŁATY NA KONTO:

Piotr Kołodyński skr. 904, 00-950 W-wa 1

BANK PEKAO SA II O. WARSZAWA

Nr rachunku: 74 1240 1024 1111 0010 0521 0478

Przy wpłatach do 800 PLN należy podać: imię i nazwisko, adres, nr PESEL oraz tytuł wpłaty (darowizna na pismo „Wolny Świat”). Wpłat powyżej 800 PLN można dokonać tylko z konta bankowego lub kartą płatniczą. ILE ZOSTAŁO WPŁACONE BĘDĘ PRZEDSTAWIAŁ CO 3 MIESIĄCE NA PODSTAWIE WYDRUKU BANKOWEGO (na życzenie, przy wpłacie od 100 zł, będę podawał jej wielkość oraz wskazane dane wpłacających).

Stan wpłat do dnia 10.08.2008 r.: 0 zł.

 

 

Pole tekstowe: