[Ostatnia aktualizacja: 02.2013 r.]
GMO (genetycznie modyfikowane organizmy)
http://www.wolnyswiat.pl/11h2.html
ACH, CI BIEDNI CHORZY PSYCHICZNIE (psychopaci), DEBILE; DEGENERACI, ITP...
http://www.wolnyswiat.pl/35h1.html
GENY A INTELIGENCJA; POSTĘPOWANIE; ZDROWIE; WYDATKI...
http://www.wolnyswiat.pl/36h1.html
Eutanazja, eugenika
http://www.wolnyswiat.pl/21h5.html
in vitro powikłania patologi***** mnogie ciąże wady wrodzone genetyczne rozwojowe upośledz****
in vitro rak* nowotwór nowotwory choroby
in vitro przekazywan*** dziedziczenie bezpłodnoś***
Niczego nie ma za darmo (człowiek już wielokrotnie
udowodnił, że nie jest mądrzejszy/lepszy od Praw Natury)!
Wszystko wpływa na geny, w tym nimi manipulowanie, tzw. leki. A skutkiem tych zmian są mutacje, uzależnienie organizmu od czynników, które spowodowały zmiany genetyczne/dostosowanie się do nich. A zmiany w genach nie są bezpłatne, a zarobienie pieniędzy na ogół odbywa się kosztem wszystkiego, wszystkich, w tym zdrowia ludzi, w tym osób o wysokim potencjale!
Przyroda od samego początku wynalazła skuteczny sposób, by zamiast degeneracji (czego objawem są m.in. choroby, coraz niższy iloraz inteligencji, coraz większy stopień destrukcyjnych, w tym aspołecznych, niszczycielskich, cech i wynikłe z tego skutki) miało mse doskonalenie gatunków (w tym taki właśnie lek w postaci odporności na choroby, sposób na zwiększanie intelektualnego potencjału), a mianowicie POZYTYWNĄ SELEKCJĄ, CZYLI KORZYSTNY DOBÓR PARTERÓW DO PROKREACJI, USUWANIE NADLICZBOWYCH OSOBNIKÓW. Przez miliony lat to skutecznie funkcjonowało, aż pojawił się człowiek, istota mądrzejsza od Praw Natury, lepsza od przyrody, a tego efekty widać wokół (to, co funkcjonowało przez miliony lat ginie w przeciągu kilkudziesięciu lat, wszechstronnie przygotowuje się wszechstronne piekło dla kolejnych pokoleń, i takie postępowanie nazywane jest jeszcze... ratowaniem życia, mądrym, dobrym, normalnym, prawidłowym, moralnym. A próby przed tym obrony, ratunku: „mordowaniem”, „faszyzmem”, „bestialstwem”, „nienormalnością”, „objawem choroby psychicznej”, „głupoty” itp., czyli, jak zwykle, na odwrót...; realizacja utopii
Wszystko
co robimy, co wdychamy, spożywamy, zażywamy, w tym tzw. leki, trucizny, np. nikotynę, narkotyki, alkohol, na co
wystawiamy swój organizm, co świadomie, nieświadomie odbieramy, przeżywamy, na
czym skupiamy uwagę, o czym myślimy, co analizujemy, jak rozumiemy, z kim się
zadajemy, czym się zajmujemy, jaki tryb życia prowadzimy, w tym czy się
intelektualnie, psychicznie, etycznie rozwijamy czy też degenerujemy, jak, z
kim uprawiamy seks, płodzimy potomstwo, wpływa m.in. na nasze samopoczucie,
zdrowie psychiczne, fizyczne (są choroby psychosomatyczne, czyli fizyczne o
podłożu psychicznym), inteligencję, nasze, naszego potomstwa, innych geny;
potencjał; sytuację otoczenia, społeczeństwa, innych istnień, przyszłych
pokoleń. Wpływ ten może być negatywny bądź pozytywny.
PS
Jeśli
np.:
-
wystawiamy się, innych na ekspozycję przekazu z radia, telewizji (- w obecnej
postaci...), głośników w sklepach, przekaz psychopatycznych, debilnych,
obłąkanych osobników zajmujących się powtarzaniem, bełkotaniem, nawoływaniem
np. pod pretekstem zajmowania się handlowaniem, szerzeniem jedynie słusznej
religijności, ustrojowej ideologii; tzw. reklam, bełkotu, powtarzactwa, utopii;
-
wystawiamy się, innych na ekspozycję uzależniającej trucizny nikotynowej,
zezwalamy na eksponowanie przy nas, innych nikotynizmu, alkoholizmu,
narkomanii, niezdrowego odżywiania się, w tym obżarstwa, trybu życia;
degeneractwa,
-
akceptujemy, zezwalamy, biernie, czynnie wspieramy płodzenie, rodzenie,
utrzymywanie przy życiu chorych, upośledzonych dzieci,
czyli
zezwalamy na uszkadzanie psychiki, wypaczanie umysłu, ogłupianie, trucie,
skażanie, w tym podczas produkcji trucizn, takimi śmieciami; demoralizowanie; degenerowanie;
szkodzenie, pogrążanie, to takie postępowanie, tego skutki będą, w wyniku
naśladownictwa, zarażania tym, demoralizacji, powielane, się rozprzestrzeniać,
więc wszyscy będą ponosić tego, bezpośrednio, pośrednio, negatywne konsekwencje
(powstaje efekt lawiny!).
Wszechstronnie
korzystnym celem gatunków - z godnie z planem natury - winno być dążenie do
doskonałości (stymulowanie, zachowanie, przekazanie najcenniejszych cech;
genów, inaczej gatunek jest degenerowany, wymiera).
PS
Czy
ludzkość dąży do jakiejkolwiek doskonałości, czy wręcz przeciwnie –
wszechstronnej, bo: intelektualnej, psychicznej, zdrowotnej, fizycznej, w tym
estetycznej, degeneracji... Czy to jest rozsądne, dalekowzroczne, korzystne,
mądre; dogłębnie etyczne, dobre, czy bardzo złe...
http://nathanel.nowyekran.pl/post/48509,realne-zagrozenia-w-genetycznie-modyfikowanej-zywnosci | 20.01.2012 13:01
NieCoDziennik
Nathanel - Nie_Co_Dziennik® ma być pismem nie codziennym ,ale także nieco Dziennikiem. Wyrażać co NIE ale także co TAK.Codziennie, ale niekoniecznie. Motto:Gdybym myślał tak jak wszyscy, byłbym tu niepotrzebny.נתנאל
REALNE ZAGROŻENIA W
GENETYCZNIE MODYFIKOWANEJ ŻYWNOŚCI
Wydawałoby się ze Chińczycy będą ostatnimi którzy
szukaliby złej strony genetycznie modyfikowanej żywności mając tyle ludzi do
nakarmienia. A jednak.
Chińscy naukowcy wykryli cząsteczki kwasu rybonukleinowego we krwi i narządach ludzi spożywających ryż. Zespół naukowców Uniwersytetu Nanjing wskazał materiał genetyczny przykleja się do protein w komórkach ludzkiej wątroby mając wpływ na przejmowanie cholesterolu z krwi.
Typ RNA jaki został zakwestionowany to microRNA zwany tak ze względu na swoje małe rozmiary. Typ ten jest szczegółowo badany od 10-ciu lat, kiedy to cząsteczki te zostały wykryte i stwierdzono ich wpływ na powstanie chorób w tym: raka, Alzheimer'a, i cukrzycy. Chińskie badania potwierdzają, że microRNA z rośliny jest w stanie przetrwać proces trawienia i zakłócić funkcjonowanie komórek ludzkiego ciała.
Jeśli te odkrycia zostaną potwierdzone, okaże się że spożywamy nie tylko witaminy, białka. energię, ale również „informacje”. To oznacza, że kodowanie DNA przy udziale microRNA może być groźne.
Uzyskana wiedza może pomóc zrozumieć i poznać komunikację
miedzy zwierzętami, koewolucję oraz relacje miedzy drapieżnikami a ich
ofiarami. Może także „oświetlić” mechanizm chorób metabolizmu, a także
zrozumieć mechanizm działania leków ziołowych. Może
wskazać, w jaki sposób genetycznie modyfikowana żywność może wpływać na
funkcjonowanie ludzkiego organizmu i zdrowie człowieka.
Jak odbywa się wymiana informacji genetycznych w organizmie wiadomo do lat '50. Tzw. dogmat biologii molekularnej określił Francis Crick w 1958 r. Jak określił to Marshall Nirenbergs, "DNA produkuje RNA, o on produkuje białka. Mówiąc inaczej proces produkcji białek jest nieodwracalny. Białko nie może być użyte do produkcji DNA.
Obrazowo mówiąc wspominany proces przypomina zamawianie pizzy. DNA wie jaką pizzę potrzebuje i zamawia ją. RNA to kartka, na której to zamówienie zapisano i dzięki temu kucharz wie, jaki rodzaj pizzy ma przygotować. Przygotowana i dostarczona pizza jest dokładnie taka, jaką zakodowało na zamówieniu DNA.
Dotychczasowa teoria Central Dogma opisująca wspomniane procesy w zasadzie poprawna, jednak upraszcza zagadnienie. Dla przykładu: niekodowane (na zamówienie pizzy lub w jakikolwiek inny sposób) cząstki microRNA, mogą wędrować do komórek i wpływać na ich funkcjonowanie w różny sposób. Trzymając się juz jednego przykładu: jeśli DNA zamawia pizzę, jednocześnie zarzuca pizzerie niezwiązanymi z zamówieniem informacjami, które mogą spowodować np odwołanie zamówień sera do pizzerii, zapłacenie za zmywarkę do naczyń miliona złotych albo przesłanie do Wikileaks maila z tajną recepturą na doskonały sos i ciasto.
Podejrzewa się że testy toksykologiczne prowadzone na ludziach spożywających genetycznie modyfikowaną żywność nie są, powiedzmy delikatnie, dokładne lecz jednocześnie tworzące podstawy do produkcji przepisów pozwalających ekspansję produkcji i sprzedaży genetycznie modyfikowanej żywności. Jednocześnie usiłuje się zapobiegać rzetelnym badaniom bezpieczeństwa lub inaczej mówiąc zagrożenia dla zdrowia człowieka.
Zwolennicy żywności genetycznie
modyfikowanej usiłują zapobiegać badaniom surowców GM(roślin) oraz porównywaniu
ich z takimi samymi roślinami niemodyfikowanymi, a ograniczyć się jedynie do
pizzy- produktu końcowego. Usiłują wmawiać nam, że DNA nie jest trujące i jego
obecność w potrawach nikomu nie zagraża.
Chińskie badania rujnują tą teorię
i praktykę dość poważnie. Dowodzą że DNA może programować microRNA, a w efekcie
być niebezpieczne. Nie jest prawdą, że tak długo jak pizza nie zmienia smaku,
obecność w niej DNA jest niegroźne i nie tworzy problemu.
Chen-Yu Zhang, prowadzący grupę badawczą nie komentuje uwag adresowanych w sprawie jego badań. Jednak jego odkrycia tworzą podstawy do rozpoczęcia poważnej dyskusji o zastrzeżeniach, jakie od lat pojawiały się w kwestii modyfikowanej genetycznie żywności.
W 1999, grupa naukowców sformułowała podstawowe zastrzeżenia w liście do dziennika Natura zatytułowanym „Beyond Substantial Equivalence.” W tym liście Erik Millstone nazywa obowiązujące teorie „pseudo- naukowa koncepcją”, która jest „bezsprzecznie antynaukowa ponieważ została stworzona głównie dla potrzeby uzasadnienia zapobiegania konieczności prowadzenia biochemicznych i toksykologicznych testów.” Koncepcja podejścia do modyfikantów była przygotowana przez międzynarodowych ekspertów i specjalistów pod auspicjami: Organization for Economic Co-operation and Development(OECD) jeszcze w 1991, dużo wcześniej zanim jakiekolwiek produkty biotechnologii były gotowe do pojawienia się na rynku.
OECD's składa się z reprezentantów 34 krajów, w większości bogatych, białej rasy, krajów gospodarczo rozwiniętych, oraz wspierających wielki biznes. Z założenia dążą do tego, pod pozorem wspomagania rozwoju gospodarczego reszty świata, i usiłują sprzedać jak najwięcej genetycznie modyfikowanej żywności, komu tylko się da. Informacja, jaką właśnie otrzymaliście i wyniki badań powinny służyć do wywierania nacisków na przemysł biotechnologiczny, aby zaczął traktować poważnie zagrożenia, jakie ich produkty prezentują. Czy możemy ufać, że uczynią to z dobrej woli bez przymusu? Czy przyjmą i podejmą się prowadzenia niezbędnych testów? Zapewne nie, gdyż traktują je jako swoje zagrożenie.
Źródło:http://www.theatlantic.com
Nie ma żadnego dobra, jest tylko potrzeba wykorzystywania, tzw. biznes i potrzeba postępowania anormalnie, w tym na odwrót, szkodzenia, niszczenia, pogrążania, za sprawą („”)odpowiednich osobników, za sprawą ich rodzenia, tworzenia, kształtowania/za sprawą przez nich wymyślanych, wpajanych, wprowadzanych i realizowanych utopii (...)...!
Sztuczne zapładnianie metodą in vitro niczego nie leczy, a wręcz przeciwne: b. pogarsza stan zdrowia kobiety poddanej drastycznej terapii, niekorzystnie zmienia jej geny, a gdy ta terapia przyczyni się do urodzenia potomka, to odziedziczy on bezpłodność, i będzie miał inne wady wrodzone, w tym nieprawidłowe geny – a to wszystko skutkuje degeneracją naszego gatunku, wydatkami na lecznictwo, utrzymywania na rencie; efektem negatywnych lawin! Ta metoda jest także b. kosztowna! Więc zamiast przeznaczać pieniądze na skutki, w tym na tzw. leczenie chorób, lepiej m.in. z ich pomocą usuwać przyczyny problemów, w tym bezpłodności! A płodzeniem potomstwa powinny zajmować się WYŁĄCZNIE osoby o jak najwyższym pozytywnym potencjale, czyli: fizycznie, w tym psychicznie zdrowe, o prawidłowo funkcjonującym umyśle, inteligentne, pozytywne, wybitne, urodziwe, by doskonalić, i m.in. w ten sposób zapobiegać pierwotnym przyczynom problemów, nasz gatunek, a nie go degenerować, co skutkuje tworzeniem biernie, czynnie szkodliwych, destrukcyjnych osobników, którzy są pierwotną przyczyną problemów, a te problemy są przyczyną kolejnych (ma mse efekt negatywnych lawin)!
Za każdy wygracowany milion środka płatniczego zapłacili, płacą, zapłacą zdrowiem, życiem, ci, którzy go wypracowali i inni, którzy ponieśli tego konsekwencje, co wiąże się także z wydatkami na lecznictwo, renty. Za to wszystko płaci także przyroda, i zapłacą kolejne pokolenia.
