NR 1 [Ostatnia aktualizacja: 05.2010 r.]
POSTULATY
SPIS:
[POSTULATY]
1.
KOMUNIKOWANIE SIĘ
2. POLITYKA [Całość
została przeniesiona/zamieszczona w ulotce (w html): 8. TO TYLKO DEMOKRACJA... SOCJAL...
POSTULATY (POLITYKA)
http://www.wolnyswiat.pl/8h3.html ]
3. PRAWO
4. PRACA,
INNE ŚR. UTRZYMANIA, POMOCY I ZABEZPIECZENIA (pakiet – minimum cywilizacyjne)
5. EKONOMIA – EKOLOGIA – ZDROWIE [Całość została przeniesiona/zamieszczona w ulotce (w html): 3. EKONOMIA - EKOLOGIA – ZDROWIE
http://www.wolnyswiat.pl/3h2.html ]
6. OCHRONA
ZDROWIA FIZYCZNEGO
7. OCHRONA
ZDROWIA PSYCHICZNEGO (W TYM PRZED STRESEM) I INTELIGENCJI
8. UNORMOWANIE, I TAK NIENORMALNEJ SYTUACJI LEGALNEGO
DZIAŁANIA, LOKALNIE DOMINUJĄCEJ - PROSPERUJĄCEJ - ORG. RELIGIJNEJ...(!!) [Całość została przeniesiona/zamieszczona w ulotce (w html): 16. ATEIZM KONTRA RELIGIJNOŚĆ. POSTULATY
http://www.wolnyswiat.pl/16h4.html ]
PRAWO KATZA: LUDZIE I NARODY BĘDĄ DZIAŁAĆ
RACJONALNIE WTEDY I TYLKO WTEDY, GDY WYCZERPIĄ JUŻ WSZYSTKIE INNE MOŻLIWOŚCI...
Albert
Einstein: „Świat jest miejscem
niebezpiecznym nie tylko z powodu tych, którzy czynią zło, ale również tych,
którzy na to patrzą i nic nie robią”.
OSIĄGNIĘCIA CYWILIZACJI...!!! (cz. 1):
Przeludnienie, nędza, głód (codziennie z tego powodu umiera ok. 40 tys. samych dzieci, a 800 mln ludzi jest niedożywionych. Według szacunków UNICEF, 1 mld młodocianych na świecie żyje w skrajnej nędzy!), długi;
Przeogromna większość powszechnie spożywanej żywności jest niepełnowartościowa, a nawet szkodliwa!!!;
Bezdomność, choroby (m.in. epidemie nieuleczalnych np. HIV, gruźlicy, wir. zap. wątroby typu C; psychiczne)!!!;
Rabunkowa eksploatacja i równie bezmyślne trwonienie surowców!; Robienie z Ziemi śmietnika, jakby to był przedmiot jednorazowego użytku!; Zagłada życia (o klęskach ekologicznych można było mówić kilkadziesiąt lat temu, gdy nie ginęły całe gatunki, a ludzie częściej ulegali zatruciom niż chorowali i umierali)!!!;
Wojny, mordy, konflikty, terroryzm, zbrojenia (kolejne źródło skażeń, m.in. promieniotwórczych, oraz bezsens ogromnych wydatków – 1,46 wydaje się na ten cel na całym świecie (z tego Stany Zjednoczone ponad 600 mld dolarów), czyli ponad 20 razy więcej niż potrzeba - jak szacuje ONZ - by zapewnić podstawowe minimum czyli żywność, higienę i oświatę tej połowie ludzkości, która żyje za 2 dolary dziennie i mniej. A właśnie nieprzeznaczanie środków na ten cel jest podstawową - poza religijnymi - przyczyną wielu wymienionych problemów)!!!;
Wynaturzenie, wyobcowanie, zdegenerowanie: rządów, instytucji, służb, zasad życiowych. – Np. podczas strajków służb medycznych spada liczba zgonów…!!; zakażenia; kilku lekarzy = kilka diagnoz; agresja = powodzenie; sport + zniszczenie zdrowia = sukces; uczciwe postępowanie = nędza i degradacja itp.!!!;
Psychopatyczna, agresywna przemoc wypłocinoreklamowa i reklamowa zadręczająca i ogłupiająca ludzi - czy ktoś chce, czy nie ma z nią do czynienia codziennie - plaga nałogów i chorób z tym związanych (w tym biernych ofiar)!!;
Narkomania!;
Dyktatury psychopatów, ludzi nikczemnych, czy nawiedzonych jakąś spaczoną ideą!;
Oficjalnie, lub niemal oficjalnie, działające grupy przestępcze!; Organizacje religijne..., które oszukują, wykorzystują - degradują - społeczeństwa!!; Niesprawiedliwość prawna, ekonomiczna, społeczna!; Spychanie na margines ludzi wartościowych, m.in. przez bezmyślną powolną masę kierowaną przez...! A karierowiczów, oszustów, cwaniaków, egoistów, miernoty - grających na emocjach, bazujących na aktualnych układach, tym, co jest na fali (jak: heil Hitler – to heil Hitler; jak: towarzyszu – to towarzyszu; jak: Ojciec Świnty – to Łojciec Świnty) - się nagradza: to oni są u władzy, na wysokopłatnych stanowiskach – pokazując jak należy postępować, co się opłaca – a w efekcie: co jest karane...; Powszechna głupota, ograniczoność, agresja, poczucie beznadziejności, że życie to udręka!; Brak możliwości samorealizowania się, robienia czegoś wartościowego, co by rozwijało i dawało satysfakcję! – Większość ludzi wykonuje pracę, której nie chce wykonywać, pracuje i mieszka w otoczeniu ludzi, z którymi jest im źle! Nie wykorzystuje się nawet 10% obecnego potencjału intelektualnego i twórczego społeczeństwa (nie mówiąc o możliwym do osiągnięcia)!;
Wynaturzone (w Polsce – katolickie) podejście do seksu, w wyniku którego część mężczyzn musi się masturbować (ok. 25% dorosłych, w tym większość członków katolickiej organizacji religijnej...., oraz nastolatków uczy się takiego seksu... co negatywnie rzutuje na kontakty z partnerkami), lub płacić (jeśli ich stać, a członków kor i owszem, więc są stałymi klientami prostytutek) za seks! Sprzyja to też m.in.: agresji, gwałtom, przenoszeniu chorób zakaźnych, niechcianym ciążom, oziębłości seksualnej kobiet, zażywaniu narkotyków, piciu alkoholu, homoseksualizmowi (co najmniej 20-30% członków kor...), pedofilii (możliwe, że również w Polsce, nawet kilka procent członków kor. Co wyjdzie na jaw - m.in. jak w USA - po latach mataczeń, by sługi... mogli sobie poużywać jak najdłużej – by jak najwięcej dzieci poznało katolicką miłość... i było przepraszanych), zoofilii i innym dewiacjom, zaburzeniom z ich skutkami!;
Samobójstwa;
Realizowanie utopijnych ideologii (ustrojowych, ekonomicznych, edukacyjnych, religijnych, moralnych (obyczajowych)).
Itp., itd.!!!
Oto pierwsza część pisma »będącego zbiorem tekstów (bez narracji; często w postaci krótkich, wyjaśniających analiz z wnioskami, a przez to bardziej czytelnych, więc, dzięki temu, zrozumiałych dla większej części, i w większym stopniu, czytelników)« wolnego od wpływów politycznych, religijnych, innych spreparowanych historyjek, urojeń, utopii, dogmatów. Wskazuje ono konstruktywne rozwiązania już istniejących problemów, oraz takie rozwiązania potrzeb, które nie spowodują powtórzenia błędów i powstania nowych problemów.
Nie będę popierał żadnych partii, organizacji, ani ludzi (poza wybitnymi jednostkami, jednak nikogo bezgranicznie – tylko w rozsądnym zakresie) - jako takich; samych w sobie - a jedynie mądre pomysły i działania – bez względu na to, kto jest ich autorem. Zapraszam na łamy mojego pisma internetowego, gdzie jest mse na takie właśnie inicjatywy.
Obecna sytuacja to skutek m.in. tłamszenia i spychania ludzi wartościowych na margines, oraz degradujące działanie pseudoideologii, ogłupiającej propagandy, strachu i nędzy, które odbierają inicjatywę. Z wykorzystaniem takich czynników ludzie: psychopatyczni, egoistyczni; źli, głupi, wypaczeni, zdegenerowani, nawiedzeni sterują bardziej podatną (ta podatność, to też m.in. efekt ich działań) częścią społeczeństwa, na własne, egoistyczne, krótkowzroczne potrzeby, a pozostałych się zastrasza i podporządkowuje m.in. z pomocą tej pierwszej grupy – obłędne koło się zamyka. Dość pozwalania na to, dość apatii, frustracji, strachu i czekania. Czas przerwać ten obłędny proceder! Niech pierwszy raz w historii ludzkości zatriumfuje rozum, czyli mądrość, czyli prawość plus inteligencja. Tak powinno było być od zawsze.
Niech racjonalne argumenty, działania i ich efekty odeprą propagandę kłamstw, manipulację, ciemnotę; zakończą krótkowzroczną, egoistyczną prosperitę antyludzkich, przyczyniających się do zagłady życia na naszej planecie, wszelkiej maści potworów jakie wyhodowała, dzięki selekcji negatywnej, degeneracji, demoralizacji, realizacji utopii, nasza, ludzka rasa. Dajmy pierwszy raz szansę normalnego, prawidłowego rozwoju z uwzględnieniem wszystkich czynników, w tym przyszłości. Odwołuję się do wszystkiego, do poczucia zdrowego rozsądku, mądrości i sumienia, do strachu o teraźniejszość, przyszłość, obowiązku wobec siebie, innych (wypaczonych, mniej zdolnych) i przyszłych pokoleń, które jeśli nic nie zrobimy, będą nas przeklinać za przegrane życie nie z ich winy, dzięki prezentowi z naszych „osiągnięć”. Dajmy dzieciom możliwość stania się zdrowymi, mądrymi ludźmi, których nikt nie będzie mógł wykorzystać w złym celu, bo nie pozwoli na to mądre prawo i ich pozytywne cechy charakteru (w tym rozum), dzięki selekcji pozytywnej, edukacji racjonalnej, zdrowemu środowisku, trybowi życia. Razem możemy odwrócić bieg historii. Jeśli zrobimy to z determinacją i konsekwentnie, to może będzie to proces nieodwracalny, a wtedy o naszych osiągnięciach... przyszłe pokolenia będą się uczyć na lekcjach historii.
Redaktor Piotr
Kołodyński
PS
Z pewnością wielu najbardziej poszkodowanych, w obecnej, opisanej sytuacji, razi bolesna PRAWDA moich wypowiedzi, i dla nich jest ona bluźnierstwem. Proszę Państwa. Za kilka-kilkanaście lat - gdy części z Was uda się opuścić m.in. katolickiego „matrixa” - Wam samym będzie trudno w to uwierzyć jak zostaliście ogłupieni, jak byliście wykorzystywani, pogrążani; jak na to pozwaliście, jak to akceptowaliście. Psychika, w obronie, wyprze z pamięci, przeinaczy pewne fakty. I wtedy okaże się, iż Wy w żadnym razie nie byliście tak głupi (np. klękaliście, całowaliście, słuchaliście, PŁACILIŚCIE, popieraliście, głosowaliście itp. bo... – i tu każdy znajdzie sobie wytłumaczenie... (podobnie jak mają je np. narkomani, alkoholicy, zażywacze trucizny nikotynowej)).
Szanowni Czytelnicy.
Proszę poinformować o tym piśmie (mojej książce) innych. Inaczej wiele osób dalej będzie manipulowanych, nieświadomych, wykorzystywanych, pogrążanych; wiele zawartych tu postulatów nie zostanie wprowadzonych; będzie dalej źle, a robi się coraz gorzej, co i tak jest tylko preludium do tego, co będzie w przyszłości...(!!!) Sprzeciwiam się bowiem potężnym siłom, które nie chcą tracić źródła pieniędzy, władzy i nie lubią prawdy; nie przejmują, nie martwią innymi istnieniami na dzień dzisiejszy, a co dopiero o zapewnienie warunków dla nich życia w przyszłości.
Część zawartych tu materiałów napisałem już w 1999 r.
Jeśli przedstawiane tu postulaty nie będą wprowadzane
to będę kandydował do Sejmu (jako kandydat niezależny), na prezydenta. Stąd
proszę o kontakt osoby chcące mi pomóc (m.in. w zbieraniu podpisów). Czynię
także starania o założenie Racjonalnego Rządu Ogólnoświatowego (a na razie ogłosiłem
się (...) Racjonalnym Dyktatorem Świata (obalenie mojej dyktatury jest bardzo
proste... – wystarczy zbić moją racjonalną argumentację; racjonalnie uzasadnić
obecne postępowanie ludzkości, a zamilknę na zawsze)).
(te postulaty - obecnie są bardziej rozbudowane - w lipcu 2000 r. przekazałem Kancelarii Sejmu, kilkunastu posłom, oraz, rok wcześniej, redakcjom: „Wprost”, „Polityka”, „Angora”, „Gazeta Wyborcza”)
1. KOMUNIKOWANIE SIĘ
a) Trzeba uprościć pisownię, m.in. ustalając jedno: ż, h, u, ś (zamiast „si”), ć (zamiast „ci”) oraz, iż „nie” piszemy razem z wyrazem m.in. gdy występuje w kontekście jednoznacznie negatywnej odpowiedzi i, że wyrazy piszemy tak jak je wymawiamy. Uczenie się dotychczasowych - archaicznych - zasad jest zmorą milionów ludzi (nie tylko Polaków)(przecież, gdy np. rozmawiamy to nie posługujemy się ortografią, a mimo to doskonale się rozumiemy), pożera miliony godzin nauki, pieniędzy i kilogramów papieru. Jest zbędne, irracjonalne (nie potrzebnie obciąża intelekt – podczas pisania trzeba się zastanawiać nad archaizmami, zamiast wyłącznie nad treścią). W brew pozorom (przyzwyczajeniu) obecne (z zasadami ortografii) czytanie jest trudniejsze, i trwa dłużej bo trzeba analizować wyrazy by w odpowiednim msu np. „c”, „r” czytać, a w innym je ignorować (więc po co je w ogóle pisać?). Skrócimy też dzięki temu wyrazy (objętość tekstów).
Często równie ważnym kryterium oceny jest, oprócz treści, poprawność ortograficzna. Na tej podstawie dyskredytuje się ludzi – totalny absurd!. Jeśli ktoś miałby ochotę, to mógłby obecne zasady stosować w prywatnej korespondencji. Życie trzeba sobie ułatwiać (w tym oszczędzać m.in. czas). Jedni chcą żyć w świecie bez zmian, pełnym ograniczeń, stereotypów, tabu. Inni są twórcami. Moim obowiązkiem jest z działać tyle ile się da (więc m.in. z tymi, z którymi jest to możliwe: ludźmi otwartymi, odważnymi, racjonalnymi, twórczymi). Postęp zawdzięczamy m.in. przełamywaniu stereotypów. Kim Ty jesteś?
PS1 Tym, którzy mają klapki na oczach, można m.in. tak odpowiadać: R-zeczywiście, tr-zeba naśladować naszyc-h pr-zodko(`)w... (proszę zrobić eksperyment i przeczytać to zdanie komuś na głos, raz z „rz”, „ch”, „ó”, a drugim razem z „ż|”, „h”, „u” i niech wskaże różnice...). Kolejny, ciekawy pr-zykład: Superzłodziej zamarzł.
Jak Ci ludzie opanowują inne języki skoro czytanie moich tekstów - z uproszczoną pisownią, gdyż tylko z jednym „ż”, „h”, „u” - było dla nich barierą nie do
pokonania (kaleczeniem, profanacją języka itp...)? Jak się spodziewać, oczekiwać od nich pokonywania prawdziwych problemów, skoro nie potrafią pokonać takich banalnych, własnych uprzedzeń, stereotypów? Już na takim przykładzie widać jak trudno jest kogoś do czegoś racjonalnego przekonać – coś zmienić.
PS2
Rasjonel's Awatar: „Takie zdanie prof. Miodka pod rozwagę: Może Bałtyckie wobec moRskiego brzegu, górzysty góra, morze morski, piekarz piekarski?!”
Nie ma idealnych rozwiązań. W tym przypadku korzystniejsza jest „moja” (dałem cudzysłów, gdyż takich prób było wcześniej więcej. – Wszyscy przegrali z siłą masy trwaczy...) propozycja, tylko trzeba ją przemyśleć, oszacować jej wymienione korzyści (przed odrzuceniem – bo może zmienić zastaną sytuację...).
Wyobraźcie sobie P. odwrotną sytuację: miliony ludzi nie traci, łącznie, miliardów godzin, pieniędzy na uczenie się archaizmów; nie ma segregacji pod względem opanowania tych, obecnie, absurdalnych zasad; jest mnóstwo zaoszczędzonego czasu, pieniędzy na przyswajanie racjonalnych zdolności (przyswajanie irracjonalizmów frustruje, wypacza, degeneruje umysł, marnotrawi, ogranicza jego potencjał – bo wszystko co robimy nas kształtuje; powoduje awans, prosperitę ludzi bezmyślnych, trwaczy (i funkcjonowanie sprzyjających im ideologii, utopii))? Która opcja przeważa...
APEL DO UCZNIUW
Ogłaszam od nowego
roku szkolnego w 2007 roku BOJKOT ORTOGRAFII.
Jeśli się to
powiedzie i wymusi wreszcie racjonalne podejście do tego tematu, odniesiemy
potrujny sukces bo dodatkowo uwieżycie w swoje możliwości i pokażecie tym
trwaczom „na guże” że stanowicie konstruktywną siłę, kturej niemożna
lekceważyć. Będzie to pruba, trening pżed dalszymi działaniami (realizacja moih
postulatuw; może to być pżełom, historyczny rok) – ale o tym puźniej.
b) Powszechne stosowanie skrótów wyrazowych pozwoli zaoszczędzić następne miliony (...), w tym godzin na czytanie.
c) Trzeba wprowadzić (obok lokalnego) język ogólnoświatowy, którym uczono by w szkołach i który byłby językiem urzędowym (ustalając jego oficjalne wejście
np. za kilkanaście lat). Zniknęłaby wreszcie bariera dla: techniki, medycyny, turystyki, dyplomacji itp. Pozwoliłoby to wyeliminować kolejne wydatki liczone w
milionach (np. na obsługę tłumaczy, personelu, sprzętu, itp.).
d) KOMUNIKOWANIE SIĘ (PRASA, ZAMIESZCZANIE
OGŁOSZEŃ).
OGŁOSZENIA
Musi
istnieć obowiązek zamieszczania szczegółowych ogłoszeń, w tym np. w sprawie
pracy, mieszkania, czy pokoju do wynajęcia, sprzedaży, zamiany itp. (standardem
musi być podawanie, oprócz, jeśli jest, adresu strony internetowej, adres
e-mail, nr. telefonu, ceny/zarobkuw itp.) – By na tej podstawie, dzięki nim,
dokonać oceny czy dotyczy ono osoby czytającej. By tam , a nie podczas odbywania
tysięcy (dosłownie!) telefonów, narażając obydwie strony na niepotrzebne
stresy, wydatki, stratę czasu, zdobyć
potrzebne informacje. Oto przykładowa treść ogłoszenia, które obecnie redakcje
najczęściej nie przyjmą: Pokuj, u 30 letniego kawalera dla 1-2 niepruderyjnych
(mogą być bi), szczupłych, seksownych, bez nałogów, cichych (nocne powroty,
głośne słuchanie RTV wykluczone) dziewczyn. Praca biurowa (jw.) – przecież
można połączyć jedno z drugim – uczciwie przedstawiając oczekiwania już tam, na
samym początku, a nie na msu potencjalnej stancji czy pracy... Obydwie strony
mogłyby być zadowolone, gdyby redakcje takie ogł. przyjmowały. Spadek liczby
przypadków napastowania, gwałtów, dewiacji, rozczarowania i frustracji itp.
zagwarantowany.
– więc ogłoszenia muszą być bardziej selektywne, podzielone na grupy, więc m.in.: dla zażywających tn, słuchających RTV, z podziałem na płeć, według wieku itp..
–
musi być - tam gdzie jest to zasadne - podana miejscowość.
–
dotyczy to też i innych źródeł informacji.
REDAKCJA WIE LEPIEJ...
Od lat pisuję do redakcji gazet ogłoszeniowych bo niestety, przynajmniej setki razy, wiedziały lepiej... ode mnie co powinno być w ogłoszeniu (czego potrzebuję). I tak zamiast ogłoszenia np. o takiej treści: „Mężczyzna, lat... poszukuje cichego pokoju (gdzie nie słychać RTV, psów, dzwonów, komunikacji, itp.) u młodej niereligijnej kobiety.” ukaże się: Cichy pokuj dla mężczyzny. W wyniku czego otrzymywałem tego typu telefony (oferty): „Ale on nie gryzie i szczeka tylko na obcych.”..., „Telewizor słychać tak jak wszędzie.”..., „A co Pan nie jezd katolikiem??!”..., „Okna są na ulicę, ale można zamknąć.”..., „Słucham cały dzień, ale tylko Radia Maryja.”, itp.!...
UWAGI, PROPOZYCJE:
o
Nie stosowanie oczywistych skrótów (co sygnalizowałem latami)
wynikłych z podrubryki (kontekstu) – również
zabiera czas i mse na łamach (można zamieścić ich objaśnienia, pod każdą
rubryką).
o
Powtarzanie setki (a gdy się czyta
dziesiątki nr. pisma – tysiące razy!) w ogłoszeniach podtytułu rubryki (np.:
„Podejmę”, „Szukam”, „Zatrudnię”, „Zamienię” itp.) zabiera nie potrzebnie czas
i frustruje.
·
W ogłoszeniach towarzyskich nie zawsze podaje się miejscowość (prawdopodobieństwo nawiązania/zachowania znajomości z os. z odległej miejscowości jest niewielkie).
– Więc czytelnicy
tracą miliony (razem) impulsów
telefonicznych na dzwonienie, godzin, w tym na czytanie, w sprawie ogłoszeń,
które ich w ogóle nie dotyczą.
·
Proszę unikać bałaganu: czytanie mieszanek ogłoszeń, w tym z ozdobami, różnymi czcionkami itp., jest męczące i zmniejsza czytelność co skutkuje, nierzadko, ich pomijaniem, w brew oczekiwaniom.
– To zgłaszający ogłoszenie powinien ustalać czego, od kogo oczekuje (a dlaczego to już jego prywatną sprawą. Np. jaką osobę, na jakich warunkach - w jakim celu - chce poznać, zatrudnić itp.). By oszczędzić wszystkim zbędnych wydatków, straty czasu, stresów, frustracji, upokorzeń; fałszywy ogłoszeń matrymonialnych (m.in. zamieszczanych przez prostytutki, osoby zainteresowane wyłącznie seksem). Proszę nie zmuszać mężczyzn, którzy nie mają ochoty na dłuższe towarzystwo np. kobiet (nie chcą mieć dzieci, żenić się), osoby, które np. z powodu choroby, b. negatywnych, uciążliwych cech charakteru, cierpiące na różne nawyki, tiki itp., do zamieszczania, niemających z rzeczywistymi potrzebami, ogłoszeń (np. matrymonialnych).
Wymuszanie takich treści w ogłoszeniach nikogo do ślubu nie zachęci, a wręcz przeciwnie. Niech ludzie dobierają się według swoich prawdziwych oczekiwań.
Jak ktoś nie chce mieszkać z osobą: brzydką, grubą, głupią, ogłupioną (np. religijną), pruderyjną, agresywną, tej samej płci itp., itd.. to nikt go do tego
nie zmusi. Tylko dojdzie, z powodu konieczności spełnienia wymogów redakcyjnych, do niepotrzebnych, opisanych powyżej, perturbacji, które niczego
nikomu konstruktywnego nie dadzą!
– Takie rozsądne zmiany zwiększą również liczbę kupujących gazety ogłoszeniowe jak i z ich oferty zadowolonych.
WYNAJMOWANIE, ZAMIANA,
SPRZEDAŻ MIESZKANIA
Drrryn! Drrr... Słucham? – Dz. dobry. Ja mam do P. takie pytanie. – Tak? – Czy to ogłoszenie jest aktualne? – A o które panu chodzi? – No te z gazety! – Ale w jakiej sprawie? – To Pan nie wie, jakie dawał ogłoszenie?! Wiem. Tylko zamieściłem 5 różnych ogłoszeń. Noo, w sprawie mieszkania. (jak powiem, że dałem 3
różne ogł. w sprawie mieszkania: „Wynajmę pokuj”, „Zamienię mieszkanie”, „Sprzedam mieszkanie” - bo zwykle trwa to kilka lat - zanim znajdzie się chętny, to usłyszę: „To co ja w końcu chcę?!”, Albo, że chcę oszukać!) – Tak? Noo, czy mógłbym się czegoś bliższego dowiedzieć? (dalej nie wiem, o które ogłoszenie chodzi!)
– Na przykład? – Jaka jest cena? Pokoju, czy mieszkania? A co pan ma jeszcze mieszkanie do wynajęcia? Nie. Tylko pokuj – póki nie sprzedam mieszkania. To co Pan w końcu chce wynajmować, czy sprzedawać?! Trzask... ! Itd., itp.. – Mógłbym przykładów takich rozmów przytoczyć setki (łącznie telefonów, w związku z sprzedażą, zamianą, wynajmowaniem mieszkania/pokoju, miałem, przez te kilkanaście lat, kilkadziesiąt tysięcy!). A wystarczyło tylko spytać się rzeczowo: Ja w sprawie kupna mieszkania 30 mkw.?; Chcę wynająć pokuj/mieszkanie. – Jak ogłoszenie będzie nieaktualne to dzwoniący natychmiast się o tym dowie.
– Oszczędzając wzajemnie czasu, pieniędzy i negatywnych emocji. Do tego trzeba jeszcze dodać: ykaczy (Yyyyy. Yyyyyyyyy....), ahaczy (Aha, aha, aha, aha, aha, aha. Aha, aha...), zbieraczy nazwisk (być może 1% z nich się w ogóle pojawił), wypytywaczy o życiorys, przyglądaczy..., remontowców... (teoretycznych oczywiście – bo więcej się nie pojawiali, a „remont” trwał niekiedy kilkadziesiąt minut).
Wiadomo, podstawowym powodem
jest TV. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, iż wybór treści jest
ograniczony – praktycznie trzeba odebrać to co zostało przygotowane. Bez
możliwości pominięcia fragmentów, jak i całości, tego co nas nie interesuje (bo
za chwilę może być coś interesującego). Odbiorca jest zdany na przygotowaną
mieszankę „wszystkiego” – czyli dla „wszystkich”, czyli dla nikogo w pełni.
Drugi powód to zalew rynku
prasowego tytułami. Co spowodowało rozprowadzenie interesujących kogoś treści
po różnych pismach, a tam dodatkowo następuje „rozwadnianie” tematów i
zapychanie stron czym popadnie – byle tylko zgadzała się liczba stron. Stąd
wertowanie tego wszystkiego - czytanie wstępów, rozwodzenia się, nawiązywania
do tematu, itp. - jest b. czasochłonne, męczące. Pisma są też drogie bo trzeba
przecież za to wszystko... zapłacić. Dlatego kończy się to ucieczką w
telewizję.
Co zrobić by to zmienić?
Trzeba skończyć z absurdalnym zwyczajem, iż każdy nr musi mieć tyle samo stron!
– Jeżeli nie ma interesującego materiału to trzeba zrobić nr o mniejszej
liczbie stron. Artykuły muszą być treściwe; artykuł ma zająć tylko tyle msa ile
jest niezbędne do przekazania samej kwintesencji treści, a nie by
wypełnić określoną część
strony. Jeśli chcecie Państwo się przekonać czy mam rację, to proszę zrobić
parę artykułów w dwóch wersjach. W jednej autorzy będą się witać z
czytelnikami, opisywać gdzie pisali artykuł, jaka była, w tym czasie, pogoda
itp.. A w drugiej – krótko i na temat. Następnie proszę się spytać czytelników,
którą wersję wolą. Unikanie sztucznego zapełniania treścią... stron da
możliwość zmniejszenia kosztów powstania pisma. Ciekawsze i tańsze pisma
prędzej znajdą nabywców. Kto w naszych czasach ma czas i pieniądze na bzdury (w
tym emocjonalne, plotkarskie podejście do tematu w rodzaju: powiedział „Że nie ważne jak mężczyzna zaczyna...”,
„... jak Małysz”, „A Ojciec Święty...”, „... jest dla każdego Polaka...”
itp....).
o
Z uwagi na zalew rynku prasowego tysiącami tytułów prasowych, w tym w znacznej części o b. niskim poziomie (m.in. tendencyjnych, w tym religijnych), trzeba wprowadzić ich klasyfikację. Według poziomu, w tym rzetelności, i odpowiednie ich, na stronie tytułowej, oznaczanie. By wyróżnić te o wysokim poziomie, wartościowe. Za co nagrodą, powinno też być, zwolnienie z podatku wydawcę.
o
„Handel skórami”, „Peklowała dzieci w beczce” itp., itd.!
Czy wywoływanie, utrwalanie takich skojarzeń jest rozsądne, by np.
powszechnie używane nazwy, określenia
kojarzyły się z tak makabrycznymi, odrażającymi rzeczami?! Czy takie
dodatkowe okaleczanie, wywoływanie urazów, słuchaczy, czytelników jest
rozsądne? Czy dla P. istnieją jakieś
granice, czy nie można przemyśleć swojego postępowania? Do czego prowadzi
wyścig pt.: kto bardziej zbulwersuje odbiorców?...
ACH CI GŁUPCY I SZKOLĄCY ICH
CHWALIPIĘTY...
Ciągle gdzieś czytam jak to
jakiś przestępca był głupi... i dał się podpuścić, coś przeoczył, popełnił
jakiś błąd, dzięki jakiej metodzie, technice, przypadkowi, sprytowi itp. został
zidentyfikowany. Gratuluję oświecającym, w tym potencjalnych, przestępców
redaktorom i policjantom poczucia wyższości swojego umysłu (planuję doskonałe
przestępstwo finansowe – proszę mnie oświecić bym nie popełnił jakiegoś błędu.
Chciałbym też zając się odpłatnym szkoleniem w tym zakresie innych)...
UJAWNIANIE JAK DOSZŁO DO USTALENIA, KTO POPEŁNIŁ PRZESTĘPSTWO (JAKIE POPEŁNIŁ BŁĘDY) TO BEZMYŚLNOŚĆ, KRETYŃSTWO – SPRZYJANIE PRZESTĘPCZOŚCI (W TYM ZBRODNIOM)(JEST TO TEŻ PRZYCZYNĄ SPADKU WYKRYWALNOŚCI, WZROSTU KOSZTÓW DOCHODZEŃ, CZYLI WYDATKÓW NA WYMIAR SPRAWIEDLIWOŚCI)!! TAKIE INF. MUSZĄ BYĆ TAJNE, A UJAWNIANIE ICH SUROWO KARANE!
Do skutecznych metod walki z przestępczością, w tym z terroryzmem, należy zaliczyć obowiązującą w wszystkich krajach dyskrecję – czyli zachowanie w tajemnicy - nie ujawnianie w żadnym czasie - wszelkich metod i jakichkolwiek inf. o działaniach policji i innych służb specjalnych (w tym o ukrytych kamerach) oraz błędach jakie popełnili przestępcy. Przestępcy nie mają przenosić się w inne mse, ale zaprzestać działań przestępczych z uwagi na ich wysoką wykrywalność. Proszę sobie wyobrazić, jaka byłaby skuteczność wykrywania przestępczości, i o ile by zmalała, gdyby nigdy nie ujawniono możliwości ustalania tożsamości dzięki liniom papilarnym (maskowano by to innymi, pozornymi działaniami – by nie wskazać właściwej metody). A jeśli do tego dodamy jeszcze inne, zachowane w tajemnicy, techniki stosowane w walce z przestępczością, to efekt byłby taki, że wystarczyłby 1%, a może i mniej obecnej ilości przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości, prewencji. Czyli nastąpiłoby odpowiednio zmniejszenie kosztów z tym, w tym z skutkami przestępstw, związanych. Obecnie prasa, w tym pisma związane z tą problematyką, i inne środki przekazu, to źródła bezcennej wiedzy dla przestępców.
Czy telewizję ma
oglądać jak najwięcej widzów(?!), czy też priorytetem powinno być, by jej
odbiór przynosił jak najwięcej korzyści?
Odbiorcy uwielbiają gadające, zasłaniające mse relacji, głowy,
postacie..., przedstawianie się, inf... dla kogo jest ta relacja.
Po pierwsze – odbierający dany program z danej stacji TV wie, że odbierając dany program, odbiera dany program z danej stacji TV. Więc odbierając dany program z danej stacji TV odbiera dany program z danej stacji TV, i dana relacja - w tym programie, z danej stacji TV - jest relacją w danym programie z danej stacji TV – więc i dla danego programu, stacji TV... W związku z tym informowanie..., że dany program to dany program, że dana stacja TV, to dana stacja TV, że występujący w danym programie, dla danej stacji TV występuje w danym programie, dla danej stacji TV jest wkurzające (pisząc delikatnie...), dowodzi też głębokiego przemyślenia swojego postępowania, ze strony realizatora (trzeba przecież nazwę obrzydzić)...; a jak się nazywa i wygląda relacjonujący nie interesuje nawet 1% odbierających jego relację (w tym oglądanie jego sztucznej pewności siebie i takiego zaangażowania w przekaz (na wszelki wypadek zawsze może wydać album, czy kalendarz z swoimi zdjęciami... A dana stacja teledyski. Np., odpowiednio zachowujący się reporter, może śpiewać: Słuchając Faktów – słuchasz faktów, które są w Faktach. Przekazuję fakty Faktom w Faktach. Dla Faktów, fakty w Faktach, itd...).
o
PROGRAMY TV
Potrzebny jest program »ISTOTNE INFORMACJE«. Gdzie przekaz - istotnych informacji - odbywałby się w sposób normalny. Musi być alternatywa dla zasłaniaczy pola kamery (z pozą nieskończonej - sztucznej - pewności siebie i skupienia na przekazie) , w większości bełkotu (tzw.) informacyjnego.
…faktyczne fakty, dla Faktów
w Faktach, o faktach, przekazał Fakt Faktowicz. Do następnych faktów w
faktach...
3. PRAWO
RZECZYWISTE -
PRAKTYCZNIE - DOBRO SPOŁECZEŃSTWA JEST NAJWYŻSZYM PRAWEM, A PRAWO FORMALNE MA UŁATWIAĆ
JEGO REALIZACJĘ.
a) Trzeba wprowadzić nakaz formowania ustaw, prawa karnego, skarbowego, itp. w sposób zrozumiały dla większości obywateli, a nie tylko dla specjalistów (jak obecnie). Są to kolejne, wydane miliony na: pracowników administracji państwowej, prawników, księgowość (których trzeba - zanim zacznie utrzymywać -
wykształcić) itd. Ile obywatele tracą zdrowia, czasu (oprócz pieniędzy), papieru?! W tym celu na początek można wprowadzić, stosowanie na różnych formularzach identycznego nazewnictwa, i z użyciem powszechnie używanych wyrazów, a zawarte na nich informacje podpisywać mniejszym drukiem (co to jest) (np. na zaświadczeniach, zgodach, decyzjach, itp.). Dalszym krokiem byłoby: zastąpienie wielu druków i msc, gdzie trzeba pójść – jednym (od czego jest: poczta, telefon, fax, internet?); wydawanie dokumentów z elektronicznym chipem i wyposażenie urzędów w ich czytniki, co wyeliminowałoby błędy i konieczność (w tym wielokrotnego) wpisywania swoich danych. Ludzie mogliby wreszcie efektywniej, mniej stresująco spędzać czas i ponosić mniejsze koszty m.in. funkcjonowania firmy.
b) Wyrok
sądowy nie może zależeć od sytuacji finansowej winnego przestępstwa. – Stać cię
na lepszego adwokata – to wyrok mniejszy, nie stać cię, – to większy (musisz
więcej ukraść...).
c) Nie masz pieniędzy (?) – to daj je nam... Bank dla wpłacających...! Wszelkie inf. (w tym na ulotkach, w ogłoszeniach) dotycz. ofert firm (w tym w spr. pracy), banków itp. muszą zawierać: pełną, jasną, zwięzłą, łatwo zrozumiałą jej istotę wraz z wszystkimi całkowitymi -rzeczywistymi - kosztami i innymi konsekwencjami, oraz jednoznacznie ujawnionym adresatem. By nie było tak jak obecnie, że np. „firmy” zajmujące się wyłudzaniem (nie do odzyskania) pieniędzy nazywają się np.: „Towarzystwo Finansowo Inwestycyjne”*(inwestujące w swoje konta [Przy okazji, proszę o kontakt adwokata, który podejmie się próby odzyskania pieniędzy w imieniu tysięcy oszukanych]) (z takim towarzystwem... lepiej nie mieć do czynienia)...!! Oferty pracy nie okazywały się chałupnictwem... (za pobraniem!), akwizycją, marketingiem itp.! Banki nie mamiły kilkunastoprocentowymi pożyczkami (za które w rzeczywistości trzeba zapłacić procentów kilkadziesiąt)! Mieszkania w ogłoszeniach (do wynajęcia, kupna itp. np. za pół ceny...) nie okazywały się krypto reklamą agencji nieruchomości, gdzie by „otrzymać tą rewelacyjną ofertę” trzeba najpierw zapłacić prowizję...! Itp.! Takie firmy wykorzystując obecne prawo, żerują m.in. na ludziach wierzących w jego rozsądność i uczciwość innych. Będących w dramatycznej sytuacji życiowej, w wyniku której podejmują desperacką decyzję - bo przecież gorzej być nie może - i są pogrążani finansowo, psychicznie, a w efekcie życiowo!! Taka sytuacja powoduje zwiększenie liczby spraw sądowych (ogromne wydatki na wymiar sprawiedliwości). To też strata energii i zapału na włóczenie się po sądach ofiar. Sprawdza się więc tutaj zdrowa zasada: przede wszystkim zapobiegać.
* Towarzystwo Fałszywych Informacji – jeśli udzielali prawdziwe (że np. pożyczkę otrzyma się NA PEWNO po wpłacie pieniędzy), to co stało się z pieniędzmi tysięcy ludzi...; dlaczego wnieśli pozwy do sądów...
– Musi powstać ogólnodostępna lista (wraz z zdjęciem) oszustów i oszukańczych firm – trzeba chronić potencjalne ofiary, a nie interesy takich osobników!
19.09.2002 r.
nareszcie weszła wżycie ustawa mająca utrudnić bankom ukrywanie, przed
klientami rzeczywistych kosztów kredytów. A co z organizacjami, które widnieją
w ewidencji gosp. jako firmy...! Wreszcie w 2004 r. po tylu nieszczęściach
spowodowanych przez te organizacje zdecydowano się zabronić im takiego
działania! – Cóż z tego skoro
zmieniły się tylko ich szyldy, a nie sposoby działania!
www.o2.pl / www.sfora.pl | Wtorek [18.08.2009, 21:02] 2 źródła
UWAŻAJ! TEN POŻYCZKODAWCA
WYŁUDZI OD CIEBIE PIENIĄDZE
Polska Korporacja Finansowa
"Skarbiec" przed udzieleniem pożyczki
wymaga od klientów wpłacenia
5 proc. ich wartości.
Często klienci nie dostają w
ogóle pieniędzy i stracą zaliczki. Firma w tym czasie stwarza kolejne problemy
i opóźnia wypłatę - pisze "Nowa Trybuna Opolska".
Firma nie pożycza pieniędzy z
lokat klientów, więc nie obowiązuje jej prawo bankowe, lecz cywilne. Umowa
zawiera punkt mówiący o tym, że spółka pobiera prowizję za rozpatrzenie i
przygotowanie umowy. Pożyczkobiorca traci ją, nawet gdyby umowy nie podpisał.
Sprawy musieliśmy umorzyć z
braku znamion czynu zabronionego - informuje Sławomir Szorc z KMP w Opolu.
Bezradna jest także Komisja
Nadzoru Bankowego i UOKiK.
Mamy związane ręce. Zgodnie z
ustawą o kredycie konsumenckim, w razie odstąpienia konsumenta od umowy, bank
jest zobowiązany zwrócić mu wszystkie koszty z wyjątkiem opłaty przygotowawczej
- powiedziała Agnieszka Majchrzak z UOKiK. | TM
q
– By osiągnąć pozytywne efekty w ukróceniu
takiej działalności trzeba stosować policyjne prowokacje.
Równie
ważne jest usunięcie i innej przyczyny - oprócz pozostawiania ludzi bez środków
do życia, co demoralizuje - a mianowicie bezkarności! – Tacy osobnicy - w tym
pracownicy... - muszą ponieść pełną odpowiedzialność finansową – czyli zwrócić
wszystkie wyłudzone w ten sposób pieniądze (w tym wypadku bez odsetek)!
www.wolnyswiat.pl
d) Musi istnieć zabezpieczenie - ochrona - interesu społecznego (jako nadrzędnego) przed interesem jednostki, która chciałaby np. wykorzystać niedoskonałości prawne, błędne decyzje administracyjne, itp. Bo dobro społeczeństwa jest ważniejsze od przestrzegania niedoskonałego prawa formalnego. – Prawo nie może stać
na straży działań szkodliwych! By nie było tak, iż bogaci stają się bogatsi, a biedni biedniejsi, byle tylko było to zgodnie z formalnym prawem. Dlatego nie może być ono najwyższą wykładnią/sztywne gdyż jest pełne luk i niedoskonałości (niekiedy specjalnie przygotowanych), na czym bazują specjaliści od ich wykorzystywania i zbijania na tym fortun.
Prawo jest dla ludzi, a nie odwrotnie, więc niekiedy jego rygorystyczne - bez względu na skutki - przestrzeganie przynosi więcej szkody niż pożytku. Musi więc istnieć możliwość natychmiastowej dezaktualizacji szkodliwego przepisu i zadziałania prawa wstecz – dla dobra ogółu. By zmniejszyć liczbę afer, więc m.in. sytuacji, że można z dnia na dzień zostać milionerem. Szkodząc, bądź nie dając nic, czy niewiele w zamian społeczeństwu, na którym - dzięki czyjejś niefrasobliwości, bądź sprzedajności - się tyle zarobiło. Zapobiegnie to też szukaniu i przygotowywaniu takich możliwości, wiedząc, iż tak zarobione pieniądze trzeba będzie zwrócić. Zmniejszy to również korupcję i liczbę matactw prawnych.
– Błędy proceduralne (np. brak czy nieodpowiednia pieczątka) nie mogą być podstawą do podważania, rewizji wyroku, że np. wielomilionowy oszust czy płatny morderca opłaci kogo trzeba – by ten popełnił odpowiedni „błąd” i już jest „niewinny” wolny; to absurd, paranoja, bo w takim układzie skuteczniejszy będzie samosąd, sąd ludowy!
– Niedopuszczalne jest prywatyzowanie dóbr natury jak: plaże, naturalne zbiorniki wodne i lasy, góry, powietrze... (oh, przepraszam jeszcze nie...).
e) Trzeba skończyć z absurdem ponoszenia przez społeczeństwo skutków kar finansowych nakładanych na przedsiębiorstwa państwowe (zdaje się, iż na szczęście z kary na Telekomunikację zrezygnowano), bo to winne są konkretne osoby, a nie „Kowalscy” płacący podatki, abonament, opłaty za rozmowy itp. To samo dotyczy również firm prywatnych, za których błędy, matactwa, niedopatrzenia nie mogą ponosić konsekwencji klienci, (np. firm deweloperskich). – Wszelkie skutki finansowe błędów muszą ponosić Ci, którzy je spowodowali, a nie osoby - nie mające z tym nic wspólnego - które się do tego nie przyczyniły.
– Musi być pełna odpowiedzialność karnoskarbowa pracowników administracji państwowej, polityków itp. Obecnie bardzo się im opłaca popełniać „pomyłki” itp. Tacy właśnie najlepiej na tym finansowo wychodzą, przyczyniając się do strat w gospodarce. Trzeba też premiować tych - proporcjonalnie do zasług - którzy przyczynili się do korzystnych skutków swymi działaniami dla społeczeństwa (tak, wiem, że nie wszystko można łatwo i bezpośrednio przeliczyć na pieniądze, ale część tak, a pozostałe osiągnięcia szacunkowo).
– Jest niedopuszczalne przyznawanie odpraw, dożywotnie utrzymywanie nieudaczników, nikczemników bez względu/a nawet ze względu na zajmowane stanowisko (z prezydentem włącznie). Gdyż takie ślepe nagradzanie - bezkarność - jest demoralizujące – b. szkodliwe dla społeczeństwa!
f) Jeśli zostanie przyjętych 5 ustaw lub ich poprawek zgłoszonych przez obywatela, można by mu dać propozycję zostania np. posłem. Każdy przyjęty pomysł ustawy zgłoszonej przez obywatela powinien być gratyfikowany pieniężnie.
g) Trzeba ograniczyć destrukcyjny wpływ debilów na otoczenie (nie oczekując od nich że to zrozumieją)! Trzeba dokonać formalnego podziału ludzi. Przecież tzw. głos, np. podczas głosowania, debila (którego m.in. łatwo omamić) nie może być równoważny głosowi intelektualisty (a stanowią oni niewielki odsetek ogółu), posiadającego wszechstronną wiedzę (więc i m.in. sporą odporność na wszelkie manipulacje). Jakich ludzi jest więcej (...)?
Alkoholowi, narkotykowi, nikotynowi – samobójcy (a często i zabójcy!), i dbający o zdrowie – nie mogą mieć takich samych praw do świadczeń.