Brakuje pieniędzy, brakuje czystego powietrza, czystej wody, msc na wysypiska śmieci, ziemi pod uprawy/żywności, zdrowych, inteligentnych, normalnych ludzi, surowców. Wniosek jest tylko jeden: trzeba się jeszcze szybciej rozmnażać, w tym przede wszystkim ludzie chorzy, nienormalni, psychopatyczni, debilni, zdegenerowani, w tym nikotynowcy, narkomanii, alkoholicy. Bo to jest moralne, dobreee... A odwrotnie, co oczywiste, byłoby niemoralnie, źle („Hitler, Stalin, Szatan”)! Czyli dalej trzeba słuchać specjalistów od tzw. dobroczynności, religijności, prokonsumpcyjnych ekonomistów, być podporządkowanym m.in. proprokreacyjnym rządzącym; realizatorom utopii, to dalej będzie coraz szybciej lepiej (czy ja czegoś takiego już kilkadziesiąt razy, od 2000 r., nie napisałem, nie unaoczniałem, nie wykazywałem, nie przestrzegałem, nie nawoływałem, nie wzywałem, nie wskazywałem konstruktywnej alternatywy... Czy ja przez kolejne lata nie będę robił tego samego...)...
SZTUCZNE
ZAPŁADNIANIE (IN VITRO) MUSI BYĆ ZABRONIONE!
Najlepszym, najskuteczniejszym i najtańszym, licząc
wszystko całościowo, sposobem zwiększenia szansy urodzenia, i to zdrowego
dziecka jest: czyste powietrze, woda, niezanieczyszczona, niezatruta gleba,
zdrowa żywność, zdrowe odżywianie, zdrowy tryb życia, pozytywna selekcja
kandydatów na rodziców, regulacja liczebności populacji, by każde kolejne
pokolenie było m.in. mądrzejsze, zdrowsze, urodziwsze, szczęśliwsze.
http://szymowski.nowyekran.pl/post/87646,kolejna-wielka-afera-rzadu-tuska-okradna-nas-na-miliardy | 11.02.2013
KOLEJNA WIELKA AFERA RZĄDU TUSKA: OKRADNĄ NAS NA MILIARDY
Już w tym roku
polscy podatnicy zaczną płacić miliardy złotych za finansowanie przez państwo
zabiegów in vitro. Nowe prawo pozwala politykom intensywnie walczyć z rodzina,
obrabować podatników i co najważniejsze ... ukraść ogromne pieniądze.
Do tej kwoty doliczyć trzeba bardzo drogą i długotrwałą terapię hormonalną, oraz serię badań i konsultacji. Łącznie cała procedura sztucznego zapłodnienia kosztować może ponad 35 tysięcy złotych. Dla „przeciętnej polskiej rodziny” jest to wydatek niemożliwy do zaakceptowania, stąd w rządowych kręgach pojawił się pomysł, aby zabiegi „in vitro”finansowane były przez państwo.
Państwo czyli podatnik. „Witraże” (tak nazywa się czasem właścicieli klinik przeprowadzających zabiegi invitro) w całej Polsce będą więc mieli do zagospodarowania ponad 300 milionów złotych. Spodziewać się należy, że te wydatki bardzo szybko wzrosną. Już teraz bowiem w zagranicznych ośrodkach badawczych prowadzi się badania naukowe „udoskonalające” metodę sztucznego zapłodnienia. Z badań tych wynika, że potrzebna jest bardziej skuteczna i bardziej długotrwała terapia hormonalna – czyli dodatkowe koszty. Wzrosnąć może też cena samego zabiegu in vitro.Skoro za zabieg płacić będzie państwo, kliniki będą zainteresowane tym, aby ceny były jak najwyższe. Trzeba więc brać po uwagę, że już w najbliższych latach procedura in vitro zostanie wydłużona o np. dodatkowe terapie hormonalne, a to z kolei drastycznie podwyższy cenę. Całe sztuczne zapłodnienie obejmujące terapie, sam zabieg, badania, konsultacje itp. może więc wynieść nawet 100 tysięcy złotych. Czyli polskiego podatnika okraść trzeba będzie już nie z 375 milionów, a z miliarda złotych. A i na tym wydatki się pewnie nie skończą.
Na wspomnianej konferencji prasowej 5 listopada, Ewa Kopacz przyznała, że z jej szacunków wynika, iż „w Polsce z powodu braku potomstwa cierpi milion par”.W październiku 2012 roku, Donald Tusk mówił już dziennikarzom o 1,3 miliona par. Jeśli przyjąć optymistycznie, że 90 proc. Polaków to katolicy, oznacza to, że pozostałym 10 procentom wyznawany światopogląd pozwoli podjąć decyzję o zapłodnieniu in vitro.10 procent z 1,3 miliona to 130 tysięcy par, a więc potencjalne 130 tysięcy zabiegów. Przy dzisiejszych cenach daje to więc 4,87 miliarda, a przy cenach zakładanych – około 13 miliardów w skali 10 lat czyli 1,3 miliarda rocznie. Ale to jeszcze nie wszystko. Z danych WHO – Światowej Organizacji Zdrowia – wynika, że tylko w połowie przypadków zabieg in vitro kończy się powodzeniem. W pozostałych 50 procentach przypadków, albo nie udaje się skutecznie wszczepić zarodka, albo kobiecie nie udaje się donosić ciąży. Taki rozwój sytuacji to dla kliniki powód, aby procedurę zapłodnienia in vitro rozpocząć od nowa. I wystawić polskiemu podatnikowi drugi rachunek za zabieg. I tak kwotę 1,3 miliarda złotych rocznie trzeba będzie podwoić.
Samo refundowanie zabiegów in vitro to tylko część wydatków. Jako przeszkodę w staraniach o in vitro ówczesna minister Kopacz podała „kwestie światopoglądowe”. To oznacza, że dla „witrażystów” wyzwaniem staje się konieczność uświadomienia społeczeństwa w tej kwestii. A to oznacza, że trzeba będzie przeprowadzić i sfinansować (z pieniędzy podatnika) kampanie społeczną zachęcającą do poddania się zabiegowi in vitro.Środki na „uświadamianie” każdego społeczeństwa „demokratyczna” Europa zna dwa. Pierwszy to „badania naukowe” prowadzone pod konkretną tezę i mogące każdą tezę udowodnić lub obalić według życzeń klienta. „Naukowo” „udowodniono” że w związkach, homoseksualnych dzieci doznają więcej miłości niż w małżeństwach. „Udowodniono” również iż wzrost podatków nie przekłada się na wzrost cen detalicznych. Można więc bez problemu „udowodnić”, że in vitro to metoda równie skuteczna, co poczęcie drogą naturalną. Trzeba więc będzie wyniki tych „badań naukowych” utrwalać w głowach dzieci od pierwszych lat szkoły podstawowej w ramach tzw. „wychowania seksualnego”. I wtedy trzeba będzie sięgnąć po sposób drugi: kampanie społeczne. Nie należy się dziwić, jeśli za kilka lat oglądać będziemy banery reklamowe lub billboardy zachęcające do poddawania się zabiegom in vitro – zabiegom oczywiście „darmowym” i „bezpłatnym” – czyli finansowanym przez podatnika. W Polsce kampanie społeczne to doskonały pretekst, by zdefraudować dziesiątki milionów złotych. Dla przykładu: kampania „nie prowadzę po alkoholu” kosztowała ponad 7 milionów złotych i niczego nie przyniosła (pijanych kierowców jest coraz więcej, a nie coraz mniej), a kampania „kocham, nie biję” – ponad 10 milionów złotych i wcale nie zmniejszyła zjawiska przemocy domowej. Skutku też nie ma żadnego poza uszczupleniem budżetu. Tak samo będzie z kampanią społeczną popierającą in vitro. Tym bardziej, że to doskonała okazja, aby dać zarobić firmom związanym z krewnymi polityków. Łapówki, które za zorganizowanie tej kampanii zapłacą urzędnikom ministerstwa zdrowia dyrygenci „vitrobiznesu” będą nieznacznym ułamkiem promila ich zysków z zabiegów.
Refundacja zabiegów in vitro stworzy jeszcze jeden problem. W polskiej służbie zdrowia tajemnicą poliszynela jest wystawianie „lewych” zwolnień lekarskich i fałszywych recept. Coraz bardziej powszechną praktyką jest też wyłudzanie refundacji za zabiegi, które w rzeczywistości nie były przeprowadzane (najsłynniejsze takie sprawy – zakończone w sądach – miały miejsce w Krakowie, Rzeszowie i Poznaniu). Przepis pozwalający na finansowanie in vitro stwarza monstrualne pole do nadużyć, jeśli weźmie się pod uwagę koszty zabiegów. Wywoła bowiem pokusę poddania się lub przeprowadzenia zabiegu in vitro jedynie na papierze. Lekarz sporządzi dokumentację medyczną dla NFZ, pacjentka się pod nią podpisze, na zabieg nie przyjdzie, ale wniosek o „refundację” będzie można złożyć. I kilkadziesiąt tysięcy złotych z publicznych pieniędzy można podzielić pomiędzy wszystkich zaangażowanych w proceder. Co spowoduje, że liczba „papierowych” zabiegów in vitro bardzo szybko wzrośnie, a tym samym pojawi się konieczność dalszego opodatkowywania Polaków.
Program refundacji zabiegów in vitro zakłada możliwość przeprowadzania ich w szpitalach publicznych. To z kolei otwiera drogę do sporów sądowych o monstrualne odszkodowania. Pacjentka może bowiem poskarżyć się już nie tylko na złe warunki pobytu w szpitalu, ale także na nieskuteczność zabiegu. Wystarczy, że nie donosi ciąży będącej konsekwencją sztucznego zapłodnienia lub dojdzie do wniosku, że dziecko urodziło się nie takie, jakiego oczekiwała. Zgodnie z obowiązującymi przepisami kodeksu cywilnego, będzie mogła wnieść pozew przeciwko Skarbowi Państwa i wygrać gigantyczne odszkodowanie. Zapłaci je oczywiście polski podatnik. Wszystko wskazuje więc na to, że przepisy o refundacji in vitro nie tylko spowodują w społeczeństwie ogromne straty moralne, ale też wywołają finansową „aferę tysiąclecia”, która zdeklasuje wszystkie znane dotychczas afery korupcyjne. „By żyło się lepiej”.
www.o2.pl / www.sfora.pl | Sobota [15.01.2011, 10:11] ostatnia aktualizacja:
Sb [15.01.2011, 10:12]
ZATRUWAMY CIĘŻARNE KOBIETY. SĄ JAK CHEMICZNE
WYSYPISKA
Ich dzieci chorobami zapłacą za życie w wygodzie.
Praktycznie każda ciężarna Amerykanka ma w sobie większość ze 163
związków chemicznych z listy, z którą do badań przystąpili naukowcy z
Kalifornii.
Część z nich to ciężkie trucizny, zakazane jeszcze w latach 70. Większość
jednak, to substancje powszechnie używane w chemii gospodarczej i spożywczej -
donosi sify.com.
Problem w tym, że masowo się odkładają w organizmach. W krwi ciężarnych
odkryto m.in. bifenyle, fenole, pestycydy, związki perfluorowane, ftalany,
policykliczne węglowodory aromatyczne i nadchlorany.
Niestety, w wielu przypadkach odkrywano zakazany w 1972 roku silnie
trujący, owadobójczy środek DDT czy środki zabezpieczające tekstylia przed
ogniem (Polibromowane etery difenylowe).
Bisfenol A, element żywic epoksydowych, znalazł się aż w 96 proc.
badanych ciężarnych. Do organizmu dostaje się wraz z napojami z puszek, bo
wyścieła się nim wnętrza metalowych opakowań - tłumaczy serwis.
To, co naukowców niepokoi najbardziej, to liczba związków chemicznych,
które odkładają się w ciałach kobiet.
Organizm ludzki wszystko wchłania, a nie ma informacji o tym, jakie są
tego skutki.
Część badań prowadzonych wobec poszczególnych wymienionych chemikaliów
pokazała ich dużą szkodliwość, szczególnie dla płodów. Nikt jednak dotąd nie
badał kobiet na obecność tak wielu - podkreślają naukowcy. | JS
www.o2.pl / www.sfora.pl | Środa [07.10.2009, 20:16] 1 źródło
ANTYKONCEPCJA ZABURZA INSTYNKT KOBIET
Rozregulowuje mechanizm doboru naturalnego. Co to oznacza? Kobieta biorąca hormony może czuć się i wydawać się mężczyźnie mniej atrakcyjna seksualnie. Co więcej, kobietom mogą podobać się zniewieściali mężczyźni o "gorszych" genach.
Dlaczego tak się dzieje?
Pigułka antykoncepcyjna zmienia miesięczny cykl uwalniania hormonów. Pod wpływem antykoncepcji zaczyna on odwzorowywać ten u kobiet ciężarnych.
Czym to skutkuje? Wedle badań opisanych w piśmie "Trends in Ecology and Evolution" naturalny proces selekcji zostaje zakłócony, a kobieta może czuć miętę do faceta, do którego bez pigułki czułaby być może wstręt.
Na cykl owulacyjny nakłada się cykl hormonalny, w którym walczą ze sobą dwa hormony - estrogen i progesteron.
Na początku, gdy jajeczko dojrzewa - uwalnia się estrogen, hormon odpowiedzialny m.in. za zdolność kobiety do osiągania podniecenia seksualnego.
W tej fazie kobietom bardziej podobają się faceci w stylu macho, z dużą potencją seksualną i dobrymi genami - czytamy na "The New Scientist".
Następnie, gdy jajeczko jest uwalniane i może się zagnieździć, uwalniany jest progesteron. Jest on potrzebny do zagnieżdżenia się jajeczka i utrzymania ciąży.
W okresie, gdy kobieta jest niepłodna, preferuje mężczyzn bardziej zniewieściałych, materiał na opiekuna jej (istniejącego lub nie) dziecka - tłumaczy pismo.
Co ciekawe, jak twierdzą badacze, kobieta w tzw. bezpłodnej fazie cyklu wydaje się mężczyznom mniej atrakcyjna.
Cykle owulacyjny i hormonalny to bardzo delikatny układ zależności
.Pigułka antykoncepcyjna jest jak klucz francuski, który
wpadnie w tryby tego układu. Wstrzymuje cykliczne wydzielanie estrogenu i
progesteronu - w efekcie wpłynąć może na naturalny dobór partnera przez kobietę
- zauważa "The New Scientist". | JS
www.o2.pl / www.sfora.pl | Niedziela [25.10.2009, 17:05] 3 źródła
CHCESZ ZOSTAĆ OJCEM? MUSISZ SCHUDNĄĆ
Zobacz, dlaczego przyszli rodzice muszą się zdrowo odżywiać.