Nie może być też takiej sytuacji, iż intelektualiści są zmuszani przez debili np. do słuchania czegokolwiek (RTV, muzyki)(bez względu na to czy są dyrektorami, właścicielami hipermarketu, sklepu, kina czy tylko woźnymi)(proszę też spróbować takiej osobie wytłumaczyć żeby tego nie robiła... Ja próbowałem mnóstwo razy (m.in. Zarządowi Warszawskiego Rolno-Spożywczego Rynku Hurtowego Bronisze S.A., pismami, perswazją, a nawet raz zrobiłem grandę – nadal trzeba tam słuchać, z dziesiątków głośników, radia...!)). [Jednak wreszcie udało się wpłynąć na tych ludzi – jest wreszcie normalnie – klienci i pracownicy nie muszą już słuchać tego, co zarząd uzna za stosowne... Gratulacje dla zarządu!]
Sposobem na zwiększenie bezpieczeństwa; uproszenie, zmniejszenie liczby, kosztów procedur związanych z procesami, udowadnianiem winy, karaniem za przestępstwa jest powszechne zastosowanie mobilnych (przenośnych, przewoźnych) kamer internetowych z mikrofonami. Byłyby w nie wyposażone patrole policyjne, straży miejskiej (można je umieszczać na ramieniu, mocować na kasku, na pojeździe). W razie złapania na gorącym uczynku, czy podczas interwencji, sytuacja byłaby o wiele prostsza do udokumentowania – samym filmem z dźwiękiem, a więc bez konieczności spisywania zeznań. Mało tego, jeśli każdy patrol będzie posiadał elektroniczny wykaz kar (z wieloma słowami kluczowymi dla wyszukiwarki) za powszechne przestępstwa, będzie on mógł w wielu przypadkach na msu wymierzyć taką karę, w tym w postaci mandatu (patrole byłyby wspomagane dyżurującymi przy monitorach (z słuchawkami z mikrofonem)(np. w swoich domach) prawnikami, sędziami). Więc obejdzie się też bez dowożenia zeznających do aresztu, rozprawy w sądzie. W takim maksymalnie uproszczonym procesie wyroki byłyby o połowę mniejsze. Jeśli jednak winny wykroczenia, przestępstwa zmusi wymiar sprawiedliwości do całej procedury, to ponosiłby sto procent kary oraz koszty całej procedury.
Trzeba też masowo wprowadzić dobrze ukryte kamery z mikrofonami w msh publicznych.
www.wp.pl | 20.12.2009 r.
POLICJANCI PATROLUJĄ ULICE Z KAMERAMI NA GŁOWACH
Policja w San Jose, w Kalifornii (na zachodnim wybrzeżu USA), testuje mocowane do głowy specjalne kamery, monitorujące pracę funkcjonariuszy - podała w nocy agencja AP.
Przymocowana do opaski nad uchem kamera ma wielkość zestawu słuchawkowego do telefonu komórkowego.
Monitoring jest konieczny ze względu na skargi ze strony organizacji obywatelskich na zbyt częste stosowanie siły w trakcie aresztowań. Obecnie urządzenia testuje 18 policjantów. Mają włączać kamery zawsze, gdy z kimś prowadzą rozmowę. Przegrywają nagranie, gdy kończą zmianę.
San Jose to pierwsze miasto w USA testujące urządzenia, produkowane przez firmę Taser International. Obecnie to Taser płaci za eksperyment, ale - jak dodaje AP - zysk może być wysoki, jeśli władze miasta zdecydują się wyposażyć w kamery wszystkich 1 400 policjantów.
Jeden zestaw kosztuje około 1 700 dolarów. Miesięczna opłata za jego używanie wynosi 99 USD. | (ap)
www.o2.pl / www.sfora.pl | Niedziela [27.12.2009, 22:40] 2 źródła
PROCESY NIE BĘDĄ SIĘ CIĄGNĄĆ W NIESKOŃCZONOŚĆ
Rewolucja w polskich sądach.
Już wkrótce sędziowie będą mogli przesłuchiwać świadków nie mogących się stawić na rozprawie na odległość - informuje "Fakt". Ministerstwo liczy, że dzięki temu procesy będą się toczyć szybciej. Osoby te będą przesłuchiwane przez specjalnie zabezpieczone komunikatory internetowe - powiedział Krzysztof Kwiatkowski, minister sprawiedliwości.
Ministerstwo przygotowało już projekt rozporządzenia, które pozwoli na składanie w taki sposób zeznań świadkom w sprawach cywilnych. Obecnie prawo dopuszcza takie rozwiązanie wyłącznie w procesach karnych.
Odpowiednio wyposażone sale przygotowano już we wszystkich
sądach okręgowych. | TM
q
„PC FORMAT” nr 2/2009 r.
POPARLI E-SĄDY
Sejm jednogłośnie przyjął nowelizację kodeksu postępowania cywilnego, dzięki której będzie można wprowadzić elektroniczne sądy. W e-sądach kontakt z powodem będzie się odbywał tylko w formie elektronicznej, a rozpatrywane w ten sposób będą tylko proste sprawy (np. regulowanie rachunków), w których do rozstrzygania nie jest potrzebne postępowanie dowodowe. Z szacunków Ministerstwa Sprawiedliwości wynika, że w ten sposób będzie można rozpatrzyć nawet 400 tys. spraw rocznie.
www.di.com.pl
„FAKTY I MITY” nr 46,
20.11.2003 r.
ZNAJOMI KRÓLIKA
Czy to w sprawie karnej czy cywilnej – przed wejściem
na salę sądową warto zbadać proweniencje składu orzekającego. Już od stycznia
weźmie się za wyrokowanie nowa armia ławników z nadania partyjnego i układów
towarzysko-rodzinnych.
Dobiega końca ogólnopolska akcja wyboru ławników do sądów rejonowych i okręgowych na nową 6-letnią kadencję. Liczba kandydatów przerosła wszelkie oczekiwania: o jedno z blisko 50 tys. miejsc walczyło po kilkunastu chętnych – taki ludziska mają pęd do wyrokowania w imieniu Rzeczypospolitej. A te ludziska w dodatku są naiwne, bo tkwią w niemądrym mniemaniu, że o ich szansach decydować będą jakieś kryteria merytoryczne czy choćby ślepy los. Tymczasem prawie wszędzie (wyłamały się Zielona Góra, Słupsk i Kielce) wygrywali kandydaci typowani przez ugrupowania – stricte i quasi – polityczne, wybierani przez radnych wykonujących polecenia partyjne. „Nie podoba mi się to, gorąco się temu sprzeciwiam. Sądownictwo w Polsce jest apartyjne i apolityczne” – protestował minister sprawiedliwości Grzegorz Kurczuk. No to sprawdźmy...
Częstochowa
Przypadkowi kandydaci nie mieli szans. Wygrali prawicowi, zgłoszeni przez Solidarność, Ligę Miejską, Akcję Katolicką i Unię Laikatu Katolickiego. Jedynie w najmniej obleganym okręgowym sądzie pracy – na 27 ławników – 20 skutecznie rekomendowało OPZZ.
Opole
Co piąty ławnik został przyjętyz rekomendacji Stowarzyszenia Rodzin Katolickich. Tylko sześciu otrzymało
poparcie mieszkańców.
Kraków
Ponad 70 proc. ławników zawdzięcza wybór poparciu Solidarności. Swoich ludzi mają też PO (31 szt.), UW (22), PiS (19) i PSL (7). Krakowem rządzi prawica, więc kandydatów SLD cięto równo z trawą.
Bydgoszcz
SLD zgłosił 50 kandydatów i, wykorzystując większość w radzie miasta, przeforsował wszystkich. Ławników
„apartyjnych” i „apolitycznych” załatwiły sobie ponadto Unia Wolności, PSL i UP. Radni PiS zapowiedzieli
złożenie wniosku o unieważnienie wyboru, gdyż – jak twierdzą – SLD wypromowało swoich, łamiąc zasadę apolityczności sądów. Wniosek poparły kluby LPR i PO.
Białystok
Tu – jak wiadomo – karty rozdaje biskup, więc kandydatów typowały m.in.: Klub Inteligencji Katolickiej, Stowarzyszenie Rodzin Katolickich, Chrześcijańska Demokracja, Stowarzyszenie Polska Prawica, Stowarzyszenie Katolickiej Młodzieży Akademickiej itp. Lewicy kapnęło co kot napłakał, ale – jak na Białystok – i tak ucieszył się z tego Jerzy Jamiołkowski (SLD-UP), członek komisji opiniującej kandydatów, który stwierdził: – Cokolwiek by powiedzieć o tych ostatnich wyborach, to ich wyniki są najlepsze. Można powiedzieć, że najbardziej ekumeniczne – od SLD do LPR. Polityka polityką, ale przecież rodzina i znajomi też się liczą. Podobnie jak dieta: nieopodatkowane 41,69 zł za dzień nasiadówki w sądzie. Prawie wszędzie w kraju udało się więc radnym wymóc na partyjnych bossach, żeby część miejsc wydzielić dla nich samych, ich najbliższych oraz przyjaciół. Dla wszystkich nie wystarczyło.
„Sposób przeprowadzenia wyborów i dobór ławników
świadczy o tym, że układy towarzyskie i rodzinne są najważniejsze i one
decydują o wszystkim, nawet w sądach” – napisali w specjalnym
oświadczeniu spółdzielcy
z Podlasia, gdy zgłoszonych przez nich kandydatów wycięto w pień.
Oto kilka innych przykładów:
Dębica
Komisji nadzorującej wybory przewodniczył Jan Posłuszny (LPR). Radni trzymali w dłoniach ściągawki, by nie pomylić się w głosowaniu. Ławnikami zostały żony: Jana Posłusznego, Bogusława Trzaskacza (LPR), Stanisława Wąsika (LPR) i Tadeusza Świątka (wiceprzewodniczący rady miasta). W gminie Żyraków – wiceprzewodniczący rady gminy i matka radnego. W Pilznie – jeden radny oraz jedna żona.
Gdańsk
Weryfikacją listy i rekomendacją kandydatów zajął się zespół sześciu radnych z różnych partii. Początkowo wyglądało na to, że dogadają się ponad podziałami. Okazało się wszakże, że jedno z ugrupowań ma więcej żon i przyjaciół niż pozostałe razem wzięte. „Platforma Obywatelska (na 19 kandydatów PO przeszło 18 – dop. A.T.) wybrała swoich kandydatów, lekceważąc ustalenia zespołu” – skarżą się dziś, zgodne jak nigdy: LPR, SLD i Samoobrona.
Hrubieszów
W trakcie głosowania radni Hrubieszowskiego Porozumienia Samorządowego i LPR też korzystali z przyniesionych na sesję ściągawek. Ławnikami zostali radni: Jan Szulakiewicz (HPS), Ryszard Wiech (LPR), Jan Buczak (SLD) oraz jedna z pracownic urzędu miasta. Na liście szczęśliwców znalazł się też brat radnego HPS.
Śląsk
W Bytomiu wybrano dziewięciu pracowników magistratu (chętnych było więcej, ale obawiano się sparaliżowania pracy urzędu miejskiego) oraz trzy osoby spośród radnych.
Z dużym kłopotem borykano się w Zawierciu: kolejni kandydaci do komisji rekrutacyjnej odmawiali, bo byli krewnymi przyszłych ławników. Mandat otrzymały żony dwóch radnych lewicy, ojciec radnego z prawicy, a także kuzyn, brat i szwagier trzech radnych politycznego środka.
W Zabrzu w dzieleniu łupów wzięły udział wszystkie ugrupowania. Umówiły się, że zachowają proporcje między liczbą „swoich” ławników a posiadanych miejsc w radzie miejskiej.
Toruń
Kandydatury wcześniej uzgodniono między ugrupowaniami politycznymi. Tuż przed głosowaniem szefowie prawicowych klubów Porozumienie Toruńskie i Obywatele Torunia oraz Toruńskiej Lewicy Samorządowej przypomnieli radnym, komu mają udzielić poparcia. Ławnikami zostali m.in.: siostra wiceprzewodniczącego
rady miasta Mariana Frąckiewicza (TLS), żony
radnych Janusza Borkowskiego i Mariana Kuźmy (obaj SLD-UP) oraz
Czesława Degórskiego (TLS). Wybrano Michała Staśkiewicza zasiadającego
we władzach lokalnej PO, kilku pracowników urzędu marszałkowskiego,
a na dokładkę – prezesa MPO, żeby po tym bałaganie miał kto
sprzątać.
Podobne przykłady można by mnożyć bez końca. Dalecy jesteśmy od kwestionowania przyzwoitości ludzi, którzy za kilka tygodni zajmą się wymierzaniem sprawiedliwości. Bliżej nam do przypuszczeń, że szwagier radnego X z partii Y będzie ferował wyroki dyktowane sympatiami politycznymi. A poza tym ten niesmak pozostaje.
Anna Tarczyńska (nie kandydowała)
"WPROST" nr 44,
03.11.2002 r.
AKTA NA WYNOS
Z kieleckich sądów rejonowych zniknęły akta 62 spraw z
lat 1995-2001, w tym akta 44 spraw karnych. Dokumentację co najmniej pięciu
spraw karnych wykradziono.
Część akt w sprawie gangu Oczka zjadł pies jednego z sędziów
Chcąc opóźnić sprawę sądową lub uniknąć procesu, nie trzeba uciekać do kraju, z którym Polska nie ma podpisanej umowy o ekstradycję. Akta sądowe można w Polsce kupić, ukraść, zdekompletować lub ukryć wśród spraw odłożonych do rozpatrzenia, gdy pojawią się nowe dowody. Ważne dowody mogą zniszczyć sami oskarżeni podczas czytania akt, ponieważ nikt nie sprawdza, czy oddają dokumenty w komplecie. Krystyna J., znajoma Andrzeja Zielińskiego, pseudonim Słowik, jednego z bossów gangu pruszkowskiego, na jego polecenie na krótko zatrudniła się w Sądzie Okręgowym w Warszawie. Potem wykradła część dotyczących go akt. Pracowała w sądzie jeszcze kilka tygodni, po czym się zwolniła. Wiesław Niewiadomski, pseudonim Wariat, jeden z bossów gangu wołomińskiego, kupił z kolei część swoich akt od woźnej Sądu Rejonowego w Warszawie.
Zaginione, nie zauważone
Z kieleckich sądów rejonowych zniknęły akta 62 spraw z lat 1995-2001, w tym akta 44 spraw karnych. Dokumentację co najmniej pięciu spraw karnych wykradziono. Wśród tych akt znajdują się między innymi dokumenty dotyczące sprawy Grzegorza M. oskarżonego o pobicie policjanta. Grzegorz M. jest synem znanego kieleckiego adwokata (byłego prokuratora). Już kilkakrotnie wchodził w konflikt z prawem, nigdy jednak w jego sprawach nie zapadł wyrok. Procesy albo się przedłużały, albo - jak niedawno - ginęły akta. - Za bezpieczeństwo akt w tej sprawie była odpowiedzialna Marta K., ówczesna wiceprezes Sądu Rejonowego w Kielcach. Do Sądu Apelacyjnego w Krakowie skierowaliśmy wniosek o pociągnięcie jej do odpowiedzialności. Jeszcze nie otrzymaliśmy odpowiedzi - mówi Bogusława Marciniak, prokurator z Tarnobrzega, gdzie toczy się śledztwo w sprawie zniknięcia akt z kieleckiego sądu. Pracownicy Departamentu Sądów w Ministerstwie Sprawiedliwości wiedzą o zaginięciu akt 300 spraw w polskich sądach. W rzeczywistości najprawdopodobniej zginęły akta dotyczące kilku tysięcy spraw, ale sądy o tym nie wiedzą. Zwykle wychodzi to na jaw przypadkowo. Tak zdarzyło się w Gdańsku i Gdyni, gdzie w sądach rejonowych nie znaleziono akt 48 spraw, w tym 22 spraw karnych. Ich brak odkryto w ubiegłym roku podczas śledztwa w sprawie zniknięcia z depozytu sądowego 800 tys. zł. - Zaczęliśmy przeglądać akta sprawy, której depozyt dotyczył, i okazało się, że wielu dokumentów po prostu nie ma - opowiada Mirosław Ożóg, prezes Sądu Okręgowego w Gdańsku. Śledztwo w tej sprawie prowadzi Prokuratura Apelacyjna w Gdańsku. - Sprawdzamy, czy trzy osoby, którym postawiliśmy zarzuty w sprawie zniknięcia depozytu sądowego - Bartosz T., sekretarz sądowy, Janusz K., adwokat, oraz Zdzisław M., biznesmen - mają związek z zaginięciem akt - mówi Janusz Kaczmarek, szef Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku. Zwolniono asesora, w którego referacie zginęły akta 17 spraw karnych. Stanowisko stracił przewodniczący Wydziału Karnego Sądu Okręgowego w Gdańsku - za brak nadzoru. Wobec obu prowadzone jest postępowanie dyscyplinarne.
Pies, który zjada akta
Akta sądowe nie tylko są kradzione lub niszczone, ale także giną pośród tysięcy tomów akt innych spraw. Do 43 sądów okręgowych i prawie 300 sądów rejonowych w Polsce codziennie wpływa kilkaset aktów oskarżenia. Dokumentami zawalone są sekretariaty sądów, leżą one na biurkach i podłodze w pokojach sędziów. Zdarzało się, że dokumenty zostały zniszczone w domach sędziów: w Szczecinie część akt w sprawie gangu Marka Medweska, pseudonim Oczko, zjadł pies jednego z sędziów. We Wrocławiu akta w sprawie gangu złodziei samochodów zostały wrzucone przez dziecko sędziego do wanny z wodą i zniszczone. W sądach giną akta spraw ciągnących się latami. Wówczas dokumenty są wielokrotnie przekładane, po czym się okazuje, że części po prostu nie ma. Najczęściej dochodzi do tego w warszawskich sądach, gdzie sprawy karne często dopiero po czterech latach wchodzą na wokandę. Obecnie w stołecznym Sądzie Okręgowym przechowywanych jest około 1,2 mln akt, w tym prawie 400 tys. tzw. czynnych, czyli używanych podczas toczących się procesów. W takiej masie papierów zniknięcie akt nawet tysiąca spraw może zostać nie zauważone. W sześciu warszawskich sądach rejonowych oficjalnie brakuje akt w 155 sprawach, w tym dokumentów w 27 sprawach karnych. Sprawdzając, w ilu sądach brakuje akt, ustaliliśmy, że dokumenty zginęły także ostatnio w sądach w Szczecinie, Poznaniu i we Wrocławiu, o czym jeszcze nie wiedzą urzędnicy Ministerstwa Sprawiedliwości. W szczecińskim Sądzie Rejonowym zaginęły na przykład akta, które prawdopodobnie dołączono do dokumentów przeznaczonych do zniszczenia i przemielono. W Poznaniu zaginęły akta co najmniej trzech spraw karnych. - Przyznaję, że nie wiem, jak te akta mogły zaginąć. Prawdopodobnie mamy tu do czynienia z niedbalstwem któregoś z pracowników sekretariatu, a nie z celowym działaniem - mówi sędzia Piotr Górecki. We Wrocławiu tylko w tym roku zaginęły z kolei dokumenty czterech spraw karnych, w tym akt oskarżenia dwóch pedofilów. Dochodzenie wewnętrzne w sądzie wykazało, że dokumenty najprawdopodobniej zginęły we wrocławskim Zakładzie Medycyny Sądowej. - Wiadomo, że tych akt nie ukradziono, lecz zniknęły w wyniku zaniedbania - mówi Bogusław Tocicki, sędzia z Wrocławia.
Dokumenty powszechnego użytku
Do akt przechowywanych w polskich sądach dostęp mają setki osób, a w warszawskich sądach nawet tysiące osób, w większości do tego niepowołanych. - Jako student miałem praktyki w jednym ze świętokrzyskich sądów i bardzo często byłem świadkiem, jak pracownice sekretariatów pokazywały koleżankom z innych wydziałów zdjęcia - na przykład z miejsc zabójstw - dołączone do akt. Mogły z nimi zrobić, co chciały - opowiada znany warszawski adwokat. Akta sześciu spraw karnych zniknęły podczas przesyłania dokumentów z Sądu Rejonowego w Ostrowcu Świętokrzyskim do Sądu Okręgowego w Kielcach. - Jeśli ktoś bardzo chce, to bez trudu wyniesie dokumenty z każdego sądu w Polsce - mówi Wojciech Arczyński, sędzia z Kielc. - Urzędnik mający dostęp do 70 tys. akt może wynieść każde z nich. W sądach nie ma bowiem zwyczaju rewidowania pracowników - dodaje Krzysztof Petryna z warszawskiego Sądu Okręgowego. - Gdyby sąd stwierdził, że w mojej kancelarii nagminnie łamie się przepisy o ochronie danych osobowych, dopuszczając do dokumentów osoby niepowołane, natychmiast miałbym na karku policję i prokuraturę - mówi Bogdan Borkowski, warszawski adwokat. - Dostęp osób niepowołanych do dokumentów sądowych jest ewidentnym łamaniem prawa o ochronie danych osobowych. Zadziwia mnie to, że praktycznie nikt nie sprawuje nadzoru nad dokumentami sądowymi - mówi Zbigniew Ziobro, wiceminister sprawiedliwości w rządzie Jerzego Buzka, poseł Prawa i Sprawiedliwości. To, że nasza sprawa znajdzie się w sądzie, jeszcze nie oznacza, że dojdziemy sprawiedliwości, bo akta spraw mogą w każdej chwili zniknąć, a ich odtworzenie zajmuje wiele miesięcy. Nie ma też żadnej gwarancji, że osądzeni zostaną groźni przestępcy, którzy najważniejsze dokumenty ze swoich spraw mogą bez trudu kupić. W sądach, w których giną akta, sprawiedliwość staje się sprawą umowną.
Odtwarzanie akt
Akta zagubione odtwarza sąd, w którym dokumenty zginęły. Robi to na podstawie wszystkich istniejących dokumentów danej sprawy, wykorzystując odpisy protokołów znajdujące się w posiadaniu adwokatów oraz notatki sporządzone na rozprawach przez sędziów, obrońców i prokuratorów. Sąd może też przesłuchać (w charakterze świadków) wszystkich uczestników rozprawy, w tym prokuratorów i adwokatów. Na potrzeby odtworzenia dokumentów sąd ma prawo wykorzystać materiały prasowe, nagrania magnetofonowe i filmowe. Jeśli nie udało się odtworzyć akt, prokuratura wszczyna śledztwo od nowa.
Niemiecka dokładność
W Niemczech każdy dokument sądowy jest przechowywany w opatrzonej numerem przegródce. Urzędnicy, pod groźbą surowych kar, ze zwolnieniem dyscyplinarnym włącznie, muszą akta położyć tam, skąd je wzięli. Poza tym każdorazowe udostępnienie dokumentu, również sędziemu, jest odnotowywane wraz z podaniem godziny. Zwrot akt także jest odnotowywany. Codziennie pod koniec dnia wyznaczeni pracownicy sekretariatów sądów muszą sprawdzić, czy wszystkie dokumenty, z których korzystano, są kompletne.
Autor: Sławomir Sieradzki
„FAKTY I MITY” nr 48, 04.12.2003 r.
ŚWIĘTE KROWY
Kradzieże, fałszerstwa,
łapówki, jazda po pijanemu... uchodzą im na sucho, bo są chronieni przez immunitet. „To gwarancja naszej
niezawisłości” – mówią sędziowie i
prokuratorzy.
Ubiegłoroczny raport Komisji Europejskiej oceniający sytuację w Polsce przed wstąpieniem do Unii zawierał m.in. takie oto spostrzeżenie na temat naszego wymiaru sprawiedliwości: „Immunitet sędziów powoduje, że trudno jest określić rzeczywisty poziom korupcji w systemie wymiaru sprawiedliwości”.
Raport z roku 2003 jest niezwykle krytyczny: „Zaufanie do wydajności i uczciwości sądów jest niskie, a powszechne postrzeganie ich skorumpowania wysokie”.
Zadziwiające jest to „powszechne postrzeganie” skali niegodziwości popełnianych przez urzędników Temidy. Wszak w mediach niewiele słychać (nie licząc nagłaśnianych postępowań inicjowanych przez IPN) o procesach karnych i wyrokach skazujących sędziów czy prokuratorów. Dlaczego?
„Nim sprawa przedrze się przez etap rozważań nt.
odpowiedzialności dyscyplinarnej kolegi, a następnie przez dwie instancje
badające, czy konieczne jest uchylenie immunitetu, na ogół mamy zapomnienie
pozwalające przetrzymać do przedawnienia kończącego się w najgorszym przypadku
łagodnym lądowaniem w stanie spoczynku” – napisał nasz Czytelnik,
czynny ławnik jednego z sądów, reagując na artykuł „Znajomi
królika” („FiM” 46/2003). Pogrzebaliśmy w aktach, by tę
opinię zweryfikować i włos nam się zjeżył. Oto powody (dane
reprezentatywne dla dziesiątków innych, którymi dysponujemy):
Za kilka dni wróci do orzekania sędzia Ewa S.-K. z Lubartowa podejrzana o dwukrotne poświadczenie nieprawdy. W 2001 r. zajmowała się biznesmenem usiłującym wyłudzić odszkodowanie za rzekomo skradziony samochód. Poleciła wydać mu to auto z depozytu, choć było dowodem w sprawie. Sfałszowała protokół posiedzenia, wpisując, że uczestniczył w nim prokurator, który wręcz domagał się takiego rozstrzygnięcia. – Przemęczona byłam, a do tego jeszcze migrena... – tłumaczyła się później Ewa S.-K.
Od 27 października w X Wydziale Grodzkim Sądu Rejonowego w Toruniu znów pracuje sędzia Krzysztof D. Przed dwoma laty usiłował wedrzeć się do mieszkania konkubiny, wybił okno balkonowe, a na ulicy wdał się w bójkę z sąsiadami. Interweniujących policjantów zwymyślał, w radiowozie szarpał się i tłukł głową o szybę. Wszyscy świadkowie zgodnie twierdzili, że był w sztok pijany, ale... dowodów zabrakło, bo odmówił poddania się badaniu na trzeźwość. Sąd dyscyplinarny uznał, że k...y i ch...e, jakimi ich kolega hojnie obdarzał policjantów, „należy traktować jako przerywniki zdań, niemające żadnego konkretnego adresata”.
Sędzia Marek C. z lubelskiego sądu rejonowego od 4 października już zakłada togę. Trzy lata temu rozpoczął rozprawę w stanie... niebudzącym wątpliwości. Odprowadzony do przewodniczącego wydziału odmówił poddania się badaniu alkomatem. Został zawieszony w pełnieniu obowiązków i obniżono mu wynagrodzenie. Przez trzy lata sąd dyscyplinarny nie mógł podjąć żadnej decyzji, bo w każdym z wyznaczonych terminów C. akurat chorował. Sprawa uległa przedawnieniu, więc wyzdrowiał. Odbierze 128 dni zaległego urlopu oraz około 50 tys. zł z tytułu wyrównania poborów.
Ewa S., dyrektor departamentu w Ministerstwie Sprawiedliwości, spowodowała wypadek drogowy, w którym zostały ranne cztery osoby. Nawet jej nie przesłuchano, bo... immunitet! Sąd apelacyjny w Łodzi, gdzie kwestię ewentualnego uchylenia nietykalności przekazano do rozstrzygnięcia, nie zgodził się na pociągnięcie Ewy S. do odpowiedzialności karnej. „Sąd nie uwzględnił wniosku prokuratury. Uważam, że tą wypowiedzią wyczerpałem swój obowiązek udostępniania informacji publicznej” – oznajmił społeczeństwu rzecznik prasowy łódzkiego sądu, Krzysztof Cesarz.
I jeszcze kilka przypadków w skrócie:
– sędzia Jan B. z Białej Podlaskiej podejrzewany (odmówił badania alkomatem) o jazdę po pijanemu: „Moja mowa wydawała się świadkom bełkotliwa, bo miałem świeżo założony mostek” – jaja sobie robił przed sądem dyscyplinarnym!;
– już ponad cztery lata ciągnie się sprawa Marka T., sędziego Sądu Okręgowego w Lublinie, podejrzewanego o fałszerstwo dokumentów;
– Krzysztofa P. z Sądu Rejonowego w Sieradzu w 1999 r. pozbawiono stanowiska przewodniczącego wydziału za wielokrotne wykonywanie czynności służbowych w stanie nietrzeźwym. Cztery miesiące temu jechał swoją hondą civic tak pijany, że zapomniał o immunitecie: „wydmuchał” 3,58 promila;
– w czerwcu 2001 r. Janusz R. (3 promile) z
wydziału rodzinnego Sądu Rejonowego w Chełmie wjechał w latarnię.
Postępowanie dyscyplinarne trwa.
Żeby prokuratorzy nie poczuli się urażeni, o nich
też pamiętamy:
– sąd dyscyplinarny dla prokuratorów nie uchylił immunitetu Mirosława C. z Inowrocławia, na którym od półtora roku ciąży 12 zarzutów o umarzaniu śledztw za łapówki!;
– nietykalny jest wciąż Jacek T. podejrzewany o to,
że w 2001 r., pełniąc obowiązki zastępcy prokuratora rejonowego w
Toruniu (obecnie w Prokuraturze Okręgowej), próbował doprowadzić do
bezpodstawnego umorzenia postępowania karnego;
– Mirosław B. (1,08 promila) z wydziału nadzoru nad postępowaniem przygotowawczym Prokuratury Okręgowej w Bydgoszczy w sierpniu 2002 r. uczestniczył w kolizji drogowej. Zdążył przejść w stan spoczynku, a postępowanie dyscyplinarne trwa;
– w czerwcu 2001 r. schwytano na kłusownictwie Krzysztofa Ś. z wydziału ds. przestępczości zorganizowanej Prokuratury Okręgowej w Poznaniu. Chroni go immunitet.
I tak dalej, i temu podobne... „Nie wolno narażać nas na proces sądowy bez wystarczających dowodów winy, bo nawet jeśli zostaniemy uniewinnieni, ucierpi nasz autorytet konieczny do wykonywania zawodu” – przy każdej okazji zgodnie powtarzają sędziowie i prokuratorzy. Czy może ucierpieć coś, czego się nie ma? Anna Tarczyńska, współpraca R.L.
Z informacji Krajowej Rady Sądownictwa na temat
aktualnej sytuacji w wymiarze sprawiedliwości:
„Przypadki nagannego zachowania sędziów są nieliczne,
dotyczą znikomej liczby sędziów. W środowisku sędziowskim obejmującym ponad
9000 osób, nie da się całkowicie wyeliminować nagannych zachowań, jednakże
spotykają się one ze zdecydowaną i odpowiednią reakcją (włącznie z wydaleniem z
zawodu sędziowskiego). Po uchwaleniu nowego Prawa o ustroju sądów powszechnych
postępowania dyscyplinarne toczą się zdecydowanie szybciej i sprawniej, z
zachowaniem jawności”.
"WPROST"
nr 12/2009 (1367)
KOMU SŁUŻY
WYMIAR SPRAWIEDLIWOŚCI?
Czy demokratyczny wymiar
sprawiedliwości może skazywać niewinnych ludzi? Może, bo nie jest z nim lepiej
niż z ruchem drogowym. Ofiary wypadków to cena, którą płacimy, aby się szybko i
wygodnie przemieszczać. Skalkulowane ofiary wymiaru sprawiedliwości to koszt
utrzymania porządku publicznego. W ten sposób państwo upewnia obywateli, że
system wymiaru sprawiedliwości jest skuteczny, szybki i twardy. A to w praktyce
ważniejsze niż niesprawiedliwość wobec niektórych.
Często mylimy wymiar
sprawiedliwości ze sprawiedliwością. Problem polega na tym, że słowo
„sprawiedliwość" kojarzy się ze stuprocentowym przekonaniem o czyjejś
winie, a żaden system wymiaru sprawiedliwości nie ma szans osiągnąć takiej
pewności. O wyroku decyduje prawdopodobieństwo winy i sumienie sędziów.
W Stanach Zjednoczonych organy
ścigania działają bezwzględnie, procesy przebiegają bardzo szybko (w Polsce
proces taki jak oszusta finansowego Bernarda Madoffa trwałby latami, a nie
kilka tygodni jak w Stanach), a wyroki są wysokie, żeby dać sygnał obywatelom,
że przestępca ma małe szanse uniknąć kary. A to, że ściga się i karze także
sprawców drobnych przestępstw ma dowodzić, że każde złamanie społecznych reguł
będzie napiętnowane. A USA wielkimi siłami i z ogromnym zaangażowaniem ściga
się uciekinierów z więzienia, żeby ludzie byli przekonani, że to się nie
opłaca, że właściwie nie da się uniknąć kary.
System wymiaru sprawiedliwości
służy nie do wymierzania sprawiedliwości, ale do wymierzania kary potrzebnej,
aby społeczeństwo wierzyło w skuteczność obowiązujących praw. Najbardziej
spektakularnym przykładem błędów Temidy jest klub skazanych na śmierć, a
następnie uniewinnionych ofiar wymiaru sprawiedliwości w USA. Obecnie należy do
niego już 124 byłych skazańców. Na ilu niewinnych osobach wykonano karę
śmierci? Tego nie wie nikt. Badanie pomyłek sądowych w Stanach Zjednoczonych
zaczęto 80 lat temu. W Europie nadal podtrzymuje się fikcję, że sądy są
nieomylne. Jak przyznają specjaliści, jest to delikatna sprawa – badania na ten
temat mogłyby zachwiać społecznym zaufaniem do władzy, które i bez tego nie
jest specjalnie wysokie. Rok temu grupa badawcza Gfk pytała respondentów w
różnych krajach o poziom zaufania do poszczególnych grup zawodowych, w tym sędziów
(Gfk Trust Index). Takie zaufanie deklarowało 66 proc. pytanych Amerykanów i 52
proc. ankietowanych Polaków.
W anglosaskich systemach
prawnych (USA, Wielka Brytania), aby skazać winnego w procesie karnym, należy
wykazać jego winę „ponad uzasadnioną wątpliwość". Prawnicy bardzo nie
lubią używać liczb, ale w praktyce oznacza to mniej więcej 80 proc. pewności,
że skazany jest winny. Określenie „ponad wszelką wątpliwość" oznaczałoby
100 proc. pewności i teoretycznie obowiązuje ono w polskim systemie (i wielu innych
europejskich), który każdą wątpliwość każe rozstrzygać na korzyść oskarżonego.
Mimo to zarówno u nas, jak na całym świecie zdarzają się pomyłki, a ich odsetek
szacowany jest na 1-10 proc. w sprawach karnych. Przyjmując jedynie tę dolną
granicę, oznacza to co najmniej kilka tysięcy niewinnych skazanych rocznie
tylko w USA.
– Pomyłki sądowe i niesłuszne
wyroki zdarzają się w każdym kraju i w każdym systemie prawnym – przyznaje
prof. Zbigniew Ćwiąkalski, były minister sprawiedliwości. – Ale na skuteczność
wymiaru sprawiedliwości nie możemy tylko patrzeć przez pryzmat spraw karnych.
Większość przypadków, które trafiają do sądów, to sprawy cywilne i one są
sprawnie rozsądzane. Temu ma służyć wymiar sprawiedliwości: przede wszystkim
sprawnemu rozwiązywaniu spraw, a co za tym idzie – społeczeństwu.
Przełom techniczny w metodach
wykrywania przestępców zwiększył prawdopodobieństwo tego, że sprawiedliwość
oprócz zaspokajania oczekiwań społecznych będzie też służyć jednostce. Obywatel
musi wiedzieć, że zło zostanie ukarane oraz że kara nie będzie wymierzona za
czyny niepopełnione. Wynalezienie w połowie lat 80. metody szybkiego namnażania
materiału genetycznego tzw. PCR (polymerase chain reaction) umożliwiło
identyfikację nawet małych próbek materiału genetycznego (krwi, śliny, włosów,
naskórka) pozostawionego na miejscu przestępstwa. Dzięki temu doszło do
spektakularnego obnażenia pomyłek popełnianych przez sądy w wypadkach ciężkich
przestępstw, a potem do rewizji wielu wyroków. Od 1989 r. w USA oczyszczono z zarzutów
233 osoby skazane na śmierć lub długoletnie więzienie.
Pierwszym skazanym na śmierć
uniewinnionym w wyniku testu DNA był Kirk Bloodsworth, obciążony w 1985 r.
odpowiedzialnością za gwałt i morderstwo 9-letniej Dawn Hamilton. Pogrążyły go
zeznania pięciu świadków, którzy rzekomo widzieli go na miejscu przestępstwa.
Po potwierdzeniu przez FBI jego niewinności Bloodsworth został wypuszczony z
więzienia i zrehabilitowany. Otrzymał 300 tys. USD odszkodowania za utracone
zarobki (w USA w niektórych stanach nie ma odszkodowania za niesłuszny wyrok).
Ironią losu jest to, że w bloku śmierci Bloodsworth siedział w celi naprzeciwko
prawdziwego zabójcy dziewczynki, skazanego na karę śmierci za podobne
morderstwo i zidentyfikowanego również na podstawie badań DNA, ale dopiero 20
lat później.
Badania DNA i inne nowoczesne
techniki śledcze są jednak drogie. W Polsce brakuje na nie środków w sprawach,
które nie są priorytetem. – Polska kryminalistyka jest na dobrym europejskim
poziomie, w warszawskiej centrali jest bardzo dobre laboratorium. Niestety, w
przeciętnej gminie czy powiecie nie ma nawet papieru i długopisu, a nie jest to
najnowszy sprzęt kryminalistyczny – ironizuje prof. Brunon Hołyst, nestor
polskiej kryminalistyki. Taka sytuacja fatalnie wpływa na pracę organów
ścigania, a przecież to dowody zebrane w śledztwie są decydujące podczas
orzekania o winie podejrzanego. Według badań Centrum Niesłusznie Skazanych
(Center on Wrongful Convictions at Northwestern University School of Law),
przyczynami niesłusznych wyroków w wypadku ciężkich przestępstw były: w 45
proc. fałszywe rozpoznanie przez świadków, w 17 proc. błędy urzędników wymiaru
sprawiedliwości (sędziów, prokuratorów), w 10 proc. nieprawdziwy donos
informatora, w 9 proc. pomyłka laboratorium lub błędna interpretacja wyniku
badań, a w 8 proc. wymuszenie przyznania się do winy.
O tym, że najbardziej oczywista
metoda identyfikacji sprawcy – zeznania naocznych świadków – jest zawodna,
wiadomo od dawna. Niestety, jest to także przyczyna największej liczby pomyłek
Temidy. Powodem wprowadzenia w brytyjskim sądownictwie instancji odwoławczej
była tzw. sprawa Becka, która zaczęła się w 1896 r. w Londynie. Adolph Beck
został rozpoznany przez jedenaście z dwunastu pokrzywdzonych kobiet jako
mężczyzna, który wyłudzał od nich pieniądze. Także dwóch funkcjonariuszy
policji rozpoznało go jako oszusta Johna Smitha. Beck nie przyznawał się do
winy, twierdząc, że w czasie gdy doszło do większości wyłudzeń, przebywał w
Ameryce Południowej. Mimo to został skazany na siedem lat ciężkiego więzienia.
Po wyjściu na wolność znowu trafił przed oblicze sądu pod tymi samymi zarzutami
– John Smith nie próżnował. Dopiero po ośmiu latach okazało się, że prawdziwy
John Smith, bardzo podobny do Becka, ma się dobrze. Również wszyscy świadkowie
potwierdzili, że to on ich oszukał. Beck dostał odszkodowanie – 5000 funtów
szterlingów, które nie wynagrodziły jednak koszmaru, który go spotkał: stracił
cały majątek i zdrowie, udowadniając swoją niewinność.
Zawodne jest także przyznanie
się do winy domniemanego sprawcy. W wypadku poważnych zbrodni, takich jak
zabójstwo, działania organów ścigania wydają się czasem służyć przede wszystkim
poprawianiu statystyk. Policja próbuje za wszelką cenę złapać kogoś, kto się
przyzna. Ponoć doświadczyła tego żona komendanta głównego policji Marka Papały,
zamordowanego 25 czerwca 1998 r., którą – jak głosiła plotka – funkcjonariusz
miał namawiać do przyznania się do winy. – To wynika z oportunizmu policji,
która chce mieć sprawcę. W wypadku minister spraw zagranicznych Szwecji, która
została zabita podczas zakupów, także próbowano przypisać winę jakieś
przypadkowej osobie – mówi prof. Brunon Hołyst.
W najgorszej sytuacji są w
takich wypadkach osoby o mniejszej odporności psychicznej lub upośledzone.
Przyznają się do winy, nie zdając sobie sprawy z konsekwencji. Taki wypadek
zdarzył się w sprawie, w której po raz pierwszy zastosowano metodę
identyfikacji sprawcy za pomocą DNA w Wielkiej Brytanii. Pierwszym podejrzanym,
który przyznał się do winy, był lekko upośledzony pacjent szpitala znajdującego
się w pobliżu miejsca zbrodni. Prawdopodobnie widział ofiarę, ponieważ znał
szczegóły znane tylko policji. Nową metodę zastosowano więc tylko na wszelki
wypadek. Ku konfuzji policjantów, pewnych, że złapali zabójcę, wynik testu DNA
był negatywny. Mimo że przebadano 5 tys. mężczyzn, sprawcy nie znaleziono. Do
czasu, aż jeden z mieszkających w okolicy mężczyzn pochwalił się, że poszedł na
badanie za kolegę. Ów kolega okazał się poszukiwanym zabójcą.
Ofiary wymiaru sprawiedliwości w
Polsce czekają na odszkodowanie latami. Pomaga im rzecznik praw obywatelskich,
do którego wpłynęły ogółem 583 sprawy tego typu. Od 1999 r. w ramach programu
„Klinika niewinność" oskarżonym, których sprawy nasuwają wątpliwości,
pomaga także Helsińska Fundacja Praw Człowieka. W polskim prawie o
odszkodowaniu dla pokrzywdzonych niesłusznym pozbawieniem wolności mówi artykuł
552 kodeksu postępowania karnego. Według danych Ministerstwa Sprawiedliwości, w
ciągu ostatnich dziewięciu lat z paragrafów tego artykułu zasądzono
odszkodowania dla 2181 osób na łączną kwotę 40,8 mln zł. Charakterystyczne jest
to, że o ile w 2000 r. zasądzono odszkodowanie 63 osobom, to w roku 2008 r.
takich osób było już 275, a kwota odszkodowań wyniosła 5,6 mln zł. Biorąc pod
uwagę fakt, że dziewięć lat temu w więzieniach siedziało dwukrotnie więcej
tymczasowo aresztowanych niż obecnie, można postawić tezę, że decyzje o
aresztowaniu były wówczas podejmowane pochopnie.
Zmianę tego stanu rzeczy
wymusiło przystąpienie Polski do Unii Europejskiej i otwarcie możliwości
odwoływania się obywateli do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Liczne
skargi dotyczące przede wszystkim przewlekłości postępowania i niewłaściwego
stosowania aresztu tymczasowego wywindowały Polskę do czołówki krajów, na które
obywatele skarżą się najczęściej.
Bywa i tak, że areszty (zwane
wtedy „wydobywczymi") stosowane są nie dla zapobieżenia możliwej tragedii,
lecz w celu psychicznego złamania oskarżonego, którego winy prokuratura nie
potrafi udowodnić. Głośna sprawa Grzegorza Wieczerzaka, byłego prezesa PZU
Życie, który spędził w areszcie trzy lata, po czym akt oskarżenia prokuratury
rozleciał się w sądzie, pokazała, jak areszt stosowany być nie powinien. Wpadką
okazała się też zgoda sądu na aresztowanie na 91 dni pod zarzutem szpiegostwa
studenta Marcina T., asystenta ówczesnego szefa komisji ds. PKN Orlen Józefa
Gruszki. Takich wypadków powinno być jednak coraz mniej: kilka tygodni temu z
kodeksu zniknęły trzy przesłanki, dla których sądy w nieskończoność mogły przedłużać
tymczasowe aresztowanie. Przeciągająca się obserwacja psychiatryczna,
oczekiwanie na opinię biegłego, a tym bardziej „inne istotne przeszkody"
nie będą mogły dłużej uzasadniać pozbawienia wolności bez wyroku.
Większość skarg obywateli na
działanie wymiaru sprawiedliwości jest odrzucana w pierwszej instancji. W tym
wypadku wymiar sprawiedliwości służy więc obronie własnych interesów. Według
danych Ministerstwa Sprawiedliwości, w 2007 r. sądy rejonowe z 687 skarg z art.
552 kpk uwzględniły tylko dziewięć, w jednej zawarto ugodę. Prokuratoria
Generalna, występująca w sprawach cywilnych w imieniu skarbu państwa,
zanotowała 207 spraw dotyczących wymiaru sprawiedliwości z żądaniami
odszkodowania wysokości 370 mln zł. Do końca 2008 r. skarb państwa przegrał prawomocnie
tylko jedną z tych spraw. Sąd zasądził w niej kwotę 50 tys. zł odszkodowania za
nieprawidłowe prowadzenie przez prokuraturę postępowania dotyczącego
śmiertelnego wypadku dziecka powódki. Prof. Andrzej Zoll, były prezes Trybunału
Konstytucyjnego, ma jednak jeszcze inną koncepcję: – Teoretycznie wymiar
sprawiedliwości i prawo mają służyć obywatelowi. W praktyce wymiar
sprawiedliwości służy samemu prawu, dzięki któremu rozstrzygane są konflikty.
Przestrzeganie prawa gwarantuje w zamian bezpieczeństwo obywateli, o które od
początku chodziło.
CZY SYSTEM WYMIARU
SPRAWIEDLIWOŚCI W POLSCE JEST SPRAWIEDLIWY?