Otyli mężczyźni mają mniejsze szanse na zostanie ojcem od pozostałych ponieważ nadwaga znacznie wpływa na obniżenie płodności - wynika z ostatnich badań.
Okazało się, że otyli mężczyźni wytwarzają zarodki znacznie niższej jakości. Zaburzenia w rozwoju tych komórek rozrodczych pojawiają się najczęściej około 4 dni po zapłodnieniu - powiedział dr Hassan Bakos, autor badań.
Do tej pory naukowcy uważali, że na płodność może wpływać tylko otyłość kobiety.
Teraz już wiadomo, że zdrowy tryb życia powinni prowadzić
wszyscy kandydaci na rodziców - powiedziała dr Michelle Lane z firmy Repromed.
| TM
„WPROST” nr 8(1056), 2003 r.
MĘSKI ZEGAR BIOLOGICZNY
Okazuje się, że nie tylko kobiety mają ograniczony okres płodności. Naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley przeprowadzili badania, z których wynika, że im starszy jest mężczyzna, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że zostanie ojcem. Zespół kierowany przez dr Brendę Eskenazi przebadał 97 mężczyzn w wieku od 22 lat do 80 lat. Badacze zaobserwowali, że wraz z upływem lat zmniejsza się ilość wydzielanej spermy. Okazało się także, że plemniki stają się wolniejsze, nie kierują się bezpośrednio do komórki jajowej i przez to rzadziej do niej docierają. Problemy pojawiają się już po dwudziestym roku życia.
www.o2.pl | Niedziela [22.03.2009, 19:34] 1 źródło
DZIECI BIORĄ SIĘ Z DZIKIEGO SEKSU
A nie z planowania - twierdzą eksperci.
Orgazm obu partnerów i dużo namiętności kluczem do sukcesu. Przynajmniej tak twierdzą naukowcy, na których powołuje się "The Guardian".
Pary które starają się o dziecko, często narzekają, że seks staje się nużącym obowiązkiem. Czymś mechanicznym i rutynowym. Tak postępować nie należy. Seks powinien być równie namiętny i gorący jak w dniu, gdy partnerzy poznali się i ostatnie, o czym myśleli, to produkcja dzieci - twierdzi dr Allan Pacey, androlog z uniwersytetu w Sheffield i sekretarz Brytyjskiego Towarzystwa Płodności.
Średnia produkcja plemników w trakcie stosunku to około 250 mln. Jednak u maksymalnie podnieconego mężczyzny ta liczba może wzrosnąć o 50 procent.
Równie dobrze, jak podniecenie, działa przeciąganie wspólnej zabawy. Dodatkowe pięć minut stymulacji przed wytryskiem to dodatkowe 25 mln plemników i to lepszej jakości. To razem czyni szansę na zapłodnienie znacznie większą - twierdzi Pacey.
Jego słowa potwierdza dr Joanna Ellington, ekspertka w fizjologii reprodukcyjnej.
Mężczyźni nie zdają sobie sprawy, że im bardziej są podnieceni, tym głębiej do zasobów plemników w jądrach sięgają. Spędzając razem więcej czasu i będąc bardziej podnieconym sprawia, że w ejakulacie jest więcej plemników i są one zdrowsze - tłumaczy w telewizyjnym programie "The Great Sperm Race" pokazywanym na brytyjskim kanale Channel 4. | JS
www.o2.pl | Wtorek [30.06.2009, 14:40] 2 źródła
CHCESZ MIEĆ DZIECKO? CODZIENNIE UPRAWIAJ SEKS
Naukowcy zachęcają do tygodniowego maratonu.
Codzienny seks poprawia jakość spermy i zwiększa szanse na upragnioną ciążę. Naukowcy z Australii stwierdzili, że po tygodniu codziennego uprawiania seksu spada liczba plemników z błędami w kodzie DNA - donosi BBC.
Dr David Greening z Sydney przebadał blisko 120 mężczyzn, którzy uskarżali się na problemy z płodnością. Po tygodniu u 80 procent uczestników badania zanotowano 12-proc. spadek uszkodzeń kodu DNA zawartego w plemnikach. Co prawda w spermie badanych było mniej plemników, ale były bardziej ruchliwe i zdrowsze.
Lekarze przypuszczają, że plemniki pozostające w jądrach przez dłuższy czas mogą ulegać uszkodzeniom. Wpływać ma na to ciepło ciała oraz wolne rodniki niszczące komórki.
Dr Greening poleca parom starającym się o potomstwo jak
najczęstsze uprawianie seksu w czasie owulacji, ale przestrzega, że po dwóch
"aktywnych" tygodniach jakość spermy znów będzie niższa. | AJ
"NEWSWEEK" nr 49, 09.12.2007 r.: Wielu mężczyzn dotkniętych niepłodnością ratuje się dziś metodą wszczepiania nieruchliwych plemników wprost do komórki jajowej, która mają zapłodnić. Metodę tę zastosowano po raz pierwszy 15 lat temu. Ale to raczej zepchnięcie problemu na następne pokolenie. Jeśli bowiem niepłodność ojca spowodował chromosom Y, ten sam chromosom sztucznie przekazany synom, pozostanie nadal niesprawny.
Bożena Kastory
www.o2.pl | Niedziela [01.02.2009, 11:42] 1 źródło
SZKODLIWA MODA NA MROŻENIE JAJECZEK
Kobiety wybierają karierę zamiast dziecka.
Brytyjscy ginekolodzy przestrzegają, że zabiegi mrożenia jajeczek i zabiegi in vitro nie powinny stać się elementem mody czy kultury wśród kobiet dbających bardziej o karierę niż zakładanie rodzin. Według nich, medyczne zabiegi na zdrowych osobach niosą za sobą duże ryzyko.
Szczególnie boję się o młode kobiety, które w wieku 20 lat uważają, że na założenie rodziny będą miały czas za dziesięć, piętnaście lat. Decydują się więc na zamrożenie jajeczek i kontynuują karierę, sądząc, że ich przyszły partner będzie je mógł później zapłodnić. Problem w tym, że szanse na powodzenie są na poziomie 6 procent - mówi prof. Bill Ledger z brytyjskiego Królewskiego Koledżu Położników i Ginekologów.
Według lekarzy, na takie zabiegi decydować się powinny jedynie kobiety zagrożone bezpłodnością, np. chorujące na raka.| J
www.o2.pl /
www.sfora.pl | Poniedziałek [07.06.2010, 19:59]
ILE CIĄŻ
Z PROBÓWKI KOŃCZY SIĘ ABORCJĄ
To nie
były niechciane dzieci.
Wiele par
bez powodzenia stara się o dziecko. Gdy zawodzą wszelkie metody decydują się na
zapłodnienie in vitro. Jednak, jak wynika z najnowszego raportu, wiele takich
ciąż wcale nie kończy się narodzinami. Matki decydują się na aborcję- informuje
bbc.co.uk.
Nie miałem
pojęcia, że aż tyle aborcji przeprowadza sie po zabiegach in vitro. Każda z
nich to tragedia - twierdzi profesor Bill Ledger, członek Human Fertilisation
and Embryology Authority, urzędu nadzorującego klinki in vitro w Wielkiej
Brytanii.
Z raportu,
który przedstawił ten urząd wynika, że co roku około 80 ciąż, będących efektem
sztucznego zapłodnienia kończy się aborcją.
Część
aborcji ma związek z nieprawidłowym rozwojem zarodka. Inne to tzw. aborcje
selektywne, gdy okazuje się, że w wyniku zapłodnienia in vitro doszło do ciąży
mnogiej. Jednak część zabiegów spowodowana jest tzw. przyczynami społecznymi,
np. rozpadem związku.
Konserwatywni
parlamentarzyści nie mają wątpliwości, że to efekt traktowania ludzkiego życia
i dziecka jak "przedmiotu".
Kobiety,
które zdecydowały się na inseminację lub skorzystały z pomocy dawcy przy
procedurze in vitro tak samo jak te, które mogą zajść w ciążę w sposób
naturalny, podlegają stresom codziennego życia - tłumaczy jednak Susan Seenan z
Infertility Network UK. | WB
http://www.papilot.pl/diety-zdrowie/news/2008/11/2204-in-vitro-niebezpieczna-ostatecznosc.html | Niedziela, 23 listopada 2008 r.
IN VITRO - NIEBEZPIECZNA OSTATECZNOŚĆ
Pary decydujące się na zapłodnienie in vitro przechodzą przez tzw. mękę. Jest to forma bardzo kosztowna i wymagająca wielu lat prób, wielkich nadziei oraz jeszcze większych rozczarowań. Sam zabieg nie należy do przyjemnych, często uwłacza godności obu partnerów i jest bardzo bolesny, zarówno psychicznie, jak i fizycznie.
Zapłodnienie pozaustrojowe wygląda mniej więcej tak, że komórki rozrodcze pobiera się od pary. Aby cały proceder był jak najbardziej skuteczny, stosuje się kurację hormonalną (bardzo intensywną), która prowadzi do znacznego osłabienia organizmu kobiety. Forma hormonalna, zwana hyperstymulacją, prowadzi do rozlicznych powikłań, zagrażających zdrowiu i życiu kobiety. Dochodzi między innymi do zachorowań na raka jajnika lub trzonu macicy. Najbardziej narażone na wystąpienie powikłań są kobiety, które wielokrotnie poddawały się kuracji zapłodnienia pozaustrojowego.
Według statystyk, około 10 procent zabiegów kończy się powodzeniem, czyli faktycznie dochodzi w ogóle do zapłodnienia.
Komórki jajowe kobiet pobiera się poprzez nakłucie jajnika. Wszystko pod kontrolą USG i znieczulenia miejscowego. Plemniki pobiera się poprzez upokarzającą masturbację lub, w przypadku poważniejszych zaburzeń, w spermatogenezie, poprzez biopsję najądrza lub jądra. Innymi słowy, nakłuwa się jądra w celu pobrania nasienia. Tę metodę stosuje się często u zmarłych, jeśli mężczyzna kobiety odszedł, a ona życzy sobie mieć z nim dziecko.
www.interia.pl | Wtorek, 25 listopada (11:00)
IN VITRO ŹRÓDŁEM
KŁOPOTÓW?
Stosowanie technik wspomaganego rozrodu, takich jak
zapłodnienie in vitro, znacznie zwiększa ryzyko licznych wad rozwojowych -
alarmują amerykańscy eksperci. Szacuje się, że prawdopodobieństwo niektórych
zaburzeń wzrasta aż czterokrotnie.
Autorami studium są naukowcy z amerykańskiego Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorobom (CDC). Objęło ono grupę 480 tysięcy dzieci z ośmiu stanów USA, a jego wyniki skorygowano o czynniki związane ze stylem życia, wiekiem i pochodzeniem etnicznym matki.
Do badania zakwalifikowano przypadki dzieci poczętych za pomocą dwóch najpopularniejszych technik: "klasycznego" zapłodnienia in vitro, polegającego na wspólnej hodowli komórki jajowej i plemników w warunkach laboratoryjnych, oraz bardziej nowoczesnej metody - bezpośredniego wszczepienia plemnika do cytoplazmy komórki jajowej. Jako grupa odniesienia posłużyły dzieci spłodzone metodami naturalnymi.
(...) obecnie ponad 1% dzieci jest poczętych za pomocą ART i liczba ta prawdopodobnie będzie się zwiększała.
Mechanizm odpowiedzialny za opisywane zjawisko nie jest znany. (...)
Popularność zabiegów wspomagających rozród systematycznie rośnie. W samych Stanach Zjednoczonych liczba przypadków zastosowania ART wzrosła dwukrotnie w latach 1996-2004 i wyniosła w roku 2005 wartość 134 tysięcy. Przy tak dużej częstotliwości stosowania tych metod badania nad związanym z nimi ryzykiem są bez wątpienia bardzo istotne.
Autor: Wojciech Grzeszkowiak
www.kopalniawiedzy.pl
Źródło:
Medical News Today
www.o2.pl | Sobota [21.03.2009, 11:19] 1
źródło
DZIECI Z PROBÓWKI SĄ NARAŻONE NA CHOROBY GENETYCZNE
Dzieci przychodzące na świat dzięki metodzie in vitro są o 30 proc. bardziej narażone na różnego rodzaju wady genetyczne i późniejsze problemy zdrowotne niż dzieci poczęte w sposób naturalny - ostrzegają lekarze.
W raporcie przeprowadzonym przez lekarzy na zlecenie bryjskiej jednostki nadzorującej Human Fertilisation and Embryology Authority czytamy m.in., że:
Dzieci poczęte, dzięki metodzie in vitro częściej cierpią z powodu wad serca i problemów układu pokarmowego. Liczba przypadków rozszczepienia wargi i podniebienia też występuje u nich częściej niż u dzieci poczętych drogą naturalną.
Wśród chorób, na które są narażone dzieci z probówki
raport wymienia także zespół Anglemana prowadzący do opóźnienia w rozwoju oraz
zespół Beckwitha-Wiedemanna, czyli chorobę genetyczną charakteryzującą się
m.in. przerostem języka i przepukliną pępowinową. | AB
www.o2.pl / www.sfora.pl | Wtorek 24.04.2012, 09:25
TEN SPOSÓB ZAJŚCIA W CIĄŻĘ POWODUJE RAKA U DZIECI
Leki na bezpłodność są groźne?
Dzieci kobiet, które przechodziły terapię hormonalną przed zapłodnieniem in vitro mogą zachorować na białaczkę - ostrzegają francuscy naukowcy.
Eksperci zauważyli związek między terapią hormonalną a występowaniem dwóch rodzajów białaczki u ich potomstwa. Swoje obserwacje przeprowadzili na ponad 2 tys. dzieci - donosi "The Telegraph".
Na podstawie uzyskanych danych obliczyli, że przyjmowanie hormonów przez matki zwiększa o 2,6 razy ryzyko wystąpienia u ich dzieci ostrej białaczki limfoblastycznej oraz o 2,3 razy - ostrej białaczki szpikowej.
Jednak ginekolodzy i endokrynolodzy podchodzą do tych rewelacji sceptycznie. Twierdzą bowiem, że nie ma żadnego dowodu na to, by terapia matek bezpośrednio powodowała raka u ich dzieci.
Jeśli w ogóle istnieje taki związek, to jego przyczyny mogą być bardziej skomplikowane. Mogą one wynikać np. z wad genetycznych u potomstwa rodziców, którzy mieli problem z płodnością - mówi dr Ken Campbell cytowany przez "The Telegraph".
Sami autorzy badań zgadzają się, że potrzebują więcej czasu i dalszych badań, by udowodnić swoje racje. | BB
http://forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=902&w=75845916&a=75846749
| 18.02.08, 08:17
PRAWDA O IN VITRO
ZAGROŻENIA DLA MATEK I
POTOMSTWA
Coraz dokładniej widać zagrożenia dla matek i potomstwa, które
przyszło na świat metodą in vitro, płynące z konfliktu natury z
biotechnologiami. O tych zagrożeniach mówi się niechętnie i niewiele.
Pierwsze dziecko z probówki przyszło na świat w 1978 r. w Wielkiej
Brytanii. Wystarczy prześledzić pewne doniesienia ze świata
(chociażby na stronach internetowych Human Life International:
www.hli.org.pl), aby dowiedzieć się, że poczęcie w ten sposób niesie
zagrożenie dla zdrowia matki i dziecka. Te fakty są ukrywane.
W styczniu 2002 r. ukazała się notatka o barierze naturalnej, która
jest jedną z przyczyn utrudniających implantację dziecka poczętego.
Profesor Alan Beer z Chicago Medical School stwierdza, że kobiecy
system immunologiczny traktuje wprowadzone do macicy embriony jako
obcą tkankę. Z grupy badawczej matek, które przeszły 3 nieudane
próby poczęcia metodą in vitro, 7 na 10 miało znacznie podwyższony
poziom czynnika, który występuje w przypadku chorób
autoimmunizacyjnych.
O zwiększonym ryzyku wystąpienia wad układu rozrodczego u dzieci
poczętych w sztuczny sposób poinformowano w czerwcu 2002 roku.
Badania genetyków pracujących pod kierownictwem dr. Kena McElreavey
z paryskiego Instytutu Pasteura dowiodły, że około 5 procent
mężczyzn z zaburzeniami płodności ma zmutowany chromosom Y w
niektórych komórkach, np. plemnikach. Z połączenia tak zmutowanego
plemnika z komórką jajową może urodzić się dziecko - chłopiec z
niedorozwojem płciowym, dziedzicząc przypadłość po ojcu.
U dzieci poczętych in vitro dochodzi także do rozwoju wad układu
moczowego, takich jak np. rozwój pęcherza moczowego na zewnątrz
organizmu. Naukowcy twierdzą, że prawdopodobieństwo wystąpienia wad
układu moczowego jest u nich 7 razy większe niż u pozostałych dzieci.
Listopad 2002 r. - kolejne badania medyczne potwierdzają, że dzieci
poczęte in vitro cierpią na liczne wady wrodzone. Lekarze z dwóch
amerykańskich uczelni - Uniwersytetu Johna Hopkinsa i
Waszyngtońskiej Akademii Medycznej w St. Louis - odkryli, że
zapłodnienie pozaustrojowe związane jest z występowaniem u dzieci
rzadkiej kombinacji wad wrodzonych przejawiających się w
niekontrolowanym rozroście różnych tkanek. Naukowcy dokonali analizy
danych statystycznych z krajowego rejestru osób chorych na zespół
Beckwitha-Wiedemanna (BWS - choroba uwarunkowana genetycznie,
prowadzi do rozwoju hipoglikemii oraz guzów nowotworowych). Okazało
się, że dzieci poczęte in vitro są sześciokrotnie bardziej narażone
na BWS niż poczęte siłami natury. U dzieci dotkniętych syndromem
Beckwitha-Wiedemanna dochodzi najczęściej do rozwoju tzw. guza
Wilmsa (nerczak zarodkowy), wątrobiaka zarodkowego, nerwiaka
niedojrzałego i innych nowotworów. Prawdopodobieństwo wystąpienia
zaburzeń jest wprost proporcjonalne do czasu przechowywania
embrionów w sztucznym środowisku przed przeniesieniem do organizmu
matki.
W opinii amerykańskich naukowców z Cornell University, wady
genetyczne dzieci poczętych metodą in vitro są wywołane działaniem
preparatów wykorzystywanych do stymulacji jajeczkowania oraz
preparatów ułatwiających implantację dzieci w organizmie matki.
Poważne uszkodzenia mogą być również spowodowane przez substancje
tworzące specjalne kultury, w których żyją embriony przed
wprowadzeniem do łona matki oraz przechowywanie ich w ciekłym azocie.
Metoda in vitro niesie również ryzyko dla zdrowia i życia kobiet. W
kwietniu 2003 r. w Krakowie zmarła 29-letnia kobieta, która poddała
się technice in vitro. Do śmierci pacjentki doszło podczas
pobierania komórek jajowych. Jak ustaliła prokuratura, lekarka
anestezjolog po podaniu pacjentce pierwszej dawki leku
znieczulającego podała jej kolejną dawkę, nie czekając na skutki
pierwszej. Doszło do niewydolności oddechowej, a lekarze zbyt późno
zareagowali. Można by powiedzieć: zwykły błąd w sztuce, mógł zdarzyć
się przy każdym innym zabiegu. Tak. Ale każda inna ingerencja
chirurgiczna jest konieczna ze względu na zdrowie, natomiast in
vitro nie jest zabiegiem ratującym zdrowie czy życie.
Magdalena Garbacz
http://www.dlapolski.pl/in-vitro
BEZDUSZNA TECHNIKA I
BIZNES
Prof. dr hab. n. med. Ludwika Sadowska, kierownik Samodzielnej Pracowni Rehabilitacji Rozwojowej w Katedrze Fizjoterapii Akademii Medycznej we Wrocławiu, prezes Oddziału Dolnośląskiego Katolickiego Stowarzyszenia Lekarzy Polskich (KSLP)
Procedury sztucznego zapłodnienia, popularnie zwane in vitro, niosą ze sobą szereg poważnych zastrzeżeń natury moralnej i zdrowotnej, a mimo to w Polsce rozgorzały dyskusje nad możliwością refundowania tej procedury przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Zainteresowanie in vitro staje się coraz większe, gdyż wielkie jest pragnienie posiadania dziecka u bezpłodnych małżonków. Towarzyszy temu jednak bezkrytyczna i bezrefleksyjna wiara w postęp techniczny współczesnej medycyny, na czym zbijają potężny kapitał ośrodki zajmujące się sprzedażą tego rodzaju usług.
(...)
Metaanaliza 15 niezależnych badań naukowych, przeprowadzona przez amerykańskich naukowców, wykazała 2-krotnie większą śmiertelność noworodków i 30-40-procentowe ryzyko występowania wad wrodzonych u dzieci poczętych w wyniku in vitro niż poczętych w sposób naturalny. Ponadto 51,3 proc. dzieci poczętych w wyniku in vitro rodzi się z ciąży mnogiej, 2-krotnie częściej występuje ciąża ektopiczna i 6-krotnie częściej występuje łożysko przodujące.
Obserwacje dzieci urodzonych w wyniku wykorzystania procedury in vitro wykazały 2,6-krotny wzrost ryzyka urodzenia dziecka z niską masą ciała i o 60 proc. większe ryzyko uszkodzenia mózgu w postaci porażenia mózgowego, zaś dla embrionów rozmrażanych aż 230 procent. Gorszy jest także rozwój fizyczny dzieci poczętych in vitro oraz częściej występują u nich trudności wychowawcze.
Szacuje się, że na świecie żyje około 2 milionów dzieci poczętych in vitro, które znajdują się w przedziale wiekowym do 5. roku życia, w tym wiele z nich zostało poczętych z użyciem komórek jajowych dawcy w wyniku "technicznego cudzołóstwa".
Ryzyko zdrowotne populacji kobiet poddających się metodom sztucznego wspomagania prokreacji nie jest do końca określone. Wiadomo na podstawie analizy przeprowadzonej w wielu ośrodkach europejskich i w USA, że pojawiają się powikłania w postaci zaburzeń wynikających z hormonalnej stymulacji jajeczkowania, że wzrasta liczba ciąż mnogich, wzrasta liczba cięć cesarskich, u ponad 40 proc. kobiet poddających się tym procedurom pojawiają się zaburzenia emocjonalne i psychiczne, podobne jak w zespołach poaborcyjnych.
W Polsce istnieje 18 ośrodków wykonujących procedury in vitro, które nie są kontrolowane pod względem naukowo-badawczym ani finansowym ze względu na brak regulacji prawnych. Nie istnieje także rzetelna informacja o zagrożeniach zdrowotnych populacji matek i dzieci tak poczętych, ponieważ nie istnieje ich rejestracja, gdyż rodzice nie wyrażają na to zgody. Co więcej, dyskutuje się nawet nad możliwością refundowania tej procedury przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Zainteresowanie in vitro staje się coraz większe, gdyż wielkie jest pragnienie posiadania dziecka u bezpłodnych małżonków, a także bezkrytyczna i bezrefleksyjna wiara w postęp techniczny współczesnej medycyny, wreszcie jest to ogromne źródło dochodu i związany z tym marketing sprzedawanych usług. Po prostu chodzi tu o wielki biznes, który w tym wypadku rozmija się ze wszystkimi zasadami etyki w ogólnoludzkim postępowaniu.
W obliczu tych ogromnych wątpliwości i zastrzeżeń natury moralnej jedynym logicznym i uprawnionym rozwiązaniem jest odmowa legalizacji i refundacji ze środków publicznych tych procedur.
NIEPŁODNOŚĆ - DZIECKO DOBROBYTU
Maciej Barczentewicz, lekarz ginekolog położnik
Niepłodność małżeńska w cywilizacyjnie rozwiniętych krajach "pierwszego" świata staje się coraz większym problemem. Intensywny rozwój technologii z jednej strony, a z drugiej niepowodzenia w leczeniu niepłodności doprowadziły do powstania Medycyny Rozrodu Wspomaganego (ART). Techniki te podejmują próbę zastąpienia normalnej drogi przekazywania życia ludzkiego w akcie małżeńskim metodami stosowanymi dla rozrodu hodowlanego zwierząt. Konsekwencje tego rodzaju praktyk mogą być bardzo groźne dla zdrowia matki i poczętego w ten sposób dziecka.
Zjawisko niepłodności małżeńskiej, jeszcze w latach 50. ubiegłego wieku, dotyczyło około 10 proc. małżeństw, w latach 80. mówiło się o 15 proc., a dzisiaj możemy mówić już nawet o 20 proc., z ciągłą tendencją wzrostową. Problem niepłodności może mieć swoją przyczynę w schorzeniach zarówno kobiecych, jak i męskich (po 50 proc.), natomiast w mniej więcej 15 proc. przypadków niepłodność uwarunkowana jest zaburzeniami zdrowia obojga małżonków. Bardzo charakterystyczna dla naszych czasów jest ciągła zmienność w zakresie norm płodności, np. dla badania nasienia: w latach 50. normą było 60 mln plemników w 1ml nasienia, a dzisiaj za normę WHO (Światowa Organizacja Zdrowia) przyjmuje 20 mln plemników w 1 ml nasienia. Skąd taki dramatyczny spadek? Na pewno niepłodność należy uznać za chorobę cywilizacyjną, związaną z postępem technicznym, lepszymi warunkami życia i dobrobytem społeczeństwa.
W sytuacji leczenia niepłodności bardzo istotny jest wiek małżonków zgłaszających się do leczenia. W dzisiejszych czasach małżeństwa zawierane są coraz później i już na starcie fakt ten staje się czynnikiem obciążającym. Często również odsuwa się decyzję o rodzicielstwie do momentu zdobycia "środków do życia", mieszkania itp. Tymczasem wiek poniżej 25. roku życia jest najbardziej optymalny dla pierwszej ciąży, nie tylko ze względu na najwyższą płodność, ale też z uwagi na późniejsze ryzyko wystąpienia raka piersi, raka trzonu macicy czy raka jajnika. Nasze wybory życiowe skutkują konsekwencjami zdrowotnymi. Biologii nie da się "przeskoczyć".
(...)
Jeżeli prowadzący leczenie uzna, że nasienie nie spełnia wymagań jakościowych, proponuje się inseminację nasieniem dawcy - obcego mężczyzny, według wybranych cech. (...) W ten sposób uniemożliwia się dziecku poznanie swojej prawdziwej tożsamości, również tej genetycznej. Po latach może dojść do związku kazirodczego, jeśli zupełnie o tym nie wiedząc, spotka się rodzeństwo - z jednego dawcy spermy.
ZAPŁODNIENIE POZAUSTROJOWE
Komórki rozrodcze pobiera się zarówno od kobiety (komórki jajowe), jak i od mężczyzny (plemniki). Aby uzyskać najlepsze rezultaty, w przypadku kobiety stosuje się hormonalną stymulację owulacji, co pozwala na wzrost kilku lub kilkunastu pęcherzyków jajnikowych w jednym cyklu. Hyperstymulacja może prowadzić do powikłań groźnych dla życia - tzw. zespołu hyperstymulacji. Udowodniono, że stosowanie leków do stymulacji jajeczkowania w procedurach ART zwiększa ryzyko wystąpienia raka jajnika i raka trzonu macicy. Szczególnie dotyczy to kobiet z wielokrotnie powtarzaną procedurą, najczęściej bez powodzenia w uzyskaniu dziecka. Cykle indukowane związane są najczęściej z niewydolnością ciałka żółtego, stąd równoczesna suplementacja progesteronowa. Pamiętajmy, że jeżeli skuteczność może osiągnąć 40 proc., to znaczy, że 60 proc. nie uzyska spodziewanego rezultatu. Niektóre z polskich ośrodków mogą pochwalić się tylko 10-procentową skutecznością, czyli 90 proc. zabiegów jest bez efektu. Komórki jajowe pobiera się poprzez nakłucie jajnika pod kontrolą USG, w krótkotrwałym znieczuleniu ogólnym lub w miejscowym. Plemniki poprzez masturbację lub w przypadku poważniejszych zaburzeń w spermatogenezie, poprzez biopsję najądrza lub jądra.
- GIFT, ZIFT
Mieszaninę komórek jajowych wraz z zawiesiną plemników można podać w czasie laparoskopii przez strzępki jajowodu do jego bańki, gdzie ma dochodzić do zapłodnienia. Jest to tzw. dojajowodowe przeniesienie gamet (GIFT - gamete intrafallopian tube transfer). Bardziej skuteczne ma być przeniesienie zygot do jajowodów (ZIFT - zygote intrafallopian tube transfer). Różnica w stosunku do GIFT polega na tym, że do połączenia gamet dochodzi in vitro, czyli "w probówce", a przez laparoskop do jajowodów podaje się zarodki w kolejnych fazach rozwoju, takich jak tuż przed implantacją (zagnieżdżeniem) w błonie śluzowej macicy w cyklu naturalnym. Metody te wymagają wykonywania laparoskopii (zabiegu operacyjnego), a więc wiążą się z możliwością dodatkowych powikłań.