TAK
Stanisław Dąbrowski
Przewodniczący Krajowej Rady
Sądownictwa
Prawo i wymierzanie
sprawiedliwości musi być zgodne z poczuciem sprawiedliwości. Jest to domena
sędziów, ważne więc, by sędziowie byli ludźmi odpowiedniego formatu. Tymczasem
poziom zaufania do nich jest z różnych powodów zbyt niski. Jest to kwestia dość
słabej pozycji sędziego, także jeśli chodzi o wynagrodzenia. Istniejące
procedury zapobiegają rażącym pomyłkom, a jeśli takie się zdarzają, to częściej
w drugą stronę – niesłusznego uniewinnienia. Nagrywanie rozpraw zwiększyłoby
ich kulturę i miałoby pozytywny wpływ na wszystkie strony biorące udział w
sprawie. Jestem przeciwnikiem zniesienia immunitetów sędziowskich. Immunitet
jest potrzebny do zachowania niezależności sędziego.
Roman Nowosielski
Adwokat
Wymiar sprawiedliwości bazujący
na czynniku zawodowym – wszystkie poważne sprawy są rozstrzygane w składzie co
najmniej dwóch sędziów zawodowych i trzech ławników – jest znacznie
skuteczniejszy niż system anglosaski, w którym ława przysięgłych odgrywa główną
rolę. Opinia publiczna i media mają mniejszy wpływ na wyrok, nie ma spektaklu,
który widzimy na amerykańskich filmach. W naszym systemie szara strefa błędów w
postępowaniach karnych jest zdecydowanie mniejsza niż w systemie opartym na
ławie przysięgłych. Błędne wyroki to wyjątki, choć oczywiście mogą się zdarzyć.
Jeżeli na jakąś opinię czeka się miesiącami, to pewne dowody mogą ulec zatarciu
i trzeba korzystać z innych – należałoby więc zwiększyć środki na opinie i
badania biegłych.
NIE
Krzysztof Antosik
Prezes Stowarzyszenia Osób
Poszkodowanych przez Wymiar Sprawiedliwości
System wymiaru sprawiedliwości
jest niesprawiedliwy, bo opiera się na umowie społecznej. Podsądny podlega
prawu, które nie gwarantuje mu sprawiedliwości w ścisłym znaczeniu tego słowa.
Nie można powiedzieć, że orzeczenie jest sprawiedliwe, gdy strona nie miała np.
faktycznej obrony. Odmowę przyznania obrońcy z urzędu sądy potrafią uzasadniać
bardzo kontrowersyjnie. Dla jednego z sędziów w Łodzi posiadanie przez
podsądnego jakiegokolwiek majątku, choćby starego zepsutego samochodu, może być
podstawą takiej odmowy. Zatem osoba bez pieniędzy nie ma szans na sprawiedliwość,
jeśli sądzi ją taki sędzia. Wiele orzeczeń wydaje się w interesie korporacji, a
nie dla dobra wspólnego.
MAM WĄTPLIWOŚCI
dr Michał Matyasik
Politolog z Uniwersytetu
Jagiellońskiego
Już w 1997 r. Trybunał Praw
Człowieka w Strasburgu stwierdził pierwsze naruszenie przez Polskę Europejskiej
Konwencji o Ochronie Praw Człowieka. Niecałą dekadę później Polska wspięła się
na niechlubną piątą pozycję wśród 47 państw Rady Europy pod względem liczby
skarg kierowanych przez obywateli przeciwko państwu. Większość tych skarg
dotyczy przewlekłości postępowań sądowych oraz niesłusznych i zbyt długo
trwających tymczasowych aresztowań. Skala i charakter tych problemów świadczą o
częściowej dysfunkcji systemu wymiaru sprawiedliwości.
Janusz Kochanowski
Rzecznik praw obywatelskich
Mam poważne wątpliwości, czy
system działa sprawiedliwie. Sama wielość spraw, w których orzeczenia są
uchylane w drodze nadzoru judykacyjnego, świadczy o niewłaściwej jakości pracy.
Jako rzecznik spotykam się z rosnącą liczbą skarg. Świadczą one być może o
zwiększającej się świadomości obywateli, ale przede wszystkim o niedomaganiach
systemu. Dotyczy to szczególnie braku dostępu obywateli do sądu w odpowiednim
terminie oraz zagadnienia tymczasowego aresztowania: z jednej strony jego
przewlekłości, z drugiej – odstępowania od jego zastosowania wobec sprawców
przestępstw w wypadkach, które to uzasadniają. Przypomnę ostatnie poruszające
sprawy zabójstw pokrzywdzonych i świadków, dokonanych przez przestępców
zwolnionych z tymczasowego aresztu. Wyniki badań opinii publicznej pokazują, że
na początku transformacji ustrojowej obywatele mieli większe zaufanie do Temidy
niż obecnie. Przeprowadzono także analizy wskazujące, że osoby, które zetknęły
się z działaniem wymiaru sprawiedliwości, mają o nim gorsze zdanie niż ludzie,
którzy nie mają takiego doświadczenia. Potrzebna jest więc większa
odpowiedzialność sędziów; etos wynikający z poczucia powołania do sprawowania
tak doniosłej funkcji oraz towarzysząca temu niezbędna pokora. Bezsprzecznie
jednak najsłabszym ogniwem wymiaru sprawiedliwości jest praca prokuratury.
Oczywiste jest, że gdybym miał do wyboru być sądzonym w Polsce lub w Wielkiej
Brytanii, wybrałbym tę drugą możliwość.
Po co nam więzienia?
To wartości, jakie dane
społeczeństwo uznaje za podstawowe, decydują o kształcie jego polityki karnej.
Jedne systemy kładą większy nacisk na dyscyplinę społeczną, inne na wolność
jednostki i jej indywidualną odpowiedzialność za czyny. Można wyróżnić trzy
ideologie, które decydują o założeniach wymiaru sprawiedliwości:
ideologia dyscypliny społecznej
wynikająca z przekonania (coraz częściej podawanego w wątpliwość), że możliwy
jest skuteczny system prewencji; takie systemy skupiają się przede wszystkim na
ochronie społeczeństwa przez izolację najniebezpieczniejszych grup sprawców
(Rosja, USA – a więc kraje o najwyższej liczbie osadzonych);
ideologia abolicjonistyczna,
uznająca system więziennictwa za kosztowną machinę, która zamiast rozwiązywać
problemy społeczne, generuje nowe; akcent jest położony na obniżanie sankcji i
pozawięzienne sposoby reagowania na przestępczość – mediację czy prace na rzecz
społeczności (Finlandia, Szwecja);
ideologia resocjalizacyjna,
powszechna w XX wieku, pokutująca do dziś również w Polsce; wiąże się z
przekonaniem, że za pomocą kary więzienia można pozytywnie wpływać na sprawcę;
to założenie działa de facto jedynie w pojedynczych, bardzo kosztownych i
niemal „elitarnych" więzieniach w Wielkiej Brytanii.
JAK TO SIĘ ROBI W AMERYCE
Mark A. Godsey Profesor prawa na
uniwersytecie w Cincinnati, dyrektor Projektu Niewinność w Ohio
Problemem amerykańskiego prawa
karnego są przestarzałe lub złe jego elementy. Sam system nie jest gorszy od
tego, który znam z innych krajów, np. Wielkiej Brytanii. Poważnym problemem
jest błędne rozpoznawanie przestępców przez świadków, spowodowane ustawianiem
kilku osób naraz. Badania pokazują, że aby wyeliminować pomyłki, trzeba
pokazywać świadkowi podejrzanych pojedynczo. Poza tym należy stosować zasadę
double blind: zdjęcia podejrzanych powinien pokazywać detektyw, który nie ma
nic wspólnego ze sprawą. Kolejnym problemem są przesłuchania. Ludzie są
zastraszani i pod wpływem presji przyznają się do rzeczy, których nie zrobili.
Dlatego przesłuchania powinny być dokumentowane na wideo. Pomniejszym problemem
jest to, że adwokaci przyznani z urzędu są nieodpowiednio wynagradzani. Nie
przykładają się więc do obrony na tyle, na ile by mogli. USA są jednym z
niewielu krajów z tak łatwym dostępem do testów DNA, które bardzo często po
latach ujawniają niewinność skazanego i prowadzą do jego uwolnienia. Tymczasem
w Wielkiej Brytanii, jeśli skazany już odbywa wyrok, taki test może mu nie
pomóc. Czasem po prostu się go nie uznaje, bo o uniewinnieniu skazanego nie
decyduje sam test, lecz sędzia. Niestety, osobowość niektórych sędziów nie
pozwala im uwierzyć w wyniki badań DNA tak długo, jak długo są przekonani o
winie ludzi, których skazali. Niektórzy więźniowie mimo niepodważalnych dowodów
DNA nadal więc odsiadują wyroki. Mimo wszystko w systemie wymiaru sprawiedliwości
w USA chętniej przeprowadza się takie testy i bardziej się im ufa. Co się zaś
tyczy braku ławy przysięgłych oraz prawa precedensowego w innych krajach – tym
gorzej dla oskarżonego, bo jest już tylko na łasce sędziego.
DIAGNOZA W PIGUŁCE
Skalkulowane ofiary wymiaru
sprawiedliwości to koszt utrzymania porządku publicznego. W ten sposób państwo
upewnia obywateli, że system wymiaru sprawiedliwości jest skuteczny, szybki i
twardy.
System wymiaru sprawiedliwości
służy nie do wymierzania sprawiedliwości, ale do wymierzania kary potrzebnej,
aby społeczeństwo wierzyło w skuteczność obowiązujących praw.
Przełom techniczny w metodach
wykrywania przestępców zwiększył prawdopodobieństwo tego, że sprawiedliwość
oprócz zaspokajania oczekiwań społecznych będzie też służyć jednostce.
O tym, że najbardziej oczywista
metoda identyfikacji sprawcy – zeznania naocznych świadków – jest zawodna,
wiadomo od dawna. Zawodne jest także przyznanie się do winy domniemanego
sprawcy.
Autor: Rafał Przedmojski
Współpraca: Tomasz Sobola, Bartosz Pawłowski
„NEWSWEEK” nr 13/06, strona
104 PRAWO
PARAGRAF
DWIEŚCIE TRZY
Sądy zamykają w szpitalach psychiatrycznych zupełnie
zdrowych ludzi. Na badania. Niektórzy za pobyt w szpitalu muszą jeszcze
zapłacić.
Hanna Różańska z Poznania boi się otwierać drzwi własnego domu. Bo nie wie, czy ten, kto do nich puka, to nie listonosz. Wie za to, że na poczcie czeka list, który zrujnuje jej życie: skierowanie na zamknięte badania psychiatryczne. Wie też, że po takich badaniach, choć jest całkiem zdrowa, dostanie etykietkę wariatki.
Alicja Grynia z Zamorza (mała, drobna, oskarżona o to, że w 2002 roku "naruszyła nietykalność cielesną dwóch policjantów") i Marian Orzałkiewicz z Przeźmierowa (sądził się z sąsiadem), oboje z Wielkopolski, odbiór listu mają już za sobą. Po otwarciu koperty dowiedzieli się, że muszą poddać się badaniom w szpitalu psychiatrycznym.
Po Grynię policjanci przyjechali do pracy. - Byłam w szoku - mówi. - Gdy dowiedziałam się, że spędzę tam miesiąc, zaczęłam się wyrywać. Lekarze na całą noc zostawili mnie przypiętą pasami do łóżka.
Orzałkiewicz zgłosił się na badania sam. Okazało się, że jest zdrowy. - Ale wolałbym wylądować w więzieniu niż tam - stwierdza. Jak opowiedzieć to, co przeżył? Ten widok twarzy chorych, wykrzywionych lekami psychotropowymi, ze strużkami śliny cieknącej z ust? Boże, jak on się bał, że zostanie tam na zawsze. A potem, już po powrocie, znaczące spojrzenia ludzi. Był w psychiatryku, więc pewno nie bez powodu. Teraz na dodatek musi zapłacić za pobyt w "wariatkowie" 5,6 tys. zł w ramach kosztów sądowych. Bo przegrał sprawę z sąsiadem.
Artykuł 203 kodeksu postępowania karnego zezwala sądom i prokuratorom na kierowanie podejrzanych i oskarżonych na badania psychiatryczne, jeśli są podejrzenia co do ich poczytalności. Bez względu na wagę sprawy. W większości przypadków taką
ekspertyzę wykonuje biegły psychiatra podczas jednorazowego, ambulatoryjnego badania. Ale może stwierdzić, że to za mało, i wnioskować o umieszczenie w szpitalu. Co roku na oddziałach psychiatrycznych internowane są w ten sposób 3-4 tysiące osób, przebywają tam nawet po 6 tygodni. Obok brutalnych morderców i gwałcicieli - rozwodzące się żony, pechowi biznesmeni, a nawet ofiary przestępstw. Czasem ma to wymiar zwyczajnej szykany - tak jak w przypadku Zbigniewa Osewskiego.
On nawet nie widział swojej opinii psychiatrycznej. - Za każdym razem sąd w Starogardzie Gdańskim twierdził, że moich akt nie ma na miejscu - mówi. W jego sprawie orzekało dwóch psychiatrów ze starogardzkiego szpitala psychiatrycznego w Kocborowie. Skąd ich wątpliwości co do Osewskiego? - Orzekam w wielu sprawach - powiedział nam dr Krzysztof Woźny. - Nie pamiętam tego przypadku.
Osewski jest przerażony. Zaczęło się od tego, że miał wypadek. Przestał słyszeć na prawe ucho, nie widzi na prawe oko. Cierpi na pourazową depresję. Wystąpił do sądu o podwyższenie renty. Kiedy sędzia orzekł na jego niekorzyść, Osewski w nerwach zarzucił mu korupcję. Został oskarżony o pomówienie. Teraz sąd będzie sprawdzał jego poczytalność.
Tylko w marcu do Kocborowa na sześciotygodniową obserwację skierowano piętnaście osób. - Sygnały, że coraz więcej zdrowych ludzi musi przechodzić przez psychiatryk, docierają do nas coraz częściej - mówi Adam Bodnar z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. - Zaskarżyliśmy artykuł 203 do Trybunału Konstytucyjnego jako ten, który godzi w wolność osobistą. Fundacja interesuje się też konkretnymi sprawami ludzi zesłanych na badania. Kilka toczy się w Poznaniu. Wszystkie opiniował dr Włodzimierz Cierpka, który nie występuje nawet na liście biegłych. Tylko w ubiegłym roku wystawił poznańskim sądom aż 467 opinii. Każdego dnia musiał więc pisać średnio półtorej. - Sąd powoływał Cierpkę, bo szybko pracował - mówi Agnieszka Wejchert z biura prasowego poznańskiego sądu. Za każdą opinię dostawał 300 zł, co dało sumę ponad 140 tys. zł.
- To absurd! - zżyma się dr Jerzy Pobocha, przewodniczący Naukowej Sekcji Psychiatrii Sądowej Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego. - Mnie wystawienie jednej opinii zajmuje tydzień. W krajach zachodnich czy USA bycie biegłym sądowym psychiatrą to nobilitacja. Wymaga najwyższego stopnia specjalizacji, a pan Cierpka ma zaledwie pierwszy. A ilu jeszcze lekarzy pracuje podobnie jak ten psychiatra?
Hanna Różańska ma 42 lata i nastoletnią córkę. Od trzech lat się rozwodzi. - Znajoma, którą prosiłam, by poświadczyła, że mąż się nade mną znęcał, zażądała pieniędzy. Odmówiłam. Wytoczyła mi sprawę o nakłanianie do fałszywych zeznań.
No i się zaczęło. Biegłym był dr Włodzimierz Cierpka. - Badanie nie trwało 10 minut. Spytał, czy palę, piję, jakie przeszłam choroby. Dziwnie się zachowywał: pukał w stół, chrząkał, jakby chciał mnie zdezorientować. Nie wiedziałam, co o tym myśleć.
Lekarz wiedział. "Niektóre z prezentowanych przez nią objawów mogą świadczyć o toczącym się u niej procesie psychotycznym" - napisał i wnioskował o poddanie Różańskiej obserwacji w szpitalu. I sąd wysłał ją na sześć tygodni do Wojewódzkiego Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych Dziekanka w Gnieźnie. Kobieta wystarała się o badania u innych lekarzy. Dr Jerzy Pobocha: - Badałem ją. Uważam, że nie wymaga obserwacji w zamknięciu.
"Proces psychotyczny" toczył się także u innych bohaterów naszego tekstu. Przeglądając wystawione opinie, trudno oprzeć się wrażeniu, że są pisane według schematu. Zmienia się tylko nazwisko. - Mój mąż jest zamożnym człowiekiem - Renata Ramos przyjmuje nas w domu na Osiedlu Grzybowym pod Poznaniem. - Stać go na adwokatów. Udało im się wysłać mnie na jednorazowe badania, teraz chcą zamknąć mnie w szpitalu psychiatrycznym. Z takim piętnem trudno byłoby jej walczyć o prawo do opieki nad córką, którą ojciec zabrał do siebie.
Lekarz, zapytany przez reporterów TVN (dla nas był niedostępny), dlaczego po tak mało wnikliwym badaniu kieruje ludzi do psychiatryka, powiedział wprost: - Jestem urzędnikiem państwowym, który przez przypadek zna się na psychiatrii. To nie są moi pacjenci. W tej sytuacji nie obowiązują mnie przepisy etyki lekarskiej.
Dr Jerzy Pobocha napisał skargę do ministra sprawiedliwości na poznańskiego lekarza. Zapytał też, czy nie należy sprawdzić, ile biegli wydają takich opinii. Ministerstwo podziękowało za zainteresowanie, odpisując, że nie da się tego sprawdzić, bo brak odpowiednich przepisów. Ale wystarczy zerknąć w sądowe statystyki. - W każdym mieście jest grupa psychiatrów, którzy wydają ogromne ilości powierzchownych opinii - mówi Pobocha. Żeby nie łamać ludziom życia, trzeba przepisy zaostrzyć. Zdaniem Pobochy w Polsce powinno powstać Towarzystwo Psychiatrii Sądowej, może wtedy udałoby się opanować ten bałagan.
Janusz Górzyński z Poznania, oskarżony o to, że szarpał się z komornikami, też trafił na badania. Zapytany przez doktora Cierpkę, czy przyznaje się do zarzucanych czynów, odpowiedział: - Tylko wówczas, jak pan się przyzna do współżycia z Marsjanami.
Widać nie zrozumiał sytuacji, w jakiej się znalazł. I w jego dokumentach też dyskretnie "rozwija się proces psychotyczny".
Iza Michalewicz
„DETEKTYW”
06.2001 r. (Wydanie specjalne 2/2001) Z KRAJU I ZE ŚWIATA
ŻYCIE ZALEŻAŁO OD LABORANTKI
Amerykańskie Federalne Biuro Śledcze wszczęło dochodzenie w sprawie
nieudolnej laborantki policyjnej ze stanu Oklahoma, która przeprowadziła
eksperymenty kryminalistyczne w sprawach o najcięższe przestępstwa. Okazało się
, że kobieta podczas badań popełniała rażące błędy, które później stały się przyczyną pomyłek sądowych.
Jedną z ofiar laborantki jest niejaki Jeffrey Todd Piercę, skazany za gwałt na 65 lat więzienia. Oskarżony cały czas konsekwentnie twierdził, że jest niewinny. Jednak dopiero po odsiedzeniu 15 lat za kratkami przeprowadzono mu test DNA, który ponad wszelką wątpliwość potwierdził jego niewinność.
Ekspertyzy niedouczonej laborantki przyczyniły się do skazania na śmierć 23 osób, z których 11 już stracono a 12 oczekuje na egzekucję. Gubernator Oklahomy zapowiedział rewizję wszystkich procesów, w których zapadły wyroki oparte na ekspertyzach tej kobiety.
www.o2.pl | Czwartek [19.02.2009, 05:55] 1 źródło |
NIEWINNI TRAFIAJĄ ZA
KRATKI, ZBRODNIARZE CIESZĄ SIĘ WOLNOŚCIĄ
To przez błędy popełniane w laboratoriach kryminalistycznych.
Raport na ten temat przygotowali amerykańscy eksperci z National Academy of Sciences. Podkreślają oni pilną potrzebę tworzenia krajowych standardów i certyfikacji ekspertyz kryminalistycznych. Badania powinny być powierzane wyłącznie placówkom, które spełniają najwyższe kryteria.
Brak spójnych zasad powoduje, że wyniki ekspertyz kryminalistycznych przedstawianych w sądach mogą się różnić - twierdzą autorzy dokumentu.
Teraz dowody w postaci wyników badań DNA nie dają pewności i nie mogą przesądzać o winie. Doprowadziły one także do tego, że inne metody badań kryminalistycznych uważane są powszechnie za wątpliwe.
Rząd powinien poświęcić tej sprawie więcej uwagi, czasu i środków - powiedział Eric Holder, prokurator generalny. - Możemy rozwiązywać znacznie więcej spraw. TM
"WPROST' Numer: 8/2006
(1211)
ZIOBRO KONTRA KLIKA
SPRAWIEDLIWOŚCI
Kodeks postępowania karnego w ostatnich kilku latach
nowelizowano aż 25 razy, a tylko jedna zmiana zawierała 250 poprawek!
Zwolennik stalinowskich metod", "kłamca", "prawny dyletant". To tylko kilka epitetów, którymi jest obrzucany Zbigniew Ziobro. Przed nim żaden minister sprawiedliwości III RP nie był tak zaciekle atakowany przez polityków, prawników (szczególnie profesurę), przedstawicieli "trzeciej władzy", byłych funkcjonariuszy tajnych służb, a także przez dużą część mediów. Zbigniew Ziobro po prostu naruszył - jak kilka lat temu Lech Kaczyński, gdy został szefem resortu sprawiedliwości w rządzie Jerzego Buzka - ponadpartyjne układy i mafijno-przestępcze interesy. To te interesy i układy spowodowały, że Polska wciąż jest w czołówce europejskich statystyk dotyczących najgorszych praktyk wymiaru sprawiedliwości. Gdy Ziobro opowiedział się po stronie ofiar, a nie przestępców, po stronie prymatu prawa do sprawiedliwości zamiast prawa do resocjalizacji przestępców, został uznany za wroga publicznego numer jeden. W niepamięć poszły urazy prawniczej i inteligenckiej warszawki oraz krakówka, które utworzyły wspólny front przeciwko Ziobrze. To dowodzi tylko, jak silne były interesy, które naruszył.
Bunt trzeciej władzy?
Ziobro zakwestionował prawniczy geniusz polskiej profesury. Bo skoro prawnicy są tacy wybitni (w niektórych mediach określenia "wybitny" i "profesor prawa" są synonimami), to dlaczego napisane przez nich kodeksy są tak niedoskonałe. A są, skoro jesteśmy krajem najczęściej w Europie zmieniającym przepisy procedury karnej. Kodeks postępowania karnego (jego ojcem jest główny obecnie wróg ministra Ziobry, prof. Stanisław Waltoś) był w ciągu ostatnich kilku lat nowelizowany aż 25 razy, a tylko jedna ze zmian zawierała 250 poprawek! Mamy nie tylko złe prawo, ale i wielu złych sędziów, objętych tak szerokim immunitetem, jakiego nie mają ich koledzy w żadnym kraju Europy. W historii III RP było kilkadziesiąt głośnych spraw, w których w roli czarnych charakterów występowali sędziowie. Na jaw wychodziły ich powiązania ze zorganizowanymi gangami, łapówkarstwo, a czasem zwykła pazerność. I właściwie żadna z tych afer nie została do końca rozliczona. Nic dziwnego, że gdy Zbigniew Ziobro ogłosił chęć ograniczenia immunitetu, odebrania sędziowskiej korporacji decyzji w sprawach dyscyplinarnych czy rozliczania z efektów pracy, został nazwany "zamordystą" i "stalinistą". Tymczasem chodzi wyłącznie o normalność w wymiarze sprawiedliwości. I o walkę z patologami. - Znane są mi przykłady adwokatów, notariuszy, a nawet prokuratorów i sędziów uwikłanych w przestępcze układy. Chcę być tym, któremu uda się przeciąć ten wrzód i przywrócić Polakom wiarę w sprawiedliwość - mówi "Wprost" Zbigniew Ziobro. Nic dziwnego, że tego typu deklaracje wywołały bunt w środowisku sędziów i profesorów prawa, swego rodzaju wojnę państwa prawników przeciw państwu prawa.
Front pierwszy: korporacje
Co wywołało furię prawników? Sąd w Gliwicach wydał wyrok, który zwalniał właściciela katowickiej hali targowej z obowiązku odśnieżania dachu. Najprawdopodobniej pod ciężarem nie usuwanego śniegu dach się zawalił, zabijając 65 osób. Minister sprawiedliwości skrytykował orzeczenie, a wobec sędziego, który je wydał, rozpoczął postępowanie dyscyplinarne. Krajowa Rada Sądownictwa oburzyła się... ministerialną krytyką owego orzeczenia. Nie tym, że było ono niezgodne z prawem, nielogiczne i może być tragiczne w skutkach. Kilka dni później 375 osób, w tym ponad 100 profesorów, głównie prawa, opublikowało kuriozalny "Apel środowisk prawniczych". Przedrukowany w największych polskich gazetach i cytowany w mediach elektronicznych, komentowany był prawie wyłącznie przez jego sygnatariuszy. Jest to radykalny atak na ministra Zbigniewa Ziobrę i jego projekt reformy wymiaru sprawiedliwości.
"Zarówno język, jak i sposób działania obecnych władz przypominają łudząco czasy PRL" - piszą autorzy apelu. Na poparcie tego sformułowania, które jest więcej niż potępieniem, mają jeden przykład: odwołanie prof. Stanisława Waltosia ze stanowiska przewodniczącego Komisji Kodyfikacji Prawa Karnego. Dlaczego minister nie może zmienić składu komisji, która przygotowuje dla niego projekty? Tego z apelu się nie dowiemy. Profesor Waltoś nie podzielał poglądów ministra na prawo, którego reforma była jednym z najważniejszych elementów programu wyborczego PiS. Nic więc dziwnego, że ten mianował na to miejsce kogoś innego, a zasługi prof. Waltosia nie mają tu nic do rzeczy.
Dziennikarze "Wprost" odkryli, kto był inicjatorem apelu prawników. Okazuje się, że była nim... prof. Ewa Łętowska, była rzecznik praw obywatelskich, a obecnie sędzia Trybunału Konstytucyjnego. Jak to możliwe, że sędzia buntuje kolegów przeciwko własnemu ministrowi? - Można występować raz jako sędzia, a raz jako niesędzia. W tym wypadku wystąpiłam jako wiceprzewodnicząca Komitetu Nauk Prawnych - tłumaczy "Wprost" prof. Łętowska. I dodaje: - Gdybym nie była sędzią, tobym się pod tym apelem... podpisała.
Front drugi: autorytety
Można odnieść wrażenie, że sygnatariusze apelu kwestionują fundament demokracji, który polega na tym, że społeczeństwo za pośrednictwem swoich przedstawicieli tworzy prawa, a prawnicy mogą w tej kwestii jedynie służyć mu pomocą. Prawnicy podpisani pod apelem zdają się sądzić, że prawo winno się znajdować wyłącznie w ich kompetencji. "Wyrażamy głębokie zaniepokojenie zarówno formą, jak i treścią zmian wprowadzanych w prawie karnym i wymiarze sprawiedliwości. W naszym przekonaniu działania te ignorują rzeczywistą sytuację w kraju, a także dorobek nauki - wprowadzają opinię społeczną w błąd, są uzasadniane demagogicznie, a w efekcie psują prawo i naruszają zasady państwa prawnego" - napisali profesorowie.
Wypominając ministrowi sprawiedliwości metody rodem z PRL, podpisane pod listem prawnicze autorytety zapominają, że to właśnie kilkunastu sygnatariuszy tego listu tworzyło PRL-owski system prawny. Przykładem choćby prof. Wiesław Skrzydło. Ten konstytucjonalista w pierwszej połowie lat 80. pełnił funkcję sekretarza KW PZPR w Lublinie. Zanim dostąpił tego zaszczytu, spod jego pióra wyszły takie dzieła, jak "Kierownicza rola PZPR w społeczno-politycznym modelu gminy". Dowodzi on w nim, że "Polska Zjednoczona Partia Robotnicza jako przewodnia siła narodu wytycza kierunki rozwoju i ustala zasady, na jakich winna być oparta struktura organów państwowych". Wśród sygnatariuszy protestu jest również prof. Jan Baszkiewicz. W bogatym dorobku naukowym tego historyka znajduje się wstęp do "Wojny domowej we Francji" Karola Marksa. Kończy go taka konkluzja: "Niech lektura pięknego tekstu Marksa utwierdza nas w tej moralnej solidarności z komunardami Paryża".
Wśród przeciwników ministra Ziobry jest związany z Uniwersytetem Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie prof. Antoni Pieniążek, ostatni przewodniczący wojewódzkiej rady narodowej w Lubelskiem. Na początku lat 90. znalazł się on w radzie Pierwszego Komercyjnego Banku, założonego przez Davida Bogatina, biznesmena, którym interesowały się UOP, Interpol oraz amerykański wymiar sprawiedliwości. Wokół Bogatina skupiła się wtedy cała śmietanka komunistycznego establishmentu Lublina.
Inny podpisany pod apelem prawnik z UMCS to prof. Lech Antonowicz, który w latach 80. pełnił funkcję dziekana wydziału prawa i administracji. W historii uniwersytetu zapisał się m.in. związkami z SB. Dla jednego z pracowników znajomość z Antonowiczem skończyła się usunięciem z uczelni. - Wyciągnął mnie z egzaminu, który akurat przeprowadzałem. Zaprowadził do swojego gabinetu, gdzie czekało już czterech funkcjonariuszy. Oskarżono mnie o posiadanie maszyn poligraficznych, a mój pokój został bezprawnie przeszukany. Tydzień później wyleciałem pracy pracy - wspomina chcący zachować anonimowość były asystent.
Front trzeci: sitwy
Prawnicy podpisani pod apelem do ministra Ziobry dziwnym trafem publicznie się nie wypowiadali w sprawach patologii trzeciej władzy. A jest co leczyć, bo praktycznie żadna z afer z sędziami w rolach głównych nie została w III RP rozliczona. Najlepiej pokazuje to przykład Zbigniewa Wielkanowskiego, sędziego Sądu Rejonowego w Toruniu. W 2000 r. na łamach "Rzeczpospolitej" ukazał się artykuł dotyczący jego powiązań z tamtejszymi gangsterami. Choć Wielkanowski od tego czasu nie pojawił się już w sali rozpraw w charakterze sędziego, nie poniósł odpowiedzialności karnej. Sąd oczyścił go ze wszystkich zarzutów. Zadziałała korporacyjna solidarność.
Korporacyjna solidarność działała w wypadku sędziów prowadzących rozprawy po pijanemu. Sędzia Marek C. w 2001 r. pijany pojawił się w sali Sądu Rejonowego w Lublinie, a następnie nie poddał się badaniu alkomatem. Sprawa trafiła do sądu dyscyplinarnego. Marek C. został zawieszony na trzy lata, kasując przy tym co miesiąc połowę pensji. Na koniec dostał 50 tys. zł wyrównania i wykorzystał zaległy półroczny urlop. A po odpoczynku, jak gdyby nigdy nic, wrócił do pracy. Równie łagodnie postępowano z Hubertem P., innym lubelskim sędzią, który próbował orzekać, bełkocząc i chwiejąc się na nogach. Został skazany na... trzyletnie zamrożenie pensji.
Sędziego Jarosława M. z Opola cztery lata temu policja zatrzymała w towarzystwie wielokrotnie karanego sutenera Wiesława K. Zarzucono mu uchybienie godności zawodu. Nie czekając na zakończenie sprawy, Jarosław M. zdecydował się odejść z sądu, ale potem wycofał rezygnację. Na szczęście powrót do orzekania zablokował mu sam szef resortu sprawiedliwości. Wtedy M. odwołał się do sądu pracy, gdzie przyznano mu 180 tys. zł odszkodowania.
Front czwarty: immunitet
Polscy sędziowie mają najszerszy immunitet w Europie. Nic dziwnego, że zasłaniał się nim Marek Sadowski, minister sprawiedliwości w rządzie SLD, który w 1995 r. spowodował wypadek samochodowy. Potrącona przez niego kobieta została kaleką. Prokuratura nie mogła mu jednak postawić zarzutu, bo chronił go immunitet - najpierw sędziowski, a potem prokuratorski. Sadowski był kolejno sędzią (gdy zdarzył się wypadek), ministrem i prokuratorem krajowym. Na to ostatnie stanowisko powołał go jego następca, Andrzej Kalwas. Co ciekawe, zrobił to w pierwszym dniu urzędowania. Do sądu Sadowskiego udało się doprowadzić dopiero po nagłośnieniu sprawy przez media.
Front piąty: mity
Prawniczych sitw przez lata nie dostrzegali teoretycy prawa i większość dotychczasowych ministrów sprawiedliwości. Na pytanie, dlaczego polskie sądy pracują tak źle i mają tak złą opinię w społeczeństwie, dawali jedną odpowiedź: niedoinwestowanie i braki kadrowe. Tymczasem to mit. Według najnowszych badań przeprowadzonych przez Instytut Wymiaru Sprawiedliwości pod kierownictwem prof. Andrzeja Siemaszki, pod względem liczebności kadry sędziowskiej stanowimy europejską potęgę - w Polsce pracuje 8963 sędziów. Więcej jest tylko w Niemczech, ale to kraj ponad dwukrotnie ludniejszy od Polski. W Polsce na 100 tys. mieszkańców przypada ponad 23 sędziów. Dla porównania: w Szwecji niespełna 19, we Włoszech - 12, a w Anglii - jedynie 4. W dodatku polscy sędziowie mają o wiele mniej pracy niż angielscy: na sędziego w Warszawie przypadają rocznie 203 sprawy (wpływające do sądów pierwszej instancji), podczas gdy na sędziego z Londynu - aż 1477.
Polskie sądy nie są też wcale niedofinansowane - przekonuje w swoich badaniach prof. Andrzej Siemaszko. Pod względem nakładów budżetowych na sądownictwo (licząc procentowo) jesteśmy na drugim miejscu w Europie: na sądy przeznaczamy co roku 1,78 proc. budżetu. Więcej od nas (1,87 proc.) wydają tylko Norwegowie, a o wiele mniej Niemcy (0,83 proc.), Holendrzy (0,52 proc.), a przede wszystkim Brytyjczycy, którzy na sądownictwo przeznaczają jedynie 0,14 proc. budżetu.
Front szósty: humanitaryści
Zbigniew Ziobro chce odejść od dominującej w Polsce przez ostatnie lata zasady prawnego humanitaryzmu. Co więcej - w rozmowie z "Wprost" nie wyklucza nawet, że podejmie kroki, by autorzy złego prawa III RP ponieśli jakieś konsekwencje za tworzenie przepisów, które pomagały się rozwijać mafii w Polsce.
Choć przestępczość w Polsce rosła, dominujące lobby prawników domagało się łagodzenia i ograniczania karania. Tego samego zdania jest cały czas prof. Stanisław Waltoś, który przekonuje dziennikarzy "Wprost", że skala przestępczości w Polsce spada. Sygnatariusze niedawnego apelu prawników napisali pompatycznie o "dorobku nauki", choć wiedzą, że między prawnikami istnieją przeciwstawne poglądy na temat podstawowych kwestii z ich dziedziny. Ogromne badania porównawcze przeprowadzone w USA udowodniły, że resocjalizacja, która dla polskich prawników ciągle jest główną funkcją kary, prawie nie funkcjonuje. Pokazały również, że istnieje statystyczna zależność między łagodzeniem kar a wzrostem przestępczości. Można, oczywiście - jak to robi wielu prawników, w tym grupa podpisana pod apelem - ignorować te dane, tak jak i zdrowy rozsądek. Trudno jednak bez popadania w sprzeczność odwoływać się w takim wypadku do "dorobku nauki".
Front siódmy: demagodzy
Polscy prawnicy mają o sobie wyjątkowo dobre zdanie i nigdy nie przyznali się do porażek, za które słono płacimy wszyscy. Kodeks karny autorstwa Andrzeja Zolla trudno uznać za sukces, zaś kodeks postępowania karnego stworzony pod kierownictwem Stanisława Waltosia jest przyczyną wielu problemów z osądzaniem przestępstw. Ich twórcy i środowisko prawnicze nadal jednak uważają, że nie popełnili błędu. I są w tym bardzo solidarni.
Trudno w Polsce dostrzec wielkie debaty prawne, które toczą się na Zachodzie. Próbuje je organizować właściwie tylko fundacja Ius et Lex. Uczestniczy jednak w nich niewielu członków prawniczego establishmentu. Natomiast szef fundacji, Janusz Kochanowski, stał się obiektem nagonki współorganizowanej przez to środowisko z powodu nominowania go na stanowisko rzecznika praw obywatelskich. Głównym argumentem - obok niepoprawnych poglądów - był brak habilitacji, jakby to dość wątpliwe rozwiązanie, bez którego obchodzą się na przykład wszystkie kraje anglosaskie, miało fundamentalne znaczenie.
Front ósmy: PRL
Przy "okrągłym stole" przyjęto uznawaną w całym cywilizowanym świecie zasadę, zgodnie z którą politycy nie mogą odwoływać sędziów. Problem w tym, że ta zasada, stanowiąca rzeczywiście element państwa prawa, wymaga, aby wcześniej sędziowie ci byli mianowani również zgodnie z normami państwa prawa. Trudno jednak za takie uznać PRL. Środowisko samo się nie oczyściło, co musiał przyznać nawet jeden z sygnatariuszy apelu do ministra Ziobry, prof. Adam Strzembosz, który kiedyś na ten cud liczył. Zasada sędziowskiej niezawisłości została potraktowana jako tarcza przed krytyką, a immunitet stał się gwarancją bezkarności. Nie wiadomo, po co istnieją w tym środowisku komisje i sądy dyscyplinarne. Warto przypomnieć, że niezawisłość sądów nie jest celem samym w sobie, ale środkiem do tworzenia państwa prawa. Jeśli zaczyna prowadzić do odwrotnych konsekwencji, należy się zastanowić, jak z tym problemem sobie poradzić.
W 1981 r. w Anglii środowisko uniwersyteckich ekonomistów w liście otwartym przestrzegało przed katastrofą, jaką spowoduje kontynuowanie reform Margaret Thatcher. Na szczęście dla Anglii, Żelazna Dama nie przejęła się nim zbytnio. Miejmy nadzieję, że rządzący w Polsce potraktują w ten sam sposób apel prawników, który nie tylko straszy PRL, ale i wyrasta z PRL. Podobnie jak cały wymiar sprawiedliwości i myślenie tzw. prawniczych autorytetów.
BUNT PRAWNIKÓW
* prof. Maksymilian Pazdan
były rektor Uniwersytetu Śląskiego
"My, którzy pamiętamy PRL, poznaliśmy różne twarze systemu totalitarnego, również uniemożliwianie dyskusji. Odwołanie prof. Waltosia to decyzja, która przypomina działanie ówczesnych władz". "Gazeta Wyborcza", 11.02.2006 r.
* prof. Zbigniew Ćwiąkalski
karnista z Uniwersytetu Jagiellońskiego
"Zmiany proponowane przez ministra Ziobrę są praktycznie powrotem do przepisów kodeksu z 1969 r. Słychać powrót do retoryki, której używano w 1985 r., wprowadzając ustawę o szczególnej odpowiedzialności za niektóre przestępstwa. Szef MSW Czesław Kiszczak mówił wówczas, że profesorowie to pięknoduchy, a klasa robotnicza ma prawo domagać się surowego karania. Ta polityka skończy się takim samym fiaskiem jak ta z lat 1985-1989".
"Gazeta Wyborcza", 11.02.2006 r.
* prof. Stanisław Waltoś
były przewodniczący Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Karnego
"Minister Ziobro nieustannie lansuje potrzebę zaostrzania kar. Traktuje je niemal jako wartości samodzielne, oderwane od celu, i zdaje się uważać, że sprawca przestępstwa to jakiś inny gatunek człowieka. Gatunek, któremu nie przysługuje ludzka godność. Tak nie wolno myśleć! To wbrew cywilizacyjnym standardom, wbrew wartościom chrześcijańskim i światopoglądowi katolickiemu, na który powołuje się partia pana Ziobry".
"Gazeta Wyborcza", 14.02.2006 r.
* Piotr Górecki
sędzia i rzecznik prasowy Krajowej Rady Sądownictwa
"Wbrew niektórym wypowiedziom zagrożenia niezawisłości sędziowskiej ze strony władzy wykonawczej są wciąż realne".
Polska Agencja Prasowa, 13.02.2006 r.
* prof. Piotr Winczorek
prawnik z Uniwersytetu Warszawskiego
"Jeśli [Zbigniew Ziobro] nie podejmie dialogu, to będzie miał kłopoty".
"Trybuna", 14.02.2006 r.
* Czesław Jaworski
były prezes Naczelnej Rady Adwokackiej
"Minister, tak jak każdy, może komentować wyroki, ale nie może ich ośmieszać. Także ośmieszać sądów i sędziów. A powiedzenie ministra, że dwa razy dwa dla sądu może nie być cztery, jest pewnym nadużyciem".
"Rzeczpospolita", 10.02.2006 r.
Autor: Bronisław Wildstein, Grzegorz Pawelczyk
Współpraca: Ewa Ornacka, Michał Krzymowski
„FAKTY
I MITY” nr 21, 29.05.2003 r. KOMENTARZ NACZELNEGO
CHICHOT KAFKI
W szkole podstawowej, a później w liceum, miałem szczęście do światłych nauczycieli, którzy robili, co mogli, aby przełamać naturalny opór dziecka wobec wszelkiej nauki. Pamiętam, jak moja ulubiona pani polonistka przekonywała nas, że im książka, film lub teatr są bardziej niezrozumiałe, czyli ciężkie w odbiorze (np. Mrożek), tym są mądrzejsze i głębsze treści ze sobą niosą. To mnie zmusiło do przeczytania i obejrzenia wielu wartościowych rzeczy. Właśnie o tym sobie pomyślałem, kiedy jakiś czas temu odechciało mi się oglądania reality show pod nazwą zeznania przed sejmową komisją śledczą. Otóż komisja ta, poza własną
syzyfową pracą szukania mocodawców Rywina, ukazuje nam głębsze pokłady mułu zalegające na dnie polskiej rzeczywistości. Muł tworzą całe kolonie robali o nazwie paradoksy, robali pasożytniczych i uciążliwych dla całego (eko)systemu.
W naszym pięknym kraju mądrych ludzi funkcja prokuratora generalnego (czyli szefa od ścigania przestępców wszelkiej maści) została połączona ze stanowiskiem ministra sprawiedliwości. Stało się to za ministrowania Aleksandra Bentkowskiego w rządzie Mazowieckiego. Wcześniej prokuratura generalna podlegała Radzie Państwa. Po zlikwidowaniu tejże, zamiast powołać niezależną od nikogo instytucję, ewentualnie podporządkować prokuratora generalnego prezydentowi, sejm kontraktowy włożył wszystkie sznureczki w ręce rządu. Tym samym niezawisłość trzeciej władzy – sądowniczej – będąca jednym z wyróżników demokratycznego państwa, stała się w Polsce fikcją.
W niemal wszystkich krajach Europy, i reszty cywilizowanego świata, funkcje prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości podległego premierowi są rozdzielone. Dlaczego? Ano dlatego, żeby nie doszło do takich paradoksów: Premier Leszek Miller przesłuchiwany jest w prokuraturze. Przesłuchuje go prokurator apelacyjny, którego całe zawodowe życie zależy od kolejnych w drabinie zależności przełożonych. U szczytu tej drabiny stoi prokurator generalny – minister sprawiedliwości Grzegorz Kurczuk. Na ostatnim szczeblu okrakiem siedzi premier Miller, ten zaś każdego ministra może wywalić z roboty z dnia na dzień – tak jak to zrobił np. z Barbarą Piwnik. Tworzy się chorobotwórczy, schizofreniczny paradoks: najuczciwszy nawet „niezawisły” prokurator, chcąc być dobrym pracownikiem będącym w zgodzie z pragmatyką swojego urzędu, musi tak postępować, jak nakazuje mu ważniejszy od niego prokurator. Ten zaś ma kolejnych szefów nad sobą... aż do Kurczuka i Millera. O uczciwie przeprowadzonym śledztwie można zapomnieć. To mniej więcej tak, jakby mój dziennikarz publicznie ujawnił, że dałem prymasowi Glempowi 100 tysięcy za obsobaczenie w telewizji „Faktów i Mitów” przy okazji orędzia wielkanocnego. Przestępstwo z mojej strony jest ewidentne, Glemp się z zadania wywiązuje, ale uczciwy dziennikarz szukać będzie nowej roboty jak amen w pacierzu. Po prostu nie ścierpię gościa pod swoim dachem. Nie trzeba udowadniać, jak bardzo takie zależności w strukturach najwyższej władzy sprzyjają oligarchicznym układom i jak bardzo są one... tak, tak – właśnie korupcjogenne. Chory i z założenia skorumpowany system śledzi później i tropi autorów afery korupcyjnej! I to jest Polska właśnie.
W końcu sam Kurczuk przed komisją śledczą przyznał, że nie mógł wszcząć śledztwa w sprawie Rywina, bo mu to odradzał Miller. A przecież „odradzanie” szefa jest rozkazem!