RYZYKO STOSOWANIA TECHNIK WSPOMAGANEGO ROZRODU (ART)
Zgodnie z dzisiejszą wiedzą naukową techniki wspomaganego rozrodu nie są tak bezpieczne, jak chcieliby tego promujący ich zastosowanie. Ryzyko wystąpienia wad wrodzonych płodu jest przeciętnie dwa razy wyższe niż przy naturalnym poczęciu. Dotyczy to wad serca i układu krążenia, wad układu pokarmowego i powłok jamy brzusznej, wad centralnego układu nerwowego i układu moczowo-płciowego. Niektóre bardzo rzadkie zespoły chorobowe, np. uwarunkowane rodzicielskim piętnem genomowym ("genomic imprinting"), częściej występują u dzieci poczętych in vitro niż w ciążach naturalnych. Na przykład zespół Widemana-Beckwitha charakteryzujący się makrosomią (dużymi rozmiarami dziecka) oraz licznymi wadami rozwojowymi sześciokrotnie częściej występuje u dzieci poczętych in vitro niż u dzieci poczętych w sposób naturalny (por. serwis "Medical News Today" z 27 listopada 2007 r.). Niektórzy badacze sądzą, że ilość wykrywanych wad o charakterze rodzicielskiego piętna genowego jest tylko wierzchołkiem góry lodowej, a konsekwencje dla przyszłości gatunku są trudne do przewidzenia.
W lutym ubiegłego roku Royal College of Obstetricians and Gynaecologists opublikował bardzo ciekawy raport. Według niego, po wprowadzeniu zabiegów in vitro w Wielkiej Brytanii ogromnie wzrosła liczba ciąż mnogich. Liczba ciąż trojaczych w 1998 roku była 5 razy większa niż w 1980, ze wszystkimi konsekwencjami dla gorszych wyników położniczych - zwiększonego ryzyka poronień i porodów przedwczesnych, nadciśnienia indukowanego ciążą, cukrzycy kobiet ciężarnych, cięć cesarskich, porażenia mózgowego i zgonów noworodków. W przypadku dzieci poczętych in vitro znacznie częściej występują nieprawidłowości genetyczne: anomalie chromosomowe, mikrodelecje, imprinting. Można mówić o zwiększonej zachorowalności matek, zwiększonej częstotliwości przedwczesnych porodów, zabiegów cesarskiego cięcia, niskiej i bardzo niskiej wadze urodzeniowej dzieci, o 70-procentowym wzroście ryzyka śmiertelności okołoporodowej noworodków i co najmniej 40-procentowym wzroście ryzyka wad wrodzonych. Dzieci urodzone po zabiegach wspomaganego rozrodu dwukrotnie częściej niż te z ciąż naturalnych trafiają w pierwszych latach po urodzeniu do leczenia szpitalnego. Mają zwiększoną podatność na infekcje, częściej występuje u nich astma, zaburzenia immunologiczne, zapalenia reumatoidalne stawów. Dzisiaj w krajach rozwiniętych porody, do których dochodzi po zastosowaniu ART, stanowią już 1 proc. wszystkich porodów. Badania dotyczące zdrowia tych dzieci są daleko niewystarczające.
W "Los Angeles Times" z 8 grudnia 2007 roku opublikowano specjalny raport dotyczący szczególnego przypadku związanego z procedurami ART. Na dziecko z probówki zdecydowała się para homoseksualistów: Bruce Steiger i Rick Karl. Zakupili dwie komórki jajowe od studentki chcącej opłacić naukę w college'u. Studentka Alexandra Gammelgard sprzedała więcej swoich komórek jajowych, z których urodziło się co najmniej 4 dzieci.
Oprócz tego rodzaju wyrafinowanych przypadków donację gamet stosuje się również wtedy, gdy kobieta nie może już mieć własnych komórek jajowych, gdyż czynność jajnika wygasła, a na "macierzyństwo" zdecydowała się zbyt późno.
Nasi sympatyczni i niewątpliwie zamożni homoseksualiści zdecydowali o wymieszaniu swojej spermy, by dziecko było "wspólne". Następnie wynajęli matkę zastępczą, która miała donosić ciążę. Do macicy podano dwa zarodki, jeden z nich spontanicznie obumarł. Urodziła się natomiast zdrowa dziewczynka, dwaj "ojcowie" byli zadowoleni. Niestety, po roku ich dziecko zaczęło się źle rozwijać. Okazało się, że cierpi na rzadką chorobę neurologiczną o podłożu genetycznym, chorobę Taya Sachsa. Dlaczego? Zapłaciliśmy 250 tys. dolarów! Kto jest winny? Alexandra i jeden z "ojców" byli nosicielami. Dlaczego nie sprawdzono tego wcześniej? Niestety, umowa z "kliniką" była dobrze zabezpieczona, nie gwarantowała zdrowego potomstwa. Dziewczynka najprawdopodobniej nie dożyje 5. roku życia. Pojawił się postulat, że trzeba zmienić regulacje prawne i zabezpieczyć prawa "kupującego"!
PRZYCZYNY NIEPŁODNOŚCI U KOBIET:
- infekcje narządów miednicy mniejszej (zapalenie przydatków o różnej etiologii, np. rzeżączkowe, bakteryjne, chlamydia trachomatis i mycoplasma, przenoszone drogą płciową);
- zrosty pozapalne i po zabiegach "usunięcia ciąży", związane z obecnością wkładki wewnątrzmacicznej (IUD), przebyte operacje;
- zaburzenia hormonalne, szczególnie związane z zaburzeniami owulacji, np. zespół policystycznych jajników, endometrioza;
- choroby dotyczące całego organizmu - układowe (np. cukrzyca, anemia, zaburzenia odżywiania, choroby nerek i układu moczowego, wątroby, choroby tarczycy);
- zatrucia środowiskowe (np. ołowiem, arszenikiem, barwnikami anilinowymi, wpływ promieniowania jonizującego, kadmu, narażenie na przewlekły hałas);
- otyłość;
- przewlekłe nadużywanie niektórych leków, np. dużych dawek androgenów i kortykosteroidów, leków przeciwnowotworowych, morfiny, kokainy, cymetydyny, spironolaktonu, nitrofurantoiny, dużych dawek estrogenów (tabletka antykoncepcyjna!), neuroleptyków i antydepresantów, metoklopramidu;
- wiek powyżej 30. roku życia.
PRZYCZYNY NIEPŁODNOŚCI U MĘŻCZYZN:
- choroby infekcyjne (np. świnkowe zapalenie jąder, gruźlica);
- choroby przenoszone drogą płciową (kiła, rzeżączka, infekcje chlamydia trachomatis i mycoplasma);
- choroby dotyczące całego organizmu - choroby układowe (np. cukrzyca, anemia, zaburzenia odżywiania, choroby nerek i układu moczowego, wątroby);
- alkoholizm, uzależnienie od nikotyny;
- zatrucia środowiskowe (np. ołowiem, arszenikiem, barwnikami anilinowymi);
- wpływ estrogenów przyjmowanych przez matkę lub z zanieczyszczeń środowiska;
- przewlekłe nadużywanie niektórych leków, np. dużych dawek androgenów i kortykosteroidów, leków przeciwnowotworowych, morfiny, kokainy, cymetydyny, spironolaktonu, nitrofurantoiny i innych;
- sposób ubierania się (obcisłe spodnie i ubrania z tworzyw sztucznych prowadzą do przegrzewania jąder i obniżenia płodności);
- wiek powyżej 40 lat.
KŁAMSTWA O IN VITRO
(...) Zastosowanie manipulacyjnej techniki pozaustrojowego zapłodnienia nie leczy żadnych schorzeń ani występujących u mężczyzny, ani u kobiety. Sama nazwa "zapłodnienie pozaustrojowe" wskazuje, że przeprowadzany zabieg dokonuje się poza organizmem kobiety, a dopiero potem embriony są wszczepiane do jej macicy. Zapłodnienie in vitro nie sprawia, że małżonkowie stają się samodzielnie zdolni do poczęcia dziecka, nie usuwa żadnych wad anatomicznych, jak np. uniemożliwiające zajście w ciążę zrośnięcie jajowodów, a jedynie przy zastosowaniu określonej techniki próbuje omijać jakiś istniejący problem somatyczny. Używanie przez manipulatorów słowa "leczenie" jest celowe i nastawione na wywołanie społecznej aprobaty dla tego rodzaju działań. Jest bowiem naturalne, że człowiek chory budzi współczucie, chęć udzielenia mu pomocy, otoczenia troską. Jeżeli więc wmówi się społeczeństwu, że zabiegi in vitro są procedurą leczniczą, to w ten sposób uzyska się większą szansę na jej dofinansowanie. Domaganie się pieniędzy wprost, bez tej sztucznie stworzonej otoczki altruizmu, ma mniejsze szanse powodzenia i wydaje się mało eleganckie, stąd ten cały szum medialny wobec dobrodziejstwa in vitro i udzielanej w ten sposób "pomocy". Po raz kolejny sprawdza się powiedzenie: "Gdy niewiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze".
Zamiast omijania rzeczywistych problemów związanych z niepłodnością poprzez reklamowanie niosącej liczne negatywne skutki metody zapłodnienia in vitro warto zająć się faktycznym działaniem pomocowym, jakim jest: profilaktyka niepłodności poprzez eliminację czynników uszkadzających płodność. Do ważnych działań profilaktycznych należy: troska o zdrowy styl życia, odpowiednie ubranie (odrzucenie mody nakazującej dziewczętom prezentację nagich brzuchów, pleców, bioder), właściwe odżywianie, zakaz palenia tytoniu, odrzucenie innych używek, takich jak alkohol i narkotyki, zaniechanie stosowania eliminujących płodność środków antykoncepcyjnych, uczenie rozpoznawania płodności zamiast jej zaburzania, szerzenie oświaty zdrowotnej, kształtowanie postaw odpowiedzialnego ojcostwa i macierzyństwa. Faktyczną pomocą jest także wczesna diagnostyka niepłodności, zapobieganie i leczenie rozmaitych chorób, których skutkiem jest niepłodność. Szansą jest także usprawnienie procedur adopcyjnych pozwalających na realizację ojcostwa i macierzyństwa, któremu winniśmy szczególną cześć.
Czas wreszcie dotrzeć z prawdą na temat in vitro do okłamywanych reklamowanymi publikacjami ludzi. Reklama bowiem gloryfikuje zalety, skrzętnie skrywając mankamenty, milczy nawet o wkalkulowaniu śmierci w działanie mające owocować życiem. Czas odpowiedzieć na pytanie, komu faktycznie zależy na dobru człowieka: czy tym, którzy przestrzegają przed jego degradacją, czy pragnącym się bogacić na jego krzywdzie? (...)
Małgorzata Pabis
http://tygodnik2003-2007.onet.pl/1580,1355026,dzial.html | 2006-08-28
List prof. Zofii Bielańskiej-Osuchowskiej, emerytowanej
kierownik Katedry Histologii i Embriologii SGGW
IN VITRO – ZAGROŻENIA
(...)
Dla biologa jest oczywiste, że jakiekolwiek zaburzenie normalnych warunków fizjologicznych odbija się niekorzystnie na procesach zachodzących w komórkach, zwłaszcza tych na poziomie molekularnym. W organizmie kobiety komórka jajowa jest najlepiej strzeżona przed takimi niekorzystnymi wpływami, znacznie lepiej niż komórka nerwowa w mózgu. Zapłodniona komórka jajowa i wczesny zarodek mają też specjalną ochronę zapewnioną w organizmie matki (postęp w naukach biologicznych przynosi coraz to nowe informacje na ten temat). Dojrzewanie komórek jajowych poza organizmem matki, a następnie rozwój wczesnego zarodka in vitro, wywołują zmiany w strukturach komórkowych i procesach molekularnych. Jakie są to zmiany i uszkodzenia, nie możemy przy obecnym stanie wiedzy szczegółowo określić. Że do uszkodzeń dochodzi, świadczy to, że zaledwie w kilkunastu procentach (maksymalnie 20) zabiegów zapłodnienia in vitro dochodzi do urodzenia dziecka.
(...) Monitorowanie rozwoju dzieci poczętych drogą in vitro jest trudne, bo niewielu rodziców chce ujawniać takie ich pochodzenie. Poza tym, brakuje danych o rozwoju tych dzieci w okresie dojrzewania, czy też jakim zdrowiem się cieszą jako dorośli (najstarsze dziecko „z próbówki" ma 30 lat). Prof. ZOFIA BIELAŃSKA-OSUCHOWSKA, emerytowany kierownik Katedry Histologii i Embriologii SGGW, Warszawa
www.wp.pl | Piątek, 10 października 2008 r. | Gość Niedzielny 10:52
IN VITRO JEST WYKLUCZONE
Jeżeli in vitro jeszcze bardziej się rozpowszechni, to być może w dalszej przyszłości ludzkość straci umiejętność reprodukcji w sposób naturalny. Dzieciom poczętym w probówce grozi bowiem odziedziczenie po rodzicach niepłodności.
Jednak nawet i lekarze popierający in vitro przyznają, że dzieci z probówki są częściej obciążone wadami wrodzonymi, na przykład wodogłowiem czy zrośnięciem przełyku.
Uważają, że mają prawo do dziecka, bo poprawia ich komfort życia, ich nastrój. To prowadzi do uprzedmiotowienia tego dziecka. Rodzice korzystają z in vitro, mimo że narażają swoje dziecko na choroby i niepłodność – dodaje.
Przemysław Kucharczak
[Do tego wszystkiego dodajmy,
jak wykazuje praktyka, nieuniknione, zarażanie mikrobami podczas zabiegów
matek, a następnie przez nie ich dzieci. – red.]
www.o2.pl / www.sfora.pl | 1 źródło Niedziela [07.02.2010, 13:55]
DZIECI PO IN-VITRO SĄ BEZPŁODNE? SĄ NA TO DOWODY
Potomstwo przejmuje defekt ojca.
Chłopcy "z probówek" mogą mieć problemy z płodnością gdy dorosną, dokładnie tak, jak ich ojcowie, którzy musieli zdać się na in vitro, by mieć dziecko - donosi australijski "The Daily Telegraph".
W procesie zapłodnienia in vitro (IVF) plemnik jest wstrzykiwany bezpośrednio w jajeczko kobiety.
Teraz odkryto, że chłopcy dziedziczą jedną z cech łączonych z niepłodnością - krótsze palce.
Biorąc pod uwagę, że w samej Europie aż milion dzieci urodziło się tą właśnie metodą, istnieje ryzyko powstania całego pokolenia o obniżonej płodności - dodaje dziennik.
Brytyjsko-niemieckie badanie objęło kontrolą dwie setki sześciolatków poczętych in vitro z dwoma setkami poczętych naturalnie.
Wzrost dzieci był podobny, ale chłopcy "z probówek" mieli znacznie krótsze palce od tych z drugiej grupy.
Palec serdeczny równy długością palcowi wskazującemu to cecha często obecna u mężczyzn o niskiej liczbie plemników. U płodnych, palec "pod obrączkę" bywa zwykle dłuższy od wskazującego - zauważa "The Daily Telegraph".
Efekt ten jest dokładnie odwrotny u kobiet (najbardziej płodne palec wskazujący mają zwykle dłuższy).
Raport z badań pojawił się w magazynie "Reproductive Biomedicine Online".
Jest to pierwsze badanie
płodności dzieci poczętych metodą in vitro. Potrzeba będzie czasu, by mieć
pełny obraz, gdy dojrzeją seksualnie, ale już teraz trzeba zwrócić uwagę na
niepokojące zjawisko - dodają badacze. | JS
www.o2.pl | Poniedziałek [29.06.2009, 15:49] 2 źródła
CESARSKIE CIĘCIE ZMIENIA DNA
Naukowcy ostrzegają przed efektem ubocznym zabiegu.
Zabieg cesarskiego cięcia może zmienić strukturę DNA dziecka - ogłosili szwedzcy naukowcy z instytutu Karolinska w Sztokholmie. To dlatego dzieci urodzone przez cesarkę częściej zapadają na choroby immunologiczne, takie jak cukrzyca, rak czy astma - donosi "Gazeta Wyborcza".
Odkryto, że pobrane z krwi pępowinowej białe krwinki mają inną strukturę w zależności od sposobu przyjścia dziecka na świat. Dyskusja na temat skutków ubocznych cesarskiego cięcia weszła w zupełnie nowy wymiar.
Nie będzie się już dyskutować na temat krótkoterminowych konsekwencji dla mamy i noworodka, ale o zmianach wpływających na całe życie dziecka - zauważa serwis TheLocal.se.
Czynnikiem, który wpływa na zmianę DNA, jest - według naukowców - nagła zmiana poziomu hormonu stresu w organizmie dziecka
W czasie porodu siłami natury
stres nasila się stopniowo i jest wyraźnie ukierunkowany na cel, podczas gdy
cesarka to olbrzymi szok i zaskoczenie dla dziecka. Naukowcy sądzą, że DNA
zostaje wówczas "przeprogramowane", jednak dokładny mechanizm nie
jest jeszcze znany i wymaga dalszych badań - dodaje "Gazeta Wyborcza".
| JS
www.o2.pl | Środa [24.06.2009, 18:29] 1 źródło
WCZEŚNIAKI MAJĄ NIŻSZE IQ
Naukowcy przestrzegają przed wcześniejszym wywoływaniem
porodu.
Nowe badania wykazały, że dotychczasowa wiedza lekarska o prawidłowym terminie porodu nie była pełna. Okazuje się, że noworodek, który przyjdzie na świat w 37. czy 38. tygodniu ciąży może mieć iloraz inteligencji niższy o 2 punkty od tego, który spędził w brzuchu matki pełne 40 tygodni - informuje "Glob and Mail".
Na całym świecie za pełną ciążę uznaje się taką, która trwa od 37 do 41 tygodni. Ostatnio lekarze często decydowali się nawet na wywoływanie porodu właśnie w 37. tygodniu, tłumacząc to strachem przed powikłaniami i zagrożeniem dla życia matki. Dlatego zdecydowano się zbadać, jak ta praktyka wpływa na rozwój dziecka.
Po przebadaniu 18 tysięcy maluchów okazało się, że te urodzone wcześniej mają niższy współczynnik ilorazu inteligencji oraz są minimalnie bardziej zagrożone "śmiercią łóżeczkową" czyli nagłym bezdechem.
Naukowcy z kanadyjskiego Instytutu Zdrowia odnotowali, że w przypadku noworodków urodzonych w 37. tygodniu wskaźnik śmiertelności wynosił 0,66 przypadków na 1000 dzieci, a wśród urodzonych trzy tygodnie później - 0,34.
Stwierdzone przez nas różnice są stosunkowo niewielkie,
ale poddają w wątpliwości sens wywoływania wcześniejszych porodów. A lekarze
decydują się na ten krok coraz częściej - stwierdza dr Michael Kramer, z McGill
University. | AJ
www.o2.pl / www.sfora.pl | Środa
[09.06.2010, 10:51]
DZIECKO URODZIŁO SIĘ O
TYDZIEŃ ZA WCZEŚNIE? CO MU GROZI
Problemy z nauką to
wierzchołek góry lodowej.
Tacy najmłodsi są zagrożeni
olbrzymią ilością schorzeń. Od autyzmu zaczynając, na głuchocie kończąc - pisze
dailymail.co.uk.
Ci, którzy przyszli na świat w
39. tygodniu życia mają też problemy w szkole. Wymagają dodatkowej pomocy -
czytamy na portalu.
Niebezpieczeństwa omijają
dzieci, które spędziły pełne 40 tygodni w łonie matki.
Angielscy lekarze przebadali aż
400 tys. kart pacjentów. U 18 tys. wcześniej urodzonych stwierdzono
nadpobudliwość, dysleksję, a nawet głuchotę i problemy ze wzrokiem - pisze
dailymail.co.uk.
Statystycznie także, im
wcześniej się rodzi dziecko, tym więcej ma problemów z nauką. Na przykład te,
które przyszły na świat pomiędzy 24., a 27. tygodniem potrzebują pomocy siedem
razy częściej, niż urodzone w 40 tygodniu. | MK
www.o2.pl | Niedziela [28.06.2009, 16:16] 1 źródło
DZIECI MASOWO DOKONUJĄ
ABORCJI
Skandal na Wyspach. Ciąże przerywają nawet 12-latki.
Pomiędzy
Ponad pół setki dzieci poddawało się aborcjom aż czterokrotnie - takie szokujące dane ujawnił właśnie brytyjski Departament Zdrowia.
To straszne i tragiczne. Dziewczynki często dokonują wielokrotnych aborcji. To po prostu nie powinno mieć miejsca - mówi Andrew Lansley, sekretarz zdrowia z opozycyjnego gabinetu cieni Partii Konserwatywnej.
Winą za ten stan rzeczy obarczył rządzącą Partię Pracy. Według Lansleya rząd powinien zadbać o wsparcie dla nastolatków i możliwość stosowania przez nieletnie dziewczynki zastrzyków antykoncepcyjnych.
W roku 2008 dokonano w sumie 64,715 aborcji. Oznacza to wzrost o 22 proc. w ciągu dekady. Aż 46 kobiet przerwało ciążę ośmiokrotnie - zauważa gazeta.
Brytyjski rząd zainwestował w tym samym roku w programy edukacji seksualnej młodzieży 50 mln funtów. | JS
www.o2.pl / www.sfora.pl |
Czwartek 27.10.2011, 11:33
NAUKOWCY: IN VITRO POWODUJE
RAKA
Zdrowie kobiet zagrożone.
Kobiety, które przeszły
procedurę zapłodnienia in vitro są dwa razy bardziej narażone na raka jajników
niż te, które nigdy nie poddawały się sztucznemu zapłodnieniu - twierdzą
naukowcy z Holenderskiego Instytutu Onkologicznego.
Kobiety po in vitro narażone są
zarówno na złośliwe, jak i łagodne rodzaje nowotworu.
Za wzrost ryzyka pojawienia się
raka jajników odpowiedzialna jest agresywna terapia hormonalna, której
poddawane są kobiety podczas procedury sztucznego zapłodnienia. Podczas jednego
cyklu niektóre pacjentki produkują aż 80 komórek jajowych, a ich organizm nie
jest do tego przyzwyczajony - tłumaczy prof. Flora van Leeuwen.
Jej zdaniem pacjentkom, którym
po trzech cyklach nie udało się zajść w ciąże lekarze powinni odradzać dalsze
próby. A przynajmniej powinni informować o ryzyku, jakie niesie za sobą in
vitro.
Rak pojawia się średnio 15 lat
po przeprowadzeniu pierwszego cyklu sztucznego zapłodnienia. Im więcej cykli,
tym większe ryzyko, że powstanie nowotwór złośliwy. Sześć cykli to absolutne
maksimum, którego kobiety nie powinny przekraczać - mówi van Leeuwen. | BB
"WPROST" Numer:
48/2009 (1401)
TORTURY
NARODZIN
Ból porodowy nie jest bezcelową męczarnią. Ma określony fizjologiczny skutek i pomaga ustalić rytm porodu. Tak twierdzi dr Denis Walsh, położnik z Nottingham University. Jego zdaniem znieczulenie zewnątrzoponowe niweczy korzyści, które daje ból porodowy. Lekarz wywołał w Wielkiej Brytanii burzliwą dyskusję.
Brytyjski położnik twierdzi, że znieczulenie zewnątrzoponowe jest nadużywane. Odsetek takich zabiegów wzrósł w Wielkiej Brytanii z 17 proc. w 1989 r. do 33 proc. porodów w 2007 r. W jednej piątej przypadków znieczulenie zewnątrzoponowe jest podawane bez uzasadnienia, wyłącznie na żądanie kobiety. Walsh przyznaje, że łagodzenie bólu jest niezbędne w wypadku wielu kobiet. Zaleca jednak sięganie po mniej inwazyjne metody, takie jak joga, hipnoza, masaż, porody w wannie. Znieczulenie zewnątrzoponowe jest obciążone ryzykiem zaniku akcji porodowej i konieczności użycia próżnociągu lub kleszczy. Ból porodowy wyzwala produkcję endorfin, dzięki którym kobieta może sobie poradzić z cierpieniem. Ból to także inicjacja głębokiej więzi z dzieckiem i odpowiedzialności za nie. Kobiety, które otrzymują znieczulenie, mają większe kłopoty z karmieniem piersią i zwykle karmią dzieci krócej niż te, które rodziły bez farmakologicznej pomocy.
Artykuł Walsha, opublikowany na łamach czasopisma „Evidence Based Midwifery", skrytykowali inni brytyjscy położnicy. Przeważa opinia, że nie wolno lekceważyć bólu porodowego, gdyż jest to najbardziej intensywne cierpienie, jakiego kobieta doświadcza w ciągu życia. Tyle że to odczucie jest bardzo subiektywne. Dla jednych ból porodowy jest przykrym, ale akceptowalnym doznaniem, dla innych – torturą nie do zniesienia. Kwestia łagodzenia cierpień rodzącej kobiety nie po raz pierwszy wywołuje kontrowersje.
150 lat temu Kościół katolicki głosił, że ból porodowy to przejaw woli Boga, lekarze zaś uważali go za zjawisko fizjologiczne, oznakę dobrej kondycji zdrowotnej i dlatego bólu nie uśmierzano. Spory o to, czy łagodzić ból porodowy, nieco ucichły (a poszukiwania skutecznych sposobów walki z nim nabrały tempa) po tym, jak w 1853 r. dr John Snow podał chloroform królowej Wiktorii rodzącej ósme dziecko. Od tego czasu medycyna wzbogaciła się o wiele metod łagodzenia bólu. – Anestezjolog ma jednak do wyboru tylko trzy metody: może podać opioidy, środki do znieczulenia zewnątrzoponowego albo nie podawać nic – mówi doc. Michał Gaca, kierownik Kliniki Anestezjologii w Położnictwie i Ginekologii Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu.
W Polsce stosuje się głównie leki opioidowe (petydynę, dolargan, dolcontral), które nie działają od razu ani wystarczająco silnie. Zaledwie 25 proc. kobiet odczuwa pod ich wpływem wystarczającą ulgę podczas I fazy porodu. Dwukrotnie więcej kobiet jest zadowolonych z ich skuteczności w trakcie II fazy porodu. Opioidy mają skutki uboczne, przechodzą przez łożysko, więc działają także na dziecko. Jeśli zostaną podane zbyt późno, noworodek może słabiej oddychać i dostanie mniej punktów w skali Apgar. Dlatego ten typ leków może być stosowany na początku pierwszego etapu porodu, tak by ich pozostałości zniknęły z organizmu dziecka przed urodzeniem. Zbyt duża dawka tych leków upośledza odruch ssania dziecka, a u matki powoduje utrzymujące się nawet przez dwie doby zaburzenia laktacji, a także nudności, wymioty, zmęczenie i wydłużenie porodu.
– Znacznie lepszą formą łagodzenia bólu jest znieczulenie zewnątrzoponowe. Ulga jest odczuwana już po 20 minutach od podania leku w okolice dolnego odcinka kręgosłupa lędźwiowego – mówi doc. Gaca. Środki znieczulające są wstrzykiwane w bardzo małych stężeniach i nie wpływają na dziecko. Jeśli lek zostanie podany w odpowiedniej dawce, poród przebiega bez zakłóceń. Co więcej, ponieważ kobieta nie czuje silnego bólu i strachu, lepszy jest przepływ krwi przez łożysko (tzw. przepływ maciczno-łożyskowy), a więc dziecko otrzymuje więcej tlenu i rodzi się w dobrym stanie ogólnym.
W Polsce nie wystarczy, by kobieta zgłosiła potrzebę znieczulenia, by je otrzymała. Główna przyczyna to braki kadrowe i finansowe. – Znieczulenie zewnątrzoponowe na żądanie byłoby możliwe, gdyby na każdym oddziale położniczym całą dobę dyżurował anestezjolog i przeszkolona pielęgniarka, którzy zajmowaliby się wyłącznie znieczulaniem rodzących kobiet. Pacjentka, której podano znieczulenie zewnątrzoponowe, wymaga stałego nadzoru lekarza na wypadek wystąpienia powikłań – tłumaczy doc. Gaca.
Ból można kontrolować bez leków. Niefarmakologiczne metody dają zaskakująco dobre wyniki. Mimo że klinicznie potwierdzoną skuteczność w łagodzeniu bólu mają tylko leki opioidowe, inhalacja podtlenkiem azotu i znieczulenie zewnątrzoponowe. Ból jest subiektywnym odczuciem, na które można oddziaływać psychologicznie, więc właściwa edukacja i techniki relaksacyjne pozwalają niektórym kobietom urodzić bez wielkich cierpień. – Często się zdarza, że nie zrobiłem jeszcze nic albo właśnie podałem środek, który jeszcze nie miał prawa zadziałać, a pacjentka już odczuwa ulgę. Jeśli zrobimy coś, w co wierzy cierpiąca osoba, jej ból zmniejsza się o 30 proc. – mówi doc. Gaca.
Na Zachodzie, a od kilku lat także w Polsce, karierę robi przezskórna elektryczna stymulacja nerwów (TENS). Prąd o słabym natężeniu i częstotliwości pobudza neurony odpowiedzialne za uwalnianie neuroprzekaźników hamujących transmisję bólu. Stymulator TENS ma wielkość telefonu komórkowego. Podłączone są do niego elektrody – plastry przyklejane do pleców rodzącej. Korzystając z pilota, kobieta sama dostosowuje nasilenie bodźców elektrycznych do siły skurczów.
W rekomendacjach leczenia bólu u kobiet rodzących przygotowanych przez Polskie Towarzystwo Badania Bólu oraz Polskie Towarzystwo Ginekologiczne są wymienione nawet takie metody, jak wąchanie olejków eterycznych, homeopatia czy masaż bryłkami lodu miejsca między palcem wskazującym a kciukiem. Osobom podatnym na autosugestię pomaga hipnoza. Dzięki koncentracji wzrasta odporność na ból i zmniejsza się lęk przed porodem. Podatne na autohipnozę kobiety nie wymagają zwykle innych form znieczulenia, a rany związane z porodem szybko się u nich goją. Pomagać może też zanurzenie się w ciepłej wodzie, gorące i zimne kompresy, akupunktura, akupresura, regulacja oddechu, zmiana pozycji ciała. Wszystkie te metody mają ogromną zaletę: nie wpływają na dziecko. Mogą się jednak okazać niewystarczające, a nie istnieją obecnie metody pozwalające zawczasu ocenić, jak bolesny będzie poród.