Teraz opozycja żąda głowy Kurczuka, bo z racji zajmowanego stanowiska miał on obowiązek uruchomić machinę prawną po tym, jak dowiedział się o korupcyjnej propozycji. Słusznie? Tylko teoretycznie. Kurczuk jest bowiem tylko zakładnikiem oczywistego systemu podległości służbowych i byłby szaleńcem,
sprzeciwiając się premierowi. W najlepszym razie Kurczukowa nie wpuściłaby go do domu. Ale to nie koniec. Nikt nie przeczy, że funkcja ministra jest w Polsce funkcją polityczną z klucza partyjnego. Aby więc objąć przewodnictwo jednego z resortów, nie trzeba mieć stosownego wykształcenia (na przykład minister spraw wewnętrznych, wicepremier i mechanik samochodowy w jednym – Janusz Tomaszewski). Jeśli zatem minister sprawiedliwości jest zarazem prokuratorem generalnym, to z założenia sprzyja i reprezentuje określoną, tj. własną, opcję polityczną, ewentualnie dodatkowo lobby mechaników samochodowych. Jak sobie w takim razie wyobrazić SLD-owskiego ministra-prokuratora, który ściga za nadużycia jakiegoś barona SLD, swojego kolegę i najczęściej przyjaciela samego premiera, własnego przełożonego, szefa SLD?
W USA prokuratora generalnego mianuje Kongres i jest to zazwyczaj osoba zaufania publicznego, spoza jakichkolwiek układów. Dodatkowo musi mieć świetne przygotowanie prawnicze i pasmo sukcesów zawodowych na koncie. Dlatego też tamtejsza prokuratura może ścigać każdego, choćby samego prezydenta za penetrację cygarem panny Moniki Lewinsky. I włos takiemu prokuratorowi z głowy nie spadnie.
Polskie sądownictwo w ogóle jest chore, a psuje się – jak widać – od głowy. Często ma też wzgląd na osoby, o czym pisałem tydzień temu.
Współczuję każdemu (w tym sobie), kto, funkcjonując w chorej polskiej rzeczywistości, trafia do chorego, ale jakże wysokiego sądu. Wyłączając prawdziwych przestępców, którym się należy, uczciwi obywatele są tam narażeni na pomiatanie i szykany. Niestety, również – zbyt często! – na niesprawiedliwy wyrok. Nieodparcie nasuwa się tu porównanie do „Procesu” Kafki, gdzie główny bohater, Józef K., jest psychicznie miażdżony przez bezduszną i skorumpowaną machinę „prawa”.
Skala zjawiska choroby trzeciej władzy (m.in. rosnąca ciągle liczba spraw w sądach) powinna wymusić jakieś odgórne decyzje, reformy i to nie tylko w ministerstwie sprawiedliwości.
Za niedopuszczalny uważam np. brak jakiejkolwiek edukacji prawniczej, i to już na poziomie szkoły średniej (tymczasem tu i ówdzie wprowadza się trzecią godzinę bzdurnej katechezy). Każdy dorosły obywatel powinien znać podstawy prawa cywilnego oraz karnego, choćby po to, żeby nie zrugał go bezpodstawnie dzielnicowy, nie wycyckał własny adwokat, o składzie sędziowskim nie wspominając. Poza tym, już Sokrates twierdził, że nieznajomość prawa zwalnia człowieka z obowiązku jego przestrzegania, a ludzie źli to po prostu ludzie nieświadomi popełnianego przez siebie zła. Trochę przesadził. Rządzący nami pieprzą wszystko zupełnie świadomie i fakt ten nie może nastrajać optymistycznie, podobnie jak prawda, że wykonują tylko rozkazy przełożonych. Świadczyć to może tylko o chorobie całego organizmu państwa i wybitnie źle się kojarzy.
Jonasz
„FAKTY I MITY” nr 21, 27.05.2004 r.
PRZYCHODZI
POLAK
DO POLAKA
Kraj
toczony jest
przez
robaka korupcji.
Od
ministra począwszy,
na
pomocy
księgowej
urzędu
gminy,
pannie Krysi,
skończywszy
–
wszędzie można
coś
za coś załatwić,
kupić,
dostać. Mówi
o
tym najnowszy raport
NIK.
Jak ów wstrząsający dokument
potraktowali wybrańcy narodu – posłowie?
A
tak, że setki egzemplarzy
raportu
NIK odnaleźliśmy w postaci
pasków
w parlamentarnej
niszczarce
dokumentów, a jeszcze
więcej
w sejmowym koszu na śmieci.
Ale jeden skrypt jakimś cudem
ocalał i trafił do naszych rączek. Oto
jego streszczenie.
Pod raportem podpisana jest pani
Alina Hussejn. Ta dzielna niewiasta
o walecznym nazwisku od
wielu lat próbuje walczyć z korupcją,
lecz przypomina to zmagania
Don Kichota z wiatrakami. Jej firma
(NIK) w latach 1996–2003 sformułowała
m.in. 77 wniosków
o zmianę prawa na mniej korupcjogenne.
Żaden
z nich nie został
zrealizowany! Dlaczego? A dlatego,
że – jak wynika z raportu
– decydentom z korupcją jest bardzo
po drodze.
_ _ _
Dokument Najwyższej Izby
Kontroli opisuje kilka głównych mechanizmów
sprzyjających korupcji:
1. Nieprzejrzystość prawa oraz
częstą jego zmienność. Na przykład
w roku 2000 urzędnicy, parlamentarzyści
i ministrowie wyprodukowali
7456 stron rozmaitych edyktów
prawnych, ale już rok później
było tego 13 132, zaś w roku 2003
pobito rekord, tworząc ponad 18
tysięcy
stron przepisów. Eksperci
NIK
zakładają, że rozmaici lobbyści
kupili
co najmniej 10 proc.
tego prawa! Innymi słowy, ok. 1800
stron Dziennika Ustaw pisanych jest
pod dyktando ludzi, którzy czerpią
z tego wielkie korzyści. Zwykły Kowalski
nic w tym momencie nie może?
Otóż może. Mianowicie ma
szanse – i to duże – kupić sobie
urzędniczą decyzję. Urzędnik, który
w gąszczu praw czuje się jak ryba
w wodzie, powie tak: pięć stów
i będzie tak, jak chcesz. Co ciekawe,
wcale nie ominie jurysdykcji,
tylko wykorzysta jej niespójność;
2. Brak odpowiedzialności urzędnika
za mylne decyzje – zasada:
„Róbta, co chceta” – obowiązuje od
gminy do ministerstwa. Nawet jeśli
jakaś kontrola wykaże, że dyrektor
wydziału Malinowski sknocił wszystko,
co miał do sknocenia, to i tak
zazwyczaj włos mu z głowy nie spadnie.
Dlaczego?
Bo errare humanum
est. Malinowski nie jest nieomylny
jak papież, za to jest z nadania politycznego
i jakieś SLD albo jakiś
PiS czy inny LPR pierwej dadzą sobie
krwi upuścić, niż pozwolą na zrobienie
krzywdy „swojemu”; tym bardziej
gdy ten dzieli się zdobyczą ze
stadem. Przykład? Służymy: niejaki
Chruszcz z LPR – wiceprezes Wojewódzkiego
Fundzuszu Ochrony
Środowiska i Gospodarki Wodnej
w woj. mazowieckim – miał poważne
kłopoty z kontrolerami NIK (brak
nadzoru nad kasą), więc został przez
swoich partyjnych kolegów czym prędzej
przeniesiony na fotel wicemarszałka
województwa łódzkiego.
I wszystko gra!
A pan
niezatapialny Adam
Czartoryski z PiS? Jegomość ten
przegrał wybory na prezydenta
Ostrołęki, został więc przerzucony
do biura województwa mazowieckiego.
Tam też nie poszło mu najlepiej,
przeto znaleziono mu synekurkę
wicemarszałka. Piastuje ją do
dziś. Z takim samym skutkiem.
_ _ _
Inne przygnębiające przykłady:
1.
W jednej trzeciej skontrolowanych
przypadków
wydawania
zezwoleń
na budowę
hipermarketów
burmistrzowie
nie
mieli prawa podjąć takich
decyzji. A wydawali... w sprzeczności
z własnymi planami zagospodarowania
przestrzennego.
A dlaczego wydawali? Odpowiedzmy
sobie sami uzbrojeni
w wiedzę, że np. w Jabłonnie zgodę
na taką budowę służby burmistrza
zwyczajnie podrobiły,
a w takim Płocku prezydent powiedział
hipermarketowi TAK
wbrew opinii wojewódzkiego inspektora
ochrony środowiska.
2. W tejże Jabłonnie upłynniono
ponad 18 ha ziemi (też pod
hipermarket)
za 6,4 mln zł. (na
raty!),
a nabywca siedem dni
później sprzedał grunty za 22,7
mln – gotówką! Pięknie?
3. W Radomiu sprzedano na
przetargu działkę, choć władze
dobrze wiedziały, że z drugiej ręki
kupi ją supermarket za trzy
razy więcej. I kupił.
4. W Piasecznie, Płocku, Radomiu
i Ostrowi Mazowieckiej
władze miejskie i gminne nie miały
czasu policzyć powierzchni
wybudowanych hipermarketów,
więc płaciły one znacznie mniejsze
podatki niż powinny. Kto stracił,
a kto zarobił?
5. Popatrzmy teraz na budowę
nowego terminalu lotniczego na
Okęciu, zleconą przez Przedsiębiorstwo
Porty Lotnicze. To jeden z największych
przetargów ostatnich lat
opiewający na kwotę 200 milionów
dolarów, ogłoszony bez stosownej
zgody wojewody mazowieckiego,
który miał wątpliwości co do tzw.
strefy ochronnej. Już w fazie wstępnej
poszły się paść 444 tys. zł wydane...
diabli i NIK twierdzą tylko,
że nie wiadomo, na co. Później było
jeszcze ciekawiej, bo jak przetarg
wygrywał nie ten, kto powinien,
to zmieniano przetargową komisję.
W sumie siedem razy ją zmieniano!
Mówi wam to coś?
6. Samorząd Świdnicy sprzedał
osobie fizycznej miejską działkę za
4 miliony złotych, a ta „fizyczna”
sprzedała ją trzy miesiące później
pod hipermarket za 13 milionów.
Oczywiście w Świdnicy wszyscy mają
czyste ręce. Nieprawdaż?
7. W Laskowicach kierownik
miejskiego wydziału inwestycji i architektury
kupił ziemię w mieście
(29 ha) za jedną dwudziestą jej ceny.
Ten „cud” był możliwy dlatego,
że pan kierownik sam sobie przekwalifikował
działki z budowlanych
na rolne.
8. Od wielu lat urzędnicy geodezji
i kartografii, a także nadzoru
budowlanego – jak Polska długa
i szeroka – pracują na dwóch etatach.
Jeden – to ten „zatwierdzacza
i decydenta” w urzędzie, zaś
drugi – to prywatny wykonawca prywatnych
zleceń. Potem pan Kowalski
zatwierdza sam sobie własne
(albo np. żony) decyzje. Takie praktyki
stwierdzono w 180 miastach
i powiatach. Skrajne przypadki to np.
Myślenice, gdzie podobny proceder
uprawiały całe rodziny urzędników
zatrudnionych w urzędach.
9. Pięćdziesiąt sześć milionów
złotych (sic!) kosztowały – jak zawsze
nas, podatników – analizy (niby)
potrzebne do budowy autostrad.
Przetargi na owe analizy wygrały
dwie firmy. Zdaniem NIK, większość
tych opracowań można potłuc
o kant dupy, a za przykład niech
nam posłuży dokument sporządzony
przez Price Waterhouse dostarczony
Generalnej Dyrekcji Dróg
Krajowych i Autostrad w ciągu 11
dni od zlecenia (mistrzowie świata!).
Audyt okazał się całkowicie
nieprzydatny, choć GDDKiA zapłaciła
zań ponad 130 tysięcy euro.
_ _ _
To naprawdę tylko garść przykładów.
Po raz ostatni, nim nas głowa
rozboli, oddajmy głos kontrolerom
NIK. Piszą oni w raporcie
tak: „Stwierdzono,
że niektóre umowy
(np. na doradztwo przy autostradach
–
dop. red.) wykonywane
były
na podstawie ustnych zamówień
złożonych
przez podsekretarza stanu
w
ministerstwie infrastruktury Wojciecha
Jończyka (ministerstwo Pola
–
dop. red.). Wydane w tym trybie
nieformalne
zlecenia nie określały
nawet
wartości prac. Wydano na
to
1,3 mln złotych (w tym rachunki
za
12 podróży lotniczych urzędników
ministerstwa)”.
Raport NIK liczy blisko 170
stron. Na pełną jego publikację musielibyśmy
poświęcić kilka numerów
„FiM”. Z braku miejsca podsumujmy
to wszystko. Zdaniem kontrolerów,
w
Polsce już w Sejmie
RP
prawo tworzone jest specjalnie
w
taki sposób, aby było korupcjogenne,
niejasne,
płynne.
Najwyższa Izba Kontroli przytacza
setki przykładów korupcji (przytoczyliśmy
tylko kilka), a robaka toczącego
Polskę opisuje w konkluzji
tak: „Urzędnicy
czy funkcjonariusze
państwowi
w administracji
i
gospodarce podejmują decyzje na
ogół
bez bieżącej i systematycznej
kontroli
ich prawidłowości. Nierzetelni
urzędnicy
dopuszczający się nadużyć
mogą
liczyć, że nikt ich nie
odkryje.
W dalszym ciągu w wielu
instytucjach
poza inspektorami NIK
nie
stanęła noga żadnego innego kontrolera”.
Marek
Szenborn, Anna
Karwowska
"WPROST" nr
2(1205), 15.01.2006 r.
ŚLEPA TEMIDA
JAK SZYBKO I BEZ DODATKOWYCH PIENIĘDZY USPRAWNIĆ PRACĘ SĄDÓW
Żadna reforma sądownictwa się nie uda bez zlikwidowania nieodpowiedzialności urzędników (w tym prokuratorów, komorników i sędziów) za swoje decyzje, nadmiernie i niepotrzebnie skomplikowanego prawa i złej organizacji pracy sądów. Te trzy czynniki decydują o błędach w orzekaniu, które powodują, że sprawa zamiast zostać raz załatwiona dobrym orzeczeniem, trafia do apelacji i wraca do ponownego rozpatrzenia (i to dobrze, jeśli jeden raz). Efekt jest taki, że sądy wykonują niekiedy kilka razy tę samą pracę, zamiast raz wykonać ją dobrze. Wydawanie dobrych orzeczeń już w pierwszej instancji zmniejszyłoby ich pracę o ponad połowę.
LECZENIE GORSZE OD CHOROBY
PiS chce wprowadzić sądy doraźne dla sprawców złapanych na gorącym uczynku, czyli - jak to nazwał sędzia wiceminister Andrzej Kryże - "sądy jednodniowe". Ten pomysł absolutnie nie przejdzie w Unii Europejskiej, bo oznacza rezygnację z rzetelnego postępowania dowodowego i ograniczenie prawa do obrony. Niczego nie rozwiązuje też w sprawach cywilnych, lecz jedynie w karnych. Poza tym to przywracanie bocznymi drzwiami niesławnych kolegiów do spraw wykroczeń, których likwidacja była jednym z większych osiągnięć III RP. PiS chce też wprowadzić możliwość występowania wobec dłużników od razu do komornika, bez wyroku sądowego, jeśli ma się umowę i wystawioną fakturę. Ten pomysł też jest niedopuszczalny, bo można mieć umowę i fakturę (nawet podpisaną), a wcale nie dostarczyć towaru lub nie wykonać usługi albo wykonać ją źle i wówczas należność (mimo umowy i faktury) nie istnieje. Ten pomysł otwiera wielkie pole do nadużyć, jest wręcz kryminogenny. Poza tym niczego on nie usprawni, tylko spowoduje lawinę postępowań przeciwegzekucyjnych.
GŁÓWNY PROBLEM - ZŁA JAKOŚĆ ORZECZNICTWA
W polskich sądach sprawy najczęściej wyglądają tak: pierwsza rozprawa odbywa się najwcześniej po roku od jej wniesienia do sądu. Jeśli strona w sprawie cywilnej występuje o zwolnienie z wpisu, przedłuża to postępowanie średnio o pół roku. Można to zmienić, zastępując wpisy sądowe przed rozpatrzeniem sprawy zasądzaniem kosztów sądowych na końcu. Wnioski stron w sprawie kosztów sądowych nie przedłużałyby wtedy postępowania. Dziś bez decyzji o kosztach nie można rozpocząć sprawy.
Sędziowie prowadzą wiele spraw jednocześnie i przerwy między rozprawami w tej samej sprawie trwają od dwóch do czterech miesięcy, a nawet dłużej, zaś jedna rozprawa zajmuje godzinę, maksimum dwie. Jeśli strona w postępowaniu cywilnym zgłasza na przykład sześciu świadków, to ich przesłuchanie odbywa się w ciągu co najmniej trzech rozpraw, a więc trwa od pół roku do roku. W jednej ze spraw strona zgłosiła świadka, który trzy razy nie stawił się w sądzie, a gdy wreszcie przyszedł, zeznał, że nic nie pamięta. Ten świadek przeciągnął postępowanie o dwa lata, za co został ukarany grzywną w wysokości 50 zł.
Przy długich przerwach i wielu sprawach prowadzonych jednocześnie sędziowie często nie pamiętają, czego dotyczy właśnie rozpatrywana sprawa i co znajduje się w aktach. Niekiedy jest tak, że sędzia czytał akta raz na początku, a później tylko ostatnie pisma procesowe; po kilku latach procesu nie pamięta on nawet treści pozwu. Oczywiście, prawo wymaga, by sędzia dokładnie znał akta. Jeśli jednak tego samego dania prowadzi np. osiem rozpraw, to musiałby być geniuszem, by pamiętać treść zeznań w każdej z nich.
Wniosek jest prosty: sędzia powinien prowadzić jedną, maksymalnie dwie sprawy jednocześnie. A można to osiągnąć w sposób dawno już stosowany w innych krajach (USA, Wielka Brytania). Na wokandę wnosi się tylko jedną sprawę i trwa ona cały dzień. W dużej części spraw będzie to jedyna rozprawa zakończona wyrokiem. Najczęściej będzie to w dodatku wyrok dobry, trudny do obalenia w ewentualnej apelacji, bo sędzia i strony znają wszystko na świeżo, nie muszą wielokrotnie czytać akt, nie mylą osób i faktów itp. Taka sprawa nie wróci już do ponownego rozpatrzenia. Jeśli nie da się zakończyć postępowania podczas pierwszej rozprawy, kolejną wyznacza się następnego dnia od rana albo za kilka dni, ale nie za dwa miesiące! Dopiero wtedy, gdy dłuższa przerwa jest konieczna (np. kogoś skierowano na obserwację psychiatryczną trwającą sześć tygodni), sędzia może rozpatrywać inną sprawę, ale to musi być wyjątek.
Krzysztof Łoziński
"WPROST' Numer: 4/2006 (1207) LISTY OD CZYTELNIKÓW
ŚLEPA TEMIDA
Wszystkie informacje zawarte w artykule "Ślepa Temida" (nr 2) dotyczące sprawy prowadzonej przez Sąd Okręgowy w Warszawie, sygn. akt: III C 164/04, są nieprawdziwe. W rzeczywistości - inny, niż podano - jest przedmiot tego procesu, inne są jego strony, inaczej także przebiegało postępowanie dowodowe. W sprawie tej nie toczyło się również postępowanie odwoławcze.
SSO WOJCIECH MAŁEK
rzecznik prasowy
Sądu Okręgowego w Warszawie
***
Wbrew temu, co napisał Krzysztof Łoziński w artykule "Ślepa Temida", adwokaci nie mają interesu finansowego w wielokrotnym przychodzeniu do sądów. Nie ma przepisów prawnych, które by taki stan rzeczy sankcjonowały. Jedynie w wypadku gdy adwokat występuje przed sądem karnym jako pełnomocnik pokrzywdzonego, istnieją podstawy do zasądzenia na rzecz klienta odpowiedniej kwoty za każdą rozprawę.
O ignorancji autora świadczy wyrażony pogląd, że "gdyby adwokat zgłaszający świadka, z którym nawet nie porozmawiał, czy świadek w ogóle wie, o co w sprawie chodzi, został ukarany finansowo, przewlekłość postępowania znacznie by się zmniejszyła". Otóż ze świadkiem, który został zgłoszony w sprawie, nie może rozmawiać ani adwokat, ani nikt inny, kto jest zainteresowany danym postępowaniem. Świadek mówi to, co sam wie i pamięta. Nie można wywierać na niego żadnej presji ani nacisków. Za takie postępowanie, czyli "porozmawianie ze świadkiem", adwokatowi - zgodnie z przepisami prawa - grozi odpowiedzialność karna i dyscyplinarna. Sugerowanie zaś kar finansowych nakładanych przez sądy na adwokatów za to, że "nie porozmawiali" ze świadkami, dowodzi braku znajomości podstaw prawa.
ADW. AGNIESZKA METELSKA
rzecznik prasowy
Naczelnej Rady Adwokackiej
"WPROST' Numer: 9/2005
(1161)
CZARNE OWCE PALESTRY
W Stanach Zjednoczonych niestawienie się adwokata na
rozprawie zostałoby uznane za obrazę sądu i surowo ukarane
Sędzia wzywa do siebie adwokata i stanowczym głosem mówi: "W moim sądzie panu na to nie pozwolę". To sytuacja, którą często możemy oglądać w amerykańskich filmach. Tak kończą się zazwyczaj próby przedłużania procesu przez obrońców w Stanach Zjednoczonych. W Polsce, niestety, to niemożliwe. U nas adwokaci mogą się bawić z sędziami w kotka i myszkę, bo niewiele ryzykują.
Procesowi w jednej z największych afer III RP, czyli w sprawie FOZZ, grozi przedawnienie. Obrońcy mają obowiązek być lojalni wobec swoich klientów i działać na ich korzyść, ale bezczelność obrońców Janiny Chim przekracza granice zrozumienia. Jak można wychodzić z sądu, wiedząc, co się święci, po czym nie odbierać wezwań, wyłączyć faksy, udawać, że się jest nieobecnym i nie chcieć przyjąć obrony z urzędu. W USA niestawienie się adwokata w sądzie byłoby uznane za obrazę tego sądu i zostałoby surowo ukarane. U nas sędzia może się jedynie poskarżyć samorządowi adwokackiemu. Tyle że dotychczas niewiele z tego wynikało.
Korporacyjna samoobrona
Wyjaśnijmy: adwokaci Janiny Chim mieli obowiązek stawić się po prawidłowym powiadomieniu na rozprawie. Adwokat nie może bowiem odmówić wzięcia na siebie tego obowiązku. Owszem, może zwrócić się do sądu o zwolnienie go z obrony, ale ostateczna decyzja należy jednak do sądu. Sąd może - słusznie lub niesłusznie - nakazać adwokatowi wykonywanie obowiązku obrony z urzędu. A ten musi się podporządkować. To sąd apelacyjny będzie oceniał, czy sąd pierwszej instancji miał prawo podjąć taką decyzję.
Kiedy mamy już do czynienia z niesubordynacją adwokatów, którzy wychodzą, nie zgłaszają się, mówią, że nie chcą się podjąć obrony, sędzia nie może nic zrobić. Nie może nałożyć żadnych sankcji na adwokatów. Jedyną nieprzyjemnością, która może ich spotkać, jest postępowanie dyscyplinarne przed organami samorządowymi adwokatury. Dotychczas była to jednak fikcja, bo w imię źle rozumianej solidarności zawodowej - zamiast niszczyć zło w zarodku - z reguły starały się one zamiatać swoje problemy pod dywan. Zachowywały się tak jak związki zawodowe, które nie oceniają, lecz bronią swoich ludzi.
Gra w kotka i myszkę
Na szczęście bezczelne zachowanie adwokatów występujących w sprawie FOZZ sprawiło, że ich samorząd wszczął postępowanie dyscyplinarne. Stało się tak na skutek nacisku opinii publicznej i wniosku ministra sprawiedliwości. Już samo wszczęcie postępowania sprawiło, że obrońcy od razu stawili się na kolejną rozprawę, umożliwiając kontynuowanie procesu. Jednak dopiero rezultat postępowania dyscyplinarnego będzie działał prewencyjnie na przyszłość. Możliwe zawieszenie adwokatów na dwa, trzy lata albo usunięcie ich z zawodu, gdyby doprowadzili do "zerwania procesu", bo i taka możliwość istnieje, byłoby sygnałem, że samorządy prawnicze zaczynają walczyć z patologią. Gdyby się tak nie stało, podczas procesów nadal będzie dochodzić do zabawy w kotka i myszkę.
W Stanach Zjednoczonych niestawienie się adwokata na rozprawie zostałoby uznane za obrazę sądu i surowo ukarane Sędzia wzywa do siebie adwokata i stanowczym głosem mówi: "W moim sądzie panu na to nie pozwolę". To sytuacja, którą często możemy oglądać w amerykańskich filmach. Tak kończą się zazwyczaj próby przedłużania procesu przez obrońców w Stanach Zjednoczonych. W Polsce, niestety, to niemożliwe. U nas adwokaci mogą się bawić z sędziami w kotka i myszkę, bo niewiele ryzykują.
Kara dla adwokata
Co zrobić, żeby adwokaci nie ośmieszali wymiaru sprawiedliwości, nie podważali zaufania do sądów? Konieczne jest wprowadzenie dyscyplinujących środków w stosunku do adwokatów poprzez nowelizację przepisów kodeksu postępowania karnego. Obecnie jest tak, że jeśli swoich obowiązków nie wykonuje na przykład biegły, można ukarać go grzywną albo nawet aresztem (do trzydziestu dni). Tego rodzaju sankcje powinny być rozciągnięte również na pełnomocników w sprawach cywilnych i obrońców w sprawach karnych. Nie mogą oni przecież odgrywać ról świętych krów. Drugie rozwiązanie, które może ukrócić samowolę obrońców procesowych, to możliwość nakładania na nich kar porządkowych. Nie powinno być tak, że za niewłaściwe zachowanie wobec sądu karze się świadków czy biegłych, a adwokatów i pełnomocników już nie.
Paradoksalnie, sami adwokaci, w osobach obrońców Janiny Chim, przyczynią się do wprowadzenia tych niewątpliwie restrykcyjnych przepisów. Kiedy więc zostaną już wprowadzone, a w obecnej sytuacji można być tego prawie pewnym, proponowałbym od ich nazwisk nazwać je "lex Brydak i Ziębiński". Model, w którym adwokaci mieli sami sobie radzić z tego rodzaju czarnymi owcami, się nie sprawdził. Postępujący niezgodnie z etyką zawodową adwokaci podpiłowywali gałąź, na której sami siedzą, czyli wymiar sprawiedliwości. Czas na zmianę tego stanu rzeczy.
Janusz Kochanowski
"WPROST' Numer: 9/2005
(1161)
GRY SĄDOWE
Siedem najczęściej stosowanych sztuczek adwokatów Ludzie poza wszelkimi podejrzeniami. Tak o adwokatach mówiono w latach 80., kiedy wielu z nich broniło opozycjonistów, pomagało prześladowanym. Dzisiaj coraz częściej mówi się o nich jako o ludziach balansujących na granicy prawa, a często wręcz stojących po stronie bezprawia. Choroba oskarżonego lub jego obrońcy, nie doręczone wezwanie na rozprawę, wniosek o zmianę adwokata z urzędu, wypowiedzenie obrońcy pełnomocnictwa, żądanie wyłączenia sędziego, powołanie nowych świadków i biegłych, wielogodzinna mowa sądowa - to najprostsze chwyty adwokatów. Umożliwiają one sparaliżowanie procesu karnego czy umorzenie postępowania wskutek przedawnienia się zarzutów. Tak właśnie może się zdarzyć w procesie FOZZ. Oskarżona Janina Chim nagle straciła zaufanie do swoich mecenasów, a kiedy sąd wyznaczył ich na obrońców z urzędu, nie odbierali zawiadomień - wręcz ukryli się przed wymiarem sprawiedliwości. Na rozprawie pojawili się dopiero wtedy, gdy wszczęto w ich sprawie postępowanie dyscyplinarne.
Chwyt nr 1
ZMIANA ADWOKATA
Podobny chwyt jak Janina Chim zastosowali na sali sądowej adwokaci Waldemar Puławski i Ewa Gaweł - obrońcy Haliny G. (Inki), zamieszanej w zabójstwo byłego ministra sportu Jacka Dębskiego. Bronili Inki przez trzy lata, po czym nagle oświadczyli, że "już nie reprezentują jej interesów". Adwokatów często zmieniał Grzegorz Piotrowski, zabójca księdza Jerzego Popiełuszki, sądzony kilka lat temu za znieważenie i zniesławienie sędziów. Mecenas Ilona Nowakowska-Góra, jedna z czworga obrońców Piotrowskiego w tym procesie, nie stawiała się na sali sądowej, tłumacząc się najpierw złym stanem zdrowia, a potem inną koncepcją obrony niż ta, której oczekiwał klient. W czerwcu ubiegłego roku dwa dni przed pierwszą rozprawą pełnomocnictwo wypowiedział adwokatom gangster Ryszard Niemczyk, zabójca Pershinga. Omal nie sparaliżowało to procesu w bielskim sądzie okręgowym. Miesiąc wcześniej podobny problem mieli katowiccy sędziowie uczestniczący w trzecim już procesie 22 członków plutonu specjalnego ZOMO, odpowiedzialnych za śmierć górników w kopalni Wujek. Trzech adwokatów złożyło wówczas wnioski o wyłączenie ze sprawy, czyli powtórzyli scenariusz z drugiego procesu zomowców.
O tym, jak skuteczną bronią jest zmiana adwokata, bez żenady mówił swoim klientom mecenas Henryk Dzido (senator Samoobrony), broniący trzech oskarżonych o pobicie policjantów podczas blokady w Bartoszycach w 1999 r. Po rozpoczęciu procesu w olsztyńskim sądzie w obecności dziennikarzy poinformował, że będzie bronił tylko jednego z oskarżonych, a pozostali mają poprosić o adwokata z urzędu. Klienci nie kryli zdziwienia, ale mecenas ich uspokajał: "Będę bronił was wszystkich, jeśli jednak teraz poprosicie o nowego adwokata, to sprawa się odwlecze". I rzeczywiście się odwlekła.
Chwyt nr 2
CHOROBA OBROŃCY
W 2002 r. dzień przed rozpoczęciem przed poznańskim sądem rejonowym powtórnego procesu oskarżonych pracowników Elektromisu zachorował jeden z ich dwóch obrońców - mecenas Wiesław Michalski. Do sądu trafiło zwolnienie lekarskie (na półtora miesiąca). Wówczas, aby nie hamować biegu postępowania zagrożonego przedawnieniem, sąd wyznaczył obrońcę z urzędu - Agatę Michalską, córkę Wiesława, która wcześniej zastępowała ojca na rozprawach. Nowy obrońca nie odbierał jednak korespondencji z sądu. Kiedy wreszcie mecenas Michalski wyzdrowiał, pojawił się na sali sądowej razem z córką i zasypał sąd wnioskami formalnymi. Wszystkie zostały odrzucone, ale zabrało to sądowi sześć godzin.
Aż sześć lat stracił warszawski sąd, nim udało się rozpocząć proces grupy przestępczej oskarżonej o porwanie i wymuszenia kilku milionów złotych od jednego z najbogatszych ludzi w Polsce. Sprawa spadała z wokandy 20 razy, bo albo nie stawiali się adwokaci, albo oskarżeni. Proces zakończono w 2003 r., po ośmiu latach od wniesienia aktu oskarżenia. Czterech gangsterów nie doczekało wyroku - zostali zamordowani lub zaginęli w niewyjaśnionych okolicznościach.
Siedem najczęściej stosowanych sztuczek adwokatów Ludzie poza wszelkimi podejrzeniami. Tak o adwokatach mówiono w latach 80., kiedy wielu z nich broniło opozycjonistów, pomagało prześladowanym. Dzisiaj coraz częściej mówi się o nich jako o ludziach balansujących na granicy prawa, a często wręcz stojących po stronie bezprawia. Choroba oskarżonego lub jego obrońcy, nie doręczone wezwanie na rozprawę, wniosek o zmianę adwokata z urzędu, wypowiedzenie obrońcy pełnomocnictwa, żądanie wyłączenia sędziego, powołanie nowych świadków i biegłych, wielogodzinna mowa sądowa - to najprostsze chwyty adwokatów. Umożliwiają one sparaliżowanie procesu karnego czy umorzenie postępowania wskutek przedawnienia się zarzutów. Tak właśnie może się zdarzyć w procesie FOZZ. Oskarżona Janina Chim nagle straciła zaufanie do swoich mecenasów, a kiedy sąd wyznaczył ich na obrońców z urzędu, nie odbierali zawiadomień - wręcz ukryli się przed wymiarem sprawiedliwości. Na rozprawie pojawili się dopiero wtedy, gdy wszczęto w ich sprawie postępowanie dyscyplinarne.
Chwyt nr 3
CHOROBA OSKARŻONEGO
W grudniu ubiegłego roku w Katowicach miał się zacząć ponowny proces 32-osobowego gangu Krakowiaka. Jednak - z powodu braku na ławie oskarżonych czterech osób odpowiadających z wolnej stopy - ten najdroższy w historii śląskiego wymiaru sprawiedliwości przewód sądowy rozpoczął się falstartem. Oskarżeni przysłali faksem pisma, że źle się czują. Po raz pierwszy sprawa Krakowiaka trafiła na wokandę w lutym 2001 r. Po 131 rozprawach trzeba było zacząć ją od nowa, gdyż zachorowała ławniczka. Samo zabezpieczenie sali rozpraw kosztowało do tego czasu 2 mln zł.
Choroby oskarżonych to niejednokrotnie zwykły wymysł. Dostarczanie sądowi fałszywych zaświadczeń o stanie zdrowia klienta stało się w ostatnich latach codziennością. Tylko wyjątkowo - tak jak w wypadku oskarżonego o pedofilię dyrygenta poznańskiego chóru Wojciecha Kroloppa - sądy negatywnie weryfikują dokumenty poświadczające chorobę.
Chwyt nr 4
USPRAWIEDLIWIONA NIEOBECNOŚĆ
Powszechnym sposobem na przedłużanie przez adwokatów postępowania sądowego jest ich nieobecność na rozprawach. Niedawno Sąd Rejonowy w Pile musiał ponownie odroczyć proces posłanki Samoobrony Renaty Beger oskarżonej o fałszowanie list wyborczych, ponieważ nie pojawił się jej obrońca. Mecenas Marek Czarnecki stwierdził, że jako eurodeputowany ma ważniejsze sprawy na głowie niż obecność w sądzie. Nie stawiają się w sądach także inni posłowie Samoobrony, którym obowiązki parlamentarne uniemożliwiają kontakt z wymiarem sprawiedliwości.
Z powodu notorycznej nieobecności adwokatów w Sądzie Rejonowym w Ostrowcu, gdzie toczy się sprawa oskarżonego o machinacje finansowe wójta Nowej Słupi i jego ludzi, z zaplanowanych w ubiegłym roku dwunastu rozpraw nie odbyła się połowa. Jedni obrońcy chorowali, inni uczestniczyli w komisji egzaminacyjnej - żaden z nich nie wysłał na rozprawy zastępcy. Sędzia Artur Adamiec nie mógł nic zrobić, bo nieobecność była usprawiedliwiona. Rozprawę trzeba było odroczyć.
Chwyt nr 5
NOWE DOWODY
Największe pole do popisu dają przedstawicielom palestry sprawy karne, w których - podobnie jak w wypadku sprawy FOZZ - zarzuty są zagrożone przedawnieniem. Adwokaci starają się wówczas nie tylko dostarczać sądowi kolejne zwolnienia lekarskie, ale składają też liczne wnioski przedłużające postępowanie - o powołanie nowych biegłych czy przesłuchanie dodatkowych świadków.
Skutecznym chwytem przeciągającym sprawy jest wykazywanie merytorycznych błędów prokuratury, ale dopiero w końcowej fazie postępowania sądowego. Najczęściej adwokaci wskazują wtedy błędy w opiniach biegłych. W styczniu 2003 r. w zielonogórskim sądzie miał się zakończyć proces grupy oskarżonej o wyłudzenie podatku VAT. Kiedy już obrońcy mieli wygłosić mowy końcowe, niespodziewanie złożyli wniosek o wznowienie procesu (sprawie groziło przedawnienie). Twierdzili, że główny oskarżony zwrócił fiskusowi całą kwotę. Prokurator przekonywał, że to kompletna bzdura, ale sąd postanowił zwrócić się do urzędu skarbowego. Okazało się, że rację miał oskarżyciel.
W sprawie przeciwko królowi żelatyny Kazimierzowi Grabkowi, toczącej się w Brodnicy, proces w ogóle nie mógł się rozpocząć, ponieważ główny oskarżony zachorował. Kiedy już wyzdrowiał, jego obrońca zażądał przesłuchania dodatkowo 350 świadków. Większość miała rozstrzygnąć przed sądem dylemat, czy zasadne jest istnienie Polskiego Związku Producentów Żelatyny.
Siedem najczęściej stosowanych sztuczek adwokatów Ludzie poza wszelkimi podejrzeniami. Tak o adwokatach mówiono w latach 80., kiedy wielu z nich broniło opozycjonistów, pomagało prześladowanym. Dzisiaj coraz częściej mówi się o nich jako o ludziach balansujących na granicy prawa, a często wręcz stojących po stronie bezprawia. Choroba oskarżonego lub jego obrońcy, nie doręczone wezwanie na rozprawę, wniosek o zmianę adwokata z urzędu, wypowiedzenie obrońcy pełnomocnictwa, żądanie wyłączenia sędziego, powołanie nowych świadków i biegłych, wielogodzinna mowa sądowa - to najprostsze chwyty adwokatów. Umożliwiają one sparaliżowanie procesu karnego czy umorzenie postępowania wskutek przedawnienia się zarzutów. Tak właśnie może się zdarzyć w procesie FOZZ. Oskarżona Janina Chim nagle straciła zaufanie do swoich mecenasów, a kiedy sąd wyznaczył ich na obrońców z urzędu, nie odbierali zawiadomień - wręcz ukryli się przed wymiarem sprawiedliwości. Na rozprawie pojawili się dopiero wtedy, gdy wszczęto w ich sprawie postępowanie dyscyplinarne.
Chwyt nr 6
WYŁĄCZENIE SĘDZIEGO
W połowie grudnia ubiegłego roku Henryk Dzido i Róża Żarska, obrońcy Andrzeja Leppera, próbowali sparaliżować proces lidera Samoobrony oskarżonego o zniesławienie polityków SLD i PO. Adwokaci zarzucili trójce sędziów stronniczość i zażądali odsunięcia ich od sprawy. Rozpoznanie takiego wniosku wymaga wyznaczenia trzech innych sędziów, którzy oceniają zasadność zarzutów. Bardziej finezyjna odmiana tej samej metody polega na wytaczaniu sędziom przez oskarżonych spraw o ochronę dóbr osobistych. Taka sytuacja zdarzyła się podczas procesu Elektromisu. Dwójka oskarżonych zarzuciła sędziemu Jakubowi Zielińskiemu, iż naruszył ich dobra osobiste. W pozwach napisali, że wzywanie ich do sądu i nakazanie meldowania się w komisariacie stanowi przejaw "nękania" i "szukania odwetu". Gdyby ta cywilna sprawa trafiła na wokandę, sędzia Zieliński musiałby zostać wyłączony ze sprawy. Nie stało się tak tylko dlatego, że oskarżeni nie potrafili podać prywatnego adresu sędziego.
Chwyt nr 7
KRUCZEK PRAWNY
Co trzeba zrobić, żeby się nie rozwieść? Należy wytoczyć małżonkowi sprawę rozwodową. Art. 428 kodeksu postępowania cywilnego stanowi bowiem, iż w razie nieusprawiedliwionego niestawiennictwa powoda postępowanie ulega zawieszeniu. Po roku sąd je w ogóle umarza. Przez ten czas współmałżonek nie może wnieść drugiej sprawy rozwodowej, bo formalnie jest ona w toku. Podobnych kruczków jest wiele. W przeszłości, na przykład w latach 80., najlepsi polscy adwokaci wykorzystywali je do obrony działaczy podziemnej "Solidarności".
Byłoby bezsensowne odbieranie adwokatom prawa do stosowania różnych sztuczek, które mają się jak najlepiej przysłużyć ich klientom. Adwokaci powinni jednak sami wiedzieć, kiedy ich działania stają się formą udziału w przestępstwie. A to już nie mieści się w zestawie dopuszczalnych chwytów.
Ewa Ornacka
"PRZEGLĄD" nr 44,
02.11.2005 r.
SĄDY CORAZ CZĘŚCIEJ PROPONUJĄ STRONOM, ŻEBY ZAWARŁY
UGODĘ, A NIE PROCESOWAŁY SIĘ DO UPADŁEGO
MEDIACJE ZAMIAST ROZPORAWY
- Jestem gotów do poważnych rozmów z Jeronimo Martins Dystrybucja. Dotychczas jednak proponowano mi zwrot należności za towar, jeśli zrezygnuję z odszkodowania. Nie zgadzam się, bo moja firma upadła, pracę straciło 60 osób. Dlatego się procesujemy - mówi Edward Gollent, szef stowarzyszenia poszkodowanych przez JMD, któremu zapłacono o ponad milion złotych za mało za artykuły chemii gospodarczej dostarczane do sklepów Biedronki. Portugalski kontrahent potrącił mu prawie jedną trzecią należności z tytułu kosztu rzekomych promocji. Gollent odzyskał już połowę długu z odsetkami, walczy o resztę i o odszkodowanie za upadłą firmę, z JMD procesuje się też kilkunastu innych dostawców.
W podobnej sytuacji są miliony ludzi w Polsce. Przed sądami cywilnymi toczy się prawie 6 mln najrozmaitszych spraw, większość o zapłatę należności. Ciągną się one w nieskończoność, średnie opóźnienie przekracza rok. Od 10 grudnia sądy cywilne będą mogły za zgodą stron kierować sprawy do mediacji.
- To pozwoli na znaczne przyśpieszenie i uproszczenie postępowania. Strony będą musiały być aktywne, gotowe do argumentacji i obrony swego stanowiska. Osoby lepiej przygotowane, wyposażone w porządne pisma procesowe, z kompetentnymi pełnomocnikami, znajdą się w lepszej sytuacji - mówi prok. Julita Sobczyk z resortu sprawiedliwości.
Bierni będą więc mieli gorzej, ale biedni - lepiej. Przeciętne koszty mediacji cywilnych będą, jak szacują specjaliści, około pięciokrotnie niższe niż wydatki związane z wysokością wpisu sądowego w procesie cywilnym i pomocą adwokatów. Szybkość rozstrzygnięcia, gwarantowana przez mediację, jest zagrożeniem dla stron grających na zwłokę, które mnożą świadków i biegłych, licząc na finansowe wyczerpanie przeciwnika. Wiadomo więc, że przewlekacze nie będą się godzić na mediacje, co może podważyć sens całego rozwiązania. Jedyną radą jest wpisywanie do wszelkich umów klauzul, że strony w razie sporu akceptują przeprowadzenie mediacji.
MEDIACYJNI FRUSTRACI
Na 10 grudnia z niecierpliwością czeka kilkutysięczna rzesza polskich mediatorów, sfrustrowana brakiem zajęcia i niskimi dochodami. Nie wiadomo dokładnie, jaki zasób wiedzy winien posiadać mediator (wymogi formalne to skończone 26 lat i niekaralność), więc parę lat temu, gdy w Polsce zapanowała moda na mediację, różne organizacje, ze Zrzeszeniem Prawników Polskich na czele, szkoliły ich powszechnie, ucząc rozwiązywania konfliktów i łatwego nawiązywania kontaktów. Na te usługi większego popytu jednak nie ma, a zarobki nie są atrakcyjne - w sprawach karnych, do których mediatorów już dopuszczono, dostaje się do 170 zł za jedną mediację. Teoretycznie można mediować i 20 razy miesięcznie (dąży się do tego, by osiągnąć rozstrzygnięcie w ciągu jednego dnia), w praktyce jednak nie da się z tego wyżyć.
Natomiast za mediację w sprawie cywilnej można będzie zarobić do 1000 zł (a w przypadkach zawiłych nawet i 4 tys. zł). Pytanie tylko, czy nasi mediatorzy okażą się dobrze przygotowani do rozstrzygania nieraz bardzo skomplikowanych spraw gospodarczych.
Dotychczasowe doświadczenia ze spraw karnych (mediacja jest możliwa w lżejszych przestępstwach zagrożonych karą do pięciu lat) są na razie i średnio zachęcające, i nader ograniczone. W ubiegłym roku w polskich sądach karnych toczyło się ok. 2 mln spraw. Do mediacji sądy skierowały ponad 3,5 tys. spraw, z czego ugodą zakończyło się jedynie ok. 2,1 tys. Ciemną liczbą jest natomiast to, w ilu przypadkach warunki ugody zostały złamane.
Praktyka wykazuje, że najłatwiej osiągnąć zgodę, jeśli poszkodowany rezygnuje z procesu, bo chce mieć spokój, gdy winni skończą odbywanie kary, godzi się więc na minimalną satysfakcję oraz pozorne zobowiązania ze strony sprawców. Stąd biorą się dość dziwne mediacyjne rozstrzygnięcia, gdy na przykład właścicielowi auta zniszczonego przez dwóch łobuzów wystarczają tylko oficjalne przeprosiny, rezygnuje natomiast z odszkodowania. Bo wie, że i tak nie dostanie od nich ani grosza, może natomiast dostać w dziób w ciemnej ulicy. Dlatego tylko niespełna 15% mediacji kończy się przyznaniem jakiegokolwiek odszkodowania poszkodowanemu. W większości przypadków efektem jest zaś wyłącznie przeproszenie.
WALKA O KASĘ
Inaczej bywa, gdy strony są równe, a spór idzie o pieniądze. Wtedy przedstawiciele sprawcy i poszkodowanego ostro się targują, a mediacje rzadko przynoszą sukces. Niepowodzeniem zakończyły się na przykład dotychczasowe negocjacje w głośnej sprawie brutalnego faulu podczas meczu koszykówki, gdy Amerykanka Elaine Powell z Lotosu, sprowokowana przez Serbkę Jelenę Skerovic, silnym ciosem złamała jej kość jarzmową (pobicie zagrożone karą do pięciu lat). Krakowski sąd, do którego trafił akt oskarżenia, zachęcił strony do rozmów, ale mediatorka nie zdołała osiągnąć porozumienia w kwestii wysokości odszkodowania.
Mec. Tadeusz Wolfowicz nie zostawia suchej nitki na polskich mediacjach i mediatorach: - To kpiny niemające nic wspólnego z wymiarem sprawiedliwości. Sądy od czasu do czasu wpadają na pomysł, by na przykład kierować do mediacji sprawy wypadków drogowych. Zajmują się tym osoby nieprzygotowane, wszystkie mediacje dotyczące moich klientów skończyły się niepowodzeniem i wróciły do sądu, takie same doświadczenia mają koledzy adwokaci. Mec. Wolfowicz przytacza przykład wypadku spowodowanego przez jego klienta, w którym kierująca drugim autem doznała obrażeń i zażądała 200 tys. zł odszkodowania: - Mój klient nie mógł tyle zapłacić, doszło do mediacji, przyszedł pan, który nie miał o tym pojęcia, i doprowadził tylko do zaognienia sprawy.
- To zrozumiałe, że adwokaci tak twierdzą, przecież mediacja narusza ich żywotne interesy i grozi zmniejszeniem zarobków - ocenia mediator sądowy, Jerzy Śliwa. W jednej z prowadzonych przez niego mediacji (wyłudzenie o wartości 250 tys. zł) sprawca chciał ugodowego załatwienia sprawy, ale absolutnie nie był w stanie tyle zapłacić. Adwokat dążył do przewlekania sprawy, powołał kilkudziesięciu świadków. Ostatecznie doszło jednak do mediacji, pokrzywdzony zaakceptował zwrot 150 tys. zł i tyle otrzymał. Wiedział bowiem, że nie ma szans na odzyskanie całej sumy. Bo mediacja to kompromis zaaprobowany przez obie strony, choć czasem wymuszony okolicznościami.
UMÓWIĆ SIĘ NA KARĘ
Znacznie sprawniej niż mediacje między pokrzywdzonym a sprawcą funkcjonują w Polsce swoiste negocjacje na linii oskarżony-sąd, do których dochodzi w sprawach karnych. Coraz częściej sprawcy proszą bowiem o dobrowolne poddanie się karze lub o skazanie bez przeprowadzenia rozprawy. W 2004 r. złożono ponad 170 tys. takich wniosków na ok. pół miliona aktów oskarżenia, jakie trafiły do sądów. W pierwszej połowie tego roku - już 120 tys. wniosków na 250 tys. aktów oskarżenia.
- To bardzo pożyteczna instytucja, sprawy mogą wtedy się kończyć bardzo szybko, po jednym terminie lub dwóch - mówi prok. Julita Sobczyk. W praktyce oznacza to wydanie wyroku już po trzech miesiącach. Jest to korzystne i dla wymiaru sprawiedliwości, i dla samych oskarżonych, którzy zwykle otrzymują wtedy nieco niższe wyroki i unikają publicznej rozprawy. Ostatnio z wnioskiem o poddanie się karze wystąpiła grupa oficerów oskarżonych o branie łapówek w związku z przetargami organizowanymi w Iraku. Nagminnie też dobrowolnego skazania domagają się gangsterzy oskarżeni o udział w zorganizowanych grupach przestępczych. Sąd jednak nie zawsze musi na to przystać - kilka dni temu poznański sąd w porozumieniu z prokuraturą odstąpił od ugody z oskarżonym o molestowanie nieletniego i zdecydował o przeprowadzeniu rozprawy.
Zdaniem ppłk. Krzysztofa Parulskiego, prezesa Stowarzyszenia Prokuratorów RP, taka ugoda to coś w rodzaju swoistego targowania się o wysokość kary: - Wielokrotnie nie godziłem się na pierwsze propozycje oskarżonego i jego obrońcy. To normalne, przecież na początku występuje się z wnioskami, które zwykle są korygowane podczas negocjacji. Czasem oskarżyciel nie zgadza się na taki tryb, bywa tak wtedy, gdy sprawa jest wierzchołkiem góry lodowej i trzeba ją wyjaśnić do samego końca.
Pytanie więc, czy ważniejsze jest ogromne przyśpieszenie postępowania, jakie daje dobrowolne poddanie się karze i skazanie bez rozprawy, czy precyzyjne zbadanie najdrobniejszych nawet okoliczności.
Pos. Zbigniew Ziobro nie ma zdania na temat wspomnianych rozwiązań. Wynika to zapewne z niewielkiej wiedzy na ten temat, jaką dysponuje PIS-owski nominat na stanowisko szefa resortu sprawiedliwości. Zważywszy jednak, że PiS to partia surowych wyroków i pełnych więzień, raczej należy wątpić, by negocjowanie wyroków i skazywanie be
Andrzej Dryszel
4. PRACA, INNE ŚRODKI UTRZYMANIA,
POMOCY I ZABEZPIECZENIA (pakiet – minimum cywilizacyjne)
Jednym z ubocznych skutków (albo i osiągnięć – zależy jak na to patrzeć) postępu technologicznego jest tzw. bezrobotność, która w wyniku niego będzie się stale zwiększać. O zamożności, fortunach bardzo często decyduje przypadek (w tym tzw. znajomości), układy, koniunkturalność (nie zawsze rynkowa...), eksploatowanie i wykorzystywanie ludzi, omijanie (okradanie społeczeństwa!) prawa, dziedziczenie itp. a nie inteligencja, pracowitość i uczciwość! Chodzi więc o sprawiedliwszy podział dóbr i szans życiowych.
a) Wszyscy bezrobotni pozbawieni śr. do życia (w tym ci, którzy zawiesili działalność gosp.) powinni mieć, w rozsądnej kolejności - a więc osoby nie trujące się , młode – w pierwszym rzędzie, - prawo do zasiłku (jego wielkość powinna odzwierciedlać możliwości - sytuację ekonomiczną - państwa)(którego część byłaby bezpośrednio wpłacana na czynsz itp. opłaty).
Będzie to jednocześnie pośrednia forma regulacji finansowo prawnych warunków pracy. – Bo kto wówczas będzie chciał pracować byle gdzie, byle jak i za byle co? Będą wówczas miały mse wypaczenia i nadużycia (ludzie stale niepracujący – jak obecnie), oraz inne problemy. Ale wyjdzie to taniej i bezpieczniej niż
ponoszenie skutków obecnej sytuacji: a więc ludzie bez możliwości wykazania inicjatywy (w tym znalezienia pracy), bezdomność (z jej skutkami, w tym patologicznymi). Zwiększona przestępczość, a więc większe ceny wszystkiego. Bo trzeba ponieść dużo większe koszty ich skutków (m.in. spowodowane przez tzw. „zbieraczy złomu” okradających m.in. zakłady energetyczne, kolej, telekomunikację – co powoduje straty liczone w dziesiątkach mln zł.) i zabezpieczenia przed nimi: montaż alarmów, monitoring, utrzymywanie ochroniarzy, policji, prokuratur, sądów (a więc rzeszy wysokopłatnych specjalistów), więzień z zawartością..., obsługą i inne.
Dzięki takiemu rozwiązaniu poprawi się sytuacja zdrowotna społeczeństwa, co też ma swój wymiar ekonomiczny, bo m.in. zwiększy się liczba ludzi zdolnych do pracy, a zmniejszy przewlekle chorych (potencjalnych inwalidów, do leczenia i utrzymywania). Wiele osób będzie mogło wreszcie wykazać konstruktywną inicjatywę z pożytkiem dla siebie i społeczeństwa, co powinno przekładać się na wysokość zasiłku. Podniesie się poziom wiedzy i inteligencji (więcej czasu i środków na jego wykorzystanie) – co również powinno przynieść korzyści.
q
Skąd brać na ten cel pieniądze? (opisałem też w artykule: „Źródło utrzymania dla wszystkich bezrobotnych”) Otóż trzeba w prowadzić obowiązek zwrotu zasiłku, części/całości, z odsetkami, jeśli ktoś zaczął zarabiać. Np. przy dochodzie powyżej 2-tys. zł, trzeba by było zwrócić całą pobraną kwotę; przy dochodzie poniżej 1-tys. zł., nie trzeba by było w ogóle zwracać pieniędzy. Maksymalny okres wypłaty zasiłku/pożyczki powinien wynosić 2 lata. Dopiero po odpracowaniu 6 lat/jej spłacie można by ubiegać się o kolejną pomoc.
– POMOC SOCJALNA. Punktem wyjścia do wszelkich rozważań na ten temat jest ustalenie naszych możliwości finansowych oraz hierarchii ważności, wartości, ubiegających się o pomoc (chyba czymś różni się starzec od młodzieńca, który musi się zająć m.in. reprodukcją i opieką nad potomstwem, alkoholik, nikotynowiec, narkoman od dbającego o zdrowie, debil od intelektualisty itp.). można w tym celu posłużyć się punktacją (w interesie ubiegających się będzie osiągnięcie jak najwyższej oceny, a więc m.in. dbanie o siebie, rozwój). M.in. w tym celu każdy powinien składać coroczny raport z swojego postępowania – pożyteczności, przydatności/braku pożytku/szkodliwości (byłby porównywany m.in. z inf. policji).
– Zasiłek powinien być w dwóch formach: co miesiąc, lub równowartość 11-tu raz w roku (da to szansę podjęcia własnej działalności gosp., opłacenia kursu itp.).
– Bezczynszowe, standardowe, mieszkania, bezpłatna (wystarczająca na elementarne potrzeby) pula kilowatów energii elektr., nieograniczony (w tym w telefonii komórkowej) czas odbierania połączeń, bezpłatny dostęp do podstawowych informacji – to minimum cywilizacyjne! – Przynajmniej dla pożytecznych, wartościowych ludzi.
– Tzw. noclegownie, ośr. dla bezdomnych - psychofizyczne mordownie - trzeba zastąpić, zmienić tak by nie trzeba było nabywać urazów (m.in. do słuchania: chrapania, pociągania nosem, stękania, wzdychania, bełkotu, drapania się, tupania, cedzenia zębów, skrzypienia łóżka, trzaskania drzwiami itp., itd.!) związanych z przebywaniem w jednym pomieszczeniu z tłumem (w dodatku b. często chorych, zdegenerowanych) ludzi, a w konsekwencji wystawiania się na ich różne zachowania! Stąd trzeba zapewnić ciche, jednoosobowe pokoje (np. 3 x 2 metry). Tacy ludzie są po przejściach i mają dojść do siebie, a nie jeszcze się bardziej pogrążać! Muszą mieć możliwość dokonania refleksji, przemyśleń, przygotować się (np. czytając zdobyć wiedzę) do zmiany swojej sytuacji, a nie walczyć z stresem, dostosowywać do (najczęściej nikotynowoalkoholoworadiowotelewizyjnego) otoczenia!
q
Ponieważ znaczna część środków finansowych przeznaczana na renty, zasiłek i pomoc socjalną (na tę ostatnią blisko połowa) pochłania ich obsługa, oraz dochodzi do nadużyć, kontrolę nad zasadnością ich pobierania można przekazać otrzymującym te pieniądze, a sprawdzani (figurujący na ogólnodostępnych listach) muszą się poddawać kontroli społecznej, bo na koszt społeczeństwa żyją. Pobierający te pieniądze są żywotnie zainteresowani by liczba osób je otrzymujących była jak najmniejsza, gdyż pula pieniędzy przeznaczonych na ten cel jest ograniczona, a im mniej osób do podziału, tym większe kwoty do otrzymania. Można też wypłacać 10% nagrodę od kwoty nie zasadnie pobranej za wskazanie osoby wyłudzającej pieniądze, a ta z kolei musi to co wyłudziła (plus te 10%) zwrócić wraz z odsetkami.
Osoby pracujące muszą być uprzywilejowane, wg statusu, między innymi obsługą w pierwszej kolejności: w urzędach, msh usług, rozrywki, sklepach, w dostępie do/i w środkach komunikacji itp. Zwiększy to też motywację do podjęcia - w tym legalnej - pracy.
"ANGORA" nr 4, 22.01.2006 r.
Przeczytane
CZWARTEK
Nasz model pomocy społecznej prowadzi
donikąd. Tabuny źle opłacanych,
niepotrzebnych na różnych szczeblach
urzędników pogłębiają tylko bałagan, niewydolność
struktur i marnotrawstwo społecznych pieniędzy.
Na pomoc socjalną
wydajemy rocznie 13 mld złotych, które
powinny dotrzeć do 10 mln podopiecznych,
obsługiwanych przez 110 tys.
urzędników, na utrzymanie których idzie
co druga złotówka. Jedynym rozwiązaniem
tego patologicznego układu byłaby
likwidacja państwowych i samorządowych
instytucji pomocy i zlecenie ich zadań
organizacjom pozarządowym.
W Niemczech i USA przyniosło to dość
dobre rezultaty. Może warto skorzystać
z tych doświadczeń w Polsce, podpowiada
„Ozon”, bo inaczej będziemy mieli
„Polski Nowy Orlean”.
Oprac. Zbigniew Natkañski
Szacuje się, iż około 10% dochodu narodowego pochłania działalność przestępcza, która jest zaraźliwa! A raz powstała wysoce zorganizowana przestępczość jest nie do usunięcia (jak na razie)! A takie grupy generują też i inne problemy (m.in. narkomanię, korupcję, a więc afery - straty - w gospodarce) – koszty! Również
trudno jest zachęcić drobniejszych przestępców do zaniechania dotychczasowego procederu.
Wzrost stopy bezrobocia ponad 5% = wzrost
przestępczości o 1,8%; Wzrost stopy bezrobocia ponad 10% = wzrost
przestępczości o 5,3%; Wzrost stopy bezrobocia ponad 15% = wzrost
przestępczości o 12,7%. – Na
podst.: „Wprost” nr 14, 07.04.2002 r.
b) Ludziom ubogim po ukończeniu 18 lat trzeba dać szansę (są tacy, którzy ją mają od urodzenia bez żadnych starań) w postaci propozycji pożyczki, np.: na naukę, kurs, własną działalność gosp.
c) Musi zaistnieć ogólnokrajowy bank opinii pracowników o pracodawcach i odwrotnie. Z ich pomocą wydawano by odpowiednie pozwolenia na zatrudnianie ludzi. By osoby nie mające predyspozycji do współpracy z pracownikami nie krzywdziły ich – nie mogły zatrudniać. Jak dowodzi praktyka wolny rynek z milionami bezrobotnych nie reguluje właściwie tej kwestii.
d) Należy znieść dopłaty do rolnictwa, skończyć z tym absurdem na całym świecie. Okazją do tego jest poszerzenie UE. Jest to błędne koło współzależności, na którym tracą wszyscy: dojona część społeczeństwa i rolnicy, którzy stanowią przecież jego integralną część. To dlatego płody rolne (mimo, iż są niezbędnym elementem do życia!) nie osiągają przyzwoitych cen, bo trzeba pieniądze tracić na kupno ich w większej ilości niż potrzeba. Istnieje ścisła współzależność między poziomem życia konsumentów a producentów. Jeśli rolnicy chcą żyć na wysokim poziomie, to muszą dać możliwość jego zaistnienia, a więc operować w gospodarce rynkowej. Nie da się ukryć, iż jednym z warunków powodzenia takiej produkcji jest wprowadzenie zakazu wytwarzania, skupu i sprzedaży niezdrowych produktów. Dopłacanie do rolnictwa zachęca do nadprodukcji i nieefektywności, ze szkodą dla wszystkich, w tym dla środowiska. Jest to też skuteczna bariera dla zbytu towarów z krajów uboższych - zwiększając przepaść jaka je oddziela od pozostałych - z wszystkimi tego skutkami, dla wszystkich (min. eksportują narkotyki, rozprzestrzeniają choroby, odwdzięczają się przestępczością, terroryzmem i rozplenianiem religii (co się nierzadko łączy))!
*
Przeciętny polski rolnik nie pracuje więcej niż 3 godziny dziennie.
„WPROST” nr 19, 11.05.2008 r.: Średni dochód na osobę w rodzinie rolnika jest o 10 proc. wyższy niż w robotniczej.
"ANGORA" nr 17, 23.04.2006 r.
"7 DNI" Nr 13 (10. IV.). Cena 0,90 €:
Relacja ze spotkania z prezesem NBP
Oprocentowanie kredytów rosło na skutek wysokiej inflacji. Była ona tak duża z powodu dotacji dla rolników, bo coraz więcej płacono im za skup towarów, utrzymując jednocześnie niskie ceny detaliczne. Żeby zaplenić pusty budżet, produkowano pusty pieniądz. To napędzało inflację.
Żyjemy w państwie, gdzie byle taksówkarz może być rolnikiem i dostawać emeryturę z KRUS-u oraz dopłaty od Unii Europejskiej! Panuje mit, że na wsi żyją biedni ludzie! Nieprawda! To często ogromni przedsiębiorcy, niepłacący podatków! Finansowani przez UE! Niech wiec młodzi nie dziwią się, że nie mają pracy, skoro niektórzy politycy bronią KRUS-u jak świętej krowy polskiej ekonomii!
Wojciech Andrzejewski
q
Należy
powrócić do rozsądnej zasady, iż trzeba dać glebie czas na regenerację – i
stosować system: rok uprawy, kilka lat tzw. ugoru.
http://www.sciaga.pl/tekst/18338-19-chemizacja_rolnictwa
1. ROLNICTWO W POLSCE
Powierzchnia użytków rolnych w Polsce wynosi około
18,648 mln ha. 13,9% z tych użytków zajmują gospodarstwa państwowe, 3,3%
spółdzielcze produkcje rolnicze, 78,3% gospodarstwa indywidualne. Wśród nich
przeważają grunty orne (45,7%),znacznie mniej jest łąk (7,8%), pastwisk (5,2%)
oraz sadów (0,9%). Zboża są najbardziej popularnymi uprawami w Polsce. Sieje
się głównie pszenice, żyto, jęczmień, pszenżyto oraz owies. Ziemniaki, warzywa
oraz rośliny przemysłowe, takie jak buraki cukrowe czy rośliny oleiste, są
zdecydowanie mniej popularne.
Do regionów o bardzo korzystnych warunkach naturalnych
rozwoju rolnictwa można zaliczyć: Wyżynę Lubelską, zwarty pas między Krakowem i
Przemyślem, Nizinę Śląską i Przedgórze Sudeckie, Wielkopolskę, Kujawy,
zachodnią część Pojezierza Pomorskiego, Żuławy i Warmię.
Polska jest liczącym się w świecie producentem owoców
i warzyw. Uprawia się je głównie w gospodarstwach indywidualnych w południowej
i centralnej części kraju. Największe obszary upraw są zlokalizowane w dolinie
Wisły, w rejonach: mazowieckim, górnośląskim, małopolskim, kujawskim,
lubelskim.
(...)
3. Walka ze skutkami chemizacji
Jedyną słuszną metodą walki ze skutkami jest
wyeliminowanie przyczyny ich powstawania. Obecnie w rolnictwie podjęte zostały
starania by ograniczyć do niezbędnego minimum zastosowanie chemicznych środków
ochrony roślin oraz by stosować alternatywne, biologiczne metody do walki ze
szkodnikami.
Do ochrony roślin powstały specjalne biopreparaty,
które po zastosowaniu nie mają wpływu na inne organizmy. W ich skład wchodzą
zarodniki owadobójczych bakterii, wirusów i grzybów które nie są szkodliwe ani
dla roślin ani dla innych organizmów. Stosuje się je w rolnictwie zwłaszcza do
zwalczania gąsienic motyli i larw komarów
Zamiast chemikaliów wykorzystuje też się żywe
organizmy będące naturalnymi wrogami szkodników. Ochrania się i wspiera gatunki
pozytywne oraz wprowadza się do populacji szkodników osobniki chemicznie
wysterylizowane. Te działania mają na celu ograniczenie ich liczby. Biologiczne
zwalczanie szkodników jest metodą bezpieczniejszą i nieraz znacznie tańszą od
chemicznej.
Woda jest nam niezbędna do życia, więc niezwykle ważne
jest by uchronić ją przed zanieczyszczeniami. Aby usunąć nagromadzone szkodliwe
substancje stosuje się zmiękczanie wody (np. poprzez destylację),
napowietrzanie (nasycenie tlenem), ozonowanie, chlorowanie oraz oczyszczanie
biochemiczne. Procesy te odbywają się w zakładach zwanych oczyszczalniami.
4. Rolnictwo nie tradycyjne
Zamiast tradycyjnego rolnictwa można zastosować inne
sposoby uprawy roślin, które są znacznie bezpieczniejsze i zdrowsze lecz mniej
popularne.
5. Rolnictwo alternatywne
Działalność rolnicza całkowicie wolna od chemicznych
metod ochrony roślin i polepszania gleby. Do użyźniania gleb stosuje się
jedynie naturalne nawozy organiczne i roślinne ekstrakty zatrzymujące rozwój
szkodliwych substancji. Są nastawione na produkcję wyłącznie zdrowej żywności.
6. Hydroponiczna uprawa roślin
Jest to uprawa bezglebowa odbywająca się w zbiornikach
wodnych. Zamiast roztworu glebowego wykorzystuje się specjalnie przygotowany
rozwór soli mineralnych. Rośliny najpierw zakorzeniają się w warstwie
mieszaniny węgla brunatnego z torfem, (która spełnia rolę odbiornika
toksycznych wydzielin korzeniowych), a następnie wpuszczają korzenie do
roztworu. Metodą tą często uzyskuje się plony wyższe niż uzyskane metodą tradycyjną.
Niestety metoda ta jest droga, dlatego tak rzadko się ją stosuje.
http://www.sciaga.pl/tekst/60950-61-wplyw_rolnictwa_i_przemyslu_na_srodowisko_naturalne
WPŁYW ROLNICTWA I PRZEMYSŁU NA ŚRODOWISKO NATURALNE!
Rozwój cywilizacji technicznej ma wiele dobrych stron.
Niestety, powoduje zanieczyszczenia środowiska, którego źródłem jest przede
wszystkim przemysł, ale także rolnictwo i indywidualne gospodarstwa domowe.
Niektóre substancje uwalniane do środowiska jak np. metale ciężkie i niektóre
związki organiczne są silnie trujące. Zanieczyszczenia gleby, powietrza lub
wody substancjami silnie trującymi nazywamy skażeniem. Jednak nie tylko
skażenia są groźne. Niektóre substancje, np. dwutlenek węgla i freony, co
prawda, są obojętne dla naszego zdrowia, ale niekorzystnie zmieniają środowisko
Ziemi. Dwutlenek węgla jest prawdopodobnie odpowiedzialny za ocieplanie się
klimatu na Ziemi, co może mieć bardzo poważne konsekwencje. Freony natomiast
niszczą warstwę ozonową, chroniącą nas przed promieniowaniem nadfioletowym.
Źródłem metali ciężkich w środowisku jest głownie
przemysł. Metale ciężkie dostają się do wód i gleby przede wszystkim wskutek
działalności przemysłu ciężkiego: kopalni i hut metali nieżelaznych, ale także
np. wytwórni świetlówek i tworzyw sztucznych. Lista trujących metali jest
długa, zawiera m.in. kadm, chrom, tal a także cynk i miedź – dwa pierwiastki,
które w śladowych ilościach są niezbędne dla organizmu, w dużym stężeniu jednak
są trujące. Skażenie metalami ciężkimi jest bardzo duże wokół kopalni i hut
cynku i ołowiu. W Polsce rudy cynku i ołowiu wydobywa się w Olkuszu i
Bukowinie, duże huty znajdują się w Miasteczku Śląskim (dzielnica Tarnowskich
Gór) i w Szopienicach (dzielnica Katowic). Najbliższe okolice huty w
Szopienicach są tak zatrute, że nie rosną tam żadne rośliny.
Do najgroźniejszych, bo powszechnie używanych metali
ciężkich należą rtęć i ołów. Związki rtęci niszczą układ nerwowy, zwłaszcza
mózg, wywołują zaburzenia wzroku, koordynacji ruchów, a nawet upośledzenie
umysłowe i śmierć. Rtęć dostaje się do środowiska ze ścieków przemysłowych, np.
fabryk plastiku, oraz podczas produkcji świetlówek, które są napełniane jej
parami, a także spalania paliw kopalnych, np. węgla kamiennego, zawierających
takie związki.
Ołów atakuje układ nerwowy i pokarmowy, wywołuje
otępienie, uczucie znużenia oraz porażenie mięśni. Związki ołowiu były dawniej
powszechnie stosowane do produkcji farb i emalii. Głównym źródłem ołowiu w
środowisku są spaliny samochodowe. Benzyna jest wzbogacona specjalnym związkiem,
tzw. czteroetylkiem ołowiu, który poprawia pracę silnika. Ołów dostaje się do
spalin, a następnie osadza na poboczach dróg.
W wyniku procesów technologicznych przemysł uwalnia do
środowiska różne związki organiczne, najczęściej są to pochodne związków otrzymywanych
z ropy naftowej, czyli węglowodorów. Wiele z nich jest silnie trujących, liczne
są rakotwórcze. Węglowodory są wykorzystywane do produkcji tworzyw sztucznych,
np. polietylenu, polipropylenu i polichlorku winylu, w niskiej temperaturze
tworzą się bardzo silne trujące związki. Dlatego plastików nie wolno palić np.
w piecu albo w ognisku.
Wszystkie paliwa kopalne, a przede wszystkim węgiel
brunatny, zawierają pewne ilości siarki. Podczas ich spalania tworzy się
dwutlenek siarki, który jest bezbarwnym gazem o ostrym, gryzącym zapachu.
Powstaje on także przy wytopie metali z rud zawierających siarkę.
Dwutlenek siarki w powietrzu utlenia się do trójtlenku
siarki, który, łącząc się z parą wodną, tworzy kwas siarkowy. Zakwasza on
silnie wodę deszczową, w wyniku, czego powstają kwaśne deszcze, które są bardzo
szkodliwe dla roślin. Uszkadzają liście, zmieniają odczyn gleby i przyczyniają
się do wypłukiwania soli mineralnych. Ponadto, silnie zakwaszona gleba nie
sprzyja rozwojowi grzybów, które współżyją z korzeniami drzew.
Kwaśne deszcze są też zagrożeniem dla jezior. Nagły
dopływ silnie zakwaszonej wody, np. z topniejącego śniegu, może tak zmienić
warunki życia w jeziorze, że giną ryby i inne organizmy wodne. Silnie
zakwaszona woda opadowa jest groźna nie tylko dla przyrody, ale i dla dóbr
kultury. Wiele zabytków architektury i rzeźb zostało wykonanych ze skał
zawierających węglan wapnia, np. z wapienia, marmuru i piaskowca. Kwas siarkowy
rozkłada węglan wapnia w wyniku, czego kamień kruszy się.
Rolnictwo w dużym stopniu przyczynia się również do
zanieczyszczenia środowiska. Przy obfitym stosowaniu nawozów, zwłaszcza
sztucznych, część soli mineralnych jest wypłukiwanych z gleby przez deszcz i
dostaje się do wód powierzchniowych – strumieni, rzek, stawów i jezior.
Najgroźniejsze są związki fosforu, powodujące bujny rozwój glonów, które po
pewnym czasie obumierają. Bakterie rozkładające ich ciała zużywają tlen,
wskutek czego w niedotlenionej wodzie giną ryby i inne zwierzęta wodne. Podczas
rozkładu materii organicznej bez udziału tlenu powstaje siarkowodór – trujący
gaz o charakterystycznym zapachu zgniłych jaj. Zjawisko zanieczyszczania wód
wskutek stosowania nawozów sztucznych nazywamy eutrofizacją. Wypłukane z gleby
nawozy dostają się także do wód gruntowych, zanieczyszczając ujęcia wody
pitnej.
Do zubożenia przyrody prowadzi również współczesna
gospodarka hodowlana. Ścieki z farm zanieczyszczają wody powierzchniowe i
gruntowe. Hodowla zwierząt roślinożernych wymaga dużych obszarów pastwisk.
Pasterstwo zasadniczo zmieniło krajobraz Ziemi. Duże obszary pierwotnych lasów
zostały wykarczowane lub wypalone. Na ich miejscu powstały nowe biocenozy –
łąki, pastwiska. Pustynnienie coraz większych obszarów Ziemi, np. powiększanie
się Sahary, jest w dużej mierze spowodowane nadmiernym wypasem zwierząt.
Aby
zwiększyć plony rolnicy sięgają po środki chwastobójcze zwane herbicydami.
Środki chwastobójcze zwiększają plon i poprawiają jego jakość. Należy jednak
pamiętać, że bardzo trudno jest sprawdzić, czy środki chemiczne nie mają
niekorzystnego działania w razie długotrwałego stosowania. Mogą one w
środowisku ulegać przemianie w trujące związki, kumulujące się w łańcuchach
pokarmowych. Herbicydy – podobnie jak wiele innych środków chemicznych – w
dużym stężeniu nie są obojętne dla zdrowia. Dlatego nie należy ich stosować bez
wyraźnej potrzeby. Szkodliwe dla środowiska są środki owadobójcze. Zabijają one
nie tylko szkodniki, ale i inne zwierzęta bezkręgowe, np. bytujące w glebie lub
zapylające kwiaty.
ŹRÓDŁO UTRZYMANIA DLA WSZYSTKICH BEZROBOTNYCH
BĄDŹ ZARADNY – PIENIĄDZE LEŻĄ NA ULICY...
POWRÓT DO ZBIERACTWA I ŁOWIECTWA...
KTO NIE KRADNIE TEN NIE JE...
Zasiłek muszą otrzymywać wszyscy bezrobotni – zgodnie z moimi
postulatami (...). Przecież ci ludzie muszą z czegoś żyć, w miarę normalnie
funkcjonować, mieć pieniądze na szukanie pracy, zrobienie kursu czy wykazanie
innej inicjatywy. Po przełamaniu hamulców, gdy staną się przestępcami trudno im
będzie (nawet w sprzyjających warunkach) powrócić do uczciwego życia. Te
pieniądze trafią przecież m.in. do kasy państwowej i firm (które będą miały
większą liczbę klientów), gdyż zostaną
przeznaczone m.in. na żywność, opłaty, usługi, itp. Zmaleje liczba
eksmitowanych, dłużników za opłaty, przestępstw. Zmniejszą więc koszty
funkcjonowania firm i ich straty (ochroniarze, systemy zabezpieczeń, kradzieże,
włamania, napady), składki na ubezpieczenia (mniej odszkodowań), wydatki na
policję, sądy, więzienia. Zwiększy się bezpieczeństwo, poziom etyki
społeczeństwa (tacy ludzie nie czują się odrzuceni i już nie tak poszkodowani,
będą też czuli dług wdzięczności i z tych czy innych powodów znaczna część go
spłaci), i zdrowia. Gdyż ludzie wycieńczeni zapadają na choroby, a często nie
mają pieniędzy na leczenie i właściwy tryb życia, co kończy się niekiedy rentą,
czyli kolejnym i już stałym obciążeniem dla społeczeństwa. Nie zagwarantowanie
środków na przeżycie cofa nas do zamierzchłych czasów, czego objawem jest
powrót do zbieractwa i maczugi obecnie nazywanej pałką do...
Że co?! Że to nierealne, populistyczne bzdury, bo nie ma na to
pieniędzy?! To dla czarnej, pasożytniczej kasty pogrążającej intelektualnie,
gospodarczo Polskę są: pieniądze, nieruchomości, grunty, Lichenie,
„opatrzności”, obustronne wizyty, z tym, że u nas jeszcze połączone ze świetnymi...
tzn. „świętymi” występami (kosztowały one Polaków łącznie setki milionów zł)
na: krwawiące serce, rany, męki Chrystusa, przenajświętsze przenajświętsza
itp., itd. i inne genialne... inwestycje i wydatki liczone w miliardach nowych
złotych [jeden miliard = tysiąc milionów] (– to nie pomyłka, ale o tym w
następnym numerze). A do tego trzeba dodać tzw. afery gospodarcze (liczone w
setkach milionów zł.), wydatki na kolejną modlącą się kastę (też można by rzec
czarną, bo –) węglową, rolniczą, sejmową (dotyczy znacznej części wymienionych
już specjalistów...), i w inny sposób marnotrawione pieniądze. Suma tych
pieniędzy wystarczyłaby na zasiłek (a więc właśnie zmniejszenie przestępczości
i innych problemów o 90%), dla WSZYSTKICH BEZROBOTNYCH, podwyżki dla
nauczycieli, pielęgniarek, policjantów, posiłki dla dzieci i inne bezbożne cele
(– ach, ci bezbożnicy, tylko by chcieli być ciągle najedzeni, zdrowi itp. A kto
by wtedy płacił kor, ha?!).
„PRZEGLĄD” nr 47, 21.11.2005 r.
"WROGIE" PAŃSTWO OPIEKUŃCZE
WBREW OPINII NEOLIBERAŁÓW SZWEDZKA GOSPODARKA MA SIĘ DOBRZE I JEST NA
CZELE LISTY GOSPODAREK OPARTYCH NA WIEDZY
Szwecja - raj zbankrutowany - tak głosił Leszek Balcerowicz w 1998 r. i
nie znalazł okazji, by ten pogląd zmienić. Można byłoby przytoczyć całą serię
dziennikarzy, ekonomistów i polityków polskich, którzy od lat
"uśmiercają" w swych publikacjach model szwedzki. Piotr Cegielski
przez szereg lat dostarczał ze Szwecji czytelnikom "Gazety Wyborczej"
"informację", że model szwedzki wylądował w lamusie historii. Jeszcze
niedawno "GW" donosiła, że "Szwecja płonie", a innym razem,
że Szwedzi żyją na poziomie Afroamerykanów. Chodzi głównie o "Bankructwo
państwa opiekuńczego". Przynajmniej części tych enuncjacji
przyświeca wyraźny cel. Ujawniło go szacowne skądinąd Wydawnictwo
Naukowe PWN, wydając felietony Wacława Wilczyńskiego pod znamiennym tytułem:
"Wrogie państwo opiekuńcze, czyli trudna droga Polski do gospodarki
rynkowej" (1999). Z tej serii, zabawnie brzmiał anons "Wall Street
Journal", przedrukowany przez "GW" (02.04.2001 r.):
"Szwedzki rząd przykręca śrubę bezrobotnym". A chodziło o to, że
bezrobotni są teraz bardziej zmuszani do szkoleń i poszukiwania pracy oraz że
ich miesięczny zasiłek nie może być większy niż 1,9 tys. euro miesięcznie (!).
SZWECJA MA SIĘ DOBRZE
A tymczasem szwedzka gospodarka, podobnie jak inne gospodarki
nordyckie, ma się dobrze, na tle np. sklerozy kilku wielkich krajów
zachodnio-europejskich, głównie Niemiec - nawet wyśmienicie. Wprawdzie na
początku lat 90. przeszła ciężki kryzys, ale już w połowie tamtej dekady wyszła
z niego, a parę lat później zdołała wysunąć się na czoło gospodarek o
najnowocześniejszych nośnikach wzrostu. Taki rezultat przyniósł Raport OECD,
odnotowany przez "Financial Times" pod znamiennym tytułem:
"Szwecja na czele listy gospodarek opartych na wiedzy". Dodajmy, że
rok wcześniej tę pozycję zajmowała Finlandia, a w latach 2003 i 2004 Dania.
Wszystkie trzy kraje weszły do Unii Europejskiej, bynajmniej nie wyrzekając się
najwyższych standardów zabezpieczenia społecznego. Wszystkie one zajmują
czołowe pozycje jako kraje najmniej zarażone korupcją.
Szwedzkie doświadczenie pokazuje, że tempo wzrostu PKB nie jest
najważniejsze. Chociaż w wyniku kryzysu lat 1991-1994 szwedzka gospodarka
spadła w rankingu PKB per capita z szóstego miejsca na 16., to pod względem
wskaźników jakości życia ustępowała w 2003 r. tylko Norwegii i Islandii.
Natomiast porównywana z trzema głównymi krajami anglosaskimi oraz Francją,
Holandią i Niemcami, Szwecja miała w 2001 r. radykalnie niższą liczbę dzieci
żyjących w biedzie, najwyższą stopę zatrudnienia, a zwłaszcza zatrudnienia
kobiet, najdłuższy okres oczekiwanego życia, najniższą (z wyjątkiem Holandii)
liczbę urodzeń przez nastolatki. Ma też jedną z najniższych stóp bezrobocia.
Indeks rozwoju społecznego Szwecji plasuje ją na szóstym miejscu. Wprawdzie od
pewnego czasu daje się zauważyć wzrost rozpiętości wynagrodzeń (zwłaszcza
znaczny wzrost wynagrodzeń czołówki menedżerów), nadal jednak Szwecja należy,
obok trzech innych wymienionych już krajów nordyckich, a także Holandii, do
krajów najbardziej egalitarnych.
Obserwatorzy zauważyli, że przedsiębiorczość i innowacyjność jest w
Szwecji nie mniejsza niż w Stanach Zjednoczonych. Wiążą to właśnie z faktem
społecznej solidarności i wysokiej opiekuńczości. Podejmując ryzyko,
przedsiębiorca szwedzki wie, że gdy zbankrutuje, nie zostanie wykluczony ze
społeczeństwa z piętnem nieudacznika. Może właśnie dlatego Szwecji nadal
wystarcza specjalistów, by utrzymać gospodarkę na najwyższym poziomie nowoczesności,
chociaż sporo specjalistów emigruje.
Od paru lat Szwecja trafia na łamy prasy zachodniej jako prymus
gospodarczy. Nawet konserwatywny londyński "The Economist" głosi
peany na cześć szwedzkiego modelu, podkreślając jej oddziaływanie na inne kraje:
"Ten mały dziewięciomilionowy kraj wyeksportował już do Wielkiej Brytanii
aktywną politykę na rynku pracy, model powszechnej opieki nad dziećmi oraz
politykę łączenia wyroków więzienia z nadzorem kuratorskim. Zakaz dawania
klapsów dzieciom wprowadzony przez Szwedów w 1979 r. trafił dotąd do 11 krajów
europejskich. Z tego źródła dowiadujemy się też, że rząd szwedzki sprzymierzył
się z Białym Domem w walce z prostytucją.
Okazuje się bowiem, że wysokie podatki i wysoki poziom wydatków
socjalnych dają się pogodzić z wysoką efektywnością gospodarki. Dotyczy to nie
tylko Szwecji. Dwaj autorzy austriaccy (Aiginger i Landesman, 2002:56) Szwecję,
Danię i Finlandię, a z pewnymi zastrzeżeniami także i Holandię nazywają
"centrami doskonałości" (centres of excellence). Przeciwstawiają je
tzw. dużym krajom UE cierpiącym (prócz Wielkiej Brytanii) na
"eurosklerozę". Uczeni ci zastanawiają się nawet, czy doświadczenia
te nie zapowiadają "nowego modelu europejskiego".
GŁÓWNE CECHY
Przypomnijmy więc, na czym polegał model szwedzki i jak się zmieniał. A
jest on interesujący także dlatego, że stał się wzorcem dla wszystkich
pozostałych krajów skandynawskich.
W tym samym czasie, co F.D. Roosevelt w USA i przygotowujący wojnę rząd
hitlerowskich Niemiec, Szwecja zaczęła stosować popytowe środki przywracania
koniunktury i polityki pełnego zatrudnienia. W okresie powojennym, aż do
przełomu lat 80. i 90. bezrobocie przez wiele lat utrzymywało się poniżej 2%. I
to właśnie jest najistotniejszą cechą systemu szwedzkiego. Była nią i pozostaje
aktywna polityka pełnego zatrudnienia, licząca sobie - jeśli chodzi o pierwsze
próby - blisko sto lat. Państwo jest odpowiedzialne zarówno za pracę każdego
chcącego pracować, jak i za warunki pracy. Szwedzi często podkreślają kluczową
rolę pracy w życiu człowieka.
Dopiero w czasie kryzysu pierwszej połowy lat 90. stosowane dotąd
środki aktywizacji zatrudnienia okazały się mało skuteczne. W szczytowym
momencie recesji bezrobocie osiągnęło (jeśli nie wykluczać zeń osób biorących
udział w szkoleniu) 13% . Nawet jednak konserwatywno-liberalny rząd Karla
Bildta pozostał wierny programom pełnego zatrudnienia.
Szwecja należy do krajów, które najdłużej pozostały wierne szeroko
pojętej, keynesowskiej polityce popytowej, polityce pobudzania gospodarki w
okresach recesji za pomocą wydatków finansowanych z budżetu państwa.
Dla stabilizacji gospodarki miały znaczenie jeszcze dwa inne czynniki
dobrze zadomowione w doktrynie J.M. Keynesa i M. Kaleckiego: planowa ekspansja
sektora usług państwowych oraz duży zakres uprawnień pracowniczych i
obywatelskich. W wyniku ekspansji zatrudnienia w sektorze użyteczności
publicznej, państwo zatrudnia, łącznie z administracją, blisko jedną trzecią
siły roboczej. W konsekwencji tylko jedna trzecia ludności żyje z pracy w sektorze
rynkowym, a dwie trzecie - z kasy państwowej. Jest więc względnie największym
pracodawcą w świecie niekomunistycznym. Sektor państwowy zaś wpływa na
fluktuacje gospodarcze jako automatyczny stabilizator, ponieważ ogromna część
wydatków jest sztywna, a pewna część działa w kierunku odwrotnym do recesji,
np. gdy kurczy się fundusz płac w wyniku rosnącego bezrobocia, to wzrastają
zasiłki dla bezrobotnych, znacząco kompensując płacową redukcję popytu.
Trzecim składnikiem szwedzkiej swoistości keynesizmu był wyjątkowo
daleko idący egalitaryzm. Właśnie ze względu na hojność zasiłków wspomniany
kryzys z początku lat 90. nie doprowadził do znaczącego wzrostu ubóstwa czy
zwiększenia nierówności. Małe nierówności zmniejszały niebezpieczeństwo
kumulatywnego spadku wydatków gospodarstw domowych (nadmiernych oszczędności),
pogłębiającego recesję. Liczne analizy dowodzą, że w ciągu bardzo długiego
czasu gospodarka szwedzka odznaczała się wśród krajów wysoko rozwiniętych
wyjątkową stabilnością.
PRZYCZYNY KRYZYSU
Spróbujmy zatem odpowiedzieć na pytanie o przyczyny kryzysu, zwłaszcza
że rzadko kwestionuje się sukces ustrojowy Szwecji w pierwszych dekadach okresu
powojennego, która na niecodziennej drodze dołączyła do klubu najbogatszych
krajów świata. Twierdzi się jednak, że w warunkach globalizacji system ten
przestał być skuteczny, czego wyrazem miał być właśnie ten kryzys. Kryzys
1991-1994 przypadł na szczytowy okres neoliberalizmu. Wielu jego zwolenników,
zwłaszcza obserwatorów zewnętrznych, szukało jego przyczyn w wadach
systemowych.
Można jednak bronić poglądu (tak czyniło wielu ekonomistów szwedzkich),
że decydująca była wysoce niefortunna bieżąca polityka gospodarcza. Chodzi
zwłaszcza o trzy rzeczy. Po pierwsze, wśród oczywistych błędów, na
pierwszym miejscu wymienić należy nagłą deregulację rynku finansowego. Mocno to
podkreśla tzw. komisja Assara Lidbecka, której zadaniem było postawienie
diagnozy kryzysu oraz zaproponowanie kierunków reform. Po wtóre, w drugiej
połowie lat 80. gospodarka szwedzka uległa silnemu przegrzaniu. Bezrobocie
utrzymywało się wówczas na poziomie ok. 1,5%!, przy drastycznym braku siły
roboczej w wielu regionach. Wprawdzie minister finansów starał się przyhamować
dynamikę wzrostu, a zwłaszcza zatrudnienia. Napotkał jednak silny opór ze strony
związków zawodowych. Po trzecie, fatalne błędy popełniono także w polityce
podatkowej, pogłębiając załamanie.
Dopiero po dostrzeżeniu tych błędów warto się zastanowić, do jakiego
stopnia i w jakim sensie kryzys ów wiązał się z podstawami ustrojowymi. Otóż
oba główne błędy, deregulację jak i przegrzanie należałoby chyba interpretować,
nie jako wyraz wadliwości systemu, lecz jako przejawy odstępstw od niego. Opór
związków zawodowych naruszał umowę społeczną, która przez dziesięciolecia
stanowiła sedno szwedzkiego systemu gospodarczego. Podobnie nagła deregulacja
rynku finansowego kłóciła się z samymi podstawami systemu opartego na reformach
stopniowych. Być może więc kryzys ten należy postrzegać jako pierwszy bolesny
skutek nagłego zdominowania szwedzkiej gospodarki przez rynek finansowy,
wyprzedzając finansowy kryzys wschodnioazjatycki.
OGRANICZENIA
W latach 90. dokonano wielu zmian w systemie szwedzkim. Steven
Saxonberg dzieli je na dwie grupy. Do pierwszej należą zmiany głównych
transferów pieniężnych. Zmalały one nieznacznie. Główne świadczenia pieniężne,
np. zasiłki dla bezrobotnych, zredukowano z 90% ostatniej płacy do 80%,
wprowadzając jednocześnie górny limit świadczenia. Równocześnie jednak niektóre
uprawnienia zwiększono, np. urlop wychowawczy z 12 do 13 miesięcy. Zwiększono
też z jednego miesiąca do dwóch "ojcowską" opiekę nad dziećmi.
Rozszerzono też uprawnienia dla korzystających z zewnętrznej opieki nad
dziećmi. Nie można więc powiedzieć, iż zmiany te były drastyczne.
Najwięcej zmian dokonano w usługach społecznych, w edukacji, a
zwłaszcza służbie zdrowia. Należą tu:
- znacząca redukcja wydatków na służbę zdrowia oraz z tytułu wypadków
przy pracy;
- ograniczenie świadczenia dla rodziców wychowujących dzieci, dodatki
rodzinne oraz subsydia mieszkaniowe;
- radykalny wzrost wydatków na zasiłki dla bezrobotnych oraz wydatków z
funduszu pomocy socjalnej, przy zaostrzeniu reguł uprawnienia do zasiłków.
Nowym zjawiskiem, wykraczającym poza model szwedzki, jest charakter
reformy emerytalnej z 1998 r. Dotychczasowy system miał charakter repartycyjny.
Nowością jest podział, wynoszącej 18,5% płacy, składki emerytalnej na dwie
części: 16% jest podstawą repartycyjnego systemu (pay-as-you-go), a reszta -
2,5% - tworzy Fundusze Rezerwy Premiowej (Premium Reserve Funds), które
przypominają drugi (kapitałowy) filar polskiej reformy z 1999 r., choć ich
zakres jest znacznie mniejszy niż polski. Inaczej jednak niż w Polsce, wśród
firm, które gromadzą te pieniądze na indywidualnych rachunkach (i obracają
nimi) są firmy państwowe, a jeśli ubezpieczony nie wybierze żadnej z nich, jego
rachunek musi prowadzić Krajowy Urząd Ubezpieczeń Społecznych (odpowiednik
naszego ZUS). Wprowadzenie, choć w niewielkim zakresie, kapitałowego elementu
do systemu emerytalnego, jest pewnym odstępstwem od dotychczasowych zasad.
Wnosi bowiem niepewność co do wysokości przyszłej emerytury. Zmniejsza też
zakres solidarności międzygrupowej.
Ogólnie jednak dotychczasowe zmiany w systemie gospodarczym Szwecji,
choć znaczące, nie podważają instytucji państwa opiekuńczego. Można je
traktować raczej jako konsolidację i racjonalizację państwa opiekuńczego
(dobrobytu) niż wyraz tendencji do demontażu państwa opiekuńczego.
Można więc się zgodzić z następującą opinią ekonomistki fińskiej, która
pisała niedawno: "Niezależnie od popełnianych błędów politycznych oraz
pewnej oczywistej rozrzutności państwa opiekuńczego socjaldemokratyczna idea
aktywnej polityki fiskalnej zdobyła sobie trwałe miejsce w Szwecji. Nawet
niesocjalistyczny rząd K. Bildta z lat 1991-1994 nie odszedł od tej tradycji.
Fiskalne oddziaływanie rządu pozostało ekspansywne przez cały okres depresji
(...), [a] rządy niesocjalistyczne były nie mniej skłonne do uciekania się do
deficytu budżetowego (...) w czasach recesji. Zaprzecza to powszechnemu
mniemaniu, że rządy prawicowe prowadzą surową politykę fiskalną, a lewicowe
przejawiają skłonność do nadmiernych wydatków".
Tadeusz
Kowalik
Autor jest profesorem nauk ekonomicznych i humanistycznych, w latach
1948-1968 członek PZPR, działacz opozycji demokratycznej. Był jednym z członków
Komisji Ekspertów Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego i doradców
"Solidarności".
6. OCHRONA ZDROWIA FIZYCZNEGO
a) Trzeba nawiązać ogólnoświatową współpracę w celu wyeliminowania chorób zakaźnych i pasożytów – globalnie i ostatecznie. Jej elementem muszą być m.in. bezpłatne, obowiązkowe badania i leczenie (izolowanie) zarażonych ludzi, zwierząt. Osoby, u których wykryje się formę nieuleczalną muszą mieć to wpisane do dokumentów i być oznaczone np. ostrzegawczym tatuażem na przedramieniu.
Nieświadome i świadome zarażanie innych nie jest rzadkością o czym najlepiej...(!!) świadczą statystyki inf. o milionach takich ofiar (są kraje gdzie co 4-3-cia osoba jest zarażona HIV...)!!!
Jeżeli takie osoby stanowiłyby zagrożenie np. prostytuując się (bądź w inny sposób) byłyby izolowane, a za zarażenie kogoś odpowiadałyby jak za uszkodzenie ciała prowadzące do śmierci. Należy chronić zdrowie, a nie chorobę jak obecnie.
Ponieważ będzie to związane z wieloma problemami (m.in. z wprowadzeniem odpowiednich norm prawnych), program musi być skuteczny, tak by nie trzeba go było na taką skalę powtarzać. A więc jego zasady muszą być bezwzględnie i przez wszystkich przestrzegane. Tym bardziej, że będzie to też związane z sporymi wydatkami, które będą się jednak z każdym rokiem coraz szybciej zwracać, dzięki regularnemu zmniejszaniu się (obecnie ogromnych) wydatków związanych z tymi chorobami. Począwszy od ich wykrywania, poprzez koszty niedyspozycji zdrowotnej i leczenia (ogromna rzesza ludzi, których trzeba wykształcić i utrzymywać infrastrukturę, przemysł z tym związany, a więc również skażanie środowiska, w tym wydalinami z resztkami leków).
Zdrowie i życie ma wartość ponad narodową, a choroba nie może podlegać suwerenności. Dajmy ten prezent przyszłym pokoleniom. Może stwierdzą, że nie byliśmy tak do końca bezmyślną, egoistyczną bandą, która nie potrafiła zrobić nic ponadczasowego.
– Trzeba w msh publicznych, m.in. w środkach komunikacji, oddzielić i oznaczyć msa dla zarażonych chorobą zakaźną (np. grypą), by takie osoby nie zarażały współpasażerów. Obowiązkowe musi być noszenie przez takie osoby maseczek ochronnych!
Blisko co 3 Polak
zarażony jest prątkami Koha, które mogą wywołać gruźlicę. Osoby zarażone nie
prątkują, natomiast jeden chory zaraża, poprzez kichnięcie, kaszlnięcie itp.
ok. 10-12 osób. Aż 30 % przypadków gruźlicy lekarze wykrywają nie w czasie
badań, lecz dopiero na podstawie okresowo
wykonywanych zdjęć
rentgenowskich, a do szpitali trafiają hoży z b. zaawansowaną chorobą. – Za „GW” nr 61 z dn. 12.03.1992 r.
– Trzeba zalegalizować prostytucję, która będzie istnieć co najmniej tak długo, jak długo będzie trwać anormalne - m.in. religijne - podejście do seksu. Prostytutki muszą obowiązkowo, regularnie przechodzić badania na obecność chorób zakaźnych, jak również ich klienci, którzy muszą przed usługą okazać sprawdzalne telefonicznie bądź za pomocą Internetu, aktualne świadectwo zdrowia.
W Polsce ok. 1 os. na
70 jest zakażona wirusem żółtaczki typu C (jest to bardzo zakaźna i
nieuleczalna forma, która często prowadzi do zapalenia wątroby, następnie raka,
śmierci. 1 gram zakażonej wydzieliny wystarczy do zakażenia 1 mln ludzi! – To
nie pomyłka), a ok. 1 os. na 1000 HIV – ze stałą tendencją wzrostową zakażeń w
obydwu wypadkach!!
1 stycznia 2002 r.
weszła w życie ustawa o chorobach zakaźnych i zakażeniach, która pozwala na
przymusową izolację lub leczenie chorych na gruźlicę w okresie prątkowania oraz
z uzasadnionym jego podejrzeniem, a także osoby chore lub podejrzane o
chorowanie m.in. na: błonicę, cholerę, dur brzuszny, dżumę, zapalenie mózgu,
zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych, żółtą gorączkę i wirusowe gorączki
krwotoczne.
W 12 miastach
Polski działają bezpłatne punkty konsultacyjno-diagnostyczne, w których można
porozmawiać z osobą kompetentną o problemach i bezpłatnie zbadać krew nie
podając swojego imienia ani nazwiska, a jedynie hasło, którym oznaczony
zostanie test:
Wojewódzka Stacja
Sanitarno-Epidemiologiczna przy ul. Żelaznej 79, 00-875 Warszawa. Testy
wykonywane są we wtorki, i w czwartki, w godzinach 16-18. Telefon:
0-prefix-22-641-33-36, tel. (0-22) 620-90-04=06 c. 620-37-19, 624-82-09 fax,
620-37-19 fax
Oddziały:
Ciechanów, Ostrołęka (Ostrów Mazowiecka), Radom, Siedlce, Płock
Wojewódzka Stacja
Sanitarno-Epidemiologiczna, ul. Legionowa 8, 15-009 Białystok
tel. (0-85)
732-60-11 c. 732-70-22
732-70-22 fax
Oddziały: Łomża,
Suwałki
Wojewódzka Stacja
Sanitarno-Epidemiologiczna
ul. Kujawska 4
85-031 Bydgoszcz
tel. (0-52)
373-20-34=36 c. 373-29-34
345-98-40 fax
Oddziały: Toruń,
Włocławek
Wojewódzka Stacja
Sanitarno-Epidemiologiczna
ul. Dębinki 4
80-211 Gdańsk
tel. (0-58) 344 73 00-c. 302-32-53
302-32-53 fax
Oddział: Słupsk
Wojewódzka Stacja
Sanitarno-Epidemiologiczna
ul. Mickiewicza 12b
66-400 Gorzów Wlk.
tel. (0-95)
722-60-57=59c. 722-46-52
722-46-52 fax
Oddział: Zielona
Góra
Wojewódzka Stacja
Sanitarno-Epidemiologiczna
ul. Wodna 40
90-046 Łudź
tel. (0-42)
674-84-20c. 674-08-46
674-95-23 fax
Oddziały: Piotrków
Trybunalski, Skierniewice, Sieradz (Zduńska Wola).
Wojewódzka Stacja
Sanitarno-Epidemiologiczna
ul. Żołnierska 16
10-561 Olsztyn
tel. (0-89)
527-95-00 c. 527-55-80
527-97-88 fax
Oddział: Elbląg
Wojewódzka Stacja
Sanitarno Epidemiologiczna
ul. Mickiewicza 1
45-953 Opole
tel.(0-77)
442-69-00c. 442-69-01
442-69-04 fax
Wojewódzka Stacja
Sanitarno-Epidemiologiczna
ul. Noskowskiego 23
61-705 Poznań
tel.(0-61)
852-99-18
852-50-03 fax
Oddziały: Kalisz,
Konin, Leszno, Piła
Wojewódzka Stacja
Sanitarno-Epidemiologiczna
ul. Wierzbowa 16
35-310 Rzeszów
tel.(0-17)
852-21-11c. 852-22-42
852-22-92 fax
Oddziały: Przemyśl,
Sanok, Tarnobrzeg
Wojewódzka Stacja
Sanitarno-Epidemiologiczna
ul. Spedytorska 6/7
70-632 Szczecin
tel.(0-91)
462-42-70 c. W. 159; 154 462-40-60
sekret. 462-40-18
462-39-54
462-46-40 fax
Oddział: Koszalin
Wojewódzka Stacja
Sanitarno-Epidemiologiczna
ul. M.
Skłodowskiej-Curie 75/77
50-396 Wrocław
tel. (0-71) 328-70
75 c. 328-21-25 d.
328-35-92 fax
Oddziały: Jelenia
Góra, Legnica, Wałbżyh
ŹRÓDŁO: www.aids.gov.pl
b) Wszystko co związane z lecznictwem (począwszy od produkcji i sprzedaży leków oraz sprzętu medycznego, poprzez badania z leczeniem włącznie), oraz zapobieganiem chorobom (np. szczepionki, prezerwatywy) – musi być wolne od podatków, zgodnie z racjonalną kalkulacją (...). Zwiększy to ogólnodostępność lecznictwa, obniżając stopę obciążeń finansowych społeczeństwa związanych ze skutkami chorób, a więc: nie leczenie, co powoduje powikłania, ich przewlekłość, następne zakażenia, absencja w pracy, wypłata chorobowego, renty (kolejne koszty) i inne.
Tym sposobem zwiększy się liczba ludzi chroniących swoje zdrowie (których będzie na to stać). Zmniejszy się liczba zakażeń, a więc i kosztów z tym związanych. Ciąże będą częściej planowane.
– Lekarzy trzeba też regularnie kontrolować - sprawdzać - m.in. wysyłając do nich na konsultacje osoby, u których stwierdzono jakąś chorobę.
– Lekarze powinni być oceniani przez pacjentów z opisem postępowania, jego efektów. I na tej podstawie podejmowano by odpowiednie działania, z wyrzuceniem z pracy z odp. opinią, zakazami - w uzasadnionych przypadkach - włącznie. By skończyło się przychodzenie do pracy, odbębnianie, szkodzenie a miało mse odpowiedzialne postępowanie, leczenie.
– Na życzenie pacjenta wizyta u lekarza, zabieg, operacja itp. powinny być nagrywane. Wymusi to większą staranność w stawianiu diagnozy i leczeniu oraz zmniejszy ew. koszty procesowe.
q
Musi istnieć odpowiedzialność lekarzy i personelu medycznego za swoje błędy, m.in. finansowa, dzięki obowiązkowej składce (o jej wielkość powinny wzrosnąć zarobki). Każdą wpłatę lekaż mógłby odebrać po 10 latach wraz z odsetkami, o ile nie zapłacono odszkodowania.
q
W stomatologii musi zostać wprowadzony wieloletni okres gwarancji, stopniowo zwiększany w miarę postępów w tej dziedzinie. Obecnie duża część zajmujących się tymi usługami osób wykonuje je źle (zapewniając swojej drogiej branży stały dopływ klientów), co niekorzystnie odbija się na: wyglądzie, samopoczuciu, zdrowiu i wydatkach społeczeństwa!!
– Leczenie zębów musi być bezpłatne i dla dzieci obowiązkowe (to wyjątkowa sytuacja, w której przymus dla dobra pacjenta jest uzasadniony, gdyż w tym
wypadku instynkt samozachowawczy często zawodzi).
q
W lecznictwie nie może by tak, iż za dziesiątki, setki tysięcy zł. przedłuża się czyjeś niepotrzebne cierpienia, agonię – bez pozytywnych rokowań (narzuca się tu
więc i elementarne prawo do ich ukrócenia, z zachowaniem wszelkich środków bezpieczeństwa, by odbywało się to wyłącznie w przypadkach uzasadnionych. Należy też oficjalnie uznać, iż brak możliwości złożonego myślenia kwalifikuje taką istotę jako zbiór grup komórek - bez względu na ich rodzaj i całościowy kształt np. człowieka - bo właśnie zdolność do złożonego myślenia jest głównym czynnikiem odróżniającym nasz gatunek od innych, i wynikłym z tego powodem szczególnego traktowania (niestety w różnym tego słowa znaczeniu...)). A odbywa się to kosztem setek innych ludzi, na których leczenie i zapobieganie chorobom (np. z powodu wycieńczenia organizmu, z niedożywienia) brak pieniędzy, więc stają się oni kolejnymi - w tym zaliczanymi do pierwszej grupy - pacjentami medycynie również musi zaistnieć zasada kierowania się zdrowym rozsądkiem - ekonomią. Tego brak pogarsza sytuację wszystkich: pacjentów powodując niższy poziom - skuteczność - leczenia, tych, którzy mogliby chorób uniknąć i pozostałej części społeczeństwa, na której barkach spoczywa poniesienie tego kosztów. Więc nawet skuteczne leczenie, ale obarczone tak wielkimi kosztami nie może mieć msa, bo za to zdrowiem, a niekiedy życiem, zapłacą inni!
q
TZW. LECZNICTWO
Wszystko co na nas oddziałuje: m.in. to, co spożywamy, zażywamy (tzw. leki, różne środki, substancje), wdychamy wpływa na nasz metabolizm, kod genetyczny. Tak więc masowe faszerowanie się różnymi substancjami (których kolejne generacje - według reklam... - zawsze są już wolne od niepożądanych skutków ubocznych...), wpłynie i na naszą oraz kolejnych pokoleń odporność, predyspozycje, uzależnienia od nich itp.! Wpłynie to na warunki życia naszego i kolejnych pokoleń! Zanieczyszczają one środowisko naturalne, w tym również wpływają na życie, geny, zwierząt i roślin! Potrzebny jest umiar, rozwaga – rozsądek i (kilkadziesiąt procent diagnoz jest nietrafnych!)! Warto dogłębnie oszacować w jakich przypadkach lekarze, leki bardziej szkodzą niż pomagają (jak często, powierzchowną, to też są ludzie i z tej planety, korzyść odnoszą tylko koncerny farmaceutyczne)!
c) Toalety muszą być - obowiązkowo - wszędzie tam gdzie są ludzie, proporcjonalnie do ich liczby. Przynajmniej te o obniżonym standardzie muszą być bezpłatne, by higiena - a więc i zapobieganie chorobom - nie była ograniczona tylko do tych, którzy mają, czy chcą przeznaczyć na nią pieniądze. Stawianie przewoźnych kabin (które muszą mieć ukośny, opuszczany nogą spad, by nie ochlapywały...!) to ostateczność. Przecież nierzadko stoją one w pobliżu kanalizacji do której można by je podłączyć. Tam, gdzie jest więcej kabin, jedna (zaznaczona) musi być przeznaczona do naturalnego - kucnego - higienicznego i fizjologicznie uzasadnionego z nich korzystania.
– Powinien być powszechny, bezpłatny dostęp do kranów z wodą. Drzwi (w tym ich blokowanie z inf., iż ktoś za nimi jest), krany, spłuczki, podajniki mydła – muszą być uruchamiane łokciem, stopą, bądź automatycznie (bez marnowania wody).
– W msh wydawania tzw. zup (dla bezdomnych – i nie tylko tam)... trzeba nakazać używania lejka zamocowanego poza baniakiem, by podczas napełniania pojemników, nie spłukiwać z nich zupą brudu do baniaka!!
q
Tanie i proste rozwiązanie do szybkiego wprowadzenia. Otwierane Drzwi łokciem lub stopą dzięki odpowiednim występom: Nacisnąć klamkę i zablokować język zamka gwoździem, a w futrynie zamocować magnes lub wyciszony zatrzask kulkowy.
q
Przykład wykorzystania wody spod umywalki do napełniania zbiornika spłuczki ustępowej, oraz nożnego spłukiwania miski ustępowej:
– Takie wykorzystanie wody powinno być obowiązkowe.
q
Należy też wprowadzić zakaz sprzedaży misek ustępowych bez pułki (dotyczy to też przewoźnych toalet, które muszą mieć automatycznie nawilżaną i nożnie opuszczaną półkę), bo ochlapują podczas korzystania (szczególnie gdy ktoś kuca)! Podobnie ma się sprawa z szczotkami do mycia misek ustępowych z włosiem na około, które rozbryzgują jej zawartość zgodnie z swoim kształtem...!
– Trzeba zastąpić zwyczaj przekazywania wirusów, bakterii, grzybów, przetrwalników pasożytów itp. podczas: uścisku dłoni (zastępując go jej uniesieniem i kiwnięciem), dmuchania na tort (rozpylania mikrobów przed ich konsumpcją przez gości), dzielenia się opłatkiem... itp.!! Rozpropagowanie prawidłowego podejścia do tej sprawy leży w rękach osób publicznych (w interesie wszystkich).
– W związku z rozprzestrzeniającą się plagą odkleszczowych chorób (testy tylko u części zakażonych je wykrywają. Większość chorych, a chorób odkleszczowych jest mnóstwo, nie wie co jest ich przyczyną (często również lekarze)), trzeba uruchomić program mający na celu zmniejszenie ilości tych pasożytów, a w efekcie ilość ich kontaktów z ludźmi, więc i liczbę zakażeń, przeznaczając na to m.in. odpowiednie środki. Moją propozycją jest, by umieszczać zabijające je (trujące czy powodujące bezpłodność) pułapki, wabie (np. imitujące zapach partnera, ofiary) w msh występowania kleszczy (np. zrzucając pułapki z samolotów).
Kolejnym sposobem jest przykrywanie białym, wełnianym kocem msc z kleszczami, a następnie, po przewróceniu koca na drugą stronę wybieraniu ich pincetą, i wrzucanie do pojemnika wykonanego z taśmy lepiącej, od środka, po czym po zapełnieniu pojemnika spalenie (np. zatrudniając do tego więźniów, angażując pobierających zasiłek bezrobotnych, w ramach działalności społecznej). Osoby tym się zajmujące muszą mieć całe ubranie w kolorze białym, oraz zakrycie głowy z szerokim rondem.
Trzeba też zabronić wprowadzania do lasu psów, pod rygorem wysokiej grzywny, odebrania zwierzęcia, gdyż psy roznoszą kleszcze m.in. w msh siedzib ludzkich.
– Muszą istnieć dwie sieci wodociągowe: jedna dostarczających wodę do celów sanitarnych, a druga mineralną do bezpośredniego spożycia. Zmniejszy to radykalnie koszt dostarczania tego drugiego rodzaju wody, liczbę zużywanych opakowań (a więc przyrost hałdy śmieci) i będzie stanowić duże udogodnienie odciążając osoby robiące zakupy.
d) MY
NIE CHCEMY BYĆ TRUCI I PONOSIĆ JAKICHKOLWIEK INNYCH KONSEKWENCJI TRUCIA SIĘ!!!
Elementarnym prawem człowieka jest prawo do życia i zdrowia (zapis w Konstytucji), a obowiązkiem państwa stanie na jego straży!!! Musi więc zaistnieć prawo każdego człowieka (w tym dzieci) do nie ponoszenia skutków używania trucizny nikotynowej (tn) (bez względu na ich wielkość): do nie bania się o konsekwencje
przebywania w trującym dymie, do nie śmierdzenia, nie wąchania smrodu zażywających i pomieszczeń w których to robią, do nie ponoszenia kosztów leczenia trujących się nikotyną, gdy są z tego powodu na zwolnieniu, w sanatorium, szpitalu, na rencie inwalidzkiej. To nietrujący się nikotyną w przeważającym stopniu utrzymują cały dodatkowy personel: w szpitalach, przychodniach, aptekach i sanatoriach, w tym w związku z chorowitymi, chorymi i kalekimi dziećmi trutymi przez używających tn. A ci „w nagrodę” ich jeszcze trują, stosując nikotynowy terror na ulicach (gdzie nawet ciągłe wstrzymywanie oddechu nie wystarcza do uniknięcia wdychania tej trucizny), przystankach, dworcach, w wagonach dla niepalących, w szpitalach, sanatoriach, hotelach, uczelniach (w toaletach), domach (w tym w noclegowniach), więzieniach, wojsku, internatach, przy wejściach do budynków, śr. komunikacji (gdzie w dodatku przeciąg wciąga tn. do środka), po wejściu (wydmuchując ostatnią, stężoną porcję trucizny) i w wielu innych msh!!! Powodują pożary (w tym zapalanie się śmieci w kubłach)! Trzeba słuchać ich kaszlu (którym m.in. robią pobudki!), gdy zażywają tn przy oknie, pod budynkiem! Zmuszają pozostałe osoby do: wdychania tej trucizny, słuchania chorych argumentów, znieważeń (jeśli ktoś poprosi o nie trucie, bo np. zadaszony przystanek, to nie oświęcimski barak zagłady – jak na razie wyłącznie teoretycznie), rezygnacji z pracy, opuszczania pomieszczenia. Powodują lęki, stresy, kłótnie, śmierdzenie ofiar i pomieszczeń. Wywołują choroby i śmierć!!! Zadają (rzadko) bezczelne pytania np.: „Czy mogę zapalić (czyt.: Czy mogę przyczynić się, że być może: umrzesz, zachorujesz, a na pewno będziesz podtruty/a, osłabiony/a i będziesz śmierdzieć?!!) ?”. To tak jakby ktoś podczas jedzenia spytał się: Czy mogę dołożyć ci trochę Kupy?
Blisko 70% pacjentów to trujący się tn (90%
chorych na raka płuc to nikotynowcy)(spora grupa nie zgłasza się do lekarza, gdyż znają przyczynę choroby
i wiedzą czego będzie się domagał), a z pozostałej grupy znaczną część stanowią
ich bierne ofiary, w tym dzieci trute w okresie płodowym i po urodzeniu (co też
powoduje, iż o wiele częściej od innych popadają w ten nałóg) !!! W Polsce
rocznie z powodu wdychania tn umiera około 60 tys. osób (w tym co drugi trujący
się w wieku od 35 – 69 lat)(na świecie ok. 4 mln – czyli w ten sposób popełniło
samobójstwo - i dokonano zabójstw –
wielokrotnie więcej osób, niż zginęło w obu wojnach światowych!!!
Również nałogowi palacze ponad
czterokrotnie częściej, od nietrujących się, popełniają samobójstwo – jak informują specjaliści z Wydziału Zdrowia
Publicznego Uniwersytetu Harvarda. )[To jak szybko ktoś z tego powodu umrze
decyduje też, w znacznej mierze, jego profil genetyczny – dla jednych 10 paczek
tn (krótkotrwałe przebywanie w dymie) to wyrok śmierci, dla drugich będzie to
np. 100-1 000 paczek (...), itd..], a setki tysięcy choruje!!! Tn jest
przyczyną większej liczby zgonów niż: wypadki samochodowe, zabójstwa, inne sposoby samobójstw, AIDS, alkoholizm,
narkotyki, pożary – razem wzięte!!! Jedna sztuka tn w postaci papierosa zawiera
śmiertelną dawkę trucizny dla kilku ludzi – wystarczy ją parę razy
wciągnąć do płuc bez odtruwania się
powietrzem! Tn szkodzi nie tylko chemicznie, ale i promieniotwórczo, gdyż
zawiera do 80% pierwiastków radioaktywnych, zawartych w glebie! I taka trująca
i promieniotwórcza maź osiada na wszystkim – szkodząc nie tylko podczas jej zażywania i ją
zażywającemu, a rozdmuchujący ją w okuł
robią sceny, gdy ktoś nie chce tego wdychać – broni swoje (innych) zdrowie,
życie!!!
Również wyziewy, wydzieliny takich osób (w
tym ślina, śluz pochwowy) i sperma są toksyczne – szkodliwe!
Ile spożywamy trujących substancji i
pierwiastków promieniotwórczych zawartych w produktach spożywczych, przy
których zażywano tn?!
– Trucie innych nikotyną musi być tak samo traktowane jak trucie innymi truciznami (zajmuje się tym prawo karne)(gdyby skutki trucia ludzi pojawiały się nie po latach tylko po minutach, to truciciele byliby natychmiast aresztowani i skazywani na wieloletnie wyroki (o ile ktokolwiek, poza ewidentnymi samobójcami i mordercami, by tak postępował))!!! Za trzecim razem należy takich trucicieli zamykać w więzieniu na trzy miesiące bez możliwości trucia się (i innych) tn (przymusowy odwyk) na ich koszt.
Trzeba monitorować msa publiczne, m.in. za pośrednictwem kamer, reagować na zgłoszenia (m.in. w postaci MMS-ów, z np. zdjęciem takiej osoby podczas rozdmuchiwania trucizny jako dowód) o takim postępowaniu.
Również lekceważenie, żarty, w środkach przekazu, nakłanianie, zachęcanie do zażywania tn, narkotyków, alkoholu (m.in. alkohol nigdy nie może być gratis – bez względu w jakim tego słowa znaczeniu), niezdrowej żywności, przejadania się - co jest przyczyną mnóstwa problemów, w tym wydatków - musi być surowo karane.
A na dzień
dzisiejszy można się i innych bronić, mobilizować trucicieli do porzucenia nałogu
umieszczając ostrzegawcze ulotki w msh gdzie rozdmuchują tą truciznę (np. na
witrynach sklepowych, w msh usług): UWAGA, MSE SKAŻONE TRUCIZNĄ NIKOTYNOWĄ –
PROSZĘ NIE WCHODZIĆ (unikajmy osób bezmyślnych, bezwzględnych, bez sumienia –
nie przejmujących się nie tylko swoim, ale i czyimś zdrowiem, życiem)! Będzie
to też przestrogą dla innych przed popadaniem w ten nałóg – a więc z korzyścią
dla wszystkich.
Jeżeli narkotyki,
nikotyna, alkohol itp. będą kojarzone z czymś śmiesznym, wesołym, prestiżem, a
nie z tym, co naprawdę powodują (i ile to też kosztuje) to będą tak traktowane!
– Prawo musi zezwalać na doraźną obronę przed tn, np. z pomocą miotacza pieprzu, czy elektroszokera. Gdyby ktoś użył zamiast tn noża, reakcja byłaby natychmiastowa, a przecież wypadki śmiertelne i zranienia z użyciem tego narzędzia - łącznie - stanowią dużo poniżej 1% samych zgonów spowodowanych tn.!!!
– Wszelkie skutki finansowe niezdrowego trybu życia, w tym trucia siebie i innych (pełne koszty leczenia, rent itp.), muszą ponosić (płacąc wyższe składki, a w razie potrzeby na kredyt, raty) robiący to ludzie i powinni otrzymywać na ten cel pieniądze od koncernów, które się do tego tak czy inaczej przyczyniły. Działalność
przyczyniająca się do chorób i śmierci nie może się opłacać. Dlaczego ludzie prowadzący zdrowy tryb życia mają opłacać, ponosić koszty, utrzymywać tych, którzy się trują: nikotyną (w tym nierzadko i innych, bezpośrednio i pośrednio skażając środowisko trującym dymem, wyziewami i odpadami nasączonymi tn – miliardy sztuk dziennie, razy 365 dni , razy dziesiątki lat!!), narkotykami, alkoholem, nieprawidłowym odżywianiem?! Taki styl życia (w tym częste przebywanie na zwolnieniu, w sanatorium, renty) nie może się opłacać, bo prowadzący zdrowy tryb życia są wówczas karani, m.in. utrzymując trucicieli!!
– Nieletni przyłapani na truciu się nikotyną, narkotykami, alkoholem oraz kierowcy przyłapani na jeździe pod wpływem alkoholu i ci, którzy przekroczyli dozwoloną prędkość powinni brać obowiązkowy udział w wycieczkach... do szpitali i kostnic. Tam oglądaliby - ze szczegółami - co część z nich czeka, jeśli będą dalej tak postępować. To brutalne, ale mniejsze zło, bo dzięki temu będzie więcej osób, które jedynie brały w nich udział, ale nie wystąpią jako eksponaty... dla innych.
– Na opakowaniach tn. musi być umieszczone, odzwierciedlające rzeczywistość, określenie: Trucizna nikotynowa dla samobójców (zabójców!!)(np.) w postaci papierosów!! Oraz dopisek do dotychczasowych napisów ostrzegawczych:/NIE EKSPONUJ - NIE OKALECZAJ PSYCHICZNIE - NIKOTYNIZMU – BO POWODUJE TO NAŚLADOWNICTWO; NIE TRUJ INNYCH!!
By odróżnić ich poszczególne marki trzeba wprowadzić wykaz możliwych nazw np.: trupie, zwłokowe, trupi smród, gnilne, rakotwórcze, dla idiotów/ek, debilów/ek itp. Na każdym opakowaniu musi też być umieszczona reprodukcja zdjęć ukazujących wycięte, chore fragmenty narządów, umierających i zwłoki tych, którzy się truli nikotyną (– analogiczne napisy i widoki trzeba umieszczać również na opakowaniach alkoholu).
– Musi być zabronione w wszelkich formach (więc również i w filmach, utworach muzycznych, literackich) zachęcanie, pokazywanie (więc i eksponowanie np. w sklepach, np. na tackach na pieniądze), przypominanie i akceptacja tn., narkotyków i alkoholu. Tn i alkoholowa muszą być sprzedawane - każde - w osobnych sklepach, które będą miały zasłonięte witryny z napisami: SPRZEDAŻ TN DLA DEBILÓW-EK (SAMOBÓJCÓW!); SPRZEDAŻ A., i gdzie nie będzie żadnych innych artykułów.
Przy okazji mam pytanie m.in. do realizatorów filmów: W jakim celu wpakowywujecie (praktycznie) pronikotynowe (m.in. od tego to się zaczęło), pronarkotykowe proalkoholowe, sceny w swoich produkcjach, wy skurwysyny!!?
– By nie opłacało się kupowanie denaturatu jako zamiennika „normalnego” alkoholu trzeba odpowiednio zwiększyć jego cenę.
– Trzeba zmniejszyć negatywne skutki alkoholizmu, narkomani, nikotynizmu (co m.in. udziela się i innym (są też wciągani)) np. organizując nie absorbujące zbytnio drobne prace (na rzecz ośrodka) dla zdeklarowanych, nie rokujących nadziei alkoholików, narkomanów, m.in. w zamian za nocleg, posiłek, alkohol, narkotyki, substytuty narkotyków. Można na to przeznaczyć jakiś pustostan, ośrodki* w odosobnionych msh, i mieć tam takie osoby pod kontrolą w 1-dnym msu. Obecnie tacy ludzie m.in. generują spore wydatki związane z interwencjami, przestępczością i dewastacją! Można też stosować obroże elektroniczne – by wymusić pozostawanie w wyznaczonym obszarze (za nieupoważnione opuszczenie go byłaby egzekwowana kara).
Trzeba też zalegalizować eutanazję.
Ci ludzie i tak popełniają, z tym że bolesne, powolne i kosztowne samobójstwo; i tak umarliby z powodu chorób, zatrucia się – jako samobójcy. – red.]
* Ośrodek dla Uzależnionych, Zdeklarowanych, Degeneratów
– W ofertach pracy wynajęcia pokoju, wczasów itp. musi być zawarta inf. czy przebywanie tam związane jest z wdychaniem tn.
– Trzeba wyznaczyć specjalne msa dla trujących się nikotyną, by inni nie ponosili tego skutków (w tym nie brali przykładu - szczególnie na to podatne są dzieci i młodzież - a wcześniejsze ofiary nie powracały do porzuconego nałogu), gdyż trująca i promieniotwórcza maź osiada na wszystkim. Od tego powinny więc być: parawany, kabiny, budki, pomieszczenia (na ostatnim piętrze biurowców, akademików itp.), przedziały w pociągach – z tubami wlotowymi do wdmuchiwania dymu, połączonymi z wentylacją z filtrem. Na początek trzeba wprowadzić zakaz używania tn w msh publicznych (w tym w lokalach rozrywkowych i gastronomicznych) w dni nieparzyste, oraz wyznaczyć na targowiskach 2 osobne części: dla zażywających tn, i dla oddychających powietrzem.
OSŁONA (3 x 3 x 3 metry)(umieszczać uwzględniając
kierunek wiatru i odpowiednią odległość) www.wolnyswiat.pl
OSŁONA (3 x 3 x 3 metry) )(umieszczać uwzględniając
kierunek wiatru i odpowiednią odległość)
www.wolnyswiat.pl
– Trzeba wprowadzić zakaz trucia się (i innych osób) w więzieniach, zakładach poprawczych (to jest już wprowadzane np. w USA). Przynajmniej taki będzie pożytek z pobytu tam (pozbycie się nałogu, poprawa zdrowia, zaoszczędzenie pieniędzy jako dodatkowa „kara”). Tam też muszą trafiać ci, którzy narażają czyjeś zdrowie, życie.
– Trzeba wprowadzić nakaz montażu czujek dymu, połączonych z sygnalizacją dźwiękową i świetlną, bo nikotynowe gnojstwo i tak truje innych mimo zakazu (np. w PKiN w toaletach non stop!!).
– Należy uruchomić tel.: „POMOCY – TRUJĘ SIĘ”, oraz „POMOCY – TRUJĄ MNIE”.
– Trzeba wprowadzić obowiązek stosowania odp. znaków ostrzegawczych:
W ZWIĄZKU Z UWAGAMI
JAKIE USŁYSZAŁEM OD TRUCICIELI NIKOTYNOWYCH PODCZAS MOICH PRÓB OBRONY (SIEBIE I
INNYCH) PRZED TRUCIZNĄ NIKOTYNOWĄ: „Lecz się!” – To ja, a nie osoba
uzależniona/hora od nikotyny powinna się leczyć?... Nieźle jesteś pojebany!” –
To mądrzy ludzie podejmują decyzję o truciu się, innych, środowiska (niewiedzą
o istnieniu przeciągów, wiatru itp. i rozdmuchują tn gdzie popadnie... Nie
zdają sobie sprawy że swoim eksponowaniem nikotynizmu powodują tego naśladownictwo;
odrazę, urazy osób wrażliwych – dla których te chore ruchy rąk przytykających
to śmierdzące ścierwo do ust i wdechy tego syfu do płuc będą się negatywnie
kojarzyć...) trucizną nikotynową, wydając jeszcze na to pieniądze, skazując się
(i innych) na choroby, śmierć, powodując ogromne wydatki na lecznictwo...
„Odpierdol się palancie!” – Czyli to nie truciciel powoduje problem trując mnie
(innych) trucizną nikotynową i że będę śmierdział, tylko ja broniąc się przed
tym... „Mam prawo tu palić! – Czyli w msh gdzie nikotynowcy zażywają truciznę
nikotynową nie obowiązuje Konstytucja (gwarantująca mi prawo do życia i
zdrowia), ani prawo karne (każące za przyczynianie się do utraty zdrowia,
życia)... Itp...
Osoby, które nie szanują własnego i czyjegoś zdrowia, życia, podjęły irracjonalną, bezmyślną decyzję - mimo wielu ostrzeżeń - dające też taki przykład innym, w tym swoim dzieciom - stanowiąc negatywny wzorzec (powodując naśladownictwo - powielanie takiego postępowania przez kolejne pokolenia) - nie mają woli by zaprzestać takiego postępowania – nie zasługują na szacunek, a takie postępowanie na tolerancję!!! Bo to byłoby absurdalne, wbrew instynktowi samozachowawczemu - interesowi naszego gatunku - przyzwalanie na szerzenie chorób i śmierci!!! To właśnie z powodu takich, PRZED wieloma laty tolerowanych ludzi (gdy sprowadzono tn do Europy) rozpowszechniła się ta zmora ludzkości!!!! – Na każdą taką osobę przypadają dziesiątki milionów - w tym śmiertelnych - ofiar, i w ten sposób przekażemy tą plagę kolejnym pokoleniom (dotychczasowe traktowanie tego katastrofalnego problemu nie dało pozytywnego efektu)!!!
Ø Eksponowanie nikotynizmu, narkomani, alkoholizmu np. w śr. przekazu (w tym w filmach) to głupota, nikczemna sprzedajność – skurwysyństwo
powodujące naśladownictwo, a w efekcie choroby, śmierć w męczarniach i ogromne wydatki na, łącznie, miliardów tego ofiar!!!
Ciekawe jak by nikotynowi debile/i skurwysyny - truciciele - zareagowali gdyby tak ktoś np. w nich rzucał używanymi (np. ze szpitala) strzykawkami z igłami i dorzucał do tego odpowiednie, uzasadniające to, teorie...
PS
Czy człowiek w miarę inteligentny, zdrowy psychicznie będzie się truł, pozwalał innym truć siebie!? NIE!! Bo chroni go przed tym inteligencja, wiedza, zdrowy rozsądek, instynkt ochrony zdrowia, życia. Więc by zaczął, pozwalał innym truć się, musi zostać psychicznie okaleczony i to do tego stopnia by przełamać te wszystkie czynniki. A robi się to werbalnie, wizualnie – zachęcając do tego, eksponując takie postępowania. Wówczas po takim destrukcyjnym, niszczącym oddziaływaniu na psychikę, dominującym zachowaniem jest naśladownictwo wynikłe z instynktu stadnego.
Wniosek.
Absolutnie niewolno pozwalać, w jakiejkolwiek formie, na propagowanie, eksponowanie destrukcyjnych działań – ani indywidualnie ani zbiorowo! – I jest to najskuteczniejszy sposób pozbycia się takich problemów.
Najsilniejszym instynktem jest instynkt stadny i wynikłe stąd naśladownictwo (czy nikotynizm, alkoholizm, narkomania; faszyzm, komunizm, katolicyzm były/są atrakcyjne...). Bo przełamuje on nawet instynkt ochrony swojego zdrowia, życia na przykładzie chociażby nikotynizmu, alkoholizmu, narkomanii; jest silniejszy od zdroworozsądkowego myślenia, postępowania – również na przykładzie religijności. Czyli osoby mu ulegające postępują nawet wbrew własnemu interesowi!
Zróbmy wszystko - w
interesie Nas wszystkich - by ustawa antynikotynowa weszła w życie i przepisy
wykonawcze były respektowane – by bronić ludzi przed tym nałogiem, tą
uzależniającą trucizną, chorobami i śmiercią, w tym ofiary nikotynowców!
e) Należy zabronić posiadania własnych dzieci ludziom chorym psychicznie dziedzicznie, na przekazywane choroby zakaźne, narkomanom, alkoholikom, osobom wyjątkowo brzydkim (proszę takie osoby spytać, co same o tym sądzą). Uroda jest b. ważnym czynnikiem, wyznaczającym przebieg życia – wpływającym na jego jakość, w tym doznania.
– By mieć do czynienia z dziećmi trzeba wykazać się odpowiednimi predyspozycjami.
– Ludzie posiadający korzystne cechy powinni być zachęcani (np. finansowo) do przedłużania gatunku, a jeśli nie chcieliby się zajmować swoim potomstwem, byłoby ono dzięki natychmiastowej procedurze adopcyjnej przekazywane tym, którzy chcą. Trzeba wyeliminować wady dziedziczne - nieszczęśliwe życie ich ofiar - a dominować cechy pozytywne: inteligencję, zdrowie, urodę - by przybywało ludzi zdrowych, zadowolonych z życia - szczęśliwych. Z kolei osoby o negatywnym potencjale genetycznym, zdrowotnym nie mogą obciążać nim własnych dzieci, dlatego muszą mieć bezpłatny dostęp do środków antykoncepcyjnych i taką możliwość sterylizacji. Obecnie, bezmyślnie przeznacza się pieniądze na to, by osoby mające problemy z przedłużeniem gatunku, wbrew naturalnym prawom (jest to naturalna ochrona gatunku przed jego degeneracją), rozsądkowi - interesowi naszego gatunku - tacy ludzie przekazywali swój negatywny potencjał następnym pokoleniom.
– Jest to najskuteczniejszy i najtańszy sposób eliminacji - w tym dziedzicznych - chorób, wzmocnienia potencjału naszego gatunku – zwiększenia naszych możliwości, podnoszenia jakości życia.
– Można wprowadzić jakąś formę nagradzania rodziców, których dzieci, już jako dorośli, są zdrowe, produktywne, pożyteczne, miały udane dzieciństwo.
f) W wszelkich pomieszczeniach gdzie przygotowuje się czy wydaje posiłki, ściany muszą być przeźroczyste. M.in. po to by produkty brudne, nieświeże, resztki dań itp. trafiały tam gdzie powinny, a nie na talerz klienta, oraz by dania były przygotowywane w sposób higieniczny i zdrowy.
g) Trzeba wprowadzić zakaz sprzedaży szkodliwych art. spożywczych np. z konserwantami, źle połączonych, niezdrowych produktów (w tym używek, gazowanych chemikalii zwanych napojami, słodyczy itp.). A póki są jeszcze w sprzedaży, trzeba zabronić ich eksponowania, zachęcania do kupna, spożywania – bo właśnie często z tego powodu są kupowane. Dotyczy to wszelkich form przekazu (a więc i filmów, utworów muzycznych, literackich), z których wynikałaby chociażby akceptacja takiego traktowania zdrowia i życia.
– Na opakowaniach wszelkich produktów spożywczych musi być podany pełny skład, sposób powstania i pochodzenie składników (np. witamin). Produkty muszą być też oznaczone i opisane pod względem wpływu na zdrowie.
Np.:
DŻEM TRUSKAWKOWY
bez konserwantów
DŻEM TRUSKAWKOWY
z konserwantami
Około
90% chorób wywołanych jest niezdrowym odżywianiem. Ponad 99% powszechnie
dostępnych art. spożywczych nie powinno się spożywać gdyż są m.in. nie
wartościowe a niektóre wręcz szkodliwe. 73% polskich dzieci cierpi w wyniku
złego odżywiania – wynika z badań Instytutu Żywności i Żywienia. PAP
Odżywianie się społeczeństwa powinno, przynosić zdrowie, dochód i inne
korzyści, a nie być źródłem chorób – powodem: wydatków, zaangażowania w opiekę,
leczenia (w tym dzieci takich osób). Zdrowe odżywianie to inwestycja, która bezspornie
i szybko się zwraca.
q
Przykład pojemników podciśnieniowych (zawartość pakowana jest w podciśnieniu (lub uzyskuje się je w wyniku ostygnięcia produktu), które przytrzymuje wieczko/a):
WYKAZ ŚRODKU –
SZKODLIWYCH DLA ZDROWIA – BARWIĄCYCH, KONSERWUJĄCYCH I DODATKÓW WYSTĘPUJĄCYCH W
PRODUKTACH SPOŻYWCZYCH
E103 – zakazany
E104 – podejrzany
E105 – zakazany
E110 – niebezpieczny
E111 – zakazany
E121 – j.w.
E122 – podejrzany
E123 – b. niebezpieczny
E124 – niebezpieczny
E125 – zakazany
E126 – j.w.
E127 – niebezpieczny
E130 – zakazany
E131 – rakotwórczy
E141 – podejrzany
E142 – rakotwórczy
E150d – podejrzany
E171 – j.w.
E173 – j.w.
E180 – j.w.
E210 –
rakotwórczy
E211 – j.w.
(benzoesan sodu)
E212 do E219 – rakotwórcze
E220 – niszczy wit. B
E221 do E224 – zakłócają czynności jelit
E226 – j.w.
E227 – j.w.
E230– zakłóca czynności skóry
E231 – j.w.
E232 – j.w., zakazany
E233 - zakłóca czynności skory
E239 – rakotwórczy
E240 – podejrzany
E241 – zakazany
E249 do E251 – szkodzą przy nadciśnieniu
E252 – j.w., zakazany
E311 – powoduje wysypki
E312 – podejrzany
E321 – j.w.
E338 – zaburzenia żołądkowe
E339 do E341 –
podejrzane
E407 – rakotwórczy
E450a – j.w.
E461 do E463 –
j.w.
E465 – j.w.
E466 – j.w.
E471 – podejrzany
E1422 – skrobia modyfikowana genetycznie
ŹRÓDŁO: Towarzystwo Społeczne COGITO; www.Cogito.org.pl
SPOŁECZNY INSTYTUT
EKOLOGICZNY
UL. RASZYŃSKA
32/44, WARSZAWA
tel. 668-97-92, e-mail: indian@bore.most.org.pl
h) Rolnictwo trzeba przestawić wyłącznie na produkcję ekologiczną, która w rzeczywistości jest tańsza od obecnej - chemicznej - jeśli policzyć olbrzymie koszty leczenia (a więc i absencji w pracy, rent itp. społeczeństwa. By lekarze mogli leczyć, trzeba ich najpierw wykształcić, zbudować im przychodnie, szpitale itp.) Produkcja nawozów to kolejne źródło obciążeń finansowych (tylko pozornie się zwracających) i skażeń, a więc znów chorób, itd.. Dzięki temu liczba msc pracy w rolnictwie będzie zbliżona do obecnej (część rolników przekwalifikuje się na przetwórstwo – przygotowanie zdrowych produktów). Lepiej by było więcej rolników, ale za to z pożytkiem dla wszystkich, niż pacjentów i rencistów (a więc ludzi m.in. nieszczęśliwych, których życie - inicjatywa - toczy się wokół chorób), lekarzy, grabarzy, itp. Więc produkcja i sprzedaż ekologicznych produktów, żywności musi odbywać się bez podatku. Od zdrowego trybu życia - zmniejszającego wydatki na lecznictwo - nie można go płacić. A niższe ceny takich art. spowodują większe ich upowszechnienie z korzyścią dla wszystkich.
i) Trzeba ograniczyć do minimum faszerowanie ludzi tzw. lekami i wszelkimi innymi substancjami, które szkodzą ludziom już obecnie, a do tego trzeba dodać jeszcze ich negatywny wpływ na geny (w ciągu zaledwie kilku pokoleń doszło do wystawienia ludzkich organizmów na ekspozycję takiej ilości różnych substancji, z jaką nasz gatunek nie miał do czynienia w całym dotychczasowym okresie!). Analogicznie trzeba zabronić produkcji, sprzedaży i dawania zwierzętom, roślinom - w jakiejkolwiek formie - substancji (nawet tylko potencjalnie) niebezpiecznych, a więc m.in. antybiotyków, hormonów, zwierzętom roślinożernym produktów poch. zwierzęcego! Więc musi też być zabroniony niezdrowy chów zwierząt (np. tzw. przemysłowa - w jak najgorszym tego słowa znaczeniu - hodowla zwierząt, szkodliwa również dla otoczenia!).
j) Musi powstać możliwość zwolnienia z podatków, oraz fundusz dla ludzi ubogich, ale wyjątkowo wartościowych np. b. inteligentnych, uzdolnionych, atrakcyjnych i dbających o zdrowie (nie trujących się nikotyną, alkoholem, narkotykami, zdrowo odżywiających. się, uprawiających sport), by promować taki styl życia, by takie były ich dzieci – nast. pokolenia.
k) Trzeba nawiązać ogólnoświatową współpracę w celu zmniejszenia liczby ludzi i utrzymania jej na rozsądnym poziomie. Bo inaczej naprawdę nastąpi koniec świata z: przeludnienia, wyeksploatowania surowców, zatrucia i zaśmiecenia. Nie chodzi o to, by mieć tylko jedno dziecko, ale by wyłącznie zdrowi, odpowiednio dobrani - mający do przekazania potomstwu korzystne cechy - ludzie (a jest ich niewielu) mieli dzieci, których nie trzeba będzie leczyć za ogromne pieniądze, a niekiedy jeszcze utrzymywać na rencie. Chodzi o sam fakt biologicznego posiadania potomstwa, bo związki partnerskie powinny mieć inne oparcie. Czyli dalszym krokiem byłoby zniesienie obowiązku alimentacyjnego, który przejęłoby - dla tych kobiet - państwo. Wówczas zwiększy to komfort życiowy takich matek i ich dzieci. Bo m.in. związki partnerskie będą częściej mieć podstawę uczuciową, zamiast finansowej. Zmniejszy się również liczba aborcji, oraz sytuacji, iż zdrowe, inteligentne i ładne dziecko będzie postrzegane - i traktowane - jako źródło nieszczęścia. Takie podejście to inwestycja w prawidłowy rozwój m.in. przyszłego podatnika łożącego na następne pokolenie takich jak on.
7. OCHRONA
ZDROWIA PSYCHICZNEGO (W TYM PRZED STRESEM) I INTELIGENCJI
JAKIM PRAWEM ZMUSZA SIĘ NAS DO SŁUCHANIA RADIA, TELEWIZJI (...)!!?
MY NIE CHCEMY TYSIĄCE RAZY MYŚLEĆ O: PROSZKACH DO PRANIA, PODPASKACH, KARMACH DLA PSÓW, SAMOCHODACH, NAZWACH I CZĘSTOTLIWOŚCIACH STACJI RADIOWYCH ITP. (M.IN. NABYWAĆ URAZÓW (W TYM DO: UŚMIECHU, RADOSNEJ CZY („”) RELAKSUJĄCEJ INTONACJI GŁOSU, UŻYTYCH OKREŚLEŃ, METAFOR, PRZENOŚNI) I STAWAĆ SIĘ DEBILAMI!!)
KIM TRZEBA BYĆ BY ZMUSZAĆ LUDZI DO ODBIERANIA TAKICH RZECZY!?!; ZEZWALAĆ NA TAKIE POSTĘPOWANIE – TRAKTOWAĆ JAK, I ROBIĆ Z LUDZI DEBILI??!!... CZY MOŻNA NAZYWAĆ WOLNYM, KRAJ, W KTÓRYM OGŁUPIA SIĘ, TORTURUJE, W TYM INTELIGENTNYCH, WRAŻLIWYCH WARTOŚCIOWYCH LUDZI, ZMUSZAJĄC ICH DO ODBIORU RTV, WR…??!!...
KTO MA SIĘ DOSTOSOWYWAĆ (ZEJŚĆ DO POZIOMU): MĄDRZEJSI, ZDROWI PSYCHICZNIE (DBAJĄCY O SWOJĄ INTELIGENCJĘ I ZDROWIE) DO POZOSTAŁYCH, CZY POZOSTALI DO TYCH PIERWSZYCH, A PRZYNAJMNIEJ IM NIE SZKODZIĆ?!
a) Domagam się prawa do wolności od każdej formy wypłocin reklamowych (wr) i reklam, dla tych, którzy ich nie chcą: oglądać, słuchać, czytać (świadomie, nieświadomie, czy mimowolnie). Obecnie są perfidnie i nachalnie wmuszane, degradując psychikę, czyniąc w niej śmietnik i spustoszenie. Są źródłem zdenerwowania, depresji, nerwic, frustracji, udręki itp. stanów, co b. negatywnie rzutuje na relacje z otoczeniem - w tym w msu zamieszkania, w pracy, w placówkach medycznych, w msh zakupów, usług, rozrywki, itp.- czyli uniemożliwiają normalne funkcjonowanie w społeczeństwie, najczęściej tej inteligentniejszej i wrażliwszej - wartościowszej - jego części, która nie może, nie chce i nie powinna (jak i całe społeczeństwo) i znosić!!
W żadnym normalnym państwie taka sytuacja nie powinna mieć msa. Jest niedopuszczalne by prawo (zamiast chronić) pozostawiało ludzi na ich pastwę - zezwalało na ogłupianie, degenerowanie, zadręczanie itp.- z wszystkimi tego skutkami!!
To są nasze oczy, uszy - zmysły - które oddziałują na nasz umysł (a za jego pośrednictwem na organizm), przetwarzając obraz i dźwięk. To nasze samopoczucie, inteligencja, zdrowie - życie - i nikt nie może mieć prawa negatywnego oddziaływania nań, a tym bardziej wbrew naszej woli!! Jest to sprzeczne z interesem
społecznym i elementarnym prawem do samostanowienia.
Etyka wymaga by wszelkie formy oddziaływania (w tym na psychikę) odbywały się zgodnie z wiedzą, prawdą - a jeśli nie dotyczy to bezpieczeństwa, zdrowia, życia - i wolą ich odbiorców.
– Musi być umożliwione (przynajmniej w dni nie parzyste) normalne funkcjonowanie w społeczeństwie osobom, które odbierać tego wszystkiego nie chcą!! – NIKT NIE MOŻE MIEĆ PRAWA ZMUSZAĆ INNYCH DO ODBIERANIA CZEGOŚ, CZEGO NIE CHCĄ (...)!!!
Czy od słuchania, czytania (tysiące razy): „Możesz więcej”, „Poczuj się
komfortowo”, „Dla Ciebie”, „Ciesz się”. Bądź sobą”, „Kup”, „Miej”, „Bądź na
szczycie”, „Poczuj” itp., itd. ludzie są lepiej poinformowani, zdrowsi
psychicznie, mądrzejsi, podejmują lepsze decyzje?!
Jeżeli przyjąć, iż przeciętny odbiorca RTV słyszy nazwę stacji, kanału, programu „tylko” sto razy dziennie (a najczęściej dużo więcej) i każdy taki komunikat trwa 1 sekundę (najczęściej dłużej) to rocznie daje to 360 (dla uproszczenia obliczeń) x 100 = 36 000 sekund/razy = 10 godzin! x 10 lat = 100 godzin/360 000 razy!! A do tego trzeba dodać jeszcze wr, slogany, charakterystyczne melodie! Czyli przez, tysiące godzin, setki tysięcy razy słuchamy tej ogłupiającej, zatruwającej i pustoszącej umysły trucizny!! I pewni osobnicy..., stanowiący prawo, uważają, że wszystko jest OK, a nawet, że jest to nie tylko potrzebne ale i dobre (prezydent Kwaśniewski zawetował inicjatywę ustawodawczą ograniczającą emisję tego syfu!)...! Czy ktoś się jeszcze dziwi, że mamy społeczeństwo takie jakie mamy (i m.in. takich osobników wybiera do tzw. władzy)?!...
Czy należy używać choć
raz/Ile razy można używać chorego, nawiedzonego, głosu przez trującego
wypłociną reklamową o kolejnym, tysięczny raz, niesamowitym produkcie, okazji podczas
przekazu swoim wymuszonym odbiorcom... Co jeszcze zostało (może jęk, wrzask
konającego człowieka, dźwięki z porodówki, rzeźni – by tylko zwrócić na siebie
uwagę... Lecz ciągle powraca pytanie: Co potem...)...
o
O tym, który towar czy usługa sprzedaje się najlepiej
musi decydować ich użyteczność, jakość i cena a nie, kto bezczelniej,
nachalniej, intensywniej, agresywniej atakuje psychikę wymuszonych odbiorców
wydając na ten cel więcej pieniędzy!!
Więc o kupnie towaru czy usługi powinny decydować przesłanki
racjonalne, a nie emocjonalne (np. dzięki ogłupianiu). A po zakupach klient
powinien odczuwać satysfakcję, a nie frustrację.
Po za tym, czy ofiarę manipulacji można nazywać
klientem?! Ponad 90% wr (które są setki razy powtarzane i odbierane) nie dotyczy
(zakładając - niezgodnie zresztą z rzeczywistością - iż niosą one jakąś
sensowną inf.) ich odbiorców, a z pozostałych
w danym czasie!
Przecież wystarczy zabronić stosowania wr i reklam,
dzięki czemu zakończy się ten koszmar. A producenci i usługodawcy będą
musieli konkurować ze sobą jakością oferty a nie treścią i ilością tych
niezdrowych, wmuszanych bredni (...)!
– Jedynym msm wr mogłyby być wyłącznie do tego celu przeznaczone: 2 kanały TV, 2 stacje radiowe i 2 portale internetowe, ny telefonów, gazety oraz w dni parzyste (wypłocinoreklamowe, reklamowe) wnętrza sklepów i msc usług. Można by je przesyłać osobom, które je zamówiły, a nie tym, które nie odmówiły ich
przysyłki. – Nie chcecie wr to piszcie miliony podań to może je uwzględnimy a jak nie, to może nie dotarły... Analogicznie ma się sytuacja z wydzwanianiem (tylko z Nationale Nederlanden otrzymałem conajmniej 60 telefonów!) i SMS-ami.
– Źródłem rzetelnych (dotyczących tego, co jest komuś potrzebne), w sposób normalny i w wybranym przez zainteresowanego czasie inf. muszą być: katalogi, broszury, pisma, Internet, telefon, obsługa towaru czy usługi itp.
– Wszelkie oferty pracy (gdy jest to jej elementem np. w dni wr, reklamowe – parzyste), wynajęcia pokoju, wypoczynku, itp. muszą zawierać inf.: czy związane są one z odbieraniem wr, reklam, bełkotu (np. z RTV), słuchaniem muzyki (dla jednych, dla innych jazgotu), psów itp.
– Wszelkie nazwy (m.in. produktów, sklepów, firm, kanałów telewizyjnych, stacji radiowych), napisy, określenia, instrukcje, broszurki itp. muszą być formowane w sposób normalny bez ogłupiania, bredni, niedorzeczności, idiotyzmów, kłamstw, absurdów, chorych i fałszywych sugestii, „upiększeń”, przenośni, zwrotów na ty, w formie polecenia, wykorzystywania imion i imieniopodobnych i ustalających pokrewieństwo rodzinne określeń; zabronione musi być także używanie nazw na bazie powszechnie używanych, określeń, zwrotów (np. „Radio Pogoda”, dzień dobry, cześć, witam, na zdrowie, dla mądrych, nie dla idiotów, dla ciebie, twój-e) itp.
Niedopuszczalne jest także przypominanie i zachęcanie do hazardu („Wygraj milion”; „Pomóż szczęściu”). Można by było tak traktować wyłącznie dobrowolnych odbiorców wr i reklam w przeznaczonych dla nich msh i formach. Wiele osób nie chce kojarzyć wyrazy używane na co dzień z tymi przebrzydłymi i znienawidzonymi debilizmami, ma bolesne wspomnienia, urazy, które w ten sposób są, niekiedy tysiące razy (gdy np. tak nazywa się sklep czy zakład usługowy naprzeciwko), przypominane. Np. „U: (np. zmarłej) mamy”, babuni”, Doroty”, Tekli (teściowej...)”, Adolfa”...; Np.: dla nich i ich rodzin, że powinni się nimi cieszyć, mieć na ich punkcie obsesję, poczuć je, żyć nimi, kupić je, myśleć o nich, mieć je -itp. debilizmy- że świat składa się z zakupów, firanek, butów, glazury, wanien, lamp - itp. fałszywe sugestie, kłamstwa, niedorzeczności - iż są: „Przyprawione naturą”, „Pieczone z sercem”, że powinni wpleść słońce w swoje włosy, „Twój wybór”, „Twoja Era”, „Możesz więcej” „ Twój Bank”, „Na własne oczy”, „Potęga emocji”, „Tu jakości pilnuje orzeł”. Itp.!!
– W wszelkich (z wyjątkiem emitujących wr) kanałach telewizyjnych, stacjach radiowych musi być zabronione dodatkowe „inf.”, jakiego to kanału, czy stacji słuchamy. Jest ona cały czas wyświetlana w rogu ekranu TV, podobnie jak na wyświetlaczu radiowym, na którym widać też częstotliwość (jeżeli to komuś jest potrzebne). Można by było podać nazwę stacji i częstotliwości raz dziennie o godz. 12:00.
– Reklamy (wr) na nośnikach filmów, komunikaty muszą być opcjonalnie (i tak jak ktoś nie chce to ich nie obejrzy, a tylko straci kilka minut, za każdym razem, więc łącznie nawet setki godzin!, aż się skończą).
– Ci producenci i usługodawcy, którzy niestosują wr, ani reklam powinni mieć zmniejszony podatek o 5%, oraz prawo do używania napisu: Niestosujemy wr, ani reklam. Generalnie trzeba w ogóle zabronić ogłupiania, frustrowania itp. (...) ludzi!
q
Na początek można wprowadzić zapowiedziane, zawsze o tej samej porze, bloki z wr i reklamami (np. 2 razy dziennie) i w prasie, Internecie w jednym msu.
q
W msh usług,
sprzedaży (np. w hipermarketach) zamiast zmuszać wszystkich znajdujących się w
pobliżu (tysiące razy – jeśli ktoś jest stałym klientem, regularnie
przechodzi!), do słuchania informacji np. o jakimś produkcie, wystarczy
zastosować słuchawki (w poczekalniach, na peronach zamontować gniazda),
możliwość otrzymania SMS-a, MMS-a, podać adres internetowy, wyświetlać je na
elektronicznych tablicach – osobom zainteresowanym.
q
Sposobem na przebrzydłe, bezczelne i znienawidzone wr, umieszczane na tablicach w msh publicznych byłoby zastąpienie ich planami miast i ich fragmentami, ze wskazaniem - w sposób normalny - najważniejszych msc użyteczności publicznej, oszczędzając w ten sposób ludziom podwójnego stresu i czasu podczas ich szukania. Przy okazji ich odbiorcy będą zapamiętywać rzeczy normalne i praktyczne.
q
Są też tacy, którzy marnują, śmiecą, stresują, nękają, ludzi ulotkami! Jeśli chodzi o zatykaczy ulotek za wycieraczkami w samochodach, to skutecznym i rozsądnym sposobem na zmniejszenie skali tego problemu, w tym marnotrawstwa, jest zostawianie, przed wyjściem z samochodu, kompletu ulotek w samochodzie przed przednią szybą (np. spinając je w wachlarz) – zniechęci to do zostawiania kolejnych (takich samych) i spowoduje oszczędność papieru, energii, środowiska i czasu.
DEFINICJE:
INFORMACJE – mamy z nimi do czynienia wówczas, gdy treść i forma przekazu spełnia warunki zawarte w postulacie 7a). Więc m.in. znajdują się one w zasadnych msh i są rzeczowe – sensowne.
REKLAMA – mamy z nią do czynienia wówczas, gdy przekaz spełnia warunki postulatu 7a) z wyjątkiem msa, które jest nie sensowne.
WYPłOCINY REKLAMOWE – nie spełniają one warunków postulatu
7a), gdyż ich treść jest pozbawiona sensu, spotkać je można niemal wszędzie,
bardzo często nie mają nic wspólnego z msm w którym się znajdują, wymuszonymi
odbiorcami i praktycznie z towarem, czy usługą, której teoretycznie dotyczą.
Niema takiej możliwości by
słuchanie takich rzeczy było obojętne dla zdrowia, intelektu!
Obecny świat to świat psychopatów,
debilów – m.in. z jednej strony zezwalających na, i nadających debilizmy, a z
drugiej słuchających je!
b) Musi być zabronione propagowanie (w jakiejkolwiek ogólnodostępnej formie) przemocy (jak dowodzą psychologowie na ogół jej użycia trzeba się uczyć. Więc jeśli nie ma się negatywny wzorców w domu to ich źródłem mogą być np. filmy). Dopuszczalny byłby dostęp do filmów, gier o takiej treści, tylko dla osób pełnoletnich. A same filmy muszą być realistyczne, czyli pokazywać wszystkie skutki psychicznych i fizycznych destrukcyjnych działań np. uszkodzenie ciała, inwalidztwo, śmierć, karę więzienia itp. One muszą uczyć, a nie bawić! Być przestrogą, a nie zachętą ! – Czyli oglądający ma się po nich bać postępować aspołecznie, agresywnie. Odbiorca ma zrozumieć, że destrukcyjne działania przynoszą szkodę wszystkim, że rozwiązywanie problemów nie polega na destrukcyjnym, tylko na konstruktywnym działaniu. Trzeba ustalić zasady takiej produkcji, by m.in. mordercy w filmach nie byli bezkarnymi, pewnymi siebie przystojniakami, którym się doskonale wiedzie – nie byli wzorcami.
Filmy, gry itp. łączące seks z agresją, mordem muszą być zabronione!
– Emisję telewizyjną, radiową trzeba zastąpić możliwością kupowania poszczególnych pozycji programowych w wybranym przez zamawiającego czasie. Spowoduje to oglądanie, słuchanie tego, co kogoś interesuje, i wtedy, gdy chce, a nie organizowanie swojego życia według programu telewizyjnego. – Większa selektywność, mniej tracenia czasu na bezsensowne zanudzanie i ogłupianie się przed telewizją.
Istotne informacje, programy edukacyjne i popularnonaukowe powinny być bezpłatne.
q
Przychylam się do pomysłu ściągania opłat za tracenie czasu i degradowanie swojego umysłu telewizyjnymi wr, telenowelami, małyszomanią, relacjami z działalności org. religijnych... (w tym wojtyłomanią, ratzingeromanią) itp.
Trzeba się pogodzić ze sprawdzaniem, czy ktoś używa telewizora do takich celów, tak samo jak np. z kontrolą instalacji gazowej, elektrycznej, wodnej itp. Jest to cena, jaką się płaci za zdobycze cywilizacji. Kontrolerzy tacy najpierw sprawdzaliby od zewnątrz, czy ktoś ma włączony odbiornik i ew. na jakim kanale (nie treść)(z pomocą odpowiedniego przyrządu) i dopiero wynik pozytywny byłby podstawą do formalnego potwierdzenia - czyli wejścia kontrolerów do mieszkania (jeśli ktoś twierdzi, że jest inaczej) - lub wypisania kary, w razie odmowy umożliwienia bezpośredniej kontroli. By zmniejszyć do minimum liczbę osób które trzeba sprawdzić, powinien być obowiązek zgłaszania się tych, którzy twierdzą, iż nie korzystają z telewizora (ja nie
używam – nawet nie mam (tak samo - oczywiście - radia)), a jest ich pewnie poniżej 1%.
c) OCHRONA PRZED STRESEM WYWOŁANYM HAŁASEM, STRACHEM.
My nie chcemy ponosić jakichkolwiek skutków (w tym
absorbować swojego umysłu) hałasów!
– Np. na posiadanie: psa, kota, papugi, koguta, jadowitego czy w inny sposób niebezpiecznego, czy hałaśliwego zwierzęcia muszą się zgodzić wszystkie osoby, które mogłyby je słyszeć lub będą stanowić dla nich (nawet potencjalne) zagrożenie. Można by tworzyć strefy (dzielnice, ulice, klatki) zwierzęce (90% podpisów mieszkańców), gdzie można by było mieć zwierzęta bez ograniczeń lub według lokalnie obowiązujących zasad.
Jak hodowcy zareagowaliby, gdyby ich sąsiedzi posiadali np. materiały wybuchowe (które jeszcze nikogo nie zabiły, w przeciwieństwie do np., powszechnie stosowanego, gazu), broń biologiczną, chemiczną...
– Musi być zabronione używanie dzwonów (poza kilkoma okazjami w roku. Można by było częściej, ale po uzyskaniu zgody, co najmniej 90% osób je słyszących. Musi istnieć zasada wzajemności: skoro nikt hałasami nie przeszkadza, w tym co się robi w kościołach, to niech ich obsługa nie przeszkadza ludziom z otoczenia), głośników na otwartej przestrzeni w msh publicznych np.: na zewnątrz lokali rozrywkowych, sklepów, w msh rekreacji, wypoczynku (np. nad wodą, w parkach), kościołów itp. (poza wyjątkowymi msi i sytuacjami, np. w amfiteatrze, czy w innym msu, np. z okazji oficjalnej uroczystości).
– Musi zaistnieć prawo do ciszy i spokoju (poza wyjątkowymi sytuacjami, np. remont mieszkania, itp.) 24 godziny na dobę. Niektórzy pracują na drugą, nocną, zmianę czy w domu (– w tym niekiedy odpowiadając za zdrowie i życie ludzi), uczą się, nie tolerują hałasu, chorują, chcieliby się zrelaksować itp.
– Trzeba wprowadzić podział przyszłych lokatorów na: cichych, przeciętnych, głośnych, i odpowiednio do tego wyznaczyć strefy, osiedla do zamieszkania dla nich (jeden głośny lokator potrafi uprzykrzyć życie, zrujnować zdrowie setkom innych).
q
Trzeba stworzyć specjalne strefy, gdzie obowiązywałyby (rygorystycznie przestrzegane) zaostrzone przepisy odnośnie ciszy. By stworzyć taką strefę (dzielnicę, ulicę, blok, klatkę, teren działkowy itp.) należy zebrać powyżej 50% podpisów mieszkańców, właścicieli. Obecnie między 6.00-22.00 czyli 3/4 dnia (nierzadko dłużej) to sąsiedzi decydują czy ktoś może spać, a jeśli, to o której zasnąć, obudzić się, co ma robić, czyli np. słuchać tego co oni - więc praktycznie: o czym myśleć (!), jak się czuć (!!), w jakim być stanie psychofizycznym (!!!) – bo: łoni majom prawo ło tym decydować. A jak się komuś nie podoba to co im, i co robiom to jest: „jeb...”, „pier...” , „poj...” itp. i może dostać w ryj jak jeszcze raz bendzie im (?!!) przeszkadzał i mówił, bądź pisał co majom robić w swoim domu...
Jak ktoś lubi głośno słuchać np. tego, co emituje sprzęt RTV, czy muzykę (dziesiątki gustów, różne nastroje), to słuchawki wymyślono już wiek temu (a obecnie są również bezprzewodowe). Sąsiedzi nie chcą też słuchać: czyjegoś gongu, domofonu, telefonu, gwizdka od czajnika, budzika, dzwonków, rurek (poruszanych wiatrem) itp.
* Jeżeli mieszkający, pracujący w pobliżu złoży 3-krotnie skargę na
uciążliwego psa/y, ptaka czy inne zwierzę, to zwierzęta te muszą być usunięte w
ciągu 7 dni z lokalu, posesji. Jeśli właściciel tego nie zrobi, to zwierzęta
musi wywieźć do schroniska straż miejska na koszt opiekuna zwierzęcia.
Jeżeli w wyniku czyichś działań inne osoby ponoszą tego skutki, to już
nie jest to prywatną sprawą sprawcy, ale problemem otoczenia!
– Trzeba więc wprowadzić nakaz sprzedaży wszelkich domowych sprzętów i urządzeń wyłącznie z regulacją głośności, budziki z ograniczonym czasem (np. do 15 min.) działania sygnalizacji dźwiękowej (by nie trwało to godzinami, skutecznie paraliżując życie sąsiadów!)(jak się okazuje najzdrowsze jest stosowanie budzenia światłem), AGD wyciszone i zabezpieczone przed przekazywaniem wibracji.
Trzeba wymusić w budownictwie wielomieszkaniowym jego dźwiękochłonną budowę, ustalając dopuszczalną przenikalność dźwiękową ścian, by mieszkańcy nie byli zmuszeni do „uczestnictwa” w życiu codziennym sąsiadów (można zastosować w tym celu tzw. pływające posadzki, podwójne ściany z
wkładem wyciszającym, a wyciszone piony: CO, wodne, gazowe – przeprowadzać na klatkach schodowych).
www.o2.pl / www.sfora.pl | Czwartek [07.01.2010, 15:47] 3 źródła
TU ZA PUNKTY KARNE EKSMITUJĄ Z MIESZKAŃ
Lokatorzy karani są za plucie i hazard.
Eksmisje za plucie w miejscach publicznych, hałasowanie i uprawianie hazardu grożą Chińczykom, którzy zajmującym mieszkania finansowane przez rząd.
Na czarnej liście Guangzhou Land and House Management Bureau znalazło się 20 występków, za które lokatorzy otrzymują punkty karne. Po przekroczeniu 20 punktów muszą opuścić mieszkanie.
Za plucie przyznawane są 3 punkty karne, za zaśmiecanie 5, za wyrzucanie rzeczy przez okno i nie płacenie czynszu przez trzy miesiące 7 punktów.
Plucie w miejscach publicznych jest w tym kraju bardzo powszechne. Chińczycy nie chcą zrezygnować z tego zwyczaju pomimo kampanii przekonywujących ich, że jest to niezdrowe - pisze Reuters.
Chińscy internauci uznali nowy pomysł władz za "dyskryminację ubogich". | TM
– Musi być zabronione* (nagminne zresztą) nadużywanie sygnalizacji dźwiękowej przez prowadzących pociągi, nie tylko podczas mijania (co jest ciągłym i niespodziewanym stresem doprowadzającym niekiedy do nerwicy pasażerów i okolicznych mieszkańców: łoni drzemiom zmenczeni po pracy, a tu: „UUUU!!!, UUUU!!!” Hyyy, jakie to śmieszne...). Sygnalizacja ta powinna mieć kilkustopniową regulację głośności, by np. sygnał przeznaczony dla pracownika oddalonego o kilkadziesiąt metrów nie był słyszany w promieniu kilku kilometrów. Należy wykorzystywać również sygnalizację świetlną, w tym do inf. o odjeździe, zamiast uciążliwego brzęczenia.
Podobnie ma się sytuacja z słyszanymi w całej okolicy gongami na przejazdach kolejowych. Zmęczeni, niewyspani, znerwicowani ludzie częściej popełniają błędy (niekoniecznie na takim przejściu).
Kierowcy mają zabronione nadużywanie sygnalizacji dźwiękowej (a ilu ludziom uratowałoby to życie gdyby cały czas trąbili...). Niekiedy więc takie zapobieganie wypadkom może przynieść więcej niekorzyści niż pożytku. To tak jakby np. aresztować wszystkich ludzi, bo przy okazji zostaną złapani wszyscy - w tym potencjalni - przestępcy i nie będzie dalszych przestępstw...
* W pociągach musi być zamieszczony w widocznych msh adres mailowy, nr telefonu, gdzie będzie można złożyć skargę na trąbiącego maszynistę. 3 uzasadnione skargi = dyscyplinarne zwolnienie z pracy.
Można montować kamerę z przodu pociągu, oraz rejestrator używania sygnalizacji dźwiękowej.
– Używanie m.in. (decybelo)motorów, czyli pojazdów nie spełniających norm odnośnie natężenie dźwięku, w terenie zabudowanym musi być zabronione!
Trzeba montować kamery na skrzyżowaniach, liczniki prędkości, kierunkowe mierniki natężenia dźwięku. I z ich pomocą identyfikować osoby, pojazdy nie spełniające wymogów.
Obecnie imbecyle codziennie terroryzują hałaśliwymi pojazdami setki tysięcy ludzi, w dzień i w nocy!!!
www.o2.pl | Niedziela [22.03.2009, 11:52] 2 źródła |
MOTOCYKLIŚCI SĄ NAJBARDZIEJ GROŹNI W WEEKENDY
Wtedy jest najwięcej wypadków z ich udziałem.
Niedostosowanie prędkości do warunków ruchu, nieprawidłowe wyprzedzanie, nieudzielanie pierwszeństwa przejazdu - to najczęstsze przyczyny wypadków spowodowanych przez motocyklistów.
Najwięcej z nich miało miejsce w dni weekendowe: w soboty i niedziele oraz w piątki - wynika z policyjnych statystyk.
A wypadków z udziałem motocyklistów jest coraz więcej, bo coraz więcej jednośladów jeździ po polskich drogach. W zeszłym roku zarejestrowano ich ok. 900 tys. - o 150 tys. więcej niż w 2005 roku.
W 2008 r. w ponad 2,8 tys. wypadkach z udziałem motocyklistów zginęły 193 osoby, a 1351 zostało rannych. Amatorzy jednośladów spowodowali prawie połowę z nich - 1228 - informuje policja.
I ostrzega, że motocykliści, zwykle ludzie młodzi i pasjonaci, mają o wiele poważniejsze urazy niż kierowcy samochodów. Tych ostatnich chroni bowiem karoseria, pasy, poduszka powietrzna. JK
q
Codzienne, dzienne i nocne,
pobudki milionów ludzi na świecie przez sygnalizację dźwiękową pojazdów
uprzywilejowanych, pociągów...!!
Do informacji o przejeździe pojazdów uprzywilejowanych należy wykorzystać sygnalizację świetlną umieszczaną na ulicach. Byłaby ona uruchamiana podczas przejazdu dzięki kierunkowemu nadajnikowi umieszczonemu w takim pojeździe.
Nie należy tez takiej sygnalizacji nadużywać (przez osoby bezmyślne, debilne, psychopatyczne), np. jadąc nocą opustoszałymi ulicami miast...!
PS
Ile później interwencji jest spowodowanych wcześniejszymi hałaśliwymi interwencjami...!!
– Prawo do niesłuchania radia, telewizji, muzyki i brzęczenia słuchawek w msh publicznych np. w: sklepie, punktach usługowych, środkach komunikacji, biurach w dni nieparzyste (w pracy i w szpitala np. na sali chorych – w wszystkie). Nie wszyscy chcą być „uszczęśliwiani” wr, jazgotem muzycznym, bełkotem – wszędzie i codziennie. Prawda jacy ci ludzie muszą być „szczęśliwi” mimo dziesiątków gustów, różnych nastrojów, nie mając wpływu na to: czy, co, gdzie, kiedy i jak?!
Kim trzeba być, by w 21. wieku - mnóstwa możliwości odbierania (w tym przez najprzeróżniejsze nośniki, słuchawki) tego co kogoś interesuje - zmuszać ludzi do słuchania czegoś co komuś się zawidziało?!... W ten sposób wywołuje się u ludzi urazy - wstręt do muzyki (jazgotu) - co b. negatywnie wpływa na przebieg życia,
bo traci się b. ważny sposób relaksacji. Muzyka powinna być źródłem relaksu (dzięki indywidualnemu dobraniu czasu, msa, rodzaju i głośności jej słuchania) a nie stresu!
– W salach kinowych, koncertowych itp. trzeba wprowadzić w dni nieparzyste zakaz jakiegokolwiek hałasowania (w tym całkowity zakaz konsumpcji). W parzyste dni można by było np.: mówić co za chwilę się wydarzy, rozmawiać przez telefon, ciamkać i strzelać gumą do żucia, mlaskać, chrumkać, gulgotać i bekać podczas posiłku, kasłać itp. – naprawdę – Są osoby, które takie zachowanie uważają za normalne i prawidłowe, niech więc mają swoje dni, dzięki czemu w pozostałe będzie mniej rozczarowania, frustracji, scysji i kłótni.
www.o2.pl / www.sfora.pl | 1
źródło [27.02.2010, 16:41]
WYPADY DO KINA RUJNUJĄ ZDROWIE
Filmowe seanse produkują
grubasów.
Wizyta w kinowym barze przed
seansem to obowiązkowy punkt wyjścia do kina ze znajomymi. Podeksytowani
zbliżającym się filmem zapominamy, że oferowane tam przekąski spokojnie mogą
zastąpić porządny obiad.
Duża porcja słodkiego popcornu
to 1800 kalorii. Tyle samo mają trzy kawałki pizzy, chleb czosnkowy i tiramsu -
straszy "The Daily Mail".
Duże porcje są po to, by się
nimi dzielić z przyjaciółmi, ale w czasie seansu pochłonięci filmem, często
zjadamy je w pojedynkę. Cytując speców od żywienia z brytyjskiej Food Standard
Agency, dziennik ostrzega, że wychodząc z kina możemy zabrać do domu dodatkowe
kilogramy.
Jeden hotdog to 650 kalorii,
serowe nachos 716 a duża cola to 328 - FSA wylicza.
Trzeba mieć świadomość, że
popcorn, gazowane napoje i lody to zaprzeczenie zdrowego żywienia.
Agencja prosi, by w każdym kinie
znalazły się tablice kaloryczności. Ludzie powinni mieć świadomość, co w siebie
wkładają - dodaje gazeta.
Badania pokazują, że kinomaniak
uświadomiony nadal kupuje smakołyki, ale średnio o 100 kalorii uboższe. | JS
www.o2.pl | Sobota [25.07.2009, 20:54] 4 źródła
KONIEC POPCORNU W KINACH
(GŁOSUJ)
Gdzie wydano wojnę
przekąskom.
Ciche sale kinowe - to najnowszy
pomysł największej sieci multikina w Belgii, Kinepolis. W salach będzie
obowiązywał całkowity zakaz jedzenia i picia - donosi rmf.fm
Pomysł spotkał się z dużą
aprobatą, bo wielu kinomanów od lat narzeka na hałasy podczas seansów.
Chrupanie chipsów, szelest opakowań
popcornu i głośne popijanie
napojów denerwuje także polskich widzów.
CZY PRZESZKADZAJĄ CI JEDZĄCY W
KINIE? ZAGŁOSUJ>>
http://proca.pl/pokaz/3496/denerwuje_cie_jedzenie_w_kinie
Na razie jednak tylko w Belgii
kinomaniacy będą mieli szansę na oglądanie filmów bez dodatkowych wrażeń.
Co ciekawe - bilety na
"ciche seanse" mają być tańsze, bo dyrekcja sieci multipleksów
planuje oszczędzić na sprzątaniu sal po tych sensach. Nie będzie przecież
trzeba zbierać okruchów chipsów, porozrzucanej kukurydzy i opakowań. | AJ
– Trzeba kontrolować natężenie dźwięku w msh rozrywki (dyskoteki, lokale, koncerty itp.) by osoby z niej korzystające nie uszkadzały sobie słuchu.
– W dni nieparzyste muszą być cichsze dyskoteki i inne rozrywki.
q
W kinach można
montować przy fotelach gniazda na słuchawki (zapewni to jakąś izolację
akustyczną od hałasów nie związanych z filmem...).
q
Na decybelonikotynoalkoholonarkotekach można zastosować słuchawki bezprzewodowe, w których stopień głośności mogliby ustalać sami słuchający.
Co 5. dziecko w wieku szkolnym i co 3.
dorosły Polak mają problemy ze słuchem.
Natężenie hałasu w decybelach: dyskoteka
–120 dB!!, silnik odrzutowy – 120-140 dB. Wśród przyczyn niedosłuchu u
młodzieży na 1 mse wysuwa się głośne słuchanie muzyki, zwłaszcza przez
słuchawki (pokolenie wielbicieli walkmanów), oraz hałas panujący w środowisku.
Lasery wykorzystywane w dyskotekach nie są obojętne dla zdrowia – ostrzegają
przedstawiciele brytyjskiego Narodowego Urzędu Ochrony Radiologicznej (NRPB). W
klubach stosuje się zwykle lasery klasy A lub 3B, które mają na tyle dużą moc,
że są w stanie uszkodzić wzrok.
– To cytaty z prasy.
Zabrania
się używania instalacji lub urządzeń nagłaśniających na publicznie dostępnych
terenach miast, terenach zabudowanych oraz na terenach przeznaczonych na cele
rekreacyjno-wypoczynkowe. (Ustawa „Prawo ochrony środowiska” z 27 kwietnia 2001
r.)
d) Trzeba wprowadzić specjalizację msc wypoczynku (w sezonie najlepiej całych miejscowości) dzieląc je na wypoczynkowe i rozrywkowe, dla nie używających i używających tn, alkohol, narkotyki, i dla poszczególnych grup wiekowych. Msa wypoczynkowe byłyby tam gdzie w ogóle nie słychać hałasów (środków komunikacji, dzwonów, psów itp.), i dzieliłyby się na całkowicie ciche – gdzie w ogóle nie wolno byłoby hałasować i częściowo ciche – gdzie wolno byłoby niegłośno używać sprzęt RTV, muzyczny itp. ale tylko między 10.00-22.00 itp. Tak by wreszcie nie było niewypoczynku w ośrodkach „wypoczynkowych”. Natomiast w msh rozrywkowych panowałaby (jak obecnie niemal w wszystkich tzw. wypoczynkowych...) prawie całkowita swoboda z tym, że w jednych między 10.00-22.00, a w drugich 24 godz./dobę (a więc m.in.: wrzaski, głośno włączone przekaźniki wr, grający i śpiewający, czy drący się niedoszli wirtuozi..., wyjące i szczekające psy itp.).
e) Musi być zabronione obnażanie kikutów, chorobowo zmienionych części ciała oraz aktywne żebranie – tzn. zaczepianie, nawoływanie itp. Jak również pokazywanie takich widoków (w tym chorych psychicznie)(np. na plakatach) w msh publicznych. Od tego są odpowiednie instytucje, artykuły w prasie, strony internetowe itp. msa. – Ludzie na ogół nie chcą, na co dzień oglądać efektów chorób i innych nieszczęść.
– Żebrzący, popełniający inne przestępstwa obcokrajowcy, oprócz kary przewidzianej prawem za swe czyny muszą również opuścić nasz kraj z zakazem powrotu.
– Osoby odrażające (np. w wyniku choroby psychicznej, fizycznej) muszą, niestety, mieć zabronione pokazywanie się publicznie – to są straszne, okaleczające, wywołujące lęki, urazy przeżycia (koszmarne myśli o nich niektórym ludziom towarzyszą później miesiącami, a pamięta się o tym całe życie)! Ci ludzie potrafią okaleczać psychicznie innych, samym swoim chorym wzrokiem. Podobnie wiele innych rzeczy nie pokazuje się (jak np. wypróżniania się, operacji, umierania, zwłok).
CZYJE DOBRO JEST WAŻNIEJSZE (JAKOŚCIOWO I ILOŚCIOWO),
KOGO MAMY CHRONIĆ?!
CZY POWINNIŚMY ZEZWALAĆ LUDZIOM CHORYM PSYCHICZNIE, PSYCHOPATYCZNYM, SCHOROWANYM, ODRAŻAJĄCYM, NIEUŻYTECZNYM, STANOWIĄCYM UŁAMEK SPOŁECZEŃSTWA, W DODATKU UTRZYMYWANYCH KOSZTEM POZOSTAŁYCH, NA OKALECZANIE PSYCHICZNE, UNIESZCZĘŚLIWIANIE, POGRĄŻANIE TYSIĘCY POZOSTAŁYCH PRZEDSTAWICIELI SPOŁECZEŃSTWA (W TYM WRAŻLIWCÓW), LUDZI POŻYTECZNYCH (CZY MAMY PRAWO NIE OGLĄDAĆ TEGO, CO NAM NIE ODPOWIADA; DO OCHRONY SWOICH WALORÓW, SWOJEGO ZDROWIA PSYCHICZNEGO, KOMFORTU ŻYCIA; NIE POGRĄŻAĆ SIĘ;)?!
Podam „tylko” 2 przykłady osobistych przeżyć w tym temacie (a trzeba dodać, iż psychopaci, ludzie odrażający często szukają i atakują, w tym niekiedy wyłącznie, wrażliwców, do których i ja należę, by ich uwrażliwić, okaleczyć; uszkodzić im psychikę) jeśli chodzi o osoby odrażające, eksponujące swoją deformację, niedorozwój, chorobę psychiczną, psychopactwo, dążące też do nawiązania kontaktu wzrokowego. Otóż, jeszcze za czasów tzw. komuny, często przyjeżdżałem do Wrocławia, i wówczas chodziłem na zakupy do Domu Towarowego. Otóż któregoś razu wchodząc do środka usłyszałem nieartykułowalny ryk i w tym momencie jakieś siedzące na posadzce, niedorozwinięte, chore psychicznie, z strasznie zdeformowaną twarzą, i z jednym ocalałym okiem, zdeformowanym ciałem, około 40 letnie monstrum chciało mnie złapać za nogę (tak naprawdę to bardzo realistycznie udawał), a następnie b. głośno klasnęło, strasznie się z mojego przerażenia i odrazy ciesząc! Mimo, iż byłem wówczas młodzieńcem, byłem bliski zawału. Najbliższe kilka dni dochodziłem do siebie. Sytuacja powtarzała się wielokrotnie w ciągu kilku lat – zawsze, za każdym razem byłem atakowany przez tego osobnika, co sprawiało mu ogromną, nieukrywaną przyjemność.
Drugi przykład to około 22 letnie niedorozwinięte, chore psychicznie monstrum (z deformowaną twarzą; nawet Frankenstein by się go przestraszył) chodzące w towarzystwie, w podobnym wieku, dziewczyny po Warszawie. Otóż, gdy tylko mnie zobaczy (a prawie zawsze on mnie pierwszy. Nigdy też nie zauważyłem by zainteresował się kimkolwiek innym) wydaje nieartykułowalny, przeraźliwy skowyt, co powoduje, iż odruchowo się oglądam-przyglądam, dochodzi też do kontaktu wzrokowego. I tak mam parę dzionków z głowy.
Ilu ludziom przez swoje całe życie te monstra-kreatury zrobiły, robią krzywdę, będąc w dodatku na ich (na rencie) współutrzymaniu?!
Napiszę szczerze, iż gdyby nie przewidziane prawem konsekwencje, już dawno zabiłbym obydwóch (a byli jeszcze i inni kandydaci-, psychopaci)...
SMOG ŚWIETLNY.
Dość uciążliwym zjawiskiem (szczególnie w miastach) jest wszechobecność światła pochodzącego od lamp ulicznych. By ten problem zmniejszyć trzeba zastosować lampy oświetlające tylko jezdnię i chodniki, a więc z odpowiednim reflektorem i płaskimi, nierozpraszającymi światła, szklanymi osłonami (przy okazji można wprowadzić energooszczędne o wiele trwalsze diody świecące zamiast energochłonnych żarówek; warto też rozważyć zastosowanie - tam gdzie jest b. mały ruch, w tym w odpowiednich godzinach - czujek reagujących na ruch- włączając oświetlenie). Lampy takie muszą też być szczelne – by nie dostawały się do niej owady, które uwięzione giną (miliony rocznie!).
f) OCHRONA LUDZI WARTOŚCIOWYCH/OGRANICZENIE DZIAŁAŃ OSÓB SZKODLIWYCH.
Czy ludzie hoży psychicznie, debile, psychopaci,
alkoholicy, nikotynowcy, narkomani, tikowcy itp. powinni przebywać (mieszkać,
pracować, wypoczywać, podróżować itp.) z ludźmi normalnymi, wartościowymi,
wrażliwymi, intelektualistami, abstynentami?!
SĄ RÓŻNE ŚWIATY - czy tego chcemy czy nie -, ja
proponuję to powszechnie ogłosić, i je rozdzielić.
JEST M.IN. ŚWIAT LUDZI:
młodych, zdrowych, pełnosprawnych/starych, chorych, niepełnosprawnych (m.in. zajmujących kolejki do lekarzy, czas lekarzom, kolejki w aptekach, gramolących się do i z pojazdu publicznego kilka razy wolniej od ludzi młodych, mających utrwalone uciążliwe tiki, nawyki, które, oprócz, że irytują, powodują urazy, udzielają się też innym, następnym tak postępującym;
wrażliwych, mądrych, dobrych, konstruktywnych, twórczych, pożytecznych/ psychopatycznych, głupich, debilnych, złych, destrukcyjnych, szkodliwych (m.in. niszczących innych ludzi psychopatów, przyczyniających się do stresów, problemów, nieszczęść, utraty zdrowia; straty czasu, inwencji, wydatków, świadomie i nieświadomie zarażających swoimi nałogami (trujących dymem nikotynowym), realizujących utopie; pogrążających ludzi, społeczeństwa, kraje, państwa; przyrodę).
Np. jeden debil czy psychopata, bądź łącznie, potrafi bezpośrednio zrujnować zdrowie, życie dziesiątkom ludzi, a gdy ma możliwość, podejmując decyzje mające wpływ na duże rzesze ludzkie, na dużą skalę, to tysiącom, milionom!!; doprowadzić do zagłady przyrody, życia!! A ilu ludzi musi zajmować się skutkami ich poczynań, m.in. policja, sądy, zakłady karne, lekarze, przemysł farmaceutyczny; takimi osobnikami; jakie to są ogromne nieszczęścia, straty, koszty (w tym utrzymywania na rencie, ZUS-u)!!
W ZWIĄZKU Z TYM:
Trzeba wprowadzić rejestr osób psychopatycznych, debilnych, chorych psychicznie, uciążliwych (ich nawyki, tiki, natręctwa itp.)(a stanowią oni co najmniej kilka procent społeczeństwa!), ich portret psychologiczny, stan zdrowia psychicznego, w tym dzięki standardowej ankiecie, oraz jawną pozytywną/negatywną punktację na podstawie opinii, z uzasadnieniem, otoczenia (w tym z msa pracy, nauki, leczenia się), policji, i wpisywać status danej osoby do jej dokumentów. Również osoby wybitne zasługują, ale na chlubne wyróżnienie. Najlepiej więc wprowadzić kilka kategorii, osoba: wybitna/pożyteczna/przeciętna/szkodliwa/b. szkodliwa – z dopiskiem w jaki sposób, w jakiej dziedzinie. I odpowiednio, do ich postępowania, traktować takich ludzi (np. psychopaci, debile dewianci seksualni, osoby uciążliwe, np. tikowy, nie będą mogli wykonywać zawodów, prac, zajmować stanowisk, mieli wstępu do msc, mieszkać – gdzie mogliby robić krzywdę ludziom).
Można nagrywać zachowania takich osób, i nagrania wysyłać do banku danych, gdzie można by było też pobierać zdjęcia m.in. zdeklarowanych przestępców.
W danych osobowych powinna też być zawarta inf., czy ktoś silnie ulega instynktowi stadnemu, czy też jest indywidualistą, gdyż ma to diametralne znaczenie w stosunkach międzyludzkich np. w szkole, w msu zamieszkania, w pracy (indywidualiści m.in. wzbudzają agresję, podejrzenia choroby psychicznej, niedorozwoju umysłowego ze strony przywódców grup, ich popleczników i pozostałych, którzy chcą awansować („że nie chcą krakać jak wrony (oni)”). Utrudni to m.in. znęcanie się, atakowanie przez psychopatów-ki ludzi, a więc, w ten sposób, ich psychicznie okaleczanie!
Trzeba też zrobić stronę internetową (www.margines.pl), stały program telewizyjny, gdzie pokazywane byłyby osoby bezmyślne, egoistyczne, złośliwe, przygłupy, debile, psychopaci, w tym również osoby uciążliwe np. telepacze, gwizdacze, nucacze, pstrykacze, stukacze, ciamkacze, szuracze, psiarze, używający głośno nastawionych głośników (nagrywałyby ich zachowanie, postępowanie również przypadkowe osoby, narażone na skutki ich postępowania). Trzeba dać takim osobnikom do myślenia/narobić wstydu/zaszantażować – bronić się wzajemnie (m.in. zapobiegając też, w ten sposób, takim zachowaniom. Skoro uważają, iż postępują słusznie to powinni być dumni i wdzięczni za pokazanie przykładnego zachowania...).
Każdy obywatel musi mieć w widocznym msu numer identyfikacyjny (odpowiednik tablic rejestracyjnych w samochodzie), plakietkę z elektronicznym chipem. Wymusi to bardziej uczciwe i mniej uciążliwe postępowanie (np. będzie można wysyłać do banku danych inf. m.in. o trujących innych nikotynowcach, osobach przymuszających do słuchania radia, jazgotu muzycznego, dźwięków z słuchawek, ciamkania, strzelania gumą do żucia, uciążliwych psiarzach itp.), oraz ułatwi pracę policji itp. służb (m.in. zwiększy skuteczność działania, w tym szybkość identyfikacji, dokonywania zapisu do komputera, znajdywania przestępców, zmniejszy przestępczość, koszty dochodzeń).
Należy zrobić podział, specjalizację regionów, miejscowości, osiedli, szkół itp. według profilu psychicznego, psychologicznego, poziomu intelektu, stanu zdrowia, stopnia sprawności, wieku.
W ofertach pracy, wynajmowania pokoju, wczasów itp. musi znajdować się inf. jakiego typu osób ona dotyczy. By nie odbywało się to chaotycznie z wszystkimi tego (niekiedy fatalnymi) skutkami, jak obecnie. Zmniejszy to liczbę negatywnych konsekwencji przebywania z sobą osób nie pasujących do siebie i w msh, które im nie odpowiadają.
Osobnicy szkodliwi nie mogą otrzymywać rent, zasiłków itp., za to, co najwyżej, lokum z wyżywieniem, w odosobnionym msu z zakazem opuszczania rejonu (można stosować obroże elektroniczne by wyegzekwować zakaz), by zmniejszyć do minimum ich negatywne oddziaływanie na resztę społeczeństwa, które będzie się wtedy mogło zająć innymi sprawami, zamiast skutkami takiego oddziaływania, sąsiedztwa...
- trzeba wprowadzić zakaz migania światłem (w tym napisami – poza czołową powierzchnią ściany budynku, obrysem witryny, a i wówczas natężenie światła musi być minimalne), puszczania muzyki, jakichkolwiek dźwięków na zewnątrz budynków itp. (można będzie, tak by nie było tego słychać na zewnątrz, jedynie wewnątrz budynków, lokali, ale tylko w dni parzyste).
- trzeba wprowadzić zakaz posiadania niebezpiecznych, hałaśliwych, uciążliwych, zwierząt indywidualnie (3 zgłoszenia o uciążliwości = właściciel ma 14 dni na pozbycie się takiego zwierzęcia).
q
Karą, środkiem
zaradczym na osoby uciążliwe (w tym aktywnie żebrzące), psychopatyczne może być
za pierwszym razem obowiązek obejrzenia przez takie osoby filmu
uświadamiającego o innych, podobnych osobnikach, a jeśli to nie poskutkuje
odtwarzanie, w warunkach izolacji, hałasów itp., które sami czynili (można je
nagrać), proporcjonalnie tak długo jak sami to robili (np. gwizdanie, stukanie
w ścianę, kaszel (w tym, analogicznie, w nocy), wrzaski, powtarzanie w kółko
imienia, czy jego zniekształconej odmiany, bądź przezwiska, brzęczenie
słuchawek). Można też stosować areszt domowy, obrożę z elektronicznym aparatem fotograficznym,
kamerą, mikrofonem specjalne msa zamieszkania. Doraźnie można się przed takimi
działaniami bronić nagrywając je, a następnie przekazując takie nagrania
sąsiadom, znajomym i rodzinie takiej osoby. Kolejną karą może być pozbawianie
takich ludzi niektórych praw obywatelskich.
Są ludzie...,
którzy potrafią tak postępować, np. jako sąsiedzi, współpracownicy, dziesiątki
tys. razy, latami i 24 godziny na dobę (to nie pomyłka!)(a przeprowadzki nic
nie dają, bo wieści o możliwości bezkarnego znęcania się tacy... sąsiedzi sobie
przekazują...!!)!! [Ale szerzej o tym w opisie: „ MOJE ŻYCIE...!!!”]
Przy okazji,
nagrywanie i odtwarzanie uciążliwego zachowania przy takiej osobie może być
skutecznym sposobem jej uświadomienia jakie to nieprzyjemne, denerwujące, i
zniechęcenia do takiego postępowania.
q
TERAPIĄ DLA OSÓB NACHALNIE ŻEBRZĄCYCH może być wykorzystanie, w
zamkniętych warunkach, innych osób aktywnie żebrzących by napastowały - żebrząc
- osobę poddaną terapii po 8 godzin dziennie – niech się przekonają jak to jest z drugiej strony...
q
Trzeba wykorzystać nieumundurowaną policję, straż miejską do wykrywania, nagrywania psychopatycznych działań i wyłapywania psychopatów, osób chorych i uciążliwych.
Trzeba też stworzyć odosobniony region dla dobrowolnego
zamieszkiwania w nim psychopatów, debili itp., oraz umieszczać w nich takich
osobników – osóby szkodzące społeczeństwu.
g) Każdy człowiek musi mieć prawo do normalnego funkcjonowania w społeczeństwie bez konieczności narażania się na jakiekolwiek odmiany napastliwości wzrokowej (spozieradztwa, zaglądactwa, przyglądactwa, oglądactwa, gapienia się i innych odmian tej dewiacji, ingerującej w samopoczucie, zdrowie - życie - powodując frustrację, wzburzenie, peszenie, rozdrażnienie, unikanie ludzi itp.), nie tylko dewiantów/ek, specjalizujących się w takim zachowaniu. W tym celu musi istnieć m.in. nakaz projektowania msc publicznych (w tym śr. komunikacji, msc usług, zakupów), w ten sposób, by osoby nie życzące sobie jakiejkolwiek konfrontacji m.in. z ww. osobnikami mogły się tam czuć i zachowywać w miarę swobodnie. Dzięki ograniczeniu do min. stresu z tym związanego, a maksymalnemu ograniczeniu szans działania osób: złośliwych, napastliwych, bezmyślnych, ograniczonych, chorych, natrętnych i prymitywnych, którym takie zachowanie sprawia nieukrywaną przyjemność (często tym większą, im bardziej komuś to nie odpowiada).
q
Jeśli chodzi o komunikację zbiorową, to można zastosować zasadę, iż wszystkie siedzenia powinny być skierowane w jedną stronę (wagony można by ustawiać naprzemiennie – co drugi z siedzeniami skierowanymi w jedną stronę). Trzeba też stosować przegrody, osłony, ścianki działowe i wysokie oparcia. Analogiczne działania należy również podjąć w sklepach samoobsługowych, co również da pewien komfort osobom obsługującym kasę.
q
Przy okazji. Obecne rozwiązanie wagonów metra w W-wie pod względem wskazanego problemu to istny koszmar. By to zmienić należy m.in. umieścić ścianki działowe między usytuowanymi naprzeciwko siebie(!) siedzeniami (na początek w jednym wagonie w każdym składzie).
– Msa użyteczności publicznej, w tym usług (np.w zakładach fryzjerskich) z większą liczbą msc, w lokalach rozrywkowych, gastronomicznych, salach kinowych, koncertowych itp. trzeba projektować tak, by było możliwe skorzystanie z nich - wejść, być obsłużonym i wyjść - bez narażania się na napastliwość wzrokową (personelu, klientów) przez tych, którzy sobie tego nie życzą.
– Trzeba też wprowadzić zakaz umieszczania ławek na przeciwko siebie (np. w parkach), w pobliżu i przed wejściami do budynków mieszkalnych, by można było bez wiadomych działań, wiadomych osób i wywołanych tym skutków wchodzić i wychodzić np. z mca zamieszkania (niekiedy odbywają się też w takich msh nocne debaty... i libacje).
– W szkołach musi istnieć możliwość - bez sensacyjnego - odpowiadania bez wychodzenia na ogląd całej klasy.
– Należy upowszechnić plakietki na których np. wizerunek skreślonych oczu/oka oznaczałby, iż jej właściciel/ka nie życzy sobie być oglądanym, obserwowanym itp. Można też ustalić, iż np. czapka w kolorze indygo oznacza to samo.
– Potrzebne jest sformułowanie odpowiedniego prawa, które będzie chronić przed wszystkimi odmianami napastliwości wzrokowej. By m.in. osoby dopuszczające się tego (obecnie całkowicie bezkarne), miały motywację do np. leczenia się, a nie ich doprowadzone do stanu chorobowego ofiary, które są traktowane jakby były martwymi przedmiotami służącymi do nikczemnej zabawy, zaspokajania niskich instynktów na każdym kroku, niekiedy tysiące razy.
– Trzeba też zająć się odpowiednią edukacją społeczeństwa by stawało w obronie osoby napastowanej, a nie odwrotnie. By akceptowano np. zasłonięcie swojej twarzy przed czyimś wzrokiem (np. pismem), bądź odwrócenie się, czy użycie lampy błyskowej, i by osoba to prowokująca była szykanowana, a nie broniąca się.
Jest to powszechnie
spotykane, lecz pominięte prawnie zjawisko.
q
Mam propozycję (dla osób heteroseksualnych) ułatwienia zaspokojenia naturalnej, oczywistej seksualnej potrzeby a jednocześnie oszczędzenia czasu, rozczarowań i frustracji. Otóż w tym celu można wykorzystać proste gesty palcami gdy chcemy przekazać propozycję: MAM OCHOTĘ Z TOBĄ NA SEKS. Mężczyźni w tym celu podnoszą palec do góry (robisz na mnie takie wrażenie), a kobiety pokazują palcami kółko (jestem gotowa). Odwagi i powodzenia
Można też przygotować odpowiednie teksty na kartkach i je przekazywać wraz z adresem, nr. telefonu, np.:
MOJE OCZEKIWANIA WZGLĘDEM CIEBIE:
seks – 100%
dziecko – 0%
gadanie – 1% (przesiadywanie w nikotynowych i radiowych mordowniach, w tłumie i gwarze obcych ludzi, zwanych lokalami; przesiadywanie na ławeczkach, spacery itp.; pieprzenie o wszystkim i o niczym w celu pieprzenia o wszystkim i o niczym – 0%)
A OTO PODSTAWOWE INF. O MNIE:
(Np.: Warszawa. Kawaler, sam, 40/184/70, śr. uroda, zapracowany, aczkolwiek niezamożny (mam mnóstwo zajęć i nie starcza mi czasu na ich realizację/jestem całkowicie zajęty swoimi sprawami.), intelektualista, racjonalista, indywidualista, wrażliwiec, abstynent nie tolerujący trucizn (np. nikotynowej, narkotyków). Poznam konkretną…, szczupłą, atrakcyjną, bez sponsoringu.
Seks partnerski zdarza mi się raz na kilka lat (wyjaśnienie wyślę e-mailem).)
Tel.
q
Warto by było również rozpropagować plakietki np.:
As – jestem osobą aseksualną (w kolorze białym).
St – interesuje mnie wyłącznie seks i typowy (w kolorze czerwonym).
Sn– interesuje mnie wyłącznie seks i nietypowy (w kolorze pomarańczowym)(dla osób z mniejszości seksualnych).
Rs – interesuje mnie przede wszystkim rozmowa i ew. seks. (biało-czerwona).
Sr – interesuje mnie przede wszystkim seks i ew. rozmowa (czerwonobiała).
Ro – jestem osobą romantyczną (jasnoniebieska).
Re – jestem osobą religijną (żółta).
To od Nas wszystkich zależy czy to się upowszechni ( i da
szereg korzyści).
Można też wykorzystać czapki, koszulki z odpowiednimi napisami, np.: PROSZĘ PRZESTAĆ MI SIE PRZYGLĄDAĆ, OBSERWOWAĆ MNIE, SPOZIERAĆ NA MNIE ITP. BO JA JESTEM, W DODATKU WRAŻLIWYM, CZŁOWIEKIEM, A NIE PRZEDMIOTEM! I SOBIE TEGO ABSOLUTNIE NIE ŻYCZĘ, Z WIZERUNKIEM SKREŚLONYCH OCZU!
Oraz gadżety elektroniczne (np. telefony komórkowe), udzielające automatycznie odpowiedzi (w podczerwieni czy drogą radiową) i z innymi treściami np. informujące (umówionymi kodami): szukam partnera/ki, i podstawowe dane o sobie, oraz o oczekiwaniach; bądź: nie jestem zaint. nawiązywaniem znajomości. Sądzę, iż ten sposób b. ułatwi poznawanie się odpowiednich dla siebie osób, m.in. ośmielając potencjalnych kandydatów i z góry wskazując na niepożądanych. Da to też pewien komfort (oszczędzając stresów obydwu stronom), w przypadku braku zainteresowania danymi ofertami, czy w ogóle jakimikolwiek.
Sklep: Czytelnia:
Ø Jednym z wskaźników normalności, zdrowych relacji międzyludzkich, wolności jest prawo do indywidualizmu: w rodzinie, szkole , pracy, msu zamieszkania. Czyli możliwość m.in. nieutrzymywania niepożądanych znajomości, kontaktów, niezawierania niechcianych znajomości (z kim się zadajesz takim się stajesz), nie brania udziału w rytuałach, zwyczajach itp. - czyli możliwość funkcjonowania w społeczeństwie bez przymuszania się do niechcianych działań - bez negatywnych reperkusji. Czyli obowiązuje tutaj prawo wzajemności: ja nie zabraniam tobie (i nie każę ci się z czegokolwiek tłumaczyć np. dlaczego to robisz) – więc i ty nie przymuszaj mnie.
Każdy ma prawo do wyboru stylu życia, ochrony swych walorów, wolności od napastliwości, do nietykalności (w tym osądów, jeśli postępuje się neutralnie – nie szkodzi innym), rozwoju, postępowania zgodnie z swoimi ideałami, przekonaniami, interesem.
PS
To nie mse pobytu powinno być wyznacznikiem z kim się zadajemy, jak żyjemy, tylko m.in. nasze chęci i np. oczekiwane cechy charakteru. Inaczej jest to pole do destrukcyjnych działań osób chamskich, złośliwych, prymitywnych, napastliwych, psychopatycznych, niedorozwiniętych umysłowo, debilnych itp., a osoba poszkodowana jest w znacznej mierze bezbronna i jeszcze krytykowana, szykanowana, zamiast być broniona, za nie realizowanie norm obyczajowych…
h) MY NIE CHCEMY PONOSIĆ SKUTKÓW (NABYWAĆ, W TYM KOLEJNE, URAZY, STRESOWAĆ SIĘ, POPADAĆ W NERWICĘ, LECZYĆ SIĘ (BO TO PRZYCZYNIAJĄCY SIĘ DO TEGO POWINNI TO ROBIĆ)) CZYJEJŚ BEZMYŚLNOŚCI, GŁUPOTY, ZŁOŚLIWOŚCI, NAWYKÓW (NIECH ICH WYTRWAŁY NABYWCA CIERPI Z BRAKU ICH REALIZACJI, A NIE OTOCZENIE W ICH WYNIKU), CHOROBY!!
– NIEKTÓRE ZACHOWANIA - W TYM OSÓB CHORYCH PSYCHICZNIE - SĄ CHOROBOTWÓRCZE „ZAKAŹNE”!!
– GWAŁTU MOŻNA DOKONAĆ ZA POŚREDNICTWEM RÓŻNYCH ZMYSŁÓW I NA WIELE SPOSOBÓW, A EFEKTEM BĘDĄ URAZY I INNE NEGATYWNE SKUTKI!!
– BEZ WZGLĘDU NA
TO CZY KTOŚ JEST ZDROWY, CZY CHORY JEGO
SYTUACJI NIE NALEŻY POGARSZAĆ, A WRĘCZ PRZECIWNIE!!
Każdy z nas ma określoną, nazwijmy to umownie, »pojemność stresową«, tzn. może do pewnego stopnia z względnie małymi skutkami przyjmować stresy, lecz po przekroczeniu indywidualnego progu wytrzymałości, dochodzi do uszkodzeń psychiki z skutkami na całe życie – człowiek staje się psychicznym kaleką; następuje gwałtowny spadek tzw. tolerancji negatywnych bodźców i w efekcie dalszego, ciężkiego pogrążania już nawet błahostkami. Nie wolno dopuszczać do takiej sytuacji – robić ludziom krzywdy!
LUDZI DZIELIMY
M.IN. NA: *TRWACZY, ODBIERACZY (A WŚRÓD NICH UŁOMNYCH INTELEKTUALNIE, W TYM
DEBILÓW [Tylko kilkanaście procent ludzi czyta coś wartościowego, z tego tylko
30% procent rozumie to, co czyta, a z nich tylko kilka procent wyciąga
wnioski... 70% czytających, odbiorców
programów inf. nie rozumie treści przekazu, z tego ponad 40% niemal kompletnie...])
– BIERNYCH BĄDŹ CZYNNYCH UTRWALACZY ZASTANEJ SYTUACJI, RZECZYWISTOŚCI (m.in.
dlatego rozczarowuje nas tak wielu np. tzw. rządzących, przełożonych, współpracowników,
nauczycieli itp. Dlatego tak trudno obalić reżimy, organizacje religijne mają
się, w tym tak długo, dobrze (często po stosunku do nich można ustalić kto kim
jest); zrobić coś konstruktywnego), ORAZ O WYSOCE WYRAFINOWANYCH ZDOLNOŚCIACH
INTELEKTUALNYCH TWÓRCÓW (w tym skupiających się na tym co odbierają bo mających
umysł analityczny – czyli to, co odbierają... analizują); BEZWZGLĘDNYCH -
NIECZUŁYCH - *PSYCHOPATÓW(-DEBILI)/OSOBY UPOŚLEDZONE, OKALECZONE PSYCHICZNIE,
ORAZ WRAŻLIWCÓW (często są nimi twórcy) [– Szerzej o tym w 4., ostatnim ne
„WŚ”]
*TRWACZY – co do przyczyn trwactwa trzeba podać lęk przed zmianami (aktywni trwacze potrafią nawet walczyć z próbami zmian, m.in. zyskując aprobatę (awans) w swoim otoczeniu za obronę jedynie słusznego stanu/; wolą by było źle, bo zmiany mogą spowodować że będzie jeszcze gorzej (a tacy ludzie często nie są zdolni do oceny potencjału jaki mogłyby przynieść zmiany)), a więc koniecznością dostosowania się do nowych warunków, co potencjalnie wiąże się z ryzykiem pogorszenia swojej sytuacji/utraty obecnych zdobyczy (szczególnie gdy będzie ona wymagała konstruktywnych zdolności (boją się tego osoby o niskim potencjale)); poglądy w znacznej mierze zależą od otoczenia w jakim żyjemy, więc ich zmiana może wiązać się z dezaprobatą, agresją tego otoczenia (a ci ludzie chcą być akceptowani); stąd tak trudno jest to zjawisko przełamać, zachęcić kogoś do zdobycia informacji innych niż takie, które nie utwierdzałyby o słuszności swoich poglądów, postępowania.
*PSYCHOPATÓW(-DEBILI) – świadomie, celowo, szkodzących innym ludziom; debili – gdyż nikt nie odnosi realnych korzyści z ich atakowania ludzi, a więc postępują nie tylko aspołecznie ale i absurdalnie!
Stanowimy
psychosomatyczną jedność – tzn., stan
psychiczny wpływa na stan fizyczny i odwrotnie (sprzężenie zwrotne); stres
powoduje nieprawidłowe funkcjonowanie organizmu, choroby co jest źródłem
kolejnego stresu.
Ludziom wybitnie inteligentnym pełną satysfakcję dają własne procesy, w tym wnioski, myślowe. I nie tylko nie mają potrzeby wypowiadania, słuchania oczywistości, emocjonalnego bełkotu i debilizmuw (w tym bełkotu z RTV), ale wręcz stanowi on dla nich źródło stresu, irytacji, frustracji – jest torturą (i może doprowadzić do choroby psychicznej, tym bardziej jeśli zmuszony do odbioru tego jest wrażliwcem!)!
Jeżeli ktoś ma pustostan w
umyśle to - oprócz tego, że nie rozumie nawet elementarnych rzeczy - odczuwa
potrzebę go czymś wypełnić, zająć jakaś namiastką intelektualnej aktywności,
więc np. hałasuje (np. gwiżdżąc, nucąc, telepiąc kluczami, bilonem, pstrykając,
stukając itp., nabierając, przy okazji, takie nawyki, słuchając bełkotu z RTV
(bo treść i tak nie ma dla nich większego znaczenia gdyż i tak jej na ogół nie
rozumieją – 70% odbiorców programów inf. nie rozumie ich treści); nie potrafi
przewidzieć tego skutków: że m.in. inni nie będą chcieli tego słuchać,
przykłada się do stresów które nękają społeczeństwa (w tym z zdrowotnymi,
finansowymi tego konsekwencjami). Mało tego, tacy osobnicy zajmują się jeszcze
ocenianiem innych ludzi, narażonych na skutki ich postępowania, pod względem
reakcji na: normalnych... – którzy udają, że nic się nie dzieje (dla niektórych
rzeczywiście...), nie broniących się, i na nienormalnych... – myślących o
rożnych sprawach, wrażliwców – broniących się.
Znaczącą część społeczeństwa stanowią ludzie bezmyślni, prymitywni, debilni, egoistyczni, złośliwi, psychopatyczni, hoży psychicznie! Trzeba więc pozostałą część społeczeństwa przed nimi chronić! Obecnie to tacy osobnicy ustalają reguły gry, „żądzą”. A ofiary takiej sytuacji ponoszą tego skutki
potrójnie: raz – z powodu zachowywania się takich osób, dwa – z powodu stresów związanych z kłótniami podczas prób obrony, trzy – z powodu ataków następnych, wtajemniczonych przez tych pierwszych, opisanych osobników – i dochodzi do eskalacji tego zjawiska (no przeca ich jezd wincej, no to łoni majom rację..., a nie ten/ta pier...). Pozostawienie problemu samemu sobie, osób kulturalnych, wrażliwych, inteligentnych (którzy chcieliby zająć się zupełnie innymi sprawami) na pastwę takich osobników demoralizuje: pozostali widząc jakie są skutki obrony, sami ze strachu nie próbują się bronić, co utwierdza tych osobników w słuszności swojego postępowania; bezkarności! Takim osobnikom b. to odpowiada, bo to dla wielu z nich jest pokarm którym się żywią – negatywne emocje ofiar.
Dlaczego tak ważne jest unormowanie zachowań, stosunków międzyludzkich.
Bo miliony ludzi cierpi, leczy się z powodu debilów, chorych psychicznie, psychopatów; bo ponoszą tego skutki, w tym finansowe, i pozostali, bo tracimy potencjał, jaki tkwi w tych ludziach, którzy muszą zajmować się, myśleć o takich sprawach zamiast konstruktywnymi, bo absorbuje to policję, sądy.
Ty tego nie lubisz, to my cię za to ukażemy. Czy ktoś, kto broni swoje samopoczucie, zdrowie psychiczne, a w efekcie fizyczne, inteligencję zasługuje na agresję (?!), jest nie normalny?! Czy ten, kto się do tego - obrony – agresją przyczynia!? A ktoś, kto milczy - ukrywa - pogrąża się (popada w nerwicę i inne choroby) - ponosi negatywne skutki czyichś działań, zachowania – jest normalny (?!) i postępuje prawidłowo!? Człowiek nie ma wpływu na to, co mu przeszkadza, drażni go, denerwuje, bulwersuje rozstraja itp. Kierowanie więc pretensji do niego jest nielogiczne, jak również pogłębianie urazów kontynuowaniem takiego postępowania, a stresowanie (np. kłótniami - zastępując jedno źródło stresu następnym - bądź łącząc obydwa ) – jest jeszcze dodatkowo podłe!! Pogłębiający urazy, nie zastanawiają się, iż ta osoba prawdopodobnie takich sytuacji miała mnóstwo.
Jeśli ktoś chce
koniecznie ustalić kto jest temu winny - że ktoś cierpi z powodu takich
zachowań - wyjaśniam: to wasi poprzednicy...(!!)
Choroby psychiczne i wywołane nimi skutki w tym choroby somatyczne (fizyczne o podłożu psychicznym), są plagą społeczną.
Jedną z przyczyn tego stanu rzeczy jest obecne prawo pozwalające na zachowania bezmyślne, egoistyczne. Tak, że jedna osoba może „bawić się!” kosztem innych: drażnić je, rozstrajać, denerwować, frustrować, znęcać itp. A w razie próby obrony - prośby o zaprzestanie - odpowie zgodnie z prawdą: iż jej wolno, i obrzuci stekiem inwektyw czy wulgaryzmów, co nie jest dziwne u osoby nieinteligentnej i niekulturalnej, bo właśnie takie się tak zachowują, bo „racja” - prawo - stoi po jej stronie. Trzeba więc je zmodyfikować tak, by jedni nie mogli zmuszać innych do ponoszenia skutków swoich zachowań i działań.
– WIĘC PRAWO MUSI ZABRONIĆ W MSH PUBLICZNYCH, WTEDY GDY INNI BĘDĄ TO WIDZIEĆ, SŁYSZEĆ, CZUĆ:
Używania sprzętu emitującego dźwięki, np. RTV (dla innych przebrzydłych i znienawidzonych przekaźników wr, ogłupiaczy i jazgotu);
Żucia (są osoby dla których chore, nienaturalne ruchy szczęk, grymasy i dźwięki z tym związane są b. irytujące i odrażające, poza tym ludzie to nie mlaskające i ciamkające świnie, czy przeżuwające bydło, a msa publiczne to nie chlew czy pastwisko), ciamkania i strzelania gumą do żucia; To samo dotyczy podobnego sposobu spożywania posiłków (w tym słonecznika), obgryzania paznokci!;
Kolejny przykład to cedzacze zębów, cmokacze (podczas obcałowywania się (w Warszawie, w tym w środkach transportu pasażerskiego przeciętnie słyszy się ten dźwięk kilka-kilkanaście tysięcy razy rocznie!), ssania cukierków) i podciągacze nosem!;
Używania słuchawek (których brzęczenie też jest b. uciążliwe i irytujące dla wielu osób. Używający ich relaksują się (tracąc słuch) stresując otoczenie – kosztem innych);
Gwizdania (w tym pod oknami), śpiewania (jw.) i nucenia;
Stukania, tupania, pstrykania palcami, czy długopisem (w tym w czytelniach, gdzie zdarzają się osoby robiące to, co kilka sekund i częściej), telepania kluczami, brzęczenia bilonem [Można by było dla osób tak się zachowujących przeznaczyć osobne pomieszczenia, ostatnie wagony pociągów, tramwajów i metra. Tak jak oddzielne są wagony dla zażywaczy tn.];
Trzeba także zabronić produkcji, używania sygnału akustycznego inf. o włączeniu czy wyłączeniu alarmu (gdyż można go zastąpić sygnalizacją świetlną i wibracyjnym powiadomieniem), oraz alarmów, które wydają dźwięki w stanie czuwania, jak również tych, które przez wiele godzin hałasują (w tym w nocy!!), skutecznie uodparniając je słyszących na reagowanie i ew. zagłuszając dalsze działania przestępców [Sygnalizacja dźwiękowa w alarmach powinna działać do kilku minut od ostatniej próby np. włamania]. Tak, by wreszcie miliony osób nie słuchało tysiące razy ich pikania i wycia;
Piszczenie oponami, „ryczenie” silnikiem musi być także zabronione;
Pomysłodawcom komunikatorów przy przejściach dla pieszych kazałbym w pobliżu nich pracować i mieszkać, żeby sobie posłuchali kilka tysięcy razy miesięcznie: „...światło zielone, światło zie... Światło czerwone, światło czer...”. Podobnie się ma sytuacja z wydającymi dźwięk pojemnikami na śmieci.
ALE JA TAK
CHCĘ/LUBIĘ!... ALE TO MNIE NIE
OBCHODZI, ŻE TO KOMUŚ PRZESZKADZA!...
TO NIE SŁUCHAJ JAK CI TO TAK
PRZESZKADZA!... PROSZĘ PRZESTAĆ ZACHOWYWAĆ SIĘ BEZMYŚLNIE, EGOISTYCZNIE I ZASPOKAJAĆ SWOJE POTRZEBY KOSZTEM SAMOPOCZUCIA, ZDROWIA INNYCH LUDZI!
– W msh publicznych np. w bibliotekach, kafejkach, msh rozrywki itp. trzeba wyznaczyć specjalne dni (parzyste), odizolowane msa dla osób mających uciążliwe nawyki, natręctwa, tiki, chorych psychicznie by inni (w tym wrażliwcy) nie ponosili tego skutków (czasami wystarczy jedna taka osoba by zepsuć nastrój dziesiątkom innych!). Trzeba też analogicznie wyznaczyć takie dni (nieparzyste), msa dla osób ceniących sobie ciszę, spokój, wrażliwców. Również w środkach transportu zbiorowego trzeba dokonać pod tym względem podziału (wagony, przedziały), dla muczków, ciamkaczy, cykaczy, mających inne nawyki, tiki, natręctwa, używających słuchawki. Oraz dla osób zachowujących się normalnie, spokojnie, wrażliwców. Wówczas podróż dla wszystkich może być przyjemnością zamiast źródłem stresu itp.
– Kierowcom komunikacji publicznej (którzy nagminnie zmuszają pasażerów do słuchania tego co oni, trują ich nikotyną) trzeba robić izolowane od pasażerów kabiny, oraz montować (oprócz gniazd na słuchawki, np. do słuchania muzyki podczas postoju), na wysokości głowy (np. z tyłu), wyciszone od strony pasażerów głośniki (w tym z opornikami – by ograniczyć ich głośność). Trzeba też, w ten sposób, zapobiec zarażaniu przez pasażerów kierowców, i wzajemnie, m.in. grypą.
Podobnie ma się sytuacja z decybelo-samochodami osobowymi. Trzeba wymusić na producentach by tam podobnie były montowane głośniki i gniazda na słuchawki dla wszystkich pasażerów, oraz zabronić używania tego sprzętu na tyle głośno by inni byli zmuszeni tego słuchać.
– Telefony komórkowe i inne urządzenia z funkcją powiadamiania, muszą mieć (oprócz sygn. dźwiękowej, której maksymalny, słyszalny zasięg powinien wynosić kilka, a nie kilkanaście-kilkadziesiąt metrów!) fabrycznie wmontowaną sygnalizację wibracyjną i świetlną (wkrótce niemal każdy będzie miał telefon komórkowy, w wyniku czego nie będzie się można niekiedy bezpośrednio komunikować między sobą z powodu kawalkady pikania, pisków, melodii itp. dźwięków).
– Zabawki akustyczne muszą być na tyle ciche, by nie uszkadzały słuchu dzieciom i nie były uciążliwe dla otoczenia (polecam opinie osób, które muszą słuchać po kilka godzin dziennie: trąbki, gwizdki, elektroniczne dźwięki zabawek itp.).
– Musi być zabronione nawoływanie, stukanie, używanie sygn. dźwiękowej (w tym zabawek, gwiżdżących czujek ruchu), świetlnej itp. przez handlujących. B. wątpliwe by osoby, które przyjechały np. nad może, chciały na plaży zamiast szumu fal słuchać: „...naaaleśniki z jaaagodami, naaal...!”, „...looody, looo...!”,
„...naaapoje, naaa..!” itp. [Wystarczy postawić parasolkę i umieścić odpowiedni napis, a zainteresowani na pewno trafią]. Analogicznie ma się sytuacja z
odsłuchiwaniem tysiące razy przez przechodniów i kupujących: „...koooperek po złotemu, kooo...!”, „pooo złotemuuu, pooo..., ...przebieramy wybieramy...!!”, „…tanio, tanio, taaaniooo! (tak wołają w kółko, łącznie tysiące razy, ogłupiali, niedorozwinięci umysłowo, rozbestwieni obcokrajowcy (w Niemczech: „Billiga, billiga, billligaaa!…”)) itp. (np. przy Hali Banacha , na bazarze z odzieżą używaną ogłupiałe baby nadają tak pół dnia co kilkanaście-kilkadziesiąt sekund!).
Nie każdy przyszedł kupić to, o czymś ktoś krzyczy, czy u takiej właśnie osoby, a od przekazywania inf. służy dawno wynalezione pismo – w Polsce nie ma analfabetyzmu (jeszcze...). Analogicznie ma się sytuacja z firmą „Family Frost” (i innymi jeżdżącymi z głośnikami firmami zajmującymi się zmuszaniem wymuszonych słuchaczy - w tym pobudkami, chorych, śpiących po nocnej zmianie - do słuchania wr!!) zajmującą się bezczelną - dźwiękowoobwoźną - sprzedażą lodów. – Co jest SKANDALEM!! [Proszę wysyłać SMS-y, lub 1-impuls tel. bądź wyposażyć swoich klientów w odpowiednie odbiorniki i gdy samochód będzie przejeżdżał obok ih msc zamieszkania , właściciele zostaną dźwiękiem i światłem z takiego odbiornika o tym powiadomieni, a nie cała okolica!!] Podobnie ma się sytuacja z BEZCZELNYM, PRZEBRZYDŁYM, NACHALNYM zachęcaniem (zmuszaniem do słuchania setki razy z głośników na zewnątrz!!) do hazardu („...Bingo!... Bingo!... Bi....!”; wr) przy EMPiK na ul. Marszałkowskiej, co uniemożliwia spokojne przejście ani po jednej, ani po drugiej stronie budynku!! – Te wszystkie działania dokonywane przez sprzedających, usługodawców dotyczą mniej niż 1 % osób zmuszonych je słyszeć.
– Jedynie w dni wr i reklamowe (parzyste) wolno by było tak się zachowywać w zamkniętych msh handlu i usług.
– W (np.) hipermarketach zamiast zatruwać umysły (życie) klientów wr można stosować tablice z informacjami na temat (np.) promocji.
– Na pocztach, w bankach itp. msh systemy ustalające kolejność podchodzenia do stanowisk obsługi muszą wykorzystywać - w dni nieparzyste - wyłącznie napisy.
Obecnie klienci muszą odsłuchiwać dziesiątki i setki sygnałów dźwiękowych czy komend, co jest męczące już po krótkim czasie i utrudnia załatwienie sprawy (a co czują pracownicy słuchający tego całymi dniami ?!). Podobnie ma się sytuacja z słuchaniem sygnalizacji wind, tykania zegarów, kaszlu w tym w czytelniach i szpitalach. [Gdzie nierzadko zatrudnia się osoby zażywające na zapleczu tn, która osiada na lekach, przyrządach, sprzęcie/książkach i jest wdychana przez pacjentów/czytelników!]
Analogicznie ma się sytuacja z automatami telefonicznymi, gdzie trzeba w kółko odsłuchiwać komendy i sygnalizację dźwiękową używanego i nierzadko sąsiednich telefonów (Jeśli ktoś będzie chciał w kółko słuchać: „wybierz nr” i pikania, to funkcja ta powinna być uruchamiana na życzenie. Także gdy ktoś odłożył słuchawkę, nacisnął przycisk zwrotu karty (chyba do czegoś służy?) i ją odebrał, to także nie potrzebuje słuchać hałaśliwego pisku!).
– Nie można też narzucać innym co mają wąchać np. używając środki zapachowe podczas ich sprzedaży na otwartej przestrzeni i poza sklepem.
q
JAKO FORMĘ OBRONY PRZED SŁUCHAWKOWYMI TYRANAMI można wprowadzić możliwość legalnego obcięcia kabli od słuchawek – jeżeli ulotka, perswazja nie odniesie skutku.
q
NIECH KAŻDY BĘDZIE WOLNY – jedni od patologii, a inni od konieczności ich unikania.
Trzeba w wszystkich większych miejscowościach wyznaczyć specjalne strefy do zamieszkania dla osób wyjątkowo cichych, wrażliwców, oraz osobne, dla osób chorych psychicznie, psychopatycznych, debilnych, egoistycznych, bezmyślnych. Trzeba też przeznaczyć na ten cel - odpowiednio - 2 województwa. – By każdy czół się swobodnie, i by ograniczyć do minimum negatywne skutki przebywania z sobą osób o przeciwnych cechach, cenionych wartościach, potrzebach.
Tiki, natręctwa, uciążliwe
nawyki są zaraźliwe – niektóre osoby wystawione na nie same zaczynają
naśladować ich autora (i przekazują to dalej...!)!
Nie chodzi oto co można, tylko jak powinno się
postępować.
CZASAMI ROBIENIE CZEGOŚ = CZYNIENIE KOMUŚ (...)
Proszę się zastanowić jak wyglądałoby nasze życie gdyby „tylko” co drugi
człowiek robił co chce...!
Nie zajmuje się obrażaniem tylko opisywaniem, uświadamianiem inaczej
bym kłamał. Czasem dosadna, ale prawdziwa, ocena daje do myślenia adresatowi z
korzyścią dla wszystkich (i to nie moja wina że ktoś spełnia jej kryteria...).
Wiele osób źle definiuje
problem. Otóż nikt nie zabrania (ale odradzam) tak się zachowywać. Chodzi o to
by nie zmuszać innych do ponoszenia tego konsekwencji.
Problem ma - i w wyniku tego
również otoczenie - ten kto ma odchyły (tylko wiele osób nie jest tego
świadome; nie rozumie).
Dlaczego ludzie tak się
zachowują?! Ano m.in. dlatego, że
nie zwrócono im (przynajmniej skutecznie) w odpowiednim czasie uwagi; mieli
odpowiednie wzorce (np. w domu)...! I teraz uważają, że to oni postępują prawidłowo,
a broniący się przed tego skutkami przeciwnie...! W ten sposób (bierną -
utrwalającą - postawą otoczenia, którą można rozszerzyć i na inne np.
fizjologiczne potrzeby... (są one w końcu niezbędne do życia)!) uczyniono
również krzywdę i im gdyż narażeni są na scysje, kłótnie oraz unikanie ich
przez wiele (najczęściej kulturalnych, wartościowych) osób, więc przebywają w
podobnym sobie towarzystwie...! I stąd mamy takie chamstwo, „bydło”, kreatury
(nikczemnie cieszące się, gdy się im uda kogoś zdenerwować, wyprowadzić z
równowagi!!)!! Proszę się też zastanowić, jakie osoby nie rozumieją
elementarnych spraw (m.in. myślą w kategoriach: ale ja tak hcę/lubię, ale mnie
to nie obchodzi, to nie słuchaj jak cię to denerwuje itp.), nie zdają sobie
sprawy, iż ich zachowanie jest denerwujące; uważają, że jeżeli czegoś nie
rozumieją to, to jest głupie… (widocznie otaczają ich głupcy...). Wiele takich
zachowań jest też oznaką wypaczenia psychicznego, sygnałem choroby psychicznej.
Więc tym ludziom trzeba dać do myślenia, pomóc.
DEFINICJE:
TOLERANCJA – Mamy z nią do
czynienia wówczas, gdy ktoś akceptuje np. czyjś wygląd (np. ubiór, fryzurę),
kolekcjonowanie przedmiotów, wystrój mieszkania itp.
BEZMYŚLNOŚĆ, MASOCHIZM, OKALECZENIE I CHOROBY PSYCHICZNE (PRZECIWIEŃSTWO NORMALNEGO STANU: OBRONY – INSTYNKTU SAMOZACHOWAWCZEGO) – Mamy z nimi do czynienia wówczas, gdy ktoś wystawia, zezwala na negatywne oddziaływanie na siebie np. tn, wr, jazgotem muzycznym, psimi czy innymi hałasami, za co się płaci zdrowiem psychicznym i fizycznym. Czego często poszkodowani nie zauważają przynajmniej z początku (wyraźne objawy występują najczęściej po latach), bądź nie wiążą z rzeczywistą przyczyną. Jest to też b. absorbujące (walka z skutkami) dla umysłu, co m.in. ogranicza jego możliwości. Takie osoby często się też chwalą jak to im coś nie przeszkadza (jeśli czyjeś procesy myślowe dotyczą głównie zaspokajania potrzeb fizjologicznych, są związane z odbieraniem bodźców dźwiękowych (np. z RTV) to istotnie niewiele słyszą i niewiele im przeszkadza)...! Jeżeli ktoś staje się debilem, leczy psychiatrycznie (2% społeczeństwa, a z pozostałej grupy znaczna część cierpi na różne dolegliwości o tym podłożu!), ląduje w szpitalu czy kostnicy – to nie z powodu tolerancji...!!
Hałasy powodują
m.in. nerwice, zaburzenia snu, pamięci, koncentracji, arytmię serca, stany,
zmęczenia, wyczerpania psychicznego, depresji! |