Autor: Ewa Nieckuła
RODZENIE W
NATURALNEJ POZYCJI KUCZNEJ
REGUŁKA
INFORMACYJNO-PRZYGOTOWAWCZO-MOBILIZUJĄCA DLA CAŁEJ TWEJ ISTOTY, JESTESTWA, PRZED-,
DLA PORODU
Wypełnia się twoje
przeznaczenie; po to zostałaś urodzona, przygotowywana, osiągnęłaś dojrzałość,
by zwabić, skusić samca, zajść w ciążę, a następnie zrobić to, co twoja matka:
URODZIĆ DZIECKO. Twój organizm został do tego stworzony, w czasie ciąży
przygotowany, teraz Twoja kolej (przekaż zdrowe informacje - geny - w tym na
temat NATURALNEGO porodu swojemu dziecku, by nie miało problemów, i nie
przekazało ich swojemu potomstwu).
POWRÓT DO NATURY
Polki mogą już korzystać ze spionizowanej metody rodzenia, z wykorzystaniem specjalnego fotela umożliwiającego przyjęcie właściwej, kucnej pozycji ciała. Fotel przygotowany został na podstawie antycznych rycin, stanowiących inspirację dla konstruktorów. Uwzględnili oni również opinie ciężarnych pacjentek i doświadczonych położnych z całej Polski. Jak dotąd trafił do ośmiu szpitali.
Wertykalna metoda rodzenia jest obecnie jedną z najpopularniejszych na świecie. Przez wieki była używana w Persji, Chinach, Indiach, Ameryce Południowej oraz Europie. Dopiero w XVII wieku arystokracja poddała się „modzie” metody horyzontalnej, która powoli zaczęła wypierać zalecaną przez ówczesnych medyków pozycję spionizowaną. Dziś wracamy do natury, szukając nie nowych, a na nowo odkrytych metod rodzenia, czyniąc te najbardziej intymne chwile bardziej komfortowymi i bezpieczniejszymi.
Nowatorski fotel umożliwia naturalne, kucne ułożenie ciała podczas porodu. Dzięki delikatnie profilowanemu i miękkiemu oparciu pozwala na właściwe podparcie lędźwi oraz zapewnia wytchnienie w chwilach odpoczynku między skurczami. Oparcie jest mobilną częścią fotela, z możliwością demontażu, gdy wymaga tego pozycja rodzącej. Fotel wyposażony jest w boczne uchwyty na ręce, dające szansę mocnego parcia. Ma też materacyk umożliwiający położnej szybki i bardziej komfortowy dostęp do dziecka, a rodzącej wygodne ułożenie stóp. Baza fotela jest szeroka i stabilna.
Zdaniem wielu specjalistów, metoda wertykalna jest korzystna dla rodzącej, gdyż: szyjka macicy rozwiera się szybciej, bo główka dziecka mocniej na nią naciska niż w pozycji leżącej (dlatego poród na wznak wymaga większego wysiłku, zarówno ze strony matki, jak i dziecka); zmniejsza lęk i ułatwia odpoczynek między skurczami, co powoduje większe stężenie endorfin na korzyść wzrostu poziomu endogennej oxytocyny; skurcze macicy są bardziej regularne, silniejsze, częstsze – czas porodu w porównaniu z tradycyjnym skraca się nawet o 35%; łożysko jest lepiej ukrwione, a więc dziecko otrzymuje więcej tlenu; przy pionowym ułożeniu ciała kobieta może wykorzystać swobodny i głęboki oddech do zmniejszania bólu. Łatwiej jej zapanować na rytmem porodu. W czasie leżenia na plecach oddech staje się na tyle płytki, że wykorzystanie przepony jest praktycznie niemożliwe; parcie jest łatwiejsze. Gdy kobieta stoi, kuca lub siedzi, kanał rodny skierowany jest do dołu, na przesuwające się dziecko działa więc dodatkowa siła grawitacji. Podczas leżenia na plecach kanał rodny skierowany jest skośnie do góry, mięsień macicy musi pokonać dodatkowy opór, siła grawitacji przyciska dziecko do kręgosłupa matki; mniejsze jest ryzyko pęknięć krocza, bo tkanki wokół niego naciągają się równomiernie w trakcie wyłaniania się główki dziecka. W pozycji na wznak jego główka najmocniej napiera na krocze w okolicach odbytu, rośnie ryzyko pęknięcia ściany pochwy; zmniejsza konieczność stosowania środków rozkurczowych i przeciwbólowych.
źródło: Medycyna dla Ciebie
http://dziecko.interia.pl/ | Czwartek, 13 października 2005 (07:48)
PORÓD AKTYWNY - NIE DAJ SIĘ POŁOŻYĆ
Coraz więcej kobiet wybiera poród aktywny
Leżąca pozycja w czasie porodu jest najgorszą z możliwych. Nie ma nic wspólnego z fizjologią.
Ani matce, ani rodzącemu się dziecku nie ułatwia tego trudnego zadania. Często też wydłuża poród.
Tymczasem wciąż wiele kobiet rodzi leżąc na łóżkach, nie znając zalet porodu w pozycji pionowej. Rodząca jest zwykle bezradna, zdana zupełnie na pomoc medycznego personelu. Zresztą to właśnie położne i lekarze często wymuszają na rodzącej pozycję leżącą, bo taka jest dla nich wygodna, ale nie dla samej matki. Leżąca kobieta, a dawniej dodatkowo przywiązywana do łóżka, jest bardziej "posłuszną" pacjentką i łatwiej się przy niej pracuje. Nie wymaga też dodatkowego wysiłku ze strony personelu, który byłby potrzebny wtedy, gdy kobieta chce zmieniać pozycje w czasie porodu i wcale nie zamierza kłaść się do łóżka.
Na szczęście coraz więcej kobiet wybiera poród aktywny, który nie ma nic wspólnego z bezradnym cierpieniem na łóżku. Matki rodzą w pozycji kucznej, klęczącej lub stojącej, a wcześniej starają się jak najdłużej być w ruchu - spacerują, wchodzą pod prysznic, kręcą biodrami, siedzą na piłce, balansują ciałem opierając się o drabinki lub osobę towarzyszącą, a nawet tańczą. Ruch pełni bardzo ważną rolę szczególnie w początkowej fazie porodu, gdyż ułatwia dziecku prawidłowe wejście w kanał rodny. W późniejszych fazach łagodzi ból rodzącej.
Pozycja pionowa ma wiele zalet. Kanał rodny skierowany jest wtedy do dołu - na przesuwające się dziecko działa dodatkowo siła grawitacji, która wzmacnia siłę skurczy. Główka dziecka mocniej naciska na szyjkę macicy, przyspieszając jej rozwieranie. Gdy kobieta stoi, kuca lub klęczy skurcze są bardziej regularne, silniejsze i częstsze, a poród bardziej efektywny. Przy pionowej pozycji łożysko jest lepiej ukrwione, a dziecko otrzymuje dzięki temu więcej tlenu. Taka pozycja ułatwia też swobodny i głęboki oddech rodzącej, a ten z kolei pozwala zmniejszyć ból. Zachowanie pionowej pozycji w czasie parcia zmniejsza ryzyko pęknięć krocza i potrzeby nacinania go, gdyż tkanki wokół krocza są naciągnięte równomiernie.
Ostatnio coraz więcej szpitali proponuje rodzącym pozycję półsiedząca w łóżku. Jeśli rodzisz w takiej właśnie pozycji (a niestety nie jest ona też najlepsza), to nogi powinny być podciągnięte, mocno zgięte z kolanach, stopy ułożone na oparciu, ale nie uniesione wyżej pośladków, a plecy podparte jak najbardziej pionowo. Aby wzmocnić siłę parcia, złap dodatkowo poręcz łóżka.
Zanim pozwolisz się jednak ułożyć w takiej pozycji, zapytaj w swoim szpitalu, czy będziesz mogła urodzić swoje dziecko w kucki lub klęcząc na łóżku porodowym.
źródło informacji: INTERIA.PL
http://www.poradnikzdrowie.pl/ | aktualizacja: 31.03.2009
WARTO RODZIĆ PO SWOJEMU
Tak naprawdę nie ma jednej, idealnej pozycji do rodzenia. Chodzi jednak o to, by kobieta miała możliwość jej poszukania, mogła przybierać różne pozycje, by znaleźć tę najwygodniejszą i najmniej bolesną dla siebie. Okazało się, że kobiety, które mają wybór, zwykle wybierają pozycję wertykalną, to znaczy taką, gdy tułów jest w pionie, a narządy rodne są skierowane w dół. Rodzenie w pionie (na stojąco, w kucki, na kolanach) jest najbardziej naturalne i fizjologicznie najkorzystniejsze dla kobiety.
Zalety pozycji pionowych
* poród postępuje szybciej – dzięki sile grawitacji główka dziecka silniej naciska na szyjkę macicy, w efekcie szybciej się ona rozwiera, poza tym skurcze macicy są wtedy silniejsze i częstsze
* mniejsze ryzyko niedotlenienia dziecka – brzuch nie uciska głównych naczyń krwionośnych, lepsze jest więc krążenie krwi, a zatem także ukrwienie łożyska
* szerszy otwór dolny miednicy – w pionie kość guziczna może odchylać się do tyłu (podczas gdy w pozycji leżącej jest unieruchomiona), dzięki temu główka ma więcej miejsca niż w ułożeniu na wznak
* łatwiejsze parcie, bo dziecka nie trzeba wypychać pod górę; kanał rodny jest tak zbudowany, że podczas leżenia (zwłaszcza przy uniesieniu nóg), jego ujście jest skierowane skośnie do góry; znacznie łatwiej przeć, gdy kanał rodny jest skierowany w dół, bo wtedy rodzącej (i dziecku) pomaga siła ciążenia
* lepsza ochrona krocza – w pozycji leżącej główka podczas parcia najmocniej napiera na krocze w okolicy odbytu – i dlatego, by zapobiec jego pęknięciu, wykonuje się rutynowe nacięcie; natomiast gdy ciało jest w pionie, tkanki krocza wokół główki napinają się równomiernie z każdej strony, a zatem pęknięcia (i nacięcia) łatwiej uniknąć.
Jak widać, zalet jest wiele, warto więc spróbować rodzić aktywnie. Oczywiście, nic na siłę, ale jeśli rodząca ma dużo energii i chce być aktywna, nie powinno się jej tego zabraniać.
Ruch w I fazie porodu
W I okresie porodu, czyli do pełnego rozwarcia szyjki macicy, chodzenie, kucanie, kręcenie biodrami mogą zdziałać wiele dobrego – pomóc główce wstawić się w kanał rodny, przyspieszyć akcję porodową, zmniejszyć odczuwanie bólu. Warto też wykorzystać znajdujące się w sali porodowej sprzęty: dużą piłkę, drabinki, worek sako.
* na piłce (rys. 1) – ćwiczenie to jest korzystne zarówno na początku porodu (patrz opis), jak i pod koniec okresu rozwierania – wtedy zmniejsza odczuwanie bólu. Na piłce można też podskakiwać – to z kolei rozluźni mięśnie krocza. Gdy nie masz piłki, możesz kręcić biodrami, klęcząc i opierając ręce na biodrach.
* stojąca, przy partnerze (rys. 2) – w tej pozycji mocno działa siła grawitacji, ułatwiając opuszczanie się dziecka, co przyspiesza rozwieranie szyjki. W czasie skurczu możesz kręcić biodrami, by złagodzić ból. Jeśli jesteś sama, możesz przyjąć taką pozycję, chwytając się drabinek lub mocno opierając ręce o ścianę.
* na piętach – pod koniec I fazy, gdy skurcze są bardzo silne, uklęknij i usiądź na piętach, szeroko rozstawiając kolana, a rękami podeprzyj się o podłogę (lub łóżko, jeśli na nim jesteś), pochylając ciało do przodu. Taka pozycja sprzyja szybkiemu rozwieraniu szyjki, a jeśli podczas skurczu będziesz kołysać się w przód i w tył, złagodzisz nieco ból.
* klęczenie na łóżku (rys. 3) – pozycja bardzo pomocna w tzw. fazie przejścia, kiedy czujesz już skurcze parte, ale nie ma jeszcze pełnego rozwarcia. Wtedy położna prosi, żeby jeszcze nie przeć, ale bardzo trudno się od tego powstrzymać. Pozycja ta zmniejsza siłę skurczów partych.
Parcie inaczej niż zwykle
* na czworakach – klęczenie, ale już z podparciem górnej części ciała na łokciach (pozycja kolankowo-łokciowa) jest także bardzo korzystne do parcia, gdyż sprzyja poszerzaniu kanału rodnego. Klęcząc, trzeba szeroko rozstawić nogi, wypinając biodra i pośladki do tyłu. Jeśli kobieta klęczy na łóżku porodowym, może trzymać się rękami jego bocznych uchwytów. Pozycja bardzo korzystna, gdy dziecko jest duże.
* pozycja kuczna (rys. 4) – najbardziej fizjologiczna i najefektywniejsza pozycja do porodu – skraca kanał rodny i rozszerza kości miednicy, ułatwiając wypieranie główki. Jest kilka jej wariantów. Jeśli rodzisz z mężem, najlepszy będzie ten przedstawiony na rys. 4. Jeśli nie towarzyszy ci partner, ukucnij przodem do drabinki, rękami mocno chwytając się szczebelka. Pozycję kuczną możesz też przyjąć na łóżku, jeśli są dwie osoby (np. mąż i położna), na których barkach możesz oprzeć ramiona. Pozycje kuczne dobrze jest ćwiczyć już w ciąży, aby wzmocnić mięśnie nóg.
Autorka: Agnieszka Roszkowska (miesięcznik "M jak mama")
konsultant: dr Paweł Kubik, ginekolog położnik
"WPROST"
Numer: 23/2009 (1378)
RODZIĆ PO
DOMOWEMU
Większość ginekologów reaguje
oburzeniem na sam pomysł urodzenia dziecka poza szpitalem. Czy słusznie? Z
najnowszych badań wynika, że przy prawidłowo przebiegającej ciąży oraz dobrym
stanie zdrowia matki poród w domu jest tak samo bezpieczny jak w warunkach
szpitalnych.
Holenderscy badacze wzięli pod
uwagę ponad pół miliona kobiet, które rodziły w latach 2000-2006. Część z nich
miała zaplanowany poród domowy, część szpitalny. – Liczba dzieci, które zmarły
albo zostały przyjęte na oddział intensywnej terapii, była taka sama w obu
grupach i wynosiła siedem na tysiąc urodzeń. Kobiety mogą zatem w pełni
bezpiecznie wybierać miejsce rodzenia – twierdzi prof. Simone
Buitendijk,szefowa Programu Zdrowia Dziecka przy Holenderskiej Organizacji
Stosowanych Badań Naukowych (TNO) w Leiden.
– W wypadku porodu domowego
wyższe ryzyko dotyczy przede wszystkim sytuacji, kiedy akcja porodowa
zaskoczyła kobietę nieplanującą rodzenia w domu, nie było przy niej położnej i
zabrakło czasu na przewiezienie jej do szpitala – mówi „Wprost" Kenneth
Johnson z Public Health Agency of Canada.
Gdy kobieta jest zdrowa,
znajduje się pod opieką lekarza i ma pomoc położnej, poród w domu zwykle nie
wymaga interwencji medycznych. Rzadziej nacina się krocze i stosuje leki
przeciwbólowe. – Wynika to z poczucia bezpieczeństwa rodzącej, bo jest ona u
siebie. Również położna jest wyłącznie do jej dyspozycji, dzięki czemu szybko
może rozpoznać wszelkie niebezpieczne sygnały – mówi Katarzyna Oleś, położna,
szefowa stowarzyszenia Niezależna Inicjatywa Rodziców i Położnych „Dobrze
Urodzeni", która odbiera porody domowe od 17 lat. – Od 17 lat nie było
wypadku śmierci dziecka ani matki w porodzie domowym. Ponad 80 proc. dzieci
rodzi się z punktacją Apgar 9-10, czyli w wyśmienitym stanie – podkreśla
Katarzyna Oleś. Mimo to w 2008 r. w Polsce na 400 tys. porodów tylko 200 odbyło
się w domu.
Jeśli pozwolić kobiecie dokonać
wyboru, prawie nigdy nie wybierze pozycji leżącej przy porodzie. – Tymczasem
wybór pozycji rodzenia jest możliwy jedynie w dwudziestu szpitalach w Polsce,
choć w deklaracjach wygląda to inaczej – mówi Katarzyna Oleś. Z badań
opublikowanych w „The Cochrane Library" wynika, że przybieranie wszelkich
innych pozycji poza leżącą podczas pierwszej fazy porodu skraca poród o godzinę
i zmniejsza odczuwanie bólu.
Pozycja pionowa pomaga dziecku,
pozostawiając mu więcej miejsca na przepychanie się w dół, bo nieznacznie
zwiększa się obwód miednicy. To z kolei zmniejsza nacisk na nerwy wzdłuż
kręgosłupa, redukując ból odczuwany przez kobietę. – Kiedy matka pozostaje w
pionie i w ruchu, na dziecko działa siła grawitacji. Dziecko szybciej przyjmuje
najlepszą pozycję do porodu – wyjaśnia Annemarie Lawrence, położna z Institute
of Women’sand Children’s Health przy Townsville Hospital w Australii.
Fizjologii pomagają też względy psychologiczne. Kobieta ma poczucie kontroli i
aktywnego udziału w porodzie.
Zdaniem prof. Krzysztofa Preisa,
kierownika Katedry Perinatologii i Kliniki Położnictwa Akademii Medycznej w
Gdańsku, poród powinien się odbywać w pozycji wybranej przez rodzącą. –
Upieranie się przy jakiejś wersji jest błędem. Jeżeli chce wisieć czy kucać, to
dobrze, ale znam też takie kobiety, które chcą po prostu leżeć i wyganianie ich
z łóżka dla jakiejś doktryny jest nieludzkie – mówi prof. Preis.
Dr Wojciech Puzyna, dyrektor
szpitala św. Zofii w Warszawie, uważa, że poród domowy w Polsce jest mniej
bezpieczny niż w szpitalu. – Poród domowy jest bardziej intymny, ale wiąże się
z wydłużeniem czasu na udzielenie pomocy i większym stresem w razie nagłych
komplikacji – mówi dr Puzyna. Atmosfera w szpitalu zależy głównie od personelu.
– Zamiast robić „religię" z porodów w domu, należy stworzyć domową
atmosferę w szpitalu – podkreśla prof. Preis.
Porody domowe powinni przyjmować
lekarze i położne o wyjątkowych
kwalifikacjach. Powinni być afiliowani przy regionalnym szpitalu, ich
kwalifikacje powinien znać ordynator, a oni sami powinni pozostawać w kontakcie
z oddziałem. Ale tak, niestety, nie jest. Jedynie kobiety, u których ciąża
przebiega prawidłowo, a ryzyko okołoporodowe jest niskie, mogą się starać o
poród w domu.
Autor: Aleksandra Postoła
www.onet.pl | 2 lip 2009
JAK WYGLĄDA WASZA RELACJA Z PARTNEREM PO WSPÓLNYM
PORODZIE?
Chciałam Was spytać jak wygląda wasza relacja z partnerem po wspólnym porodzie?
U nas jest trudno i to raczej ja mam problem. Nie radzę sobie ze świadomością, że mój mąż widział mnie w tamtych chwilach. Wstydzę się na wspomnienie tego co się działo. Nie potrafię zapomnieć o bólu, o tym jak nie panowałam nad sobą, jak krzyczałam . Nie uprawiamy seksu chociaż minęły już 4 miesiące i sama bardzo tego chcę. Mam wrażenie, że moja intymność, kobiecość została pogrzebana gdzieś tam na porodówce. Dodam, że poród wspominam jako porażkę, mam poczucie, że zawiodłam. Nie radze sobie z tym. Jednocześnie wiem, że mąż bardzo mi wtedy pomógł, wspierał mnie ogromnie, zadbał o mnie i o naszego synka gdy ja w szoku słabo kontaktowałam. Tak mi wstyd. Widzę też, że mąż mnie bardzo pragnie. Twierdzi, że dla niego nic się nie zmieniło a nawet, że kocha mnie bardziej. A ja? Mam jakoś blokadę. W sytuacjach intymnych natychmiast pojawiają się obrazy z porodu i każda próba zbliżenia kończy się płaczem. Co mam zrobić? Mój mąż jest fantastycznym człowiekiem, mam cudownego synka tylko sama jakoś pozbierać się nie potrafię. I to poczucie wstydu, zażenowania…
KOMENTARZ
3 lip 2009
Bo głupie te kobiety i naiwne!
Poród to bardzo intymne i
KOBIECE wydarzenie. Wiec jeśli już to towarzyszyć powinna druga kobieta- mama,
siostra, przyjaciółka, teściowa... Plecy pomasują? Pomasują. Za rękę
potrzymają? Potrzymają. Dodadzą otuchy? Dodadzą. Itd. A mogą pomóc jeszcze bardziej
gdy same wcześniej rodziły. I nie byłoby wtedy takich problemów jak wyżej. Ale
nie. Bo niech wie jak się poświęcam. Ale PO CO?! Jak zobaczył jak cierpię to
zaczął mnie bardziej kochać i szanować?! No na litość Boską! A wczesniej nie
szanował? Nie kochał? To ja dziękuję za takiego męża, który kocha i sznuje
tylko jak zobaczy jak żona cierpi. Poród
nie może być wyznacznikiem miłości i szacunku. Być może mówią, ze nic się nie
zmieniło, wszystko jest ok, ale mówić sobie mogą ale co tak naprawdę myśla...
wiedzą tylko oni. ja też prawdopodobnie na ich miejscu bym się nie przyznawała
wiedząc jak reagują na to kobiety:) I nie ma co tu pisać ze jak się zraził to
znaczy że niedojrzały itd. Facet to facet. Ma inną psychikę i myśli innymi
kategoriami. Ja się w zasadzie nie dziwię ze mogą się zrazić bo byłam z moją
siostrą gdy rodziła i wiem jak to wygląda z drugiej strony. Niech czeka na
korytarzu jeśli chce od pierwszych chwil być z dzieckiem. Niech się wykaze
dojrzałoscią, szacunkiem i miłością
podczas opieki nad dzieckiem. To dopiero wyczyn! Ale na porodówkę wstęp
powinien być mężczyznom wzbroniony. Takie jest moje skromne zdanie w tej
kwestii. Pozdrawiam. | TezMama
www.o2.pl / www.sfora.pl | Niedziela [18.10.2009, 21:15] 5 źródeł
OJCIEC NIE POWINIEN BYĆ OBECNY PRZY PORODZIE
Czym grozi jego wejście na salę porodową.
Ojcowie, którzy przetrwali to wydarzenie bez omdlenia z pewnością mają co wspominać. Lekarze-położnicy nie mają jednak wątpliwości, że moda na rodzinne porody nie jest dobra. Ani dla dziecka, ani dla rodziców - przestrzega "The Daily Mail".
Obecność mężczyzny dodatkowo denerwuje kobietę, co może doprowadzić do komplikacji podczas porodu. Z pewnością jednak opóźnia cały proces.
Organizm rodzącej produkuje wtedy więcej adrenaliny, która z kolei obniża poziom oksytocyny - hormonu niezbędnego podczas porodu. Narodziny dziecka trwają więc dłużej, co jest niebezpieczne dla noworodka jak i matki - mówi dr Michael Odent.
W jego opinii poród rodzinny może wpłynąć także na późniejsze relacje w małżeństwie, co w skrajnych przypadkach skończy się rozwodem.
Dr Odent twierdzi, że znane są przypadki unikania seksu przez mężczyzn, a nawet depresji - nazwanej już nawet przez lekarzy „poporodową". | FC
www.o2.pl / www.sfora.pl |
Niedziela [30.05.2010, 22:20]
WSPIERASZ PARTNERKĘ W CIĄŻY?
BĘDZIESZ GORSZYM OJCEM
Pod żadnym pozorem nie możesz
uczestniczyć w porodzie.
Miejsce mężczyzny jest w
poczekalni, nie na porodówce - przekonuje doktor Jonathan Ives z Centrum Etyki
Biomedycznej Uniwersytetu w Birmingham. Dlaczego?
Mężczyźni mają olbrzymie chęci.
Ale okazuje się, że zostają tylko i wyłącznie biernymi towarzyszami w
obowiązkach partnerki. To prowadzi do ich emocjonalnego zamknięcia - pisze
guardian.co.uk.
W ten sposób zaczynają swoje
ojcostwo od porażki i rozczarowania.
Zdaniem naukowca to powoduje
olbrzymią trudność w późniejszym, aktywnym wypełnianiu obowiązków wobec
dziecka.
Dlatego doktor twierdzi, że
mężczyźni nie powinni chodzić do szkół rodzenia. Podobnie traktuje ich obecność
przy porodzie.
Funkcjonujemy w fałszywym
przekonaniu, że jeśli mężczyzna nie jest całkowicie zaangażowny w każdy aspekt
rozwoju dziecka, to zawodzi - mówi Ives. | MK
www.o2.pl / www.sfora.pl | 1 źródło Piątek [12.02.2010, 21:17]
TAK CIĄŻA RUJNUJE ZDROWIE FACETÓW
Przez nią wpadają w depresję i tyją.
Pierwszą rzeczą jaką 40 proc. mężczyzn czuje tuż po porodzie, to ulga. Niemal 30 proc. jeszcze w czasie ciąży było przekonanych, że nie da rady - czytamy na askamum.co.uk.
Portal opisuje badanie 2 tys. ojców których poczynania śledzono w czasie ciąży i już podczas opieki nad dzieckiem.
Aż 54 proc. sądzi, że jest dla swojego dziecka lepszym ojcem niż ich własny był dla nich - dodaje portal.
Nie może być jednak tak idealnie, skoro co 20 wpadł po narodzinach dziecka w depresję. Także 11 proc. małżeństw rozpadło się w rok po porodzie.
6 na 10 stwierdziło, że ich związek przestał dotyczyć relacji mąż żona a skupił się na związku rodzice - dziecko. Tylu samo mężczyzn twierdzi, że do 4 miesiąca po porodzie nie uprawiali z żoną seksu - informują twórcy DVD dla ojców "Being Dad’".
O rozrywkach naturalnych dla okresu sprzed narodzin też można zapomnieć. Aż 80 proc. uważa, że nie spotyka się już tak często ze znajomymi.
Przy okazji badań odkryto, że co trzeci ojciec tyje
bardziej niż żona, a dwie trzecie zapuszcza wąsy lub brodę - dodaje
askamum.co.uk. | JS
PRAWO KATZA: LUDZIE
I NARODY BĘDĄ DZIAŁAĆ RACJONALNIE WTEDY I TYLKO WTEDY, GDY WYCZERPIĄ JUŻ
WSZYSTKIE INNE MOŻLIWOŚCI...
www.wolnyswiat.pl WBREW ZŁU!!!
PISMO
NIEZALEŻNE – WOLNE OD WPŁYWÓW JAKICHKOLWIEK ORGANIZACJI RELIGIJNYCH, PARTII,
UGRUPOWAŃ I STOWARZYSZEŃ ORAZ WYPŁOCIN REKLAMOWYCH. WSKAZUJE PROBLEMY
GOSPODARCZE, POLITYCZNE, PRAWNE, SPOŁECZNE I PROPOZYCJE SPOSOBÓW ICH
ROZWIĄZANIA (RACJONALNE MYŚLI, ANALIZY, WNIOSKI, POMYSŁY, POSTULATY, I ICH
ARGUMENTACJA, CAŁE I FRAGMENTY ROZSĄDNYCH, INTERESUJĄCYCH MATERIAŁÓW Z PRASY I
INTERNETU)
OSOBY CHCĄCE WESPRZEĆ MOJE PISMO, DZIAŁANIA PROSZĘ O WPŁATY NA KONTO:
Piotr
Kołodyński
Skr. 904,
00-950 W-wa 1
BANK PEKAO
SA II O. WARSZAWA
Nr rachunku: 74 1240 1024 1111 0010 0521 0478
Przy wpłatach do 800 PLN należy podać: imię i nazwisko, adres, nr PESEL oraz tytuł wpłaty (darowizna na pismo „Wolny Świat”). Wpłat powyżej 800 PLN można dokonać tylko z konta bankowego lub kartą płatniczą.
ILE ZOSTAŁO WPŁACONE BĘDĘ PRZEDSTAWIAŁ CO 3 MIESIĄCE NA PODSTAWIE WYDRUKU BANKOWEGO (na życzenie, przy wpłacie od 100 zł, będę podawał jej wielkość oraz wskazane dane wpłacających).
Stan wpłat od 2000 r. do dnia 14.12.2010 r.: 100 zł.
17. ELEKTRONICZNE ZBIERANIE PODPISÓW (pod
inicjatywami ustawodawczymi, moją kandydaturą na prezydenta)
http://www.wolnyswiat.pl/17.php
21. WPŁATY I WYDATKI
http://www.wolnyswiat.pl/21.html
22. MOJA KSIĄŻKA
http://www.wolnyswiat.pl/22.